78 milionów osób śledzi ją na Twitterze i 35 milionów na Instagramie. Bywa obsceniczna i ma opinię zmanierowanej skandalistki. W 2010 roku na rozdanie nagród MTV przyszła w sukience z surowej wołowiny, a wykonując na scenie kontrowersyjny utwór "Swine", poprosiła performerkę, by na nią zwymiotowała. Czy ktoś mógł przypuszczać, że w "Narodzinach gwiazdy" jako nieśmiała, początkująca piosenkarka będzie tak rewelacyjna, że okaże się główną faworytką do Oscara?
Ona jest całkiem zwyczajna – niewysoka, drobna, o dużych zielonych oczach, zdradzających radość życia. Ma dziewczęcy wdzięk, długie, popielato-blond włosy i trochę za duży nos, główne źródło kompleksów. Ma też głos jak dzwon, którym hipnotyzuje publiczność w knajpie, w której w ciągu dnia pracuje jako kelnerka.
On – kilkanaście lat starszy, właśnie wszedł w smugę cienia. Jest gwiazdorem country, którego kariera podupada za sprawą alkoholu i dragów. Do tego traci słuch, co zwiastuje nieuchronny koniec. Kompletnie nie radzi sobie z życiem, poharatany w dzieciństwie przez ojca alkoholika, który zrobił z niego kumpla do picia. Pewnego wieczora, gdy butelka pokaże dno, przypadkiem trafia do knajpy, gdy ona właśnie śpiewa "La Vie En Rose" Edith Piaf. Słucha jej zahipnotyzowany, zdumiony skalą talentu nikomu nieznanej dziewczyny, jej świeżością i autentyzmem. Widzi to, czego sam już nie czuje - wielką miłość do muzyki i wiarę w jej moc. Zakochują się w sobie wielką, romantyczną miłością, choć nie będzie to łatwy związek.
"Narodziny gwiazdy" - trzeci już remake głośnego melodramatu z 1937 roku, tym razem nakręcił - podejmując się podwójnej roli reżysera i odtwórcy głównej roli męskiej - Bradley Cooper. Nie miał ostatnio dobrej passy, a na wieść, że do roli nieśmiałej, pełnej kompleksów dziewczyny zatrudnia zmanierowaną skandalistkę, wróżono mu klapę. Tymczasem na ekranie oglądamy duet, przy którym inne, znane z wcześniejszych wersji, nawet najgłośniejszy Barbra Streisand i Kris Kristofferson, wypadają blado.
Lady Gaga - pozbawiona przez większość filmu makijażu, inna od tej, jaką znamy, obdarza swoją bohaterkę taką naturalnością, świeżością i charyzmą, że nikt po obejrzeniu "Narodzin gwiazdy" nie ma wątpliwości, że wybór Coopera okazał się strzałem w dziesiątkę. O tym, że on sam jest świetnym aktorem, wiemy od lat, a rola Jacksona Maine'a, autodestrukcyjnego, staczającego się muzyka, należy do najlepszych w jego dorobku. I choć sama historia jest banalna, do tego dobrze znana, dzięki autentycznie przejmującym aktorskim kreacjom zostaje na nowo wskrzeszona i zyskuje wymiar uniwersalny.
Pigmalion i Galatea XXI wieku
Eksploatowany od wieków mit Pigmaliona i Galatei w debiucie reżyserskim Coopera to jednak nie tylko opowieść o miłości, ale również historia walki o siebie w skomercjalizowanym bez reszty showbiznesie. Lady Gaga zagrała niejako przeciwko sobie. Ona przecież podporządkowała się jego wymogom z wyjątkową gorliwością, dbając też o to, by muzycznym występom towarzyszyła aura skandalu, a co najmniej kontrowersji. Tymczasem jej filmowa bohaterka walczy z całych sił z menadżerem przerabiającym ją na modłę rynkowego produktu, który trzeba sprzedać. "Nie będę żadną platynową blondynką" – krzyczy do niego, gdy ten, doceniając jej głos, bierze się za zmianę wyglądu. Sama Lady Gaga - naturalnie obdarzona kruczoczarnymi włosami, na starcie przefarbowała się właśnie na "chwytliwy" platynowy blond.
Filmowa Ally zwalnia tancerzy, bo uznaje, że publiczności musi wystarczyć jej głos. Nie chce scenicznego show, bez którego nie sposób wyobrazić sobie pojawienia się na scenie Lady Gagi. Z czasem idzie na kompromis i godzi się na zmiany, ale po sesji zdjęciowej, oglądając fotografie, mówi: "Nie wyglądam jak prawdziwa ja".
Kariery dwojga bohaterów biegną w przeciwnych kierunkach. Gdy ona wspina się na szczyt, on spada na samo dno. Dosłownie. Kiedy przyjaciel znajduje go nieprzytomnego po kolejnym pijaństwie, muzyk mówi mu: "Poznałem dziewczynę. Ma niesamowity głos, pisze piosenki i jest prawdziwa". W odpowiedzi słyszy: "Może ona okaże się twoim ratunkiem?". Jackson poślubia Ally, na co może wcześniej by się nie odważył.
Ekranowa chemia między Lady Gagą i Cooperem przywodzi na myśl najlepsze filmy o miłości. Dawno już żaden aktorski duet nie emanował takim żarem. Choć scen erotycznych w zasadzie nie ma tu wcale, w eksponowaniu łączącego ich uczucia Lady Gaga i Cooper są tak autentyczni i szczerzy, że konia z rzędem temu, kto nie uwierzy w ich miłość.
Niemal każdy gest obojga zdradza to, co dzieje się między bohaterami. Co z tego, że obraz jest do bólu hollywoodzki, skoro naprawdę porusza? Nie jest łatwo opowiedzieć znaną historię (niemal wszyscy pamiętamy jej finał) tak, by widz się wzruszył.
Tutaj się udało. Przede wszystkim za sprawą aktorów, słusznie zaliczanych do faworytów przyszłorocznych Oscarów. Oboje wiodą prym we wszystkich przedoscarowych rankingach, oboje też odebrali w środę Gotham Award (pierwszy z przedoscarowych prognostyków) za najlepsze kreacje pierwszoplanowe. Ale krytycy podkreślają, że to Lady Gaga jest wielką gwiazdą tego filmu.
Bradley Cooper wyposaża swoją postać we wszystkie cechy staroświeckiej gwiazdy filmowej, obsadzonej w roli straceńca (przywodzi na myśl choćby Humphreya Bogarta w swoich rolach). Początkowo ukrywa ścigające go demony, by z czasem dać popis wielkiego aktorstwa, pokazując dramatyczny upadek bohatera. Ally w końcu podda się showbiznesowej machinie i przejdzie metamorfozę. Wyzywający wygląd i taki sam sceniczny show zmieniają ją w kogoś innego. Nie sposób nie skojarzyć, że droga artystyczna samej Lady Gagi zbiegła się z tym, co oglądamy na ekranie. "Czekają głównie, by zobaczyć, czy jej nowa kreacja wywoła skandal. Mniej obchodzi ich, co i jak zaśpiewa" – mówi w nakręconym przed kilku laty dokumencie "Lady Gaga. Na krawędzi" krytyk muzyczny śledzący jej karierę.
Muzyczna uczta
Filmowa Ally zostaje nominowana do trzech nagród Grammy, Lady Gaga na koncie ma ich sześć, ale jej kariera trwa już dekadę. "Dlaczego potrzebujesz aprobaty tych wszystkich ludzi, ja ci nie wystarczam?" – mówi do żony pijany Jackson, krytykując jej schlebianie niskim gustom. Tęskni za dawną Ally. Czy Lady Gaga myśli o sobie sprzed sprzed lat, słuchając gorzkich słów Jacksona – Coopera? Tego, dokąd prowadzi finał tej historii, dość szybko domyślają się nawet ci, którzy nie znają jej wcześniejszych wersji.
Ten film nie budziłby jednak takich emocji, gdyby nie znakomita muzyka, która pełni rolę trzeciego bohatera. Chwilami funkcjonuje niczym chór w greckiej tragedii antycznej - uniwersalizujący i komentujący wydarzenia. Dominują utwory liryczne. "Zapamiętaj nas takich" - to tytuł piosenki i zarazem życzenia Jacksona, jakie kieruje do Ally. Utwór "Never Love Again" (Nigdy więcej miłości) odgrywa w filmie wyjątkową rolę w finale i wreszcie ten najgłośniejszy "Shallow", śpiewany w duecie przez Lady Gagę i Coopera, już jest przebojem i faworytem do tytułu najlepszej piosenki mijającego roku.
Cooper rzucił się na głęboką wodę i sam wykonuje partie wokalne, choć wcześniej nie śpiewał publicznie. Radzi sobie zaskakująco dobrze. Oczywiście daleko mu do partnerki, zawodowej piosenkarki obdarzonej potężnym głosem, która w filmie śpiewa i głosem i sercem, wywołując "ciary". W finałowej scenie widzimy ją znowu taką, jaką była w momencie poznania Jacksona - w popielato-blond włosach, naturalną, jaką najbardziej lubił. Prawdziwą.
"Narodziny gwiazdy" wypadają przekonująco jako film o miłości i wydarzenie muzyczne, ale też prowokują do refleksji nad niezależnością artysty i ceną, jaką płaci za karierę. Zaskakujące może wydać się to, że film, w którym Lady Gaga kreuje i lepi swoją postać, staje się okazją do pokazania jej prawdziwej twarzy. Dosłownie i w przenośni. Uciera nosa tym, którzy wytykali jej, że sławę zawdzięcza skandalom, nie muzycznym umiejętnościom, a w dodatku chowa się za maskami lub makijażem, zza którego nie sposób dojrzeć rysów twarzy.
Tym razem nie dość, że wygląda naturalnie, wręcz dziewczęco - młodziej niż wskazuje jej metryka - to nareszcie daje nam szansę usłyszeć, że ma głos jak dzwon i potrafi nim czynić cuda. Ona sama już od wczesnego dzieciństwa była święcie przekonana, że zostanie sławną piosenkarką. Ojciec Lady Gagi wspomina, iż gdy w pierwszej klasie podstawówki zapytano ją, kim chce zostać, odpowiedziała, że "wielką gwiazdą".
Urodzona dla sławy
Stefani Joanne Angelina Germanotta, którą 22 lata później świat miał poznać jako Lady Gagę, urodziła się 28 marca 1986 r. w Nowym Jorku we włosko-amerykańskiej rodzinie z klasy średniej. Ojciec prowadził firmę komputerową i był tak dumny ze swoich przodków, że arie Pavarottiego rozbrzmiewały w domu od bladego świtu, przyprawiając sąsiadów o zdumienie. Gaga wspomina, że jej dom to była wielokulturowa Ameryka w wersji mikro. Ona i młodsza siostra słuchały w tym czasie utworów zespołu Queen.
Wychowana w zamożnym Manhattanie mówi, że rodzice pochodzili z niższych klas i ciężko zapracowali na wszystko, co udało im się osiągnąć. Gdy miała 5 lat, zaczęła znienacka grać ulubione piosenki na pianinie babci. Ze słuchu. Ucieszona mama zapisała ją na lekcje fortepianu, tłumacząc, że dzięki nim wyrośnie na "kulturalną kobietę". W wieku 13 lat Stefani napisała swoją pierwszą balladę. Rodzice byli zachwyceni. Zaczęła "karierę" muzyczną, wykonując piosenki podczas imprez open mike, czyli występów "na żywo", w których uczestniczy publiczność.
Gdy miała 11 lat, zaczęła uczęszczać do prywatnej szkoły katolickiej szkoły dla dziewcząt. Miała opinię pracowitej i zdyscyplinowanej, ale niedopasowanej do rówieśników. Już wtedy musiała się wyróżniać. Potrafiła zrobić sobie ostry makijaż w szkolnej toalecie. Wskakiwała w "pożyczoną" od mamy długą czarną suknię, zawieszała na szyi korale i tak uzbrojona wkraczała do klasy, budząc osłupienie. Ponieważ była doskonałą uczennicą, uchodziło jej to na sucho. Nauczyciele wiedzieli o jej artystycznych inklinacjach.
Już jako 17-latka zaczęła naukę w Tisch School of the Arts, będącej częścią uniwersytetu w Nowym Jorku. Była o rok młodsza od reszty studentów, studiowała dramat i performance, ale także psychologię sławy. Miała doskonałe wyniki. Po roku zrezygnowała jednak na rzecz profesjonalnej kariery muzycznej. Ojciec zgodził się jej pomagać finansowo. Postawił jednak warunek, że jeśli jej się nie powiedzie, wróci za rok na studia.
Narodziny Lady Gagi
Z akademika trafiła wprost na Lower East Side – do ekscentrycznej dzielnicy Nowego Jorku. Tam, "w obskurnym pokoju nad sklepem spożywczym", nagrała pierwsze demo. Założyła zespół SGBand, który koncertował w nocnych klubach. Przełom nastąpił, gdy na przeglądzie koncertów autorskich dostrzegła ją Wendy Starland, poszukiwaczka talentów. Jej szef Rob Fusari szukał kogoś odważnego. Starland uważała jej zespół za okropny, ale przyznała, że "gdy Stefani zaczęła śpiewać, miała mnie w garści". Piosenkarka uważa dziś, że Starland zmieniła jej życie.
Fusari nie był zachwycony Germanottą. Wspominał, że miała nadwagę i chodził ubrana "jak z "Purple Rain" Prince’a". Ona była jednak pewna, że wypłynie na szerokie wody. Producent twierdzi, że był pierwszą osobą, która nazwała ją Lady Gagą, bo nieustannie nuciła utwór "Radio Gaga" Queen.
Niebawem z stali się parą z Fusarim. Założyli firmę, nagrywali i produkowali ścieżki muzyczne, wysyłali je producentom. Gaga podpisała swój pierwszy kontrakt z wytwórnią Def Jam we wrześniu 2006 roku. Zaczęła przygotowywać się do nagrania utworów do albumu. Trzy miesiące później wytwórnia zerwała kontrakt bez słowa wyjaśnienia. Była zdruzgotana. Tygodniami płakała. Postanowiła jednak, że będzie dalej próbować.
Dwa lata żyła w biedzie. Wtedy spotkała performerkę Lady Starlight, która pomogła jej ukształtować "osobowość sceniczną", tj. przekonać do szalonych kostiumów, z których dziś słynie. Starlight mocno wpłynęła na karierę Lady Gagi. Artystki wspólnie pojawiały się też na scenie. Ich "występy" obejmowały oprócz śpiewania... podpalanie puszek z lakierem do włosów i taniec go-go. Taki pokaz dały na festiwalu muzycznym Lollapalooza w 2007 roku, wywołując pierwszy skandal z udziałem Stefanii. Tańczyły w samej bieliźnie, śpiewając piosenki z epoki, podpalając beztrosko strumienie lakieru. Doszło do awantury. Obie dostały grzywnę "za zakłócanie porządku publicznego". Krytycy docenili jednak wokal.
Początkowo Stefani skupiła się na awangardowej muzyce elektronicznej. Fusari udoskonalał piosenki, jakie razem stworzyli, i wysyłał do Vincenta Herberta, szefa Streamline Records. W końcu 2007 r. Herbert podpisał z Gagą jej pierwszy prawdziwy kontrakt. Została zatrudniona do pisania piosenek dla Britney Spears i Fergie. Dopiero pomoc rapera Akona, zachwyconego jej wokalem, pozwoliła jej zaistnieć w świecie muzyki i wydać pierwszą debiutancką płytę.
W 2008 roku ukazał się debiutancki album studyjny 22-letniej Lady Gagi "The Fame", utrzymany w stylu muzyki dance-pop i electro-pop. Tak zaczęła się jej wielka kariera.
Kreacja i sława
Pochodzące z albumu "The Fame" single "Just Dance" oraz "Poker Face" błyskawicznie osiągnęły szczyty list przebojów w USA i w innych krajach. Album debiutantki nominowano do sześciu nagród Grammy, z czego zdobył trzy. Płyta znalazła się w Księdze Rekordów Guinnessa w kategorii najdłużej utrzymującego się krążka na brytyjskich listach przebojów. Wydany w 2009 roku jej sequel "The Fame Monster" zawierał kolejne trzy single, które także osiągnęły ogromy sukces.
Nigdy nie zaprzeczała, że na jej twórczość wpływ mieli tacy artyści, jak Yoko Ono, Elvis Presley, Queen, Prince, ale i Janis Joplin czy The Beatles. Porównanie z Madonną było nieuniknione. Obie urodziły się we włosko-amerykańskich rodzinach, stały się sławne po przefarbowaniu włosów na blond (klasyczne brunetki). Obie też zaczynały w podziemiach Nowego Jorku. Wreszcie, jednakowo zdeterminowane w dążeniu do sławy, nie cofały się przed żadną kontrowersją. O połowę młodsza Lady Gaga przez dekadę panowania na muzycznym szczycie ewoluowała jednak bardziej niż Madonna w ciągu 35-letniej kariery. Podobnie jak ona na dobre rozbujała swoją przygodę z aktorstwem i tu bije Madonnę, kiepską aktorkę, na głowę. Ma już na koncie Złoty Glob za rolę w "American Horror Story" , a w nadchodzącym roku nader realne szanse na zdobycie statuetki Oscara. A przecież ma dopiero 32 lata.
Kolejne jej płyty "Born this Way"(2011) czy fenomenalny "Cheek to Cheek" (2014) nagrany w duecie z legendarnym piosenkarzem jazzowym Tony Bennettem - tu w końcu fani mogli usłyszeć, na co stać ich idolkę - też obsypano nagrodami. Od początku tworzyła równolegle z muzyką swój szokujący, niepowtarzalny wizerunek. A ten zmienia z każdą nową płytą. Od hollywoodzkiej imprezowiczki w "Just Dance" przez marsjańską królową w "Poker Face" czy celebrytkę w "Paparazzi". Jej stroje stały się równie ważne, co piosenki. "Większość z nich przekazuje jakiś komunikat - polityczny albo inny. W jej piosenkach i videoklipach ukryte są przesłania, do których się odnoszą" - tłumaczy projektantka Kate Halfpenny.
W najbardziej kontrowersyjnej kreacji wystąpiła podczas gali MTV VMA w 2010 roku, odbierając nagrodę za teledysk "Bad Romance". Pojawiła się tam w sukni z... surowej wołowiny. Płaty mięsa były przywiązane do ciała artystki. Do sukni "dopasowane" zostały też buty, torebka i nakrycie głowy z mięsa. Strój stał się powodem protestów organizacji walczących o prawa zwierząt. Lady Gaga wyjaśniła, że chodziło jej o "zwrócenie uwagi na problemy homoseksualistów, którzy muszą ukrywać swoją orientację w służbach wojskowych". "Zrobiłam to, żeby walczyć o prawa tych, którzy muszą nosić mundur, ale nie mogą przyznać się, że kochają ludzi tej samej płci" - wyznała. "Sukienka" została okrzyknięta Kreacją Roku 2010 przez magazyn "Time". Czołowi projektanci byli oburzeni.
Lady Gaga nie zapominała też o szokującym show. Na planie teledysku do piosenki "Alejandro" z albumu "The Fame Monster", w której śpiewa o żegnających się kochankach, pojawiła się w lateksowym stroju zakonnicy. Biała suknia z czerwonym krzyżem na piersiach, nagie męskie ciała i Gaga połykająca różaniec wywołały oburzenie. W kolejnych scenach artystka symuluje też zbliżenia seksualne. Ta stylizacja wydała się tym dziwniejsza, że piosenkarka jest praktykującą katoliczką, czego nie ukrywa.
Najbardziej drastyczny występ w karierze Lady Gagi miał jednak miejsce podczas festiwalu SXSW, gdzie wykonała piosenkę "Swine" (Wieprz). Wokalistka zaprosiła na scenę performerkę Millie Brown. Ta używa do malowania obrazów mleka zmieszanego z farbą, które wypija na czczo. Potem wkłada palce do ust i wymiotuje na płótno. W momencie, gdy piosenkarka śpiewała: "Jesteś zwykłym prosiakiem w ludzkim ciele. Zdrajca, kwicz zdrajco, jesteś taki obleśny!", Brown podeszła i... zwymiotowała na nią na zielono. Zapis tego występu wciąż krąży w sieci. Potem Gaga wyjaśniła, że śpiewałą o mężczyźnie, który zgwałcił ją w wieku 19 lat.
- Długo chodziłam na terapię. Byłam cieniem dawnej siebie, miałam stres pourazowy. Ta piosenka dotyczy wściekłości i furii. Chciałam pozbyć się cierpienia, które się we mnie nagromadziło. Powiedziałam sobie: Chcę, żeby ta dziewczyna zwymiotowała na mnie przed całym światem, a mimo to moja muzyka nadal pozostanie piękna - tłumaczyła.
Zdradziła tylko, że mężczyzna był od niej o 20 lat starszy i uważał ją za swoją dziewczynę, co ze względu na różnicę wieku było według niej absurdalne.
Nieznane oblicze gwiazdy
Związek z Vincentem Herbertem rozpadł się po roku, ale pozostali przyjaciółmi. Przez jej życie przewijali się kolejni mężczyźni i - jak dziś mówi - im większy odnosiła sukces, tym szybciej jej związki się rozpadały.
Jeszcze nim stała się sławna, poznała perkusistę i właściciela baru Luka Carlema, w którym zakochała się bez pamięci. Związek przetrwał rok. Luc przypomniał o sobie o niej jednak w 2010 roku, gdy była już bogata i sławna. Próbował z jej pomocą kariery w show biznesie, ale zabrakło mu talentu. Gaga przyznaje, że wiedziała, iż ją bezlitośnie wykorzystuje, ale była zdania, że "każdy facet na jego miejscu będzie to robił".
Dwa lata trwał związek z Matthew Williamsem - utalentowanym dyrektorem kreatywnym Haus of Gaga. Ale najważniejszym i najdłuższym z jej związków był ten z Taylorem Kinneyem, aktorem i modelem. Para była razem pięć lat, ogłosiła oficjalne zaręczyny i planowała ślub. Gaga uważa, że był mężczyzną jej życia. W zrealizowanym w 2016 roku świetnym dokumencie "Five Foot Two", pokazującym prywatny wizerunek gwiazdy, we własnym domu, w otoczeniu rodziny i przyjaciół, sporo mówi o niepowodzeniach w miłości. Film powstawał w momencie, gdy pracowała nad swoją ostatnią płytą "Joanne", która miała całkowicie odmienić jej wizerunek. Wtedy też dostała od Coopera propozycję zagrania w "Narodzinach gwiazdy".
"Gdy mowa o relacjach z mężczyznami, mój próg odporności na ból został przekroczony" - wyznaje. W filmie ujawnia, że zerwała właśnie zaręczyny z Taylorem. "Moje życie miłosne znów się zatraciło" - przyznaje. "Sprzedałam 10 milionów płyt i straciłam Matta, sprzedałam 30 milionów i straciłam Luke'a, zrobiłam film i straciłam Taylora. To już trzeci raz, gdy złamałam sobie serce"- mówi ze smutkiem.
Dla wszystkich fanów artystki ten film to pozycja obowiązkowa. Jak banalnie by to nie brzmiało, zdumiewa to, jak zwyczajną, ciepłą, rodzinną osobą okazuje się być "wyuzdana skandalistka" poza sceną. Wydaje się być też w pełni świadoma tego, czego chce. W zwykłym dresie, nieumalowana, z niedbałą fryzurą, pokazuje twarz bez maski. Niezwykle empatyczną. Mówi o sytuacji kobiet w show biznesie, gdzie nie ma mowy o równouprawnieniu. O tym, jakie ślady zostawiają sława i kariera na jej prywatnym życiu. Słyszymy, że od czasu uszkodzenia stawu biodrowego zmaga się z ogromnym bólem i stanami lękowymi, które paraliżują ją kompletnie.
Mimo to jest wdzięczna, że dostała tak wiele od życia. "Kiedyś czułam się niewystarczająco ładna, mądra, utalentowana. Teraz czuję się w pełni wartościową kobietą" - wyznaje.
Od "Joanne" do "Narodzin gwiazdy"
Swój piąty studyjny album "Joanne", dedykowany zmarłej przed jej narodzinami cioci, Lady Gaga wydała przed dwoma laty. Wprawiła nim w osłupienie wszystkich. Na płycie nie ma bowiem w zasadzie nic z "typowej Gagi" - elektroniki, aranżacyjnego szaleństwa, ostrego brzmienia. Nie ma tu przebojowych, tanecznych kawałków, śpiewanych po kilku piwach w nocnych klubach. Nie ma niczego pod publiczkę. Jest za to wiele z soulowego ducha. "Niektórzy artyści chcą waszych pieniędzy, by kupować range rovery i złote bransoletki. Ja pragnę waszych dusz" - powiedziała niedawno piosenkarka w wywiadzie. Pewnie właśnie po tej płycie część z nich udało się jej posiąść.
W filmie "Narodziny gwiazdy" jest scena, w której Ally, gdy producenci zaczynają przerabiać jej muzykę, tłumaczy im: "Nie chce stracić tej części siebie, która jest utalentowana". I to się udało. Nie tylko filmowej bohaterce.