Była brutalnie torturowana. Za życia przewiercono jej kości nóg. Zapewne oskarżono ją o to, że była czarownicą. Pogrzebano jak wampira, wkładając do ust cegłę. Dlaczego trafiła w ręce kata, jak wyglądała, jak się nazywała? Po kilkuset latach próbują to ustalić naukowcy. Już wiedzą, że była niebieskooką blondynką i w chwili śmierci miała ponad 60 lat.
Nietypowy pochówek w Kamieniu Pomorskim znaleźli archeolodzy.
Jak? Przez przypadek.
Inwestor chciał budować w tak zwanym kwartale dominikańskim. W średniowieczu znajdował się tam klasztor i kościół. Cmentarz też był. Korzystano z niego jeszcze w XVII wieku.
I to tam, kilka metrów od innych szczątków, archeolodzy trafili na dość osobliwy pochówek.
- Zmarły miał w ustach fragment cegły, a kości długie nóg były przewiercone. Tak wyglądają pochówki antywampiryczne. Ze wstępnych badań antropologicznych prowadzonych przez profesora Karola Piaseckiego wynikało, że mamy do czynienia z mężczyzną. Szybko okrzyknięto go wampirem z Kamienia Pomorskiego. Trzeba zaznaczyć, że profesor Piasecki korzystał z konwencjonalnych metod bez użycia nowoczesnych sprzętów - opowiada Grzegorz Kurka, dyrektor Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej.
Wampir, czyli kto? Na pewno nie krwiopijca rodem z horrorów. W ludziach, żyjących w XVII wieku, nie tak trudno było wzbudzić strach.
Wampirem mógł być każdy, kto się jakoś wyróżniał. Nietypowy zgryz, zdeformowana czaszka, introwertyk - i już jesteś w kręgu podejrzanych. Dorzućmy do tego jakąś klęskę żywiołową albo tajemniczą śmierć, a podejrzeń będzie jeszcze więcej.
Ludzie bali się inności, dlatego często podejrzewali odmieńców o konszachty z nieczystymi siłami.tvn24.pl
Kostka po kostce
"Wampir" najpierw trafił do Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej. I tu pojawiły się pierwsze wątpliwości.
Grzegorz Kurka: - Patrzyliśmy na ten szkielet i coś nam nie pasowało.
Andrzej Ossowski: - Zastanawialiśmy się, czy to rzeczywiście jest szkielet mężczyzny.
Ale przypuszczenia to za mało. I tak szkielet trafił na stół sekcyjny w Katedrze Medycyny Sądowej PUM w Szczecinie. Naukowcy rozłożyli go na części. Obejrzeli każdą kosteczkę. Centymetr po centymetrze. Szczątki analizowało 20 specjalistów, w tym 11 genetyków.
Minęło 13 miesięcy. Zespół docenta Ossowskiego ma twarde dowody.
Są zamknięte w szklanych probówkach.
- To są pierwsze tak szczegółowe badania szkieletu znalezionego przez archeologów. Przy tak silnie zdegradowanych szczątkach można powiedzieć, że mamy do czynienia z badaniami ekstremalnymi. Zazwyczaj wykorzystuje się je przy sprawach kryminalnych - opowiada docent Andrzej Ossowski z Katedry Medycyny Sądowej w Szczecinie.
Okazało się, że na stole wcale nie leżał 45-55-letni mężczyzna o ciemnych oczach i ciemnych włosach. Wręcz przeciwnie.
To była blondynka
"Wampir" okazał się niebieskooką blondynką. Wskazuje na to szereg analiz antropologicznych. Choć nie brakowało jej wielu cech męskich. W chwili śmierci miała ponad 60 lat. Trudno powiedzieć, jakiej była postury, ale mierzyła 167 cm. Można też pokusić się o stwierdzenie, że była "stąd". Jej pochodzenie etniczne ustalono na typowo europejskie.
- Lista badań jest długa. Cały zespół pracował nad poszczególnymi elementami. Podzielmy je na konkretne panele - mówi Ossowski i wylicza:
Badania antropologiczne - określają m.in. płeć, wzrost, pochodzenie biogeograficzne;
Badania medyczno-sądowe - określają m.in. przyczyny śmierci, opis odniesionych obrażeń (tomografia, patomorfologia);
Badania genetyczne - określają profil genetyczny i m.in. takie szczegóły jak: kolor oczu, kolor włosów, karnację, pochodzenie biogeograficzne.
Zamiast na stos do piachu
Na podstawie datowania radiowęglowego udało się określić czas pochówku na przełom XVII i XVIII wieku. Eksperci ze Szczecina przyjrzeli się też dokładnie nietypowym obrażeniom, których ślady widać na szkielecie gołym okiem. Przewiercone na wylot kość udowa i piszczelowa to nie jakaś zwykła kontuzja. Kobieta nie mogła sama sobie zadać takich obrażeń.
Co więcej, powstały one jeszcze za jej życia. Potwierdzają to ślady po ropniach. Rany nie mogły się przecież zagoić już po jej śmierci. Widoczne są także obrażenia po uderzeniach narzędziem tępokrawędziastym - jak opisali profesor Mirosław Parafiniuk oraz doktor Mariusz Hololicki.
- Te badania pozwoliły na postawienie nowej hipotezy. Wszystkie te uzyskane informacje układają się w pewną całość. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę kontekst historyczny. Sądzimy, że ta kobieta została oskarżona o czary, a następnie poddawana była torturom i podczas nich zginęła - mówi Ossowski.
To, że kobiety są bardziej narażone na kontakty z diabłem, miało wynikać już z etymologii słowa "kobieta". Po łacinie "femina" oznacza "mniej wiary". To dlatego słabsze od mężczyzn kobiety miały łatwiej ulegać złym mocom.
Muzeum Tortur w Zielonej Górze
Czym zawiniła? Tego jeszcze nie wiadomo. Ale między XV a XVIII wiekiem "czarownice" oskarżano na przykład o sprowadzenie kataklizmu, zjadanie dzieci, zarazy, udział w sabatach, tajemne kontakty z diabłem, a nawet bezpłodność bądź impotencję. Niekiedy oskarżenia o czarostwo rzucano, by kogoś zdyskredytować, a nawet wydziedziczyć.
"Czarownica" z Kamienia jednak zamiast na stos trafiła do piekła na ziemi.
- Tę kobietę poddano sadystycznym metodom. Podejrzewamy, że rozciągano ją między innymi na łożu madejowym. Prawdopodobnie wtedy przewiercono jej kości - opowiada Kurka.
Ci, którzy trafiali na madejowe łoże, przeżywali męczarnie. Urządzenie składało się z ławy z kołowrotem. Ofiarę przytwierdzano, a następnie wyciągano jej ręce i nogi. Niekiedy jednocześnie stosowano jeszcze inne tortury. Łoże posiadało również tak zwane jeże, które wbijały się w ciało.
- Ona musiała potężnie cierpieć - dodaje dyrektor muzeum.
Obaj naukowcy zgodnie twierdzą, że do tej pory nikt nie przebadał tak szczegółowo ofiary oskarżonej o czary.
Procesy na własną rękę?
- Kamień Pomorski był miejscem, gdzie w tamtym okresie procesy o czary przeprowadzane były przez Kapitułę Katedralną - mówi dyrektor Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej i przytacza fragment książki historyka Rudolfa Spuhrmanna:
Egzekucje publiczne odbywały się na obrzeżach. Niedaleko Kamienia Pomorskiego było wzgórze Langeberg, na którym palono czarownice na stosie. Potem, w XIX wieku, wzgórze zostało zniwelowane, żeby zatrzeć ślady tamtych wydarzeń. Dziś po tym miejscu nie ma śladu
Grzegorz Kurka
W drugiej połowie XVII wieku w Kamieniu prowadzono walkę z czarownicami. Kroniki zawierają sprawozdania z wielu procesów przed Kapitułą Katedralną. Rada miasta miała do całej sprawy trzeźwy i sceptyczny stosunek, ale do wydarzeń się nie wtrącała.
Co prawda, w 1715 roku król Fryderyk Wilhelm I zabronił prześladowania czarownic, ale niewykluczone, że niekiedy dochodziło do samowolki.
- W inwentarzu Zespołu Akt Kapituły Kamieńskiej z lat 1478-1823 w rozdziale XXI, zatytułowanym "Judicalia", pod pozycją 544. odnotowano cztery procesy. Przeprowadziła je Kapituła Kamieńska. Na podstawie istniejących źródeł wiemy, że 30 grudnia 1679 roku ostatnią osądzoną i spaloną na stosie była Petra Krügers ze Skarychowa. W 1720 roku, pomimo zakazu króla Fryderyka Wilhelma I, odbył się proces o czary Martina Ohmschego z Chrząstowa - wylicza Kurka.
To, że naukowcy ze Szczecina podsumowali dotychczasowe badania, nie oznacza, że zamierzają na tym poprzestać. Szkielet na wakacje wraca do Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej, gdzie zostanie wyeksponowany. Ale już jesienią znów trafi do Szczecina.
Po co? Wyniki badań genetycznych oraz zachowane dokumenty z procesów o czary dają szansę na to, że uda się ustalić, kim dokładnie była "czarownica" z Kamienia.
Jak miała na imię?
Na jakiej podstawie ją skazano?
Czy próbowała się bronić?
Te pytania nie muszą pozostać bez odpowiedzi.
- Przeprowadzimy dodatkowe badania, które pozwolą nam zrekonstruować jej wygląd. Zrobimy to na dwa sposoby. Powstanie komputerowy portret przyżyciowy. Ale wykorzystamy też metodę klasyczną, czyli przygotujemy model czaszki, do którego będziemy dokładać kolejne elementy, tak by jak najwierniej odzwierciedlić wyniki naszych badań - tłumaczy Ossowski.
Może dzięki nim uda się odnaleźć tę nieszczęśnicę w aktach spraw "czarownic".
- Stworzymy listę osób. Czy znajdziemy na niej tę kobietę? To się dopiero okaże - dodaje Ossowski.