On jest policjantem, ona samotną matką, która prowadza do jego domu swoją czteroletnią córkę. Dziewczynka nie mówi mamie, co ten pan jej robi, nie chce jej martwić. Mówi cioci i dowiadują się specjaliści. Ale nie mówią nikomu.
Trzydziestoletni Jacek K. z Jaworzna w kwietniu 2019 roku został oskarżony o wielokrotne wykorzystanie seksualnie dziewczynki, dzisiaj dziewięcioletniej. Prokuratura Rejonowa w Tychach przyjęła, że dokonywał tych przestępstw od 2014 roku - kiedy dziewczynka miała cztery lata i po raz pierwszy powiedziała o tym dorosłym - do chwili zatrzymania w 2018 roku.
Oskarżony był wtedy policjantem wydziału ruchu drogowego w Jaworznie. Do niczego się nie przyznaje.
Ma postawione cztery zarzuty: zgwałcenia dziewczynki przy użyciu podstępu, dopuszczenia się wobec niej innej czynności seksualnej i doprowadzenia jej do wykonania takiej czynności, prezentowania jej treści pornograficznych i wreszcie kierowania wobec niej gróźb karalnych, aby nie informowała o tym nikogo - ani rodziny, ani organów ścigania.
Śledczy ustalili, że dziewczynka mówiła o tym wielokrotnie, a sygnały docierały do jej cioci, mamy, wreszcie pracowników ośrodka interwencji kryzysowej - pierwszy raz w 2014 roku. Ale ani rodzina, ani ośrodek nie powiadomili prokuratury. Zrobiła to dopiero szkoła w 2018 roku, gdy dziewczynka - wtedy już ośmioletnia - powiedziała nauczycielce języka obcego.
Pod koniec kwietnia ruszył proces w Sądzie Rejonowym w Tychach. Jest niejawny. Odbyły się już trzy rozprawy, ostatnia w czwartek. Przesłuchani zostali dziewczynka i oskarżony.
Siniaki
Małgorzata Goślińska: Co dziewczynka powiedziała cioci?
Monika Stalmach-Ćwikowska, prokurator rejonowa w Tychach: - Mówiła o zachowaniach ojca swojej koleżanki, które budziły niepokój, ponieważ dotyczyły dotykania w miejsca intymne. Znamienne było to, kiedy powiedziała, że ten pan przytula ją inaczej niż mama. Więc odczuła pewną różnicę.
Dlaczego nie powiedziała mamie?
- Nie chciała, żeby mama była samotna. Wiedziała, że mama przyjaźni się z żoną naszego podejrzanego, z mamą koleżanki - tu w zeznaniach pada imię - i nie ma innych znajomych. Tylko ich odwiedzała z mamą. Bała się, że jak to powie mamie, mama zerwie kontakt z tą panią. Zażyłość tych kobiet wynikała również z tego, że miały córki w podobnym wieku. Dzieci bawiły się razem w domu podejrzanego, zdarzało się, że dziewczynka u nich nocowała.
To się działo w jego domu?
- Tak.
W czasie, kiedy była tam matka dziewczynki?
- Matka nie była świadkiem tych zachowań, nie wynika to z materiału dowodowego. Podejrzany często przebywał z dziećmi sam pod pretekstem opiekowania się nimi. Dziewczynka nie wybiegała z pokoju: mamo, mamo, stało się coś strasznego. Czuła się tam dobrze, mimo wszystko. Nie miała siniaków, żadnych śladów. Przestępstwa seksualne zawsze są straszne, pozostawiają traumę, ale w tej sytuacji nie było zadawania bólu. Był stosunek oralny - jeden raz, ale żadnych innych stosunków seksualnych. Podejrzany nie używał siły, tylko nakłaniał dziewczynkę i wykorzystywał jej niewiedzę. Ona z uwagi na wiek nie była w stanie rozeznać, co się dzieje, czy to jest dobre czy złe, może dorośli robią takie rzeczy z dziećmi.
A co z jego córką?
- Sprawdziliśmy i nie mamy żadnych podejrzeń, by robił to samo swojemu dziecku. Wykorzystywał sposobność, kiedy był sam z dziewczynką, kiedy jego córka szła się kąpać, albo kiedy wysyłał ją po coś do kuchni. To były chwile. W różnych okolicznościach, i w dzień, w nocy.
Ciocia powiedziała mamie, mama poszła do ośrodka interwencji kryzysowej i co dalej?
- Porozmawiała z psycholog, która rozmawiała również z dziewczynką i stwierdziła, że dziecko może być obiektem zachowań w sferze seksualnej. Nie miała co do tego pewności, ale zaleciła matce, by udała się z tym do organów ścigania, czego matka nie uczyniła.
Matka natomiast tłumaczy, że postanowiła być bardziej czujna, odwiedzając rodzinę podejrzanego, żeby obserwować córkę. Ale ponieważ te wizyty były częste, od czasu do czasu dochodziło do sytuacji, że jej córka i córka podejrzanego pozostawały w jego obecności same.
Jak częste były te wizyty?
- Zdarzało się, że dzień po dniu, ale były też przerwy na przykład tygodniowe.
I on ją wciąż dotykał?
- Z zeznań dziewczynki nie wynika, by do tych zachowań nie dochodziło. Na pewno skończyły się w 2018 roku, kiedy postanowiła zwierzyć się z tego zupełnie obcej osobie. Dokładnie 17 maja zwróciła się na lekcji do nauczycielki języka angielskiego z prośbą o rozmowę i szkoła zareagowała prawidłowo. Nauczycielka w delikatny sposób naprowadziła rozmowę, potem z dziewczynką rozmawiała pedagog szkolna, panie przekazały sprawę dyrektor szkoły, która następnego dnia zawiadomiła prokuraturę.
Ile razy dziewczynka została wykorzystana?
- Podejrzany nie przyznaje się, a dziecko nie pamięta, co się działo, kiedy miało pięć, sześć lat, nie potrafi zlokalizować tego w czasie, że to było wiosną 2014 roku. W akcie oskarżenia przyjęliśmy, że działo się to od pierwszego sygnału do powiadomienia prokuratury. Wielokrotnie, co najmniej kilkakrotnie. Nie oznacza to, że przez cały ten czas, może była na przykład półroczna przerwa. Nie jesteśmy w stanie doprecyzować, czy w 2016 roku było to trzy razy, a w 2017 osiem.
Ale równie dobrze mogło być sto albo więcej?
- Mogło. Dziewczynka cały czas wracała do tego tematu w rozmowach z ciocią. Z jej relacji wynika, że kiedy miała sześć lat, podejrzany prócz dotykania, prezentował jej filmy pornograficzne. W lutym 2017 roku matka po raz drugi udała się z tym problemem do ośrodka interwencji kryzysowej, gdzie zobowiązała się złożyć zawiadomienie do prokuratury.
Dlaczego ostatecznie nigdy tego nie zrobiła?
- Tłumaczy, że była w niezręcznej sytuacji, bo to byli jej znajomi. To jest kobieta samotnie wychowująca dziecko, a on był policjantem. Wydawało jej się, że słowo jej córki wobec słowa policjanta nic nie znaczy, że z policjantem nie wygra. Odpuściła, chciała o tym zapomnieć. Obawiała się, że on może im coś zrobić.
Groził?
- Mówił dziewczynce, że jeśli powie o tym komukolwiek, to może stać się jej krzywda, może pozbawić jej wolności, pozbawić życia, oczywiście prościej to formułował, ale taki ma zarzut. Dziecko nie widziało broni, ale miało świadomość, że to jest policjant, a policjant to ktoś, kto ma broń.
Fakty
Dlaczego nie zawiadomiliście prokuratury?
Barbara Obertyn, dyrektorka Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Jaworznie: - Niestety nie uzyskaliśmy jakichkolwiek faktów, które w sposób uzasadniony mogłyby wskazywać na jakiś czyn karalny i co moglibyśmy przekazać organom ścigania.
Mieliście podejrzenie.
- Nie, właśnie nie. Mieliśmy tylko osobę, która się do nas zgłosiła.
Matka nie przyszła po zasiłek, tylko z konkretnym problemem, dwa razy z tym samym.
- Nie uzyskaliśmy potwierdzenia. Matka dostała informację, że może samodzielnie złożyć zawiadomienie, jeśli widzi tę sytuację inaczej, że ma prawo chronić dziecko. My nie mieliśmy żadnych faktów.
A z jakim faktem mogła przyjść czteroletnia dziewczynka? Ze śladami na ciele?
- Z uwagi na ochronę danych osobowych nie jestem w stanie udzielić szczegółowych informacji.
Matka przyszła do was z podejrzeniem, że jej córka jest wykorzystywana seksualnie, tak?
- Pani opiera się na domniemaniach, a ja nie jestem w stanie wytłumaczyć, z czym przyszła, bo musiałabym się zagłębiać w spotkanie z psychologiem, które objęte jest tajemnicą zawodową.
Wiem od prokuratury, że wasz psycholog spotkał się także z dziewczynką.
- W związku z tym spotkaniem nie dostrzegliśmy żadnych niepokojących faktów.
Sam fakt, że matka przychodzi z takim problemem, nie jest niepokojący? To było jedno spotkanie?
- Nie mogę udzielać informacji, ile było spotkań i kto w nich uczestniczył. To są kwestie objęte ochroną danych osobowych. Dołożyliśmy wszelkich starań, aby przeanalizować materiał, czy są jakiekolwiek fakty, przemawiające za tym, że ta sytuacja wymaga zgłoszenia, i nie stwierdziliśmy ich.
Sprawa zakończyła się aktem oskarżenia. W świetle tych mocnych zarzutów, tego, że to tyle trwało, nie uważa pani, że czegoś nie dopatrzyliście, że się pomyliliście?
- Jako specjaliści otrzymujemy ograniczony materiał od osób, z którymi się spotykamy, na tyle, na ile osoby te w danym momencie są gotowe nam je przedstawić. Zdarza się, że nie mamy żadnych informacji, żadnych faktów i nie jesteśmy w stanie zareagować. W tamtej sytuacji to, co zdołaliśmy ustalić, nie dawało nam legitymacji do zawiadamiania prokuratury.
A szkoła to zrobiła na podstawie jednorazowego zgłoszenia od dziewczynki.
- Szkoła miała konkretne fakty, które wskazywały na zaistnienie przestępstwa. Ze względu na dobro dziecka i sprawę sądową nie mogę powiedzieć jakie.
Zapytam ogólnie: przychodzi do was rodzic dziecka około czteroletniego i informuje o swoich podejrzeniach. Nie ma obdukcji lekarskiej, zdjęć, filmów. Ma tylko podejrzenia, że dziecko jest molestowane. Co wtedy robicie?
- Odbywają się spotkania z psychologiem, rozmowy. Przekazywane są informacje dla rodzica, na co ma zwrócić uwagę. Jeśli w trakcie spotkań z dzieckiem uzyskujemy jakieś fakty, o których możemy napisać do prokuratury, to piszemy. Zdarza się tak, że rodzic decyduje, że on sam to zgłosi.
Jakich faktów potrzebujecie, żeby zgłosić sprawę - na przykład?
- Dzieci pokazują na rysunkach miejsca, w których zostały nadużyte, zachowują się w określony sposób, który może nasuwać podejrzenie. To są te fakty. Kwestie naśladownictwa wychwytywane w zabawie projekcyjnej, w przypadku większych dzieci - wypowiedzi. Nie zawsze jesteśmy w stanie je wydobyć. Dziecko może wybrać sobie do rozmowy osobę niezwiązaną z pomocą specjalistyczną, panią woźną, nauczyciela. Dla dziecka to będzie osoba godna zaufania. Przyprowadzone do instytucji może nie powiedzieć nic.
Czy z tą dziewczynką było podobnie? Rysunki, zabawy?
- Będziemy informować o tym sąd. W trakcie rozmowy z psychologiem nie uzyskaliśmy faktów, które mogłyby być informacją, że należy zawiadomić prokuraturę. Dołożyliśmy wszelkich starań, żeby zrobić to zgodnie z prawem, etyką zawodową i naszą specjalizacją. Sprawa jest w sądzie i miejmy nadzieję, że zapadnie sprawiedliwy wyrok.
Nie chodzi teraz o wyrok, ale o to, czy to wykorzystywanie musiało tak długo trwać, czy nie mogło zostać przerwane.
- Czego pani oczekuje? Na tamten moment, kiedy sprawa do nas trafiła, udzielona została prawidłowa pomoc. Każdy rodzic decyduje o czasie i miejscu spotkań. Na pewne rzeczy my nie mamy wpływu. Wszystko zostało przeprowadzone zgodnie z procedurą.
Mając dzisiaj tę wiedzę, że po wizycie u was matka cały czas chodziła z córką do domu tego policjanta, nie ma pani poczucia, że trzeba zmienić procedury?
- Najlepszy specjalista nie zawsze jest w stanie wychwycić kwestie związane z nadużyciem. To delikatne sprawy, dziecko potrzebuje czasem wiele lat, żeby wyszły na światło dzienne. Z jednym możemy spotykać się pół roku i nic nie powie, z drugim spotkamy się raz i mamy informacje. Dowiedzieliśmy się z mediów, że ta dziewczynka, która u nas była, została wykorzystana. Ale na tamten moment nie byliśmy w stanie tego potwierdzić. Kierujemy do prokuratury sporo pism. Ale prokuratura potrzebuje faktów. Jak dziecko się zablokuje i nic nie powie, prokuratura nam to umarza.
Ale ta dziewczynka mówiła. Wybrała sobie osobę godną zaufania - mówiła cioci. Nie wystarczyło zgłosić prokuraturze to, co powiedziała cioci? Albo chociaż poradzić matce, żeby więcej nie chodziła do domu tego policjanta?
- A myśli pani, że nie przekazujemy takich informacji, że ta matka takich informacji nie dostała? Że trafiła na ludzi, którzy nie znają się na swojej pracy? Bo trochę tak wynika z tego, co pani mówi.
Myślę jak zwykły człowiek z ulicy: dziecko trafia do specjalistów na początku złego procesu, oni tego nie wyłapują i to trwa jeszcze cztery lata. I jak zwykły człowiek nie dowierzam.
- Dołożyliśmy wszelkich starań.
Monitorowaliście rodzinę? Były regularne spotkania?
- Nie mogę udzielać informacji, ile razy, kto z kim i o czym rozmawiał.
Wiara
Małgorzata Falęcik, pełnomocnik pokrzywdzonej dziewczynki: - Moim zdaniem informacje przekazane ośrodkowi interwencji kryzysowej przez matkę i dziewczynkę w 2014 roku były podstawą do wszczęcia śledztwa, a przynajmniej do tego, by sprawdzić, czy matka zawiadomiła prokuraturę. Pracownicy ośrodka tego nie sprawdzili.
Dziecko nie operuje takim słownictwem jak dorośli, nie mówiło o molestowaniu seksualnym, ale według mojej wiedzy niczemu nie zaprzeczyło. Była rozmowa dziecka z psycholog, długa rozmowa, dająca psycholog podstawę do wiary temu dziecku.
Mama dziewczynki, w momencie gdy była już przekonana, że takie sytuacje miały miejsce, odcięła się od rodziny policjanta. Jako rodzic powinna to zgłosić prokuraturze, ale borykała się z tym sama. Od tego są takie instytucje, jak ośrodek interwencji kryzysowej, żeby takim osobom pomóc - mają odpowiednie instrumenty, wiedzą, jak ich użyć. Szkoła, która nie ma specjalistów, uznała, że coś jest na rzeczy i pchnęła to dalej.
Proces mógłby ruszyć w 2015 roku. Ale ośrodek potraktował to sobie a muzom.
Wątpliwości
Czy to, co dziewczynka powiedziała cioci w 2014 roku, było na tyle precyzyjne, by wywołać alarm?
Monika Stalmach-Ćwikowska, prokurator rejonowa w Tychach: - Było precyzyjne na miarę dziecka, które ma cztery lata. Z drugiej strony należy się zastanowić, czy dziecko, które ma cztery lata, może takie rzeczy zmyślać. Przecież nie funkcjonuje w sferze seksualnej. Zawsze sygnał od dziecka, które mówi o dotykaniu innym niż przytulenie, powinno dać asumpt do działania. Samo dziecko było zaniepokojone, skoro powiedziało o tym cioci.
Dziewczynka była badana przez dwóch biegłych psychologów, czy prawidłowo postrzega rzeczywistość, czy nie ma tendencji do konfabulacji, przeprowadzano testy. Nie było to łatwe, mieliśmy problem z odróżnieniem treści, które mogłyby wynikać z sugestii przekazywanych przez dorosłych. Ten temat był wielokrotnie z nią omawiany, a to jest dziecko, dla którego istotne jest to, co mówi mama, pani w szkole. Może formułować wypowiedzi życzeniowo, jak mama by tego oczekiwała w tym momencie. Jej mały świat zależy od dorosłych.
Widzę dziecko, które szuka pomocy i jest wszędzie odpychane.
- Pracownicy ośrodka zobowiązali matkę do powiadomienia prokuratury i z zapewnień matki wynikało, że mogą czuć się spokojnie. Byli pewni, że ona to zrobi. Matka miała pełne prawa rodzicielskie, była wyłącznym opiekunem tego dziecka. Nie zakłada się z góry, że ktoś powinien wyręczyć matkę.
Ale oni wiedzieli o możliwości popełnienia przestępstwa i nie powiadomili prokuratury. Nie ma takiego obowiązku prawnego?
- To jest wątpliwe, co oni wiedzieli. My wiemy, bo mamy zebrany materiał. Ale nie wiadomo, co matka im przekazywała. To nie był konkretny przekaz wprost: ludzie, moje dziecko jest gwałcone, proszę o pomoc. Ona sama nie dowierzała swojemu dziecku, wypierała to, starała się umniejszyć te sytuacje. Mnie się wydaje, że jej wizyty w ośrodku były podyktowane tym, żeby chronić siebie, żeby nikt jej nie zarzucił, że nie podejmuje żadnych działań. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby sama zawiadomiła organy ścigania albo przestała chodzić do domu tego policjanta. Ci państwo do niej nie chodzili, to ona dążyła do kontaktu z nimi.
Zachowania matki budzą naszą wątpliwość. Prokurator skieruje sygnalizację do sądu rodzinnego, żeby sprawdzić, czy władza rodzicielska jest prawidłowo sprawowana. Nie chodzi o potrzeby bytowe, dziewczynka jest zadbana, ale czy ma zapewnione bezpieczeństwo.
A zachowanie urzędników nie budzi żadnych wątpliwości?
- Decyzją prokuratora okręgowego prowadziliśmy postępowanie dotyczące policjanta, bo prokuratura w Jaworznie została wyłączona z powodu wcześniejszej współpracy zawodowej z podejrzanym. Musieliśmy to robić sprawnie, bo wobec podejrzanego zastosowany jest areszt. Zamknęliśmy wątek policjanta, ale od początku nie wykluczaliśmy otwarcia innych, jeśli zasiane zostaną wątpliwości.
W czerwcu formalnie rozpoczęliśmy odrębne postępowanie w sprawie niedopełnienia obowiązku zawiadomienia organów ścigania o gwałtach i molestowaniu dziecka. Wobec wszystkich osób, które miały o tym wiedzę. Przesłuchiwani będą i matka, i pracownicy ośrodka.
Trauma
Jolanta Zmarzlik, terapeutka z Fundacji "Dajemy Dzieciom Siłę": - Historia tej dziewczynki to książkowa klasyka pedofilii, aż trudno uwierzyć, jakbym czytała kartka po kartce, punkt po punkcie. Matka bez wsparcia rodzinnego, społecznego. Proces parentyfikacji, czyli sytuacji, kiedy dziecko przejmuje rolę opiekuna.
Czteroletnie?
- Ależ oczywiście! Widzi, że mama jest smutna, że płacze, chce ją oszczędzić, stara się nie przysparzać jej trudności, nie mówi złych rzeczy.
Matka zostaje sama z ciężarem, którego nie jest w stanie udźwignąć. Uruchamia się w niej mechanizm zaprzeczania: lepiej o tym nie myśleć, to łatwiejsze niż się z tym zmierzyć, stracę jedynych znajomych.
A po drugiej stronie policjant, nie byle kto w stutysięcznym mieście.
- Rzadko jest tak, że menel z ciemnej ulicy z jednym zębem i jednym okiem napada i krzywdzi dziecko. Społeczeństwo ma wciąż słabą wiedzę o tym, że częściej jest to ktoś z najbliższego otoczenia dziecka, osoba zaufania publicznego, trener, ksiądz, policjant. Samotna matka bez przyjaciół - jak ma się konfrontować z kimś tak wysoko usytuowanym? Jak komuś powie, to i tak jej nie uwierzą. Z policjantem jest bez szans.
My też byśmy ją namawiali do zawiadamiania organów ścigania. Ale byśmy ją w tym wspomagali i sami też zawiadomili. Nie można zostawić bezradnej osoby na pastwę losu.
Ale Ośrodek Interwencji Kryzysowej w Jaworznie nie miał - cytuję - faktów.
- Nie mieści mi się to w głowie. Rozumiem, że w poradni psychologicznej mogliby sobie nie poradzić z podjęciem interwencji, nie mają w tym doświadczenia. Ale ośrodek jest instytucją wyspecjalizowaną w interweniowaniu w takich sprawach.
Rolą pracowników ośrodka jest objąć rodzinę opieką, przyglądać się dziecku i zawiadomić prokuraturę, że matka przyszła do nich z informacją, która budzi niepokój. A nie szukać dowodów, oceniać wiarygodność, czy to ewidentny materiał, czy niejasny, słuszny czy niesłuszny. Wszelkie dywagacje są zbędne i szkodliwe dla dziecka. To kompromitujące i skandaliczne, że tego nie zgłosili. Niedopuszczalne.
Czy czteroletnie dziecko może jasno zakomunikować, że zostało wykorzystane?
- Ono może o tym nie wiedzieć. Sprawcy działają podstępnie, uwodzą dziecko, krzywdzą pod pozorem zabawy czy pielęgnacji. Poświęcają czas i robią wszystko, by dziecko nie odczuwało dyskomfortu. To świetni manipulatorzy. Pokazują dziecku, że ono jest dla nich ważne, kupują czekoladki i powoli przekraczają granicę jego ciała. Mówią dziecku, że to normalne, jeśli się kogoś kocha. Czteroletnie dziecko wchodzi w to z całą ufnością i naiwnością. Chyba że jest nauczone prostych zasad bezpieczeństwa.
Takie małe? Jakich zasad?
- Że ma prawo powiedzieć dorosłej osobie "nie" i zaalarmować otoczenie, gdy czuje się przestraszone, zawstydzone. Że jego ciało należy tylko do niego i nikt nie ma prawa dotykać go, całować, przytulać wbrew jego woli. Że ma specjalne intymne miejsca, których mogą dotykać tylko rodzice i lekarz. A tajemnice, którymi ktoś chce mu zamknąć usta, groźby, szantaże są fałszywe i złe.
Samo z siebie dziecko nie czuje, że coś jest nie tak?
- Dla czterolatka bliskość, przytulanie, pieszczoty są naturalne. Dlatego zachowania seksualne też może długo traktować w ten sposób.
To jak rodzic może się o tym dowiedzieć?
- Kiedy sprawca jest zbyt nachalny, traci cierpliwość, przytrzymuje dziecko, szantażuje. Dziecko nie chce się tak bawić, kiedy inne dzieci grają w piłkę czy oglądają bajki. Nie czuje się zawstydzone, nie kojarzy tego z seksem, nic go nie boli, tylko jest zwyczajnie zmęczone, znudzone. I protestuje, skarży się, że nie lubi wujka, bo on mi robił to, a ja chciałam czegoś innego.
Albo ujawnia coś niechcący, na przykład ogląda z rodzicami nagiego niemowlaka i komentuje: a wujek to ma takiego dużego siusiaka. Dziecko mówi takie rzeczy, nie mając świadomości, że właśnie wywołuje burzę.
Jeśli rodzic jest blisko dziecka i słucha go, to dziecko mu opowie o swoich doświadczeniach. Rodzic powinien być uważny, słuchać spokojnie, pytać bez gniewu czy rozpaczy. "A skąd wiesz, że wujek ma takiego dużego siusiaka?". "Bo widziałem". "A kiedy?". "Jak się bawiliśmy w pokazywanie sobie siusiaków". Nie bagatelizujmy tego, ale nie płaczmy, nie wyrywajmy sobie włosów z głowy, nie maglujmy: "Powiedz to jeszcze raz, a teraz to nagram". Jeśli wykorzystywaniu nie towarzyszyła przemoc, zastraszanie, to dziecko nie myśli, że to było coś okropnego, nie ma świadomości przekroczenia tabu seksualnego i może nie mieć traumy.
Nie ma możliwości, żeby dziecko to zmyśliło?
- Małe dziecko nie fantazjuje w sprawach seksualnych. Jeśli nie zetknęło się z takimi treściami czy doświadczeniami, jeśli nie podsunęli mu tych treści skonfliktowani dorośli, to samo tego nie wymyśli.
I co z tym zrobić?
- Zadzwonić na telefon zaufania dla rodziców 800 100 100 albo iść do ośrodka interwencji kryzysowej. Zawsze polecam, żeby nie zostawać z tym samemu. W ośrodku interwencji kryzysowej, wyspecjalizowanej poradni rodzic powinien dostać wsparcie psychologiczne, czasem prawne, socjalne. Jeżeli dziecko nie ma bardzo silnych objawów utrudniających mu codzienne funkcjonowanie, lęków, koszmarów nocnych, myśli samobójczych, zaburzeń łaknienia, tików, należy poczekać z udzielaniem mu pomocy psychologicznej do czasu przesłuchania go przez wymiar sprawiedliwości.
A jeśli dziecko nic nie powie specjalistom, nie pokaże, nawet zaprzeczy?
- To albo ktoś nie umiał z nim rozmawiać, albo nie chciał czegoś usłyszeć. Może dziecko nie chciało mówić przy mamie. Nie wiem, dlaczego u nas przyjęło się, że z dzieckiem nie wolno rozmawiać bez obecności rodzica, nawet jeśli rodzina ma niebieską kartę.
Zawsze należy bardzo dokładnie analizować zachowanie dziecka w trakcie badania czy przesłuchania, badać motywacje dziecka i jego opiekunów, okoliczności ujawnienia, uwikłanie dziecka w interesy i powiązania dorosłych.
Czasem tak bardzo nie chcemy przyjąć tego, co zakłóca nasz spokój psychiczny, że każdą wątpliwość rozstrzygamy na niekorzyść dziecka. Ono mówi, że to było na wakacjach. A za chwilę, że w święta. Aha, raz mówi tak, raz tak, to znaczy, że kłamie, nie trzeba tego brać na serio. Uwypuklamy wątpliwości, zamazujemy to, co świadczy o tym, że jednak coś się zdarzyło.
W ogóle zakładamy, że dziecko kłamie.
- To jest zawsze pierwsze pytanie prokuratury do biegłych: "Czy dziecko kłamie?". Jakby umiejętność mówienia prawdy rosła z wiekiem, a fantazjowanie o wykorzystywaniu seksualnym lęgło się w głowie wraz z jedzeniem cukierków.