Lilian Tintori deklaruje, że nie zamierza zostać politykiem. Nie startowała w wyborach parlamentarnych, w których historyczne zwycięstwo odniosła wenezuelska opozycja. To jednak dzięki niej o sytuacji w kraju zrobiło się głośno na całym świecie. Siłę do walki daje jej miłość do męża, najsłynniejszego więźnia politycznego Wenezueli.
Świat dowiedział się o istnieniu Lilian Tintori 18 lutego 2014 r. Tego dnia jej mąż Leopoldo Lopez demonstracyjnie oddał się w ręce wenezuelskiego wymiaru sprawiedliwości. Władze zarzucały mu koordynowanie protestów i oskarżały o podżeganie do przemocy. Poszło o wydarzenia, które rozegrały się kilka dni wcześniej przed siedzibą prokuratury generalnej, gdy pokojowa demonstracja przerodziła się w pełen przemocy protest. Palono samochody, z rąk służb bezpieczeństwa zginęli demonstranci. Lopez, najbardziej charyzmatyczny przywódca wenezuelskiej opozycji, był na miejscu, ale szybko oddalił się od manifestujących. Władza jednak od dawna chciała się go pozbyć i szukała na niego haka. Było jasne, że tym razem reżim Nicolasa Maduro nie ustąpi. W kraju toczyły się właśnie największe i najbardziej krwawe protesty od czasu objęcia władzy przez następcę Hugo Chaveza.
Znany z zamiłowania do teatralnych gestów Lopez dokładnie wyreżyserował scenę swojego aresztowania. Na czele wielotysięcznej manifestacji przeszedł ulicami Caracas, otoczony tłumem zwolenników. Na Plaza Brion czekał na niego kordon policji. Zanim oddał się w ręce władz, z wenezuelską flagą wdrapał się na pomnik Jose Martiego, XIX-wiecznego bohatera narodowego Kuby, orędownika jedności i suwerenności państw Ameryki Łacińskiej. W pewnym momencie przez tłum zaczęła przedzierać się drobna blondynka. – Pozwólcie jej przejść – rozległy się okrzyki. Na barkach stojących przed pomnikiem osób wspięła się do Lopeza. Ich pełen czułości uścisk został uwieczniony przez fotoreporterów i operatorów.
Tego dnia Leopoldo Lopez stał się najbardziej znanym więźniem politycznym Wenezueli, a jego żona Lilian Tintori – bo to ona była ową drobną blondynką – została twarzą wenezuelskiej opozycji. Lopez, eskortowany z Plaza Brion przez samego Diosdada Cabello, skompromitowanego podejrzeniami o związki z narkobiznesem przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego, został przewieziony do więzienia wojskowego Ramo Verde, gdzie przebywa do tej pory. 11 września 2015 r., po mocno nietransparentnym i krytykowanym ze wszystkich stron procesie, został skazany na ponad 13 lat więzienia. Do tego, że w czasie postępowania fabrykowano dowody i naruszano wszelkie możliwe zasady prawa, przyznał się niedawno jeden z prokuratorów, Franklin Nieves, który zbiegł z Wenezueli do Stanów Zjednoczonych. Oskarża on reżim Maduro o to, że stosuje wobec śledczych "terror psychologiczny" i manipuluje wymiarem sprawiedliwości, jak mu się żywnie podoba.
Maska reżimu
– Leopoldo oddał się w ręce władzy, by zdjąć reżimowi Maduro maskę. Po roku i czterech miesiącach myślę, że nie ma co do tego wątpliwości. Dla nikogo nie jest już tajemnicą to, co dzieje się w Wenezueli. Nawet przywódcy krajów najbardziej zbliżonych do chavizmu widzą, że nie ma tam wolności ani państwa prawa – mówiła Lilian Tintori w listopadowej rozmowie z hiszpańskim dziennikiem "El Pais".
Zdejmowaniem maski reżimowi od czasu aresztowania męża niestrudzenie zajmuje się też sama Tintori. W ciągu kilkunastu miesięcy przemierzyła tysiące kilometrów, zdobyła poparcie papieża Franciszka, przywódców politycznych, byłych prezydentów, organizacji pozarządowych i mediów na całym świecie.
Choć centralne miejsce w jej wystąpieniach zawsze zajmują apele o pomoc w uwolnieniu Leopoldo Lopeza i pozostałych 75 osób, które opozycja uważa za więźniów politycznych, dużo opowiada też o sytuacji w Wenezueli. O kraju wyniszczonym przez lata nieudolnych rządów. O długich kolejkach do apteki czy supermarketu, braku podstawowych produktów na półkach. O wysokich kosztach życia, inflacji na poziomie 74 proc. – najwyższej na świecie. O królującym braku poczucia bezpieczeństwa, gdy co 20 minut zabity zostaje jeden Wenezuelczyk, o porwaniach i napadach. O tym, że strach wyjść na ulicę.
O wszystkich tych problemach napisano setki artykułów, jednak to dopiero Lilian zaczęto słuchać na poważnie. Na pewno nie przeszkadzają w tym jej smutny uśmiech, dziewczęce rysy twarzy i figura mistrzyni kitesurfingu. – Społeczność międzynarodowa jest kluczowa w naszej walce i dzięki niej nie czujemy się sami – mówi Tintori. – Tych, którzy bronią wenezuelskiej władzy, poprosiłabym, żeby pojechali tam ze mną choćby na jeden dzień. A potem opowiedzieli wszystkim, co zobaczyli – dodaje.
Przygoda, telewizja, miłość
37-letnia Lilian, córka Wenezuelki i Argentyńczyka, który uciekł z kraju przed dyktaturą Jorge Videli, lubi opowiadać o swojej wielkiej miłości do męża. Gdy się poznali, miała już za sobą występ w reality show "Robinson. La gran aventura", w którym wraz z kilkunastoma innymi uczestnikami stawiała czoła ekstremalnym warunkom i własnym słabościom na wyspie u wybrzeży Panamy. Lilian zajęła siódme miejsce. Nie była anonimowa. Studiując pedagogikę, dorabiała jako prezenterka w radiu i telewizji. Została mistrzynią Wenezueli w kitesurfingu. W 2003 r. znajomy zaproponował, że przedstawi ją burmistrzowi stołecznej dzielnicy Chacao, Leopoldo Lopezowi. U władzy był już wtedy Hugo Chavez, a Lopez krytycznie oceniał jego rządy i brał udział w nieudanym zamachu stanu z 2002 r.
Lilian twierdzi, że wcale się nie paliła, by poznać Leopoldo, bo nie chciała mieć ze światem polityki nic wspólnego. Dała się jednak przekonać. – Zaczęliśmy rozmawiać o 23.00, a skończyliśmy o 6.00 rano. Przegadaliśmy całą noc, tańczyliśmy. Od tego czasu jesteśmy nierozłączni – wspomina pierwsze spotkanie z przyszłym mężem. Znajomego, który ich ze sobą poznał, w zeszłym roku znaleziono martwego nieopodal Caracas. Został zastrzelony w czasie wycieczki rowerowej.
Tintori kocha opowiadać anegdotę, zgodnie z którą prosząc ją o rękę, Lopez zadał dwa pytania: czy chce wziąć ślub z nim oraz z Wenezuelą. Jakkolwiek patetycznie by to nie brzmiało, po weselu jej życie rzeczywiście zmieniło się nie do poznania. Zrezygnowała z kariery w mediach i stała się pełnoetatową "panią burmistrzową". Potem na świat przyszły dzieci – w 2009 r. Manuela, a w 2013 r. Leopoldo junior. Wspólną pasją Lilian i Leopoldo stał się sport: zaczęli uprawiać triatlon, a Tintori została fanką maratonów. W każdą rocznicę ślubu brali udział w przeprawie wpław przez rzekę Orinoko – 3 km pod prąd.
Maraton bez końca
Najdłuższy maraton rozpoczął się jednak dla Lilian wraz z aresztowaniem Lopeza. 37-latka stała się głosem swojego uwięzionego męża, zarówno na arenie międzynarodowej, jak i w kraju. Niestrudzenie mobilizuje opozycję, odczytuje przygotowane przez Leopoldo apele do zwolenników, w których prosi o zachowanie spokoju i niezłomność. Jedną z najcięższych prób był strajk głodowy, który wraz z kilkoma innymi więźniami politycznymi jej mąż rozpoczął pod koniec maja. Trwał 30 dni, a Lopez schudł wtedy o 15 kg. – Był taki słaby, że kiedy chodził, musiał się podpierać o ściany. Pod koniec nie mógł już wstać z łóżka. Władze uniemożliwiały, by zbadał go zaufany lekarz, który mógłby obiektywnie ocenić jego stan – mówiła po zakończeniu protestu Lilian. Strajkujący domagali się wyznaczenia daty wyborów parlamentarnych, dopuszczenia obserwatorów międzynarodowych, uwolnienia więźniów politycznych i zaprzestania represji oraz cenzury. Presja międzynarodowa na Wenezuelę stawała się coraz większa, stanem zdrowia Lopeza interesowały się media. 23 czerwca poinformowano, że wybory do Zgromadzenia Narodowego odbędą się 6 grudnia. Uwolniono dwóch więźniów politycznych.
Przemoc i historyczne zwycięstwo
Lilian zaangażowała się w kampanię wyborczą zjednoczonej opozycji, zgromadzonej pod wspólnym szyldem MUD (Mesa de la Unidad Democratica). Choć sama nie kandydowała, przemierzyła kraj wzdłuż i wszerz, w ciągu ostatnich pięciu tygodni przedwyborczej gonitwy wzięła udział w ponad 50 wiecach. Jak mówi, przez cały ten czas była zastraszana i bacznie obserwowana przez władze. Pełna napięcia okazała się zwłaszcza końcówka kampanii. 25 listopada Lilian leciała na wiec do stanu Guarico w centralnej części kraju. Na lotnisku usiłowano uniemożliwić jej wylot, grożąc pilotom odebraniem licencji. Awionetka z Lilian na pokładzie wylądowała bezpiecznie. Na pokładzie drugiej maszyny, którą podróżowali m.in. ekipa odpowiedzialna za komunikację i operatorzy, z niewyjaśnionych dotąd przyczyn wybuchł pożar. Pilot mówił, że nie zadziałały hamulce, które jeszcze rano były sprawne. Na miejscu Tintori została przywitana przez reżimowe bojówki wyzwiskami i kamieniami. Najgorsze miało dopiero jednak nadejść – w czasie wiecu od kuli zginął opozycyjny polityk Luis Manuel Diaz. Stał obok Lilian. Wiele osób uważało, że to właśnie ona była prawdziwym celem ataku.
Rząd zakwalifikował zabójstwo Diaza jako "wyrównywanie rachunków pomiędzy gangami". Do Tintori zadzwonił wiceprezydent Jorge Arreaza, który miał zaoferować jej ochronę i zaproponować spotkanie w celu ustalenia szczegółów. Kobieta jednak odmówiła. – Ci, którzy miesiącami mnie prześladują i śledzą, mają mnie teraz chronić? Nie ufam władzom tego kraju. Nie spotkam się z tymi, którzy chcą mnie zabić – argumentowała. Ostrzegła, że jeśli coś stanie się jej lub dzieciom, krew na rękach będzie miał prezydent Nicolas Maduro.
Tuż przed głosowaniem 6 grudnia zawiozła dzieci do Miami, a sama wróciła do Wenezueli, by oddać głos. Opozycja odniosła historyczny sukces. Dokładnie 17 lat po pierwszym zwycięstwie Hugo Chaveza zdobyła 112 ze 167 miejsc w Zgromadzeniu Narodowym, co daje jej większość 2/3 głosów. Dzięki temu może rozpocząć mozolny proces rozplątywania pajęczyny, którą reżim oplótł całe państwo, a nawet ogłosiła referendum w sprawie odwołania prezydenta. Nie będzie to łatwe – po zaskakująco spokojnym w pierwszej chwili przyjęciu porażki Maduro powrócił do swojej ognistej retoryki. Zwycięstwo opozycji zwalił na karb zagranicznego spisku i "wojny gospodarczej" wypowiedzianej Wenezueli. Zabrał się też za próby osłabienia przyszłego parlamentu przy pomocy przychylnych sobie instytucji. W pośpiechu nominował 12 nowych sędziów Sądu Najwyższego, opozycji natomiast wymierzył kolejny prztyczek w nos – nowym rzecznikiem praw obywatelskich została Susana Barreiros – sędzia, która skazała Lopeza na ponad 13 lat więzienia.
Opozycja zapowiada, że na samym początku nowej kadencji, która rozpoczyna się 5 stycznia, będzie chciała uchwalić amnestię dla więźniów politycznych. Lilian Tintori domaga się jednak, by Maduro wypuścił ich jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia. Jej zdaniem właśnie w ten sposób prezydent ma szansę wykonać koncyliacyjny gest, który pokazałby, że pokój w kraju naprawdę leży mu na sercu. – Oczekuję, że 24 grudnia moje dzieci otworzą prezenty świąteczne razem ze swoim tatą – mówi Tintori.
"Tato, czy umrzesz w więzieniu?"
To właśnie dzieci są najczulszym punktem zarówno Lilian, jak i Leopoldo. Tintori przyznaje, że oboje bardzo się boją, że coś im się stanie, a spośród głosów krytyki najbardziej bolą ich właśnie te, które docierają do 6-letniej Manueli i 2-letniego Leo juniora. Kolegom z klasy zdarza się wytykać ich palcami jako dzieci "potwora z Ramo Verde" (tak nazywany jest Lopez przez prezydenta, przedstawicieli rządu i reżimowe media).
Jak dzieci znoszą pobyt ojca w więzieniu? – Manuela dużo płacze. Chce, żeby tato opowiadał jej bajki. Pewnego razu zapytała też Leopoldo, czy umrze w więzieniu. To była jedna z nielicznych chwil, kiedy widziałam, że się załamał. Gdy idziemy do więzienia i nagle arbitralnie kończą nam wizytę, Manuela wiesza się na kratach i krzyczy: "tato, tato!" – opowiadała Tintori w rozmowie z kolumbijskim magazynem "Jet-Set".
Tęsknota
Sama stara się nie załamywać i nie zamierza zrezygnować. Twierdzi, że bardzo pomaga jej w tym modlitwa (jest niezwykle religijna) i poczucie, iż walczy o wspólną przyszłość swojej rodziny. – Jeśli coś mi się stanie, chciałabym, żeby moje dzieci wiedziały, że nie przestałam walczyć o uwolnienie ich ojca – wyjaśniała w wywiadzie dla "El Pais".
– Kiedy jem, zastanawiam się, co je Leopoldo. Kiedy się kładę, myślę, w jakiej pozycji leży na swojej pryczy. Gdy się budzę, modlę się, głęboko oddycham i myślę, że któregoś dnia go uwolnią. Ubieram się, zakładam buty i wychodzę walczyć – tłumaczyła.
Jej asystentka w rozmowie z hiszpańskim dziennikiem "El Mundo" opowiadała, że władze torturują Lilian psychicznie informacjami o możliwym uwolnieniu męża; utrzymują ją w stanie permanentnego czuwania. – Czasami wygląda, jakby się załamała. Ale następnego dnia wstaje promienna i zmotywowana do walki – mówiła z podziwem.
Sama Tintori przekonuje, że w jej życiu nie ma miejsca ani czasu na zmęczenie. – Muszę pracować, dążyć do uwolnienia więźniów, do uspokojenia sytuacji. To wspólna walka. Mój głos reprezentuje wszystkich prześladowanych, torturowanych, więzionych. Liczą na mnie, a przez to nigdy nie czuję się sama. Patrzę na tych ludzi i w każdym z nich widzę Leopoldo – przyznaje.
Romanse, luksus i burżuazja
Reżimowe media podsumowują działalność Tintori krótko: żona ultraprawicowego opozycjonisty wyruszyła w międzynarodową trasę, by próbować oczyścić jego wizerunek za pomocą manipulacji i tanich chwytów. Sugerują romanse, wytykają, że chodzi do luksusowych restauracji. Wenezuelską opinię publiczną zrazić do niej nie jest trudno.
Z Lopezem, pochodzącym z bogatej rodziny absolwentem Harvardu, postrzegani są jako przedstawiciele "starej Wenezueli" oddalonej od problemów zwykłych, klepiących biedę obywateli. Nie pomaga im fakt, że stali się ulubieńcami zachodnich mediów, co nie przekonuje nastawionych antyimperialistycznie Wenezuelczyków. Lilian zarzuca się wyniosłość, wyniesione z telewizji sztuczne gesty, infantylizm.
"Jedyną zaletą Lilian Tintori jest to, że ma męża w więzieniu. To wina osła (Nicolasa) Maduro, który swoimi słabościami przekształcił małżeństwo imbecyli w liderów demokracji i wolności" – można przeczytać w internecie.
Kwestia strategii
Leopoldo Lopez budzi też skrajne emocje w szeregach samej opozycji. Jest najbardziej charyzmatycznym z jej liderów, ale przed pójściem do więzienia uznawany był za osobę arogancką i nieskłonną do kompromisu. Część opozycjonistów zarzuca Lopezowi, że jest indywidualistą i nie konsultuje swoich pomysłów z innymi. Gdy z więzienia ustami Lilian wzywał do kolejnej manifestacji, Mesa de la Unidad Democratica odcięła się od tej propozycji. Umiarkowane skrzydło, którego twarzą jest dwukrotny kandydat w wyborach prezydenckich i gubernator stanu Miranda Henrique Capriles Radonski, nie chce masowych protestów jak te z lutego 2014 r., kiedy zginęły 43 osoby, a kilkaset zostało rannych. Rozbicie wewnętrzne opozycji to największy prezent, jaki w obecnej sytuacji mógłby wymarzyć sobie Nicolas Maduro. Radonski zapowiada, że nowy parlament będzie postępował z rozwagą, bo najważniejszymi problemami Wenezueli są teraz głód i puste półki w sklepach, najwyższa na świecie inflacja i jeden z najwyższych wskaźników zabójstw.
Nie wiadomo jeszcze, jakie miejsce na nowej scenie politycznej, która ma szansę ukształtować się po tegorocznych wyborach parlamentarnych, historia szykuje dla małżeństwa Lopez-Tintori. Choć Lilian zapowiada, że nie ma ambicji politycznych, niektórzy wieszczą jej los Violety Chamorro, pierwszej kobiety prezydent Ameryki Środkowej, wdowy po opozycjoniście Pedro Joaquinie Chamorro walczącym z reżimem Anastasia Somozy w Nikaragui.
Ona sama mówi, że chce po prostu, by jej mąż wrócił do domu. – Jestem matką dwójki jego dzieci i marzy mi się trzecie – wyjaśniała ze śmiechem dziennikarzom "El Mundo".