O powodach, dla których Andrzej Duda wygrał wybory, i o tym, jak Rafał Trzaskowski może wykorzystać poparcie, które zdobył, Karolina Wasilewska rozmawia z psycholożką społeczną, specjalistką ds. wizerunku politycznego dr Mileną Drzewiecką i psychologiem społecznym prof. Januszem Czapińskim.
Karolina Wasilewska: Czy to było jasne, że wygra Andrzej Duda?
Prof. Janusz Czapiński: Nie byłem zaskoczony. Przewidywałem, że będzie taki wynik już na początku tego roku. Co prawda czas grał na niekorzyść Andrzeja Dudy. On odniósłby bardziej spektakularne zwycięstwo nad kandydatem opozycji 10 maja. No, ale nie udało się przeprowadzić wyborów 10 maja, mimo ogromnej wręcz presji ze strony Jarosława Kaczyńskiego. I 12 lipca to był tak naprawdę ostatni moment, w którym Andrzej Duda mógł wygrać.
Dlaczego?
Prof. Czapiński: Bo zacznie się kryzys i zaczną chudnąć portfele Polaków i wtedy tę szansę na wygraną Andrzej Duda już by stracił. Za trzy-cztery miesiące, gdyby wybory były zupełnie uczciwe, wygrałby Trzaskowski.
Dr Drzewiecka: Ja nie powiedziałabym, że wiedziałam, ale widziałam argumenty w rękach jednego i drugiego kandydata. Podręcznikowo wydawało się, że wygra ten, który jak najszerzej rozłoży parasol wartości, oprze swoją komunikację o wspólnotowość i tak próbował działać Rafał Trzaskowski.
A jednak mu się nie udało...
Dr Drzewiecka: Wygrał kandydat, który bardziej polaryzował i który bardziej dzielił. Zadziałało między innymi dlatego, że Andrzej Duda i obóz Prawa i Sprawiedliwości konsekwentnie pracowali nad tym, żeby utrwalić swoje obietnice w głowach wyborców i utrwalić obraz Dudy jako gwaranta spełnienia tych obietnic. I takiego wizerunku kandydata gwarantującego coś wyborcom Rafał Trzaskowski, a wcześniej Małgorzata Kidawa-Błońska, nie mieli. W oczach wielu wyborców Andrzej Duda wyglądał jako zdecydowany, konsekwentny mąż stanu. Kiedy wybieramy kandydata, lubimy go porównywać albo z supermanem, albo z everymanem, czyli z takim idealnym wyobrażeniem kogoś do danej roli albo z kimś z sąsiedztwa. Prawo i Sprawiedliwość sugerowało, że Andrzej Duda to jest taki superman. Mateusz Morawiecki powiedział nawet, że Andrzej Duda jest wielkim przywódcą.
Czy nie jest tak, że Andrzej Duda w tej kampanii był jednak też takim everymanem, kumplem, chłopakiem z sąsiedztwa?
Dr Drzewiecka: Mimo tego, że rząd starał się przedstawiać go jako supermana, to on, jeżdżąc po Polsce, wchodząc w tłum, pokazywał się od strony everymana. Wszystkie przybijane piątki, przyjmowane prezenty, obejmowane panie, przytulane dzieci - to jest właśnie bardziej ten everyman.
A Rafał Trzaskowski?
Dr Drzewiecka: Trzaskowski walczył z etykietką elity (warszawki - cytując Dudę) i postawił na wizerunek everymana. Mąż, ojciec, właściciel psa Bąbla, czy 9-letniego auta. Tyle tylko, że to taki wielkomiejski everyman. Dla wykształconego i dobrze zarabiającego elektoratu Warszawy, Gdańska czy Krakowa rysował się jako człowiek z sąsiedztwa. Dla wielu wyborców gorzej wykształconych, starszych czy z mniejszych ośrodków nie był ani everymanem, ani supermanem. Pozostał... "foreign", takim obcym.
Prof. Czapiński: Ja byłem zdumiony, jak Rafał Trzaskowski szybko opanował sztukę dobrego kontaktu z ludźmi. To naprawdę nie jest łatwe, a on do tej pory tego nie wykazywał. To, że w pierwszej turze wygrał wybory na prezydenta Warszawy, wynikało ze składu społecznego mieszkańców Warszawy - z nimi nie musiał się komunikować tym językiem, którym się teraz komunikował.
Dr Drzewiecka: O wiele lepiej niż Andrzej Duda radził sobie z krytykami na wiecach, czyli ich nie oceniał, nie krytykował, tylko często pozdrawiał, podejmował dialog. Na ostatnim spotkaniu wyborczym był człowiek krzyczący: "Andrzej Duda, Andrzej Duda". A Rafał Trzaskowski powiedział: "O Pan miał odwagę się tu stawić. Andrzeja Dudy tutaj nie ma, ale pozdrawiamy Pana!". Tłum zaczął skandować: "pozdrawiamy, pozdrawiamy". Tak można i tak powinno się nawiązywać kontakt z przeciwnikami.
Czego zabrakło w opowieści o Trzaskowskim?
Dr Drzewiecka: Zabrakło mu konsekwentnej opowieści o wartościach. Nie mógł tego zrobić Rafał Trzaskowski, chociażby dlatego, że miał mniej czasu. I to nie jest usprawiedliwienie Trzaskowskiego, bo jego formacja też miała kilka lat. A hasła nowej Solidarności pojawiły się dopiero w tej kampanii prezydenckiej. Być może, gdybyśmy to hasło poznali przed wyborami parlamentarnymi, Rafał Trzaskowski miałby większe szanse.
Chodzi o skojarzenia?
Dr Drzewiecka: Jeżeli zapytamy przeciwników Andrzeja Dudy, z czym kojarzy się państwu prezydent albo Prawo i Sprawiedliwość, albo z jakimi wartościami, to nawet najbardziej zagorzali przeciwnicy powiedzą właściwie na jednym wydechu: patriotyzm, duma, godność, 500 plus. A z czym się kojarzy Rafał Trzaskowski? I tu nawet zwolennicy Platformy Obywatelskiej mają pewnego rodzaju zagwozdkę. Oczywiście można mówić o podmiotowości w Unii Europejskiej, o silnej Polsce…
…O wolności, o równości, o walce z mową nienawiści. Myślę, że to są hasła, które kojarzą się z Rafałem Trzaskowskim.
Dr Drzewiecka: Można o tym mówić, ale te hasła nie są przywoływane tak szybko, jak to się dzieje w przypadku skojarzeń z Prawem i Sprawiedliwością.
Prof. Czapiński: To, co różniło narrację Rafała Trzaskowskiego od narracji Andrzeja Dudy, to były różnie rozłożone akcenty w wymiarze "cywilizacyjna modernizacja" i "zachowawcze przywiązanie do tradycyjnych wartości". To wyjaśnia, dlaczego młodzi, wykształceni Polacy opowiedzieli się w zdecydowanej większości za Rafałem Trzaskowskim. Oni się trochę duszą w atmosferze kościelno-patriotycznej kultury. Natomiast ci starsi, gorzej wykształceni, słabiej przystosowani do współczesnych czasów wyborcy, którzy głosowali na Andrzeja Dudę, doświadczają, może nie na co dzień, tak z godziny na godzinę, ale jednak od czasu do czasu - silnego lęku, a przynajmniej obaw przed wiatrem nowej kultury, który wdziera się do Polski.
Temat LGBT był tym "straszakiem"? Osłabił Trzaskowskiego, a umocnił Dudę?
Dr Drzewiecka: Ten temat wywołuje emocje, polaryzuje, natomiast zajmowanie się tylko tym tematem przez wiele dni odsunęło inne problemy na dalszy plan. I Platforma Obywatelska oraz Rafał Trzaskowski nie zdołali w tym czasie narzucić żadnego innego, równie emocjonującego tematu.
Prof. Czapiński: To były raczej obawy o to, że zmieni się cywilizacja, kultura, że teraz jawnie będą manifestować swoją inną orientację seksualną osoby LGBT, czy zostaną podważone tradycyjne wartości związane z polskością i bycia Polakiem. Innymi słowy, lęki kulturowe bardzo mocno działały.
Dr Drzewiecka: Łatwiej jest straszyć i dzielić niż łączyć, prowadzić dialog, szczególnie jeśli chcemy to zrobić w elegancki sposób. Ale trzeba wiedzieć, czym straszyć, bo żeby przekaz lękowy był skuteczny, to to, czym straszymy, musi być wyobrażalne, ale też musimy wskazać, kto jest za to zło odpowiedzialny i zaproponować rozwiązanie. Czyli w przypadku opowieści Prawa i Sprawiedliwości - jeśli straszono LGBT, to źródłem tego zła miał być Rafał Trzaskowski i jego koledzy, natomiast rozwiązaniem Prawo i Sprawiedliwość jako gwarant tradycyjnej polskiej rodziny.
Rafał Trzaskowski nie mógł tak zrobić?
Dr Drzewiecka: Pytanie, czy użycie jakiegokolwiek elementu straszącego byłoby zasadne, gdyby Trzaskowskiemu nie udało się odpowiedzieć, że ja jestem tym, który zapewni bezpieczeństwo.
Czyli zapewnianie, przynajmniej pozornie, poczucia bezpieczeństwa jest kluczowe dla wygranej?
Prof. Czapiński: Z upływem czasu również w grupie tych, którzy głosowali na Andrzeja Dudę, zostałoby naruszone poczucie bezpieczeństwa, przynajmniej w tym materialnym wymiarze, to znaczy oni zaczęliby wątpić, czy Zjednoczona Prawica i Andrzej Duda są rzeczywistą gwarancją tego bezpieczeństwa.
Rozumiem, że ma pan na myśli to, że część elektoratu Andrzeja Dudy za jakiś czas poczułaby, że w związku z epidemią ich sytuacja finansowa znacząco się pogorszyła?
Prof. Czapiński: Poczułaby, że to już nie jest taki pewniak, dający gwarancję, że będzie tak jak było. Nadchodzą zmiany, być może nad tymi zmianami traci kontrolę władza i w związku z tym nie możemy do końca zaufać tej władzy. Jeśli kryzys byłby niewielki i krótkotrwały, to oczywiście odnowione zostałyby szanse na wygraną Andrzeja Dudy, ale dopiero za półtora roku czy dwa. Tak długo nie mogliśmy czekać na wybór prezydenta.
No więc na agendę znów wchodzą "plusy" - bony turystyczne, czeki…
Prof. Czapiński: Benefity umacniają wizerunek Prawa i Sprawiedliwości, także wizerunek Andrzeja Dudy, który ledwie dwie ustawy zawetował. Benefity są silnym sygnałem dla wyborców Andrzeja Dudy, że będzie jak było, że rządzący postawią tamę zmianom kulturowym, cywilizacyjnym - i w związku z tym są jedynym gwarantem poczucia względnego bezpieczeństwa, jeżeli chodzi o własną przyszłość każdego wyborcy, że nie będzie czegoś, co usunie ziemię spod nóg tych osób starszych, gorzej wykształconych, mieszkańców małych miast lub wsi. Chodziło o poczucie bezpieczeństwa. Dla jednych sygnałem poczucia bezpieczeństwa jest zmiana cywilizacyjna i kulturowa, które pasuje do ich marzeń życiowych, celów. Gwarantuje im maksimum wolności w wyborach życiowych - kim chciałbym być. A dla wyborców Andrzeja Dudy tym gwarantem bezpieczeństwa jest zero zmian. To zostańmy przy tym, co zostało sprawdzone w życiu naszych przodków, co wspiera Kościół katolicki.
Dr Drzewiecka: Ta kampania pokazała nam znów znaczenie programu, który wygrywa kolejną kampanię. Mówię o programie 500 plus. Każdy kolejny kandydat czy każda kolejna partia staje się zakładnikiem tego programu, jaki na swoje sztandary wniosło Prawo i Sprawiedliwość w 2015 roku. Co prawda ten program nie musi przekonywać warszawskiego wyborcy Rafała Trzaskowskiego, ale chodzi o punkt odniesienia. I kiedy spojrzymy na elektorat wiejski czy małych ośrodków miejskich, gdzie ktoś zarabia 2 czy 2,5 tysiąca złotych na rękę, to dla niego to 500 złotych ma zdecydowanie wyższą wartość.
Prof. Czapiński: 500 plus to solidny dodatek do budżetów domowych, tak jak trzynasta emerytura. To miało znaczenie nie tylko takie czysto ekonomiczne, ale miało znaczenie, ponieważ uśmierzało obawy, lęk przed wypadnięciem na całkowity margines, dodawało odrobinę nadziei, że nie będę codziennie rano budził się z myślą, że następnego dnia nie będę miał, co do garnka włożyć. To dotyczyło dużej grupy ludzi.
Dr Drzewiecka: Ten program socjalny jest zatopiony w narracji godnościowej, więc wyborca nie musi opowiedzieć, że głosuje, bo dostał 500 plus, ale może powiedzieć, że głosuje, bo ten polityk przywrócił godność jego rodzinie.
Godność - słowo, które padało często z ust obu kandydatów.
Dr Drzewiecka: Rafał Trzaskowski "podkradł" trochę retoryki Prawa i Sprawiedliwości - pomyślałam tak, kiedy pierwszy raz usłyszałam o dumie, o godności, o patriotyzmie. Ale sięganie po ramę przeciwnika jest niebezpieczne, bo jak to robisz, to każdorazowo utrwalasz przekaz przeciwnika. Za każdym razem, kiedy Rafał Trzaskowski mówił o dumie, o patriotyzmie, o godności, to tak naprawdę generował w głowach wyborców skojarzenia z Prawem i Sprawiedliwością jako gwarantem tej dumy, godności i patriotyzmu. Z jednej strony popełnił błąd, sięgając po te same hasła, ale z drugiej strony rozumiem, że nie chciał oddać tego pola patriotycznego, żeby nie zostało ono zagarnięte przez jedną formację. Tylko że sam Trzaskowski w jednej kampanii to za mało, żeby konsekwentnie zbudować spójną narrację.
Zabrakło spójnej, wieloletniej narracji, narracji, którą przez poprzednie lata prowadziłaby jego formacja polityczna. Czegoś jeszcze nie miał Rafał Trzaskowski, że przegrał 450 tysiącami głosów?
Prof. Czapiński: Nie miał Jacka Kurskiego.
Czegoś jeszcze nie miał?
Prof. Czapiński: Nie miał Adama Bielana - głównego stratega w tej kampanii wyborczej, nie miał premiera Morawieckiego.
Jak Adam Bielan mógłby pomóc Trzaskowskiemu?
Prof. Czapiński: Podpowiadałby Trzaskowskiemu, to nie podpowiadałby Dudzie.
Co Dudzie dał Morawiecki?
Prof. Czapiński: Zasługą Mateusza Morawieckiego nie były te plakatowe pieniądze, które rozdawał, ale stwierdzenie, że w Polsce pandemia się skończyła. W związku z tym osoby starsze, do nich był ten apel, które obawiały się wyjścia z domu i pójścia do lokalu wyborczego z powodu koronawirusa, mogą już spokojnie te obawy odłożyć na bok, wyjść z domu i pójść do lokalu wyborczego.
To widać w wynikach.
Prof. Czapiński: Jest silny dowód na to, że ten apel Mateusza Morawieckiego naprawdę zadziałał. W pierwszej turze po raz pierwszy w wyborach w wolnej Polsce wziął udział większy odsetek osób młodszych, 18-29 lat, niż osób 60 plus. W drugiej turze wróciliśmy do starej struktury elektorskiej i zdecydowanie był większy odsetek osób w podeszłym wieku niż odsetek osób w wieku młodszym. I to jest składowa tych 400 tysięcy przewagi.
Dr Drzewiecka: Ci, którzy wybrali Andrzeja Dudę, chcieli utrzymania status quo, a opowieść, jaką Andrzej Duda snuł o tradycyjnej rodzinie, była tą opowieścią, w której ta część elektoratu mogła wyrastać. Co więcej, dla nich ten Andrzej Duda, czy politycy jego obozu, byli uosobieniem awansu społecznego. Chociaż pamiętajmy, że Andrzej Duda wywodzi się z dużego miasta, z inteligenckiej rodziny, więc on nie powinien być tym klasycznym everymanem, a jednak skradł ich serca. To było widać podczas spotkań wyborczych. Jeśli coś budowało Andrzeja Dudę w tej kampanii, to właśnie spotkania w terenie. Widać było po jego wystąpieniach, jak on rośnie we własnych oczach. W życiu publicznym, poza kampanią, trochę nieobecny, gdzieś w drugim lub w trzecim szeregu, w trakcie kampanii pośród tłumu zwolenników rosnący we własnych oczach i w oczach części elektoratu.
Prof. Czapiński: Jeżeli chodzi o elektorat Rafała Trzaskowskiego, to problem polega na tym, że nie jest to spójna ideowo formacja polityczna - w przeciwieństwie do elektoratu Andrzeja Dudy w większości. Elektorat Trzaskowskiego to był jednak taki patchwork ze zwolenników wszystkich innych kandydatów startujących w pierwszej turze, czyli z różnych organizacji politycznych. I te różnice nie zmniejszyły się na skutek tego, że pod hasłem "mamy dość" wszystkie te cząstkowe elektoraty z pierwszej tury zebrały się do kupy i głosowały na Trzaskowskiego.
Czy Polacy nie uwierzyli, że Trzaskowski potrafi być przywódcą?
Dr Drzewiecka: Rafał Trzaskowski lubił powtarzać, że chce, by to Polacy byli jego szefem. Pytanie, czy większość wyborców chciałaby być czyimś szefem (czyli pilnować, sprawdzać, weryfikować), czy raczej woli "szefa", który się nimi zaopiekuje? Podział głosów na kandydatów prawie 50/50 przypomina podział w naszej interpretacji słowa "demokracja". Z badań profesora Reykowskiego wynika, że połowa Polaków patrzy na demokrację przez pryzmat standardu opiekuńczości, a druga połowa przez pryzmat standardu wolności. Pierwsi szukają zatem wsparcia, bezpieczeństwa socjalnego etc., a drudzy stawiają na swobodę. Te różnice komponują się z profilami elektoratów Andrzeja Dudy i Rafała Trzaskowskiego.
I składy elektoratów nie zaskakują.
Prof. Czapiński: To, co istotnie różniło wyborców Rafała Trzaskowskiego i Andrzeja Dudy, to był pogląd na świat w wielu kwestiach. Taką wzorcową postacią z elektoratu Andrzeja Dudy jest starsza mieszkanka wsi południowo-wschodniej, słabo wykształcona, bardzo silnie związana z Kościołem katolickim.
Duda oczywiście wygrał na wsi.
Dr Drzewiecka: To jest zwykle elektorat konserwatywny, o tradycyjnych poglądach. I właśnie w ich idealne wyobrażenie prezydenta mógł się wpisywać Andrzej Duda - mąż i ojciec, mówiący o tradycyjnej rodzinie, podnoszący głos, według mnie - krzyczący na mnie, według nich być może zdecydowany, konkretny. Co więcej, dający proste odpowiedzi na trudne pytania. My sobie generalnie nie najlepiej radzimy z niejasnościami. Osoby o konserwatywnych poglądach bardzo lubią czarno-białą wizję rzeczywistości i Andrzej Duda w tej kampanii przedstawiał taką wizję. Mieliśmy określonego wroga, mieliśmy zalety kandydata - podkreślane przez niego samego i jego obóz.
Czy w obraz tradycyjnej rodziny wpisuje się ten dystans, oględnie mówiąc, między Andrzejem Dudą a jego żoną?
Dr Drzewiecka: Pani widzi dystans, a inni widzą rodzinę z obrazka. Jak prześledzimy sobie zdjęcia pierwszej pary, to one mnie rażą sztucznością, ale jednocześnie wiem i badania dotyczące wizerunku lidera nam też pokazują, że wielu wyborców takich obrazków sobie życzy - tradycyjny wygląd, tradycyjne barwy, tak jak żona Andrzeja Dudy występowała w bieli, w czerni, zapięta pod szyję, włosy gładko, stojąca obok męża, mąż nie patrzy na nią, jak ona mówi. Ja to widzę, ale czy każdy to widzi, czy każdy by chciał, żeby mąż patrzył na żonę? Mamy cały czas bardzo utrwalony, tradycyjny wizerunek małżeństwa, czy też rodziny. Pewnie pani słyszała od swojej babci czy ciotki, że biała bluzka to elegancka. I żona Andrzeja Dudy wychodzi na biało, córka też na biało, a córka Rafała Trzaskowskiego - Ola - wychodzi na scenę w bojówkach i czarnej bluzce. Gdybym była w sztabie, powiedziałabym: "Przebieramy młodą!". Starałabym się złagodzić jej wizerunek buntowniczki i nie chodzi o to, żeby teraz miała spódniczkę i wiązane buty, ale chodzi o to, żeby przemówić nie do zwolenników, tylko do tych, którzy się wahają, bo oni pewnie zostali wychowani, że jak na scenę, to trzeba elegancko.
W Polsce większość kobiet chyba jednak nie zgadza się z takim wizerunkiem małżeństwa czy rodziny. Wybrały Trzaskowskiego.
Dr Drzewiecka: Trzaskowscy zwracali się wielokrotnie bezpośrednio do kobiet i wychodzili poza ten wizerunek żony, która stoi przy swoim mężu. Rafał Trzaskowski mówił też o swojej żonie trochę innym językiem niż Andrzej Duda o swojej. Rafał Trzaskowski i Małgorzata Trzaskowska starali się pokazać, że między nimi jest większa otwartość, większa swoboda, ale też, że są kochającą się rodziną. I to mogło być zachętą dla wielu kobiet. A młode kobiety mogło przekonać to europejskie, bardziej otwarte oblicze Rafała Trzaskowskiego, który starał się nie dzielić, a łączyć i który w swoich hasłach wielokrotnie podkreślał, że chce walczyć o prawa kobiet.
Trzaskowski przegrał, Duda wygrał. I co dalej? Najbliższe wybory za trzy lata.
Prof. Czapiński: Jeśli nie dojdzie do drastycznej awantury o władzę w Zjednoczonej Prawicy, to ja widzę pomyślną przyszłość dla tego ugrupowania, szansę, by wygrać kolejne wybory parlamentarne.
Zaplecze polityczne Trzaskowskiego po raz pierwszy od wielu lat wydawało się być zmobilizowane w tej kampanii, odkąd na scenę wszedł Rafał Trzaskowski.
Prof. Czapiński: Moim zdaniem on jest w zasadzie jedynym autorem swojego sukcesu. Jemu mogło pomagać zaplecze polityczne, ale ja poza tym, że Koalicja Obywatelska wyłożyła pieniądze, to tej pomocy ze strony zaplecza politycznego w trakcie kampanii nie widziałem.
Dr Drzewiecka: Rafał Trzaskowski zrobił kampanię inną, bardziej mobilizującą niż poprzednie kampanie Platformy Obywatelskiej. W dużej mierze opartą o jego nazwisko i jego twarz oraz sympatyzujące z nim twarze i to wyjście poza szeregi polityczne mu służyło. To byli chociażby artyści, którzy przecież nie w ramach kampanii partyjnej, ale sami z własnej inicjatywy wsparli Rafała Trzaskowskiego.
Prof. Czapiński: Zdobył niebywały kapitał polityczny 10 milionów ludzi, którzy go poparli. Inna sprawa, że nie jest wcale wykluczone, że wśród tych 10 milionów przynajmniej połowa poparła go w sensie negatywnym - oby tylko nie Andrzej Duda, wszystko jedno, jaki inny diabeł i jaki akurat jest ten diabeł, no to trudno, to zagłosujemy na tego diabła. Ale druga połowa oddała swój głos motywowany pozytywnie, to znaczy ten kandydat im się po prostu podobał, uważali, że to jest większe dobro, a nie mniejsze zło spośród kandydatów.
Tylko czy taką mobilizację będzie w stanie wykrzesać cała partia?
Dr Drzewiecka: To już jest pytanie na lata. Kampania w XXI wieku to jest kampania permanentna, to nie jest kampania tocząca się tylko kilka tygodni przed wyborami i my tej kampanii po stronie opozycji - tak zaawansowanej jak ze strony Prawa i Sprawiedliwości - nie mamy. Dzień po ogłoszeniu wyników wyborów usłyszałam, że to jest początek drogi. To są słowa podobne do tych, które wygłaszał Grzegorz Schetyna, który lubił mówić, że to jest początek długiego marszu. Tylko ile można mieć tych początków?
Prof. Czapiński: Trzeba znaleźć teraz to minimum minimorum postaw, nadziei, celów życiowych, które spajały tę grupę elektorów Rafała Trzaskowskiego. I na tym budować ruch społeczny, a nie myśleć od razu na wstępie o nowej partii. Sensowniejszy byłby ruch społeczny, który w pewnym momencie będzie musiał przerodzić się w partię polityczną - tak jak Solidarność po 1989 roku przerodziła się co prawda nie w jedną, ale w kilka różnych partii, które w pierwszych sejmowych rozdaniach grały wspólnie. Dzięki temu odnieśliśmy sukces, którego nie odniosła większość krajów, które zdjęły z siebie wędzidła Moskwy. To jest moim zdaniem jedyna droga. Trzaskowski się bardzo dobrze sprawdził, teraz pytanie, jaką odegra rolę przy roszadach partyjnych na scenie politycznej. To jest w tej chwili duża niewiadoma. Próba rebrandingu, rewitalizacji Platformy Obywatelskiej może się powieść, natomiast moim zdaniem szanse na to, że Platforma przejmie ster władzy za cztery lata, są minimalne. To musi być inny ruch, który oczywiście wykorzystałby kapitały społeczne niektórych kandydatów w tegorocznych wyborach prezydenckich. Mam na myśli pierwszą turę, to znaczy i kapitał Rafała Trzaskowskiego, i kapitał Szymona Hołowni, i kapitał - choć kandydat się nie sprawdził - Lewicy, i być może nieco kapitał Kosiniaka-Kamysza.
Dr Drzewiecka: Trzaskowski może szukać czegoś na kształt triumwiratu Olechowski-Płażyński-Tusk. Nie wiem, czy miałby dobierać do tej trójki Borysa Budkę czy kogoś innego, ale mógłby szukać innych twarzy, które pomogą mu wykreować ruch o nazwie Nowa Solidarność. On już to motto, które było nośnikiem jego kampanii, ma i mógłby w oparciu o to jego hasło budować kolejny ruch. Jest pytanie, jak w tym wszystkim czuje się Platforma Obywatelska jako partia i czy koledzy Rafała Trzaskowskiego i koleżanki też chcieliby się aż tak otworzyć.
To jest dla niego wyzwanie na miarę dojrzałego polityka, które może nie przynieść owoców szybko i takich smacznych owoców. Następne wybory za trzy lata, jeśli nie będzie jakiejś niespodzianki. Rafał Trzaskowski musiałby z silnym zespołem przez ten czas pracować nad utrwaleniem tej narracji, którą przyjął w trakcie tej kampanii i wtedy to mogłoby podnieść szanse wygranej Platformy, co nie znaczy, że te wygraną zagwarantuje. I pytanie, czy w ogóle Platformy.