– Wy dziennikarze przyjeżdżacie tu tylko robić zdjęcia walącym się domom, głodującym dzieciom i moim krzywym zębom. Won! – krzyczy właściciel sklepu monopolowego w centrum. Detroit to wciąż miasto bezprawia, morderstw, palących się domów i symbolu największej plajty w historii. Ciągle można tu dostać w zęby, a heroinę kupić za każdym rogiem... Ale miasto bankrut właśnie odradza się z popiołów.
Artykuł powstał we współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie w ramach programu stypendialnego dla dziennikarzy Transatlantic Media Fellowships.
Nie wychodź z domu w nocy, nie chodź po mieście sam i broń Boże, nie zapuszczaj się do opuszczonych dzielnic. To nadal aktualne rady, jeśli znajdujesz się w Detroit.
Ciągle pozostaje ono jednym z najbiedniejszych miast Ameryki. Sygnalizacja świetlna nie działa, a chodniki porosła trawa do wysokości pasa. Po mieście krążą dilerzy narkotyków i ich naćpani klienci. Dźwięk wystrzału z pistoletu to norma, pojawia się średnio co drugi dzień. Na przyjazd policji do dalszych części miasta trzeba czekać nawet godzinę.
Jednak po sześciu latach od wielkiej plajty miasto bankrut, a niegdyś światowe centrum samochodowego przemysłu, zaczyna się odradzać. Staje się amerykańską mekką młodych ludzi, ekologicznym smart city.
Sierota amerykańskiego snu
Detroit to największe miasto stanu Michigan, położone w regionie amerykańskich Wielkich Jezior. W XX wieku słynęło z dwóch rzeczy: przemysłu samochodowego oraz wytwórni muzycznej Motown. To Detroit wydało na świat muzykę Arethy Franklin, Diany Ross czy Steviego Wondera. Tutaj też spod taśmy wychodziły pierwsze modele samochodów, który później jeździły po całym świecie. W 1950 roku miasto zamieszkiwało prawie 2 miliony ludzi.
Rozwój Motor City, czyli samochodowego miasta, zapoczątkował Henry Ford, który w 1927 roku otworzył ogromną fabrykę zatrudniającą przy produkcji 90 tysięcy ludzi. Przemysł zaczął się szybko rozwijać, praca zaś oferowana przy liniach montażowych przyciągała imigrantów głównie z Kanady, Włoch i Polski. W ten sposób "wielka trójka", złożona z firm General Motors, Ford i Chrysler, narzuciła rozwój miasta i całkowicie podporządkowała je tej branży.
Prosperity zaczęło hamować w latach 50. minionego wieku. Firmy przenosiły swoje centra produkcyjne do miejsc z tańszą siłą roboczą, między innymi południowych stanów USA oraz Meksyku. Dodatkowo funkcjonowanie fabryk zaczęła powoli zmieniać automatyzacja – maszyny zastępowały robotników, drastycznie spadało zatrudnienie. W największej fabryce Forda z początkowych 90 tysięcy osób w 1960 roku pracowało zaledwie 30 tysięcy, a w 1990 roku – już tylko 6 tysięcy.
Bezrobocie rosło, w mieście królowały narkotyki i przemoc. Ludzi zaczęli wyjeżdżać, szukając lepszego życia, a do opuszczonych domów wprowadzili się narkomani uzależnieni od kokainy i cracku, dostarczanych przez liczne gangi narkotykowe. Rosła przestępczość, swój szczyt osiągając w 1991 roku, kiedy średnio każdego dnia mordowane były dwie osoby.
Władz Detroit nie stać było na utrzymywanie usług miejskich, nawet tak podstawowych jak oświetlenie ulic. Mieszkańcy zaś nie byli w stanie odbudować swojego życia w mieście pozbawionym perspektyw – tylko w 2011 roku prawie połowa właścicieli posiadłości nie płaciła podatku od nieruchomości – w budżecie miasta spowodowało to 250 milionów dolarów straty.
W 2013 roku władze Detroit ogłosiły bankructwo, z zadłużeniem sięgającym 20 miliardów dolarów. 36 proc. mieszkańców żyło w nędzy, a ponad połowa działek w mieście świeciła pustkami. Kryzys branży motoryzacyjnej osierocił miasto, pozostawiając je w biedzie z pustymi pięciopasmowymi drogami i opuszczonymi fabrykami. Ponad połowa mieszkańców wyjechała. Obecnie mieszka tu niespełna 700 tysięcy ludzi. Mniej więcej tyle, ile w Łodzi.
Modnie i odlotowo
Ale zły los dziś zaczął się odwracać. Niegdyś wyśmiewane i zapomniane, Detroit znów staje się modne. Tak, nadal jest trudne i niebezpieczne, ale jednocześnie odlotowe, tanie i otwarte na każde pomysły. Mieszkasz w Detroit, znaczy, że jesteś cool. W mieście ścierają się ci, którzy pozostali, z napływową hipsterką, zawłaszczającą centrum pod modne kawiarnie czy sklepy z vintage ciuchami i deskorolkami. Jeśli masz pomysł na biznes i kilkaset dolarów w kieszeni – przyjedź tu, wynajmij za grosze starą fabrykę i działaj.
Tak właśnie zrobił Robert Hake, przenosząc swój biznes do najstarszej dzielnicy miasta, Corktown. Ten przedsiębiorca znalazł ogromną, pustą fabrykę części samochodowych i przejął ją na potrzeby swojego rozwijającego się biznesu. – Sprowadziłem się do Detroit z uwagi na łatwość prowadzenia firmy. Później odkryłem, ile piękna kryje się w tym mieście – mówi. Hake produkuje odzież sportową na zamówienie pod szyldem MyLocker. Jeśli potrzebujesz setki koszulek z wymyślnym logo na swój zjazd maturalny, idziesz właśnie pod ten adres.
– Podczas naszych podróży do Detroit po prostu zakochaliśmy się w tym miejscu. Czekaliśmy, aż kryzys trochę przycichnie i będziemy mogli tu zamieszkać – mówią Alex i Jenny, którzy sprowadzili się tu rok temu z Kalifornii. Założyli jeden z nielicznych w mieście hosteli o nazwie Base Camp. – Kupiliśmy ogromny budynek z 1920 roku za parę tysięcy dolarów. To dom z historią, niegdyś był w nim szpital. Staramy się być częścią lokalnej społeczności. Nasi sąsiedzi nie siedzą z założonymi rękoma, organizują się, żeby odbudować swoje życie. Wszyscy pracownicy, którzy zatrudniamy do prac renowacyjnych, mieszkają w naszej dzielnicy – opowiadają.
Detroit is the New Black
Mieszkańcy miasta na różne sposoby na aktywizują opuszczone dzielnice. Dzięki wielu inicjatywom nawet rozpadające się budynki zaczynają tętnić życiem. Jedną z nich jest Projekt Heidelberg. Narodził się w 1986 roku, a jego ojcem był artysta Tyree Guyton, który zamienił upadającą dzielnicę Detroit w centrum sztuki. Domy zostały pomalowane w kolorowe kropki, a na trawnikach zagościły instalacje artystyczne, wykonane ze starych śmieci. To, co dla niektórych może się wydawać kupą żelastwa, dla artysty jest sposobem na przywrócenie uśmiechu i wiary w ludzi.
Détroit is the New Black to nazwa marki odzieżowej, stworzonej przez nowojorczankę Roslyn Karamoko, która zakochała się w tym upadłym mieście. Symbolizuje modę na Detroit i początek nowego okresu w historii miasta. Dodatkowo w słowach tych można się doszukać również odniesienia do rasizmu, niegdyś wszechobecnego na ulicach Detroit.
W latach 50. coraz większa liczba Afroamerykanów sprowadzających się do miasta wywoływała obawy wśród białych mieszkańców przed spadkiem wartości ich domów. Zaczęli wyprowadzać się z centrum do coraz dalszych dzielnic miasta. Agenci nieruchomości podsycali strach przed "czarną falą" i namawiali zamożnych mieszkańców do sprzedaży swoich domów po niższych cenach. Stałą praktyką było wysyłanie czarnoskórego dziecka do domów białych ludzi z kartką: "Teraz jest najlepszy czas na sprzedaż Twojego domu, wiesz o tym!".
Władze miasta zalegalizowały segregację rasową w szkołach głośnym wyrokiem sądu w 1974 roku, co doprowadziło do powstawania "białych" szkół na przedmieściach. Systemowa dyskryminacja uniemożliwiła Afroamerykanom zamieszkanie w bogatszych dzielnicach, dostęp do dobrej edukacji oraz miejsc pracy. Pozbawieni perspektyw wpadali w sidła narkotyków i ubóstwa, z którymi automatycznie byli utożsamiani w propagandowych przekazach.
Znani aktywiści, jak Rosa Parks czy Martin Luther King, przyjeżdżali do Detroit w ramach protestów przeciwko postępującej marginalizacji czarnoskórych mieszkańców. Marsz, który odbył się tu 23 czerwca 1963 roku pod nazwą Spacer do Wolności, przyciągnął 125 tysięcy osób i nadal jest uznawany za największą demonstrację praw obywatelskich w historii USA.
Dziś Detroit jest otwarte na napływ nowej wiedzy, pomysłów i kapitału. Afroamerykanie stanowią aż 80 procent populacji miasta, ale przyciąga ono rzesze imigrantów, również Polaków.
Migracje i powroty nad Wielkie Jeziora
Blake Kownacki zjechał do Detroit z Doliny Krzemowej, by otworzyć najmodniejszą winiarnię w okolicy. Bar mieści się w starej fabryce lodów Stroh, której klimat został wiernie zachowany. Wnętrze stanowi połączenie atmosfery Detroit z czasów prohibicji z nowoczesnym kalifornijskim klimatem. Blake wykorzystał również puste działki w mieście i zasadził na nich swoją winorośl. Mieszkańcy dbają o uprawy w jego imieniu, a następnie sprzedają mu surowiec do produkcji wina. Pijesz trunek wyprodukowany w centrum miasta, a mieszkańcy mają stałe źródło zarobku przy jego produkcji.
Do miasta wracają również jego rdzenni mieszkańcy, którzy lata temu wyjechali w poszukiwaniu pracy i lepszego życia. Arthur jest weteranem wojny w Wietnamie. Gdy wrócił do swojego domu w latach 70. po zakończonej misji, Detroit znajdowało się już na równi pochyłej. Przemysł samochodowy bankrutował, a miasto zdominowały gangi narkotykowe. Życie wymusiło na nim dalszą tułaczkę. Parę lat temu Arthur wrócił do swoich korzeni, wynajął warsztat wraz ze sklepem w pobliżu modnego miejsca w mieście, Eastern Market. Teraz zbiera elementy starego gruzu z rozpadających się budynków i zamienia je w swojej pracowni w kawałki sztuki. Arthur pokazuje elementy dekoracyjne leżące na jego wystawie sklepowej. – To jest to, co pozostało z historii naszego miasta – mówi. – Wróciłem tu, by ją zachować i przekazać dalej.
Detroit odżywa dzięki kreatywności jego starych i nowych mieszkańców. Ale wpływają tu również duże pieniądze, będące kołem zamachowym rozwoju miasta. Dan Gilbert, właściciel drużyny NBA Cleveland Cavaliers, zainwestował już około 5,6 miliarda dolarów w prawie 100 nieruchomości w centrum. Mówi się, że osierocone miasto ma nowego właściciela. Firmy z jego portfolio zatrudniają ponad 12 tysięcy osób. Nie są to liczby porównywalne z miejscami pracy w przemyśle samochodowym – największa fabryka Henry’ego Forda, Ford River Rouge, zatrudniała w latach 30. ponad 100 tysięcy pracowników – ale niewątpliwie jest to dobry nowy początek.
W budynku One Campus Martius, do którego codziennie rano wchodzi rzesza młodych ludzi z kubkami wypełnionymi latte ze Starbucksa, Microsoft otworzył siedzibę swojego nowego technologicznego centrum. Z kolei niegdyś największy symbol upadku Detroit, budynek stacji kolejowej Michigan Central Station, został niedawno wykupiony od miasta przez firmę Ford. Moloch właśnie przechodzi renowację i niedługo ma w nim powstać centrum badań nad inteligentną mobilnością.
Inteligentny rozwój miasta
Władze miasta też postanowiły wykorzystać obecne prosperity Detroit. Skoro można je odbudować w dowolnym kierunku, to czemu nie w wersji smart?
W czerwcu tego roku ratusz ogłosił plan pod nazwą Sustainability Action Agenda. Dokument został opracowany na podstawie rozmów z prawie 7 tysiącami mieszkańców, przy współpracy 14 ambasadorów zrównoważonego rozwoju, wybranych ze społeczności. Miasto promuje recykling i transport publiczny, inwestuje w zielone tereny i czystość powietrza. Stara linia kolejowa została zamieniona w popularny kompleks rekreacyjny Dequindre Cut ze ścieżkami rowerowymi i parkami. W jednej z najbardziej niebezpiecznych dzielnic miasto niedawno wybudowało farmę słoneczną o wydajności 2 MW. W parku, który niegdyś był miejscem spotkań dilerów i narkomanów, teraz jest boisko do koszykówki otoczone panelami słonecznymi.
Ratusz uruchomił nawet specjalną aplikację o nazwie Improve Detroit. Możesz zrobić zdjęcie niedziałającej latarni ulicznej lub dziury na drodze, oznaczyć lokalizację i wysłać zgłoszenie do służb miejskich. Moce przerobowe służb miejskich nie powalają, ale podobno każda zgłoszona usterka prędzej czy później jest naprawiana.
Organiczne kury z centrum miasta
Mieszkańcy dostrzegli również kreatywne sposoby na wykorzystanie pustych działek i budynków. Jednym z przykładów są popularne ogrody miejskie, które jednocześnie rozwiązują problem tak zwanych pustyń żywieniowych, obecnych w Detroit. Wystarczy przejść się do Eastern Market, który w dzień targowy wypełnia się miejskimi ogrodnikami sprzedającymi wyhodowane jabłka i zieleninę.
Start-up Keep it Growing Detroit oferuje mieszkańcom swoją pomoc przy zakładaniu przydomowych ogródków. Za 20 dolarów dostaniemy zestaw nasion, instrukcje hodowania oraz pomoc przy pierwszych sadzonkach.
– Robimy, co możemy z tym, co mamy – mówi Brandon, pracujący w ogrodzie Earthworks, prowadzonym przez zakon kapucynów. – Chcę stworzyć taki ogród również u siebie przed domem i zasilać go energią słoneczną. Żyć niezależnie od miasta. Chłopak skacze pomiędzy krzakami pomidorów i fioletowymi kalarepami, z dumą prezentując efekty swojej pracy. Systemy do podlewania sadów w większości zasilane są panelami słonecznymi ustawionymi tuż przy szklarniach.
Parę działek dalej, w piwnicznych kadziach niegdyś służących do przechowywania alkoholu, teraz pływają tysiące tilapii. Ryby są hodowane na sprzedaż, ale też na naturalny nawóz z ich odchodów, który wspiera uprawę roślin. Nieopodal właściciele ziemi trzymają kury i produkują jajka. Do kupienia również na targowisku miejskim.
Oby nie przesadzić
Modne, tanie, ale ciągle surowe Detroit przyciąga coraz więcej kapitału i pomysłów. Miasto zmierza w kierunku ekologii i zrównoważonego rozwoju. Rdzenni mieszkańcy boją się jednak gentryfikacji. Nowo napływające firmy wpływają na wzrost cen mieszkań, wypychając ich na obrzeża miasta. Arthur narzeka, że niedługo będzie musiał przenieść swoją pracownię elementów dekoracyjnych, bo właściciel ciągle podwyższa czynsz. Zadowolenie z ponownego rozwoju miasta miesza się ze strachem przed nadal niepewna przyszłością. Tym razem władze muszą być bardzo ostrożne w planowaniu przyszłego rozwoju w sposób sprawiedliwy dla wszystkich jego mieszkańców.
Piątkowego wieczoru mała uliczka mieszkalna Detroit wypełnia się boskimi dla ucha dźwiękami klasycznej muzyki soul. Zachodzące słońce oświetla zarośla otaczające domy. Muzyka niesie się z domu opieki dla starszych ludzi, a opiekunki tam pracujące kołyszą się z gracją dookoła pacjentów, wyśpiewując słowa piosenki Arethy Franklin. Czuć, że po długich latach do mieszkańców Detroit znowu wraca radość. Radość, którą trzeba pielęgnować, by znów nie opuściła tego miejsca.