Jeszcze do niedawna mało kto o nim słyszał, dziś według magazynu "Time" to "nowa twarz Europy". Jego przyjacielem jest Władimir Putin, a Viktor Orban mówi: "to mój bohater". Kibicuje mu wnuczka Mussoliniego, twierdząc, że przypomina jej dziadka. Matteo Salvini oficjalnie jest tylko wicepremierem, ale to on rządzi Włochami z tylnego fotela. I na tym jego ambicje się nie kończą.
Kiedy w wieku 17 lat rozpoczynał karierę polityczną, głosił radykalne, antywłoskie poglądy. Wśród rodaków zasłynął w 1999 roku, gdy podczas wizyty prezydenta Carla Azeglia Ciampiego w Mediolanie odmówił podania mu ręki.
- Nie, dziękuję. Pan nie jest moimprzedstawicielem – powiedział 26-letni wtedy Matteo Salvini. Należał do Ligi Północnej, która chciała oderwania zamożnej północy Włoch od biednego i zacofanego południa kraju.
Od tego czasu wiele się zmieniło. 45-letni dziś Salvini jest wicepremierem i ministrem spraw wewnętrznych Włoch, popieranym przez ponad 60 proc. społeczeństwa, również na południu, z którym się przeprosił. Włosi chwalą go za to, że jest kontaktowy, bezpośredni. Mówi to, co chcą usłyszeć, w sposób zrozumiały dla każdego.
Jego pozycja w kraju i na arenie międzynarodowej cały czas rośnie. To on spotyka się z przywódcami innych państw i to on jest najbardziej rozpoznawalnym włoskim politykiem. Europa zaczęła się go bać, bo jest skuteczny, a głosi nieprzychylne jej hasła. Wyrzuca z kraju migrantów i zapowiada, że zreformuje Wspólnotę.
Separatysta
Unię zna dobrze. Jako 31-latek został europosłem i tłumaczył w Strasburgu, że północnym regionom jego kraju będzie lepiej bez południa. Na początku hasła Ligi Północnej dotyczyły tylko autonomii północy, później oddzielnego państwa – Padanii. Politycy ugrupowania wymyślili nazwę od rzeki Pad, która przepływa przez tereny północnych Włoch, wybrali hymn, flagę, a nawet stworzyli oddzielny "parlament". Kiedy w 2008 roku Matteo Salvini został wybrany do włoskiego parlamentu, przyjechał do Rzymu w koszulce z napisem "Padania to nie Włochy".
W pewnym momencie separatystyczne hasła przestały jednak działać na wyborców, a słupki Ligi w sondażach zaczęły wyraźnie spadać. Prawdziwy kryzys pojawił się jednak, gdy wyszły na jaw nieprawidłowości przy wydawaniu partyjnych dotacji. Część pieniędzy miała na przykład trafić do rodziny ówczesnego szefa Ligi Północnej Umberto Bossiego i sfinansować m.in. remont jego rezydencji i zakup luksusowego auta. Dla partii, która głosiła hasła typu "złodziejski Rzym", to był cios.
Wydawało się, że to koniec, ale jak wiadomo, kiedy spadnie się na samo dno, można się od niego odbić. I tu swoją rolę odegrał nie kto inny jak Matteo Salvini.
Na problemy - imigranci
W 2013 roku udało mu się przejąć władzę w partii. Była wtedy na całkowitym marginesie włoskiej polityki, skompromitowana skandalami korupcyjnymi i z hasłami, które już nie porywały tłumów. Salvini postanowił to zmienić i dokładnie wiedział jak.
Ligę Północną przekształcił w Ligę. Brak drugiego członu służy oczywiście temu, by partię mogli wspierać mieszkańcy całego kraju. W programie nie ma już ani słowa o odłączaniu bogatej północy od biednego południa. Co więcej, Salvini publicznie przeprosił wyborców tamtej części kraju. Teraz w jedności widzi szansę na przetrwanie Włoch. Wrogiem nie jest już Rzym, ale biurokratyczna Bruksela.
I najważniejsze – imigranci, żyjący na koszt włoskiego podatnika, sfrustrowanego bezczynnością reszty Europy. Salvini doskonale wyczuł te nastroje i właśnie na antyimigranckich hasłach zbudował swoje poparcie.
Wcześniejsza separatystyczna Liga Północna i obecna skrajnie prawicowa Liga to zatem dwie zupełnie różne partie, o innych celach i programie. Efekty widać w sondażach. Kiedy obecny szef przejmował partię, miała poparcie rzędu 4 proc., teraz prawie 30 proc.
- Salvini to zręczny, przebiegły polityk z ponad 20-letnim doświadczeniem. Czy koniunkturalista? A który dobry polityk nie jest koniunkturalistą – mówi w rozmowie z Magazynem TVN24 Maciej Górski, były ambasador Polski we Włoszech.
Il Capitano
Kiedy pierwszy cel został zrealizowany - przejęcie władzy w partii - Salvini postanowił pójść o krok dalej i walczyć o fotel premiera. Do marcowych wyborów parlamentarnych szedł razem z Silvio Berlusconim i jego Forza Italia.
Koalicja wprawdzie wybory wygrała, ale nie zdobyła wymaganych 40 procent, by samodzielnie rządzić. Był impas. Wtedy z pomocną ręką przyszedł Ruch Pięciu Gwiazd pod wodzą zaledwie 32-letniego Luigiego Di Maio. Po rekordowo długich, trwających trzy miesiące negocjacjach powstała dość egzotyczna koalicja lewicujących Pięciu Gwiazd i skrajnie prawicowej Ligi. Berlusconiemu po drodze podziękowano na współpracę. Taki warunek postawił Di Maio.
W obecnym rządzie Matteo Salvini oficjalnie pełni funkcję wicepremiera, ale tak naprawdę to on rządzi.
Nie odważył się do tej pory sięgnąć po tekę premiera, bo podczas koalicyjnych negocjacji był tym słabszym. Liga uzyskała niewiele ponad 17 proc. głosów, a Ruch Pięciu Gwiazd ponad 32 proc. Premierem ostatecznie, w wyniku kompromisu, została osoba z zewnątrz, bez żadnego doświadczenia politycznego - Giuseppe Conte. Di Maio został wicepremierem, jak Salvini, który na takim tle mógł wybić się szybko i bez większych problemów. Zresztą nadany mu przez Włochów przydomek Il Capitano (Kapitan) zdaje się to potwierdzać.
Czego chcą Włosi?
To, że - jak na razie - nie starał się o fotel premiera, nie znaczy, że tego nie zrobi w przyszłości. Liga w krótkim czasie podwoiła swój wyborczy wynik. Pół roku po wyborach popiera ją już ponad 30 proc. Włochów. Niemal takie samo poparcie w najnowszym sondażu, opublikowanym przez dziennik "La Repubblica", uzyskał Ruch Pięciu Gwiazd (29,4 proc.). Słabszy dogonił więc silniejszego.
Samego Salviniego pozytywnie oceniło 60 proc. Włochów. Luigi di Maio uzyskał 57 proc. pozytywnych głosów, a cały koalicyjny rząd 62 proc. To rekord w ostatnich latach. Przede wszystkim rzuca się jednak w oczy ogromny skok Salviniego i jego partii.
- Dobrze, że jest ktoś taki, jak Salvini. Z nim idziemy w dobrym kierunku – mówi Paola, elegancka starsza pani, ekspedientka z rzymskiego butiku. - Ma moje zaufanie – dodaje 42-letni Lorenzo, turysta z Bolonii, również spotkany w stolicy Włoch. Jeżeli polityk we Włoszech wzbudza zaufanie, to już duży komplement. Gian Luca, student zainteresowany polityką, jest bardziej sceptyczny: - Salvini zyskuje uznanie, bo mówi to, co Włosi chcą usłyszeć, ale problem polega na tym, że ostatecznie nie wszystko to będzie dla kraju dobre.
Mówi przede wszystkim o migrantach. Podczas kampanii zapowiadał, że wyrzuci z Włoch pół miliona z nich. Dosłownie dwa dni po zaprzysiężeniu rządu poleciał na Sycylię i oświadczył, że mogą się już pakować.
Po kolejnych kilku dniach odmówił wpuszczenia do włoskiego portu statku Aquarius z ponad 600 afrykańskimi imigrantami na pokładzie. Kiedy w Europie słychać było głosy pełne oburzenia, we Włoszech właśnie wtedy słupki poparcia Ligi zaczęły rosnąć.
Ostatnio włoski rząd przyjął tzw. dekret Salviniego zaostrzający prawo imigracyjne. We Włoszech, gdzie oficjalnie jest około pięciu milionów migrantów, z czego cztery miliony to osoby urodzone poza granicami kraju (nie mówiąc o tych, którzy przebywają w nim nielegalnie) takie działania i takie hasła są przyjmowane bardzo dobrze.
Metody à la Mussolini
Gorzej odbierane jest to w Europie. Podczas niedawnej konferencji na temat migracji w Wiedniu doszło do sporu między Salvinim a szefem dyplomacji Luksemburga Jeanem Asselbornem. Włoch tłumaczył, że jego celem jest to, by rodziło się więcej dzieci, a nie zastępowanie młodych pokoleń imigrantami z Afryki. I dodał, że nie chce "nowych niewolników". Asselborn oświadczył, że "Salvini stosuje metody i tony faszystów z lat 30".
Wcześniej, kiedy w jednym z włoskich tygodników katolickich pojawił się tekst krytyczny w stosunku do Salviniego, zareagował on wpisem na portalu społecznościowym - "tanti nemici, tanto onore", co znaczy "dużo wrogów, duży honor". To odniesienie do słów Benito Mussoliniego "molti nemici, molto onore" o tym samym znaczeniu (zarówno słowo "molto", jak i "tanto" znaczą to samo – po polsku "dużo"). Co warte zauważenia, wpis pojawił się dokładnie w rocznicę urodzin faszystowskiego dyktatora. Zastanawia natomiast, dlaczego cytat nie był wierny... Tego Salvini nie wyjaśnił.
Jego zwolenniczką jest natomiast wnuczka Duce. Z wzajemnością. Coraz bardziej prawdopodobne jest, że Alessandra Mussolini wystartuje w wyborach na prezydenta regionu Kampania w wyborach w 2020 roku właśnie z ramienia Ligi. Ona sama wyraziła swój entuzjazm i chwaliła Salviniego, mówiąc, że przypomina jej dziadka, bo "tak samo jak on potrafi słuchać ludzi".
Włosi jednak nie lubią, gdy w Europie porównuje się go do Mussoliniego. - Populista tak, ale faszysta nie – mówią nawet ci bardziej krytyczni w stosunku do niego. Porównanie jest o tyle niezręczne, że Mussolini, jak wiadomo, źle skończył. W Salvinim większość Włochów pokłada duże nadzieje.
Nowi przyjaciele
Liczą na niego też jego nowi przyjaciele na arenie międzynarodowej. Teraz sprzymierzeńcem Włoch są Węgry - równie krytyczne wobec idei przyjmowania migrantów. Salvini przerwał nawet urlop i wrócił do Mediolanu, gdy dowiedział się, że jest tam premier Węgier, którego stawia sobie za wzór. Orban nie pozostał dłużny. - Salvini to mój towarzysz losu, mój bohater – powiedział w rozmowie z dziennikarzami.
Ciekawe, że takich wyrazów poparcia i sympatii nie widać w relacjach włoskiego rządu z polskim. Łączy je wspólny przyjaciel Orban i zbieżne poglądy wygłaszane na arenie międzynarodowej, ale spotkań i bliższych relacji brak. Być może to kwestia czasu. - Nie wykluczam, że po przyszłorocznych wyborach do europarlamentu PiS będzie w jednej frakcji z Ligą, być może też z Ruchem Pięciu Gwiazd – zdradza w rozmowie z Magazynem TVN24 Ryszard Czarnecki, europoseł Prawa i Sprawiedliwości.
Przyjaciółką już teraz jest natomiast Marine Le Pen. Niedawno Salvini wyraził swoje wsparcie dla liderki francuskiego Frontu Narodowego, gdy sąd skierował ją na badania psychiatryczne w związku z procesem, który toczy się w jej sprawie. Chodzi o udostępnianie przez nią zdjęć przedstawiających okrucieństwo tzw. Państwa Islamskiego. Matteo Salvini na portalu społecznościowym skomentował to słowami: "Sąd zleca ocenę psychiatryczną Marine Le Pen. Brak mi słów. Solidaryzuję się z nią i Francuzami, którzy kochają wolność!".
Dobre relacje łączą też włoskiego wicepremiera z Władimirem Putinem. Jest jednym z nielicznych europejskich polityków, który opowiadał się za zniesieniem unijnych sankcji nałożonych na Rosję.
Na podbój Europy
To wszystko różni Włochy od głównych graczy w Unii Europejskiej. Za sprawą Mattea Salviniego kraj skręcił mocno na prawo i dołączył do grupy państw krytykujących wspólnotę, przeciwnych napływowi migrantów. Europa obserwuje to z coraz większym niepokojem. Powinna. Salvini w krótkim czasie przejął władzę w partii, teraz przejmuje rząd, a Europa jest następna na jego liście.
- Nie chce italexitu, chce zmienić Europę od środka. Marzy mu się wpływowa pozycja i utworzenie grupy prawicowych państw, które będą Unię reformować – uważa były ambasador w Rzymie Maciej Górski.
Zostało to już odnotowane. Zdjęcie wicepremiera Italii z podpisem "Nowa twarz Europy" znalazło się na okładce tygodnika "Time". - Jak ją zobaczyłem, pomyślałem o Renzim. Jemu się nie udało, pomimo tego całego kina, które robił – skomentował Salvini. Matteo Renzi to polityczny przeciwnik Salviniego, demokrata i najmłodszy w historii, były już, premier Włoch. Był znany ze swoich niestandardowych zachowań i wypowiedzi. To nie jego jednak zauważył świat, ale Mattea Salviniego.
Król mediów społecznościowych
Widać go też w mediach społecznościowych. Jego profil na Facebooku śledzi ponad trzy miliony osób. Mogą tam znaleźć filmy, zdjęcia, linki, dotyczące i spraw zawodowych, i prywatnych. Oczywiście najwięcej wpisów dotyczy sytuacji wokół migrantów i to wzbudza największe emocje, są też złośliwości wymierzone w przeciwników politycznych, ale również zdjęcia z wieczornego joggingu w centrum Rzymu ("żeby pozbyć się zmęczenia, myśli i wkurzenia" - pisze), fragmenty programów telewizyjnych, w których jest gościem (a bywa często). Niedawno były życzenia dla córki z okazji pierwszego dnia szkoły i dla obecnej partnerki, która z kolei zadebiutowała jako gospodyni programu kulinarnego na antenie Rai.
Co ciekawe, Salvini nie jest wzorem cnót, jeśli chodzi o życie prywatne. Prawicowy polityk w katolickim kraju ma dwoje dzieci z dwiema różnymi kobietami. Teraz spotyka się z kolejną – wspomnianą prezenterką Elisą Isoardi. Coś, co w innym kraju mogłoby mieć negatywny wpływ na karierę polityczną na tak wysokim szczeblu, we Włoszech zdaje się nie mieć żadnego znaczenia. Dał temu zresztą przykład Silvio Berlusconi.
Zaczynają się pojawiać natomiast zarzuty, czy między wpisami na portalach społecznościowych, wizytami w studiach telewizyjnych, przyjęciami i spędzaniem czasu z partnerką, znajduje czas na zwyczajną pracę. Niedawno tygodnik "Oggi" przez tydzień śledził każdy krok Salviniego, sprawdzając, jak często bywa w ministerstwie. Niezbyt często. "Odkryliśmy, że jest tam tylko w porze obiadu i to nie zawsze". Nie ma to, jak dotąd, wpływu na wyniki w sondażach. Najważniejsze, że jest skuteczny i widoczny.
Problemy finansowe
Problem może się jednak za jakiś czas pojawić. W końcu nie samym narzekaniem na migrantów Włosi żyją. Ostatecznie zawsze chodzi o pieniądze, a tych nowy rząd obiecał wiele. Faktem jest, że najwięcej obietnic złożył lewicujący Ruch Pięciu Gwiazd, ale jako że rządzi wspólnie z Ligą, odpowiedzialność będzie zbiorowa. Koalicja zapowiadała między innymi obniżki podatków, wprowadzenie tzw. dochodu podstawowego i cofnięcie reformy, która podniosła minimalny wiek emerytalny, a to wszystko oznacza duże koszty.
Włoski rząd nie może pieniędzy po prostu dodrukować. W strefie euro drukuje je tylko Europejski Bank Centralny. Jeszcze w czasie kampanii wyborczej Salvini wspominał wprawdzie o wyjściu ze strefy euro, teraz głośno już o tym nie mówi. Unia Europejska natomiast sytuacji się przygląda. Komisarz ds. gospodarczych i finansowych Pierre Moscovici mówił niedawno, że w strefie euro "jest problem, którym są Włochy", i dodał, że kraj nie może funkcjonować z długiem publicznym w wysokości 130 proc. PKB. Ocenił też, że obserwując wypowiedzi niektórych włoskich polityków, nie można całkowicie wykluczyć wyjścia tego kraju ze strefy euro.
Kilka dni temu włoski rząd zaproponował projekt budżetu na 2019 rok obciążony deficytem na poziomie 2,4 proc. PKB. Zdaniem szefa Komisji Europejskiej to łamie unijny pakt stabilności i wzrostu. Jean-Claude Juncker ostrzega, że może to wpędzić Włochy w kryzys podobny do greckiego, a nawet zagrozić całej strefie euro. Jak odpowiedział włoski wicepremier? - Jego słowa nas nie powstrzymają. Dosyć gróźb i obelg ze strony Unii Europejskiej. Włochy są suwerennym krajem.
Jeśli Salvini zrealizuje wszystkie obietnice gospodarcze, może to oznaczać naruszenie reguł fiskalnych Unii Europejskiej i w związku z tym poważne problemy. Brak realizacji obietnic, to problem w kraju. Sondaże nie są w końcu dane raz na zawsze. Trzeba kalkulować, ale w tym Matteo Salvini jest dobry.