W Polsce żyje – według bazy PESEL – 445 osób o nazwisku Kolis. Kanadyjczyk John Collis ma nadzieję, że jedną z nich jest jego przyrodnia siostra. Jego ojciec, który pod koniec lat 40. wyemigrował z Grecji do Polski, wspomniał o niej tylko raz. Być może w odnalezieniu krewnej pomoże zdjęcie tajemniczej młodej kobiety trzymającej niemowlę. Kim była? Tę zagadkę – z pomocą Polaków – John chciałby rozwiązać.
Georgios Kolis, ojciec Johna Collisa, urodził się w 1928 roku w Atrapos w Grecji. Był Macedończykiem. Gdy miał 18 lat, w jego rodzinnym kraju wybuchła wojna domowa pomiędzy zwolennikami monarchii i republiki. Królewskie Siły Zbrojne Grecji (wspierane przez Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone) starły się z Demokratyczną Armią Grecji, związaną z partią komunistyczną.
Zwycięstwo tych pierwszych zostało okupione śmiercią niemal 150 tysięcy osób. A kilkadziesiąt tysięcy obywateli – głównie związanych z siłami komunistycznymi – po zakończeniu konfliktu wyjechało do ZSRR i krajów satelickich. Wśród nich był 21-letni Georgios Kolis. - Był zmuszony do walki w komunistycznej partyzantce. Został ranny w nogę. W końcu został ewakuowany ze szpitala w Albanii do Polski i tam rozpoczął nowe życie – opowiada John Collis, syn imigranta.
Dlaczego właściwie greccy uchodźcy trafili do Polski? Polska zaangażowana była – tak jak inne kraje socjalistyczne – w pomoc partyzantce komunistycznej. Do Grecji płynęły między innymi broń i amunicja. Później – ze względu na coraz gorszą sytuację ludności cywilnej – Polska włączyła się w pomoc humanitarną. Cztery tysiące greckich dzieci trafiło do naszego kraju. Z kolei w Dziwnowie powstał szpital, gdzie leczono rannych partyzantów. Później przyjęto kolejnych uchodźców – w sumie ponad 14 tysięcy osób.
Życie obok siebie
Ci, którzy przyjechali do Polski, trafili na Ziemie Odzyskane. Tu każdy mógł liczyć na nowy początek. Na zachodzie Polski, który jeszcze niedawno był terytorium niemieckim, niemal każdy był nowy. I każdy pochodził skądś. Polacy najczęściej przybywali z Kresów Wschodnich. Żydzi, tak bardzo zdziesiątkowani przez działania nazistów, szukali nowego miejsca na ziemi. Byli tu też skoszarowani żołnierze radzieccy. Wszyscy uczyli się życia na nowo.
Greków osiedlano albo w okolicach Szczecina, albo na Dolnym Śląsku. Tu najpierw byli kierowani do Zgorzelca, gdzie izolowano ich od Polaków. Dopiero później następowała relokacja imigrantów. W Świdnicy, która uniknęła zniszczeń wojennych, działało wiele zakładów przemysłowych. Siła robocza była potrzebna, a tę mogli zapewnić także przybysze z Grecji.
Według historyków grupa greckich i macedońskich imigrantów przybyła do Świdnicy na przełomie lat 40. i 50. XX wieku. A pierwszych 45 osób zamieszkało przy ulicy Władysława Sikorskiego. Czy był wśród nich Georgios Kolis? Tego nie wiadomo. Jego syn nie wie, kiedy dokładnie ojciec pojawił się w Świdnicy. Wiadomo jednak, że to właśnie to dolnośląskie miasto na kilkanaście lat stało się jego domem.
Z czasem Greków w Świdnicy przybywało. W końcu osiedliło się ich tu kilkuset. Przybysze, nieznający języka polskiego, początkowo przebywali we własnym środowisku. Żyli nadzieją na szybki powrót do ojczyzny. "Imigranci kultywowali dawne obyczaje i przyzwyczajenia nadając powojennej Świdnicy dodatkowego kolorytu. Jeżeli pogoda na to pozwalała życie toczyło się przed domami. Pierwsze pokolenie imigrantów liczyło na szybki powrót do ojczyzny. Przejawem tego pragnienia były toasty wznoszone z okazji różnych świąt. Nie zapominano w nich o wyrażaniu nadziei na szybki powrót do słonecznej Grecji" – pisał Marcin Wolny w opublikowanym w 2012 roku artykule "Z dziejów ludności greckiej i macedońskiej w Świdnicy po II wojnie światowej".
Z czasem jednak zaczęła zwyciężać ciekawość. Polacy – znający traumę wojenną i bolączki, z jakimi zmagali się rozpoczynający nowe życie uchodźcy – zaczynali przekonywać się do Greków, a Grecy przekonywali się do Polaków. Coraz częściej spędzali razem czas i zawiązywali przyjaźnie. Niektórzy zakochiwali się w sobie. A dzieci imigrantów bawiły się z dziećmi Polaków, którzy przybyli przecież do dolnośląskiego miasta krótko przed przybyszami z południa.
"Ktoś powiedział, że ojciec w Polsce kogoś poślubił"
O polskich losach Georgiosa Kolisa nie wiadomo wiele. Wszystko dlatego, jak mówi jego syn, że Kolis senior był człowiekiem bardzo skrytym. John Collis dysponuje tylko strzępkami informacji. - Podkreślał, że w Polsce był bardzo szczęśliwy. Tam też odebrał edukację i nauczył się płynnie mówić po polsku oraz ukraińsku. Związany był ze Świdnicą i Wrocławiem. Wyuczył się zawodu kreślarza – relacjonuje.
Kolis znalazł też na Dolnym Śląsku miłość. Tu miał ożenić się i mieć dziecko. - Mój ojciec był bardzo tajemniczy, nie mówił wiele na temat swojego życia na Dolnym Śląsku. Tylko raz wspomniał o tym, że mieliśmy tam starszą siostrę. Ktoś z rodziny powiedział kiedyś, że ojciec poślubił kogoś, gdy mieszkał w Polsce. Nie wiemy, czy jego żona była Greczynką, Polką, czy może Macedonką. Mieli mieć córkę, czyli moją przyrodnią siostrę, której teraz szukam – opowiada Collis junior.
John Collis mieszka w Toronto. Urodził się w Kanadzie, dokąd wyjechał jego ojciec. - We wczesnych latach 60. mój dziadek poprosił tatę, by wrócił do Grecji. Jego ówczesna żona nie chciała jechać z nim, dlatego do kraju wrócił sam. Później wyjechał do Kanady, gdzie ożenił się z moją matką. Z tego małżeństwa urodziłem się ja i moja siostra – wyjaśnia mężczyzna.
Tajemnicza kobieta ze zdjęć
Kanadyjczyk nie ma więcej informacji o swojej przyrodniej siostrze. Nie wie, czy kobieta – która dziś może mieć ponad 60 lat – mieszka na Dolnym Śląsku, czy w ogóle w Polsce. Nie wiadomo też, czy żyje, a jeśli tak, to czy wie o istnieniu krewnych w Kanadzie. Po pobycie jego ojca w Polsce zostały tylko zdjęcia.
Widać na nich Georgiosa Kolisa z przyjaciółmi, podczas pracy i chwil relaksu. Na kilku fotografiach uwieczniono młodą kobietę trzymającą niemowlę. Czy mogła to być żona mężczyzny i jego dziecko? - Nie wiem, kim ona jest. Być może była tylko znajomą, ale pewne jest to, że nikt z mojej rodziny jej nie rozpoznaje. W latach 50. i 60. kobiety na greckiej wsi nie nosiły tak krótkich włosów – mówi Kanadyjczyk. Przyznaje, że ma nadzieję, iż fotografie tajemniczej kobiety będą tropem w jego poszukiwaniach.
"Pomóżcie mi odnaleźć moją przyrodnią siostrę"
Mężczyzna ma 55 lat i nie ma dzieci. Chciałby odnaleźć przyrodnią siostrę i innych krewnych, którzy mogą wciąż żyć w Polsce. Prośbę o pomoc w poszukiwaniach zamieścił na facebookowej grupie "Świdnica i ... . Tu mieszkam". "Jeżeli ktokolwiek by znał Macedończyków lub Greków ze Świdnicy lub Wrocławia, proszę pokażcie im załączone zdjęcia i pomóżcie mi odnaleźć moją przyrodnią siostrę" –napisał w przetłumaczonym na język polski poście.
Mieszkańcy Świdnicy, którzy już odpowiedzieli na facebookowy apel, doradzili mężczyźnie kontakt z Polskim Czerwonym Krzyżem, a także wgląd w akta gromadzone w Urzędzie Stanu Cywilnego. Pomóc - oprócz relacji osób, które rozpoznają jego ojca - mogłyby dane z aktów małżeństwa, urodzin, czy dokumentów rozwodowych. Sprawę jednak utrudnia to, że Collis nie zna polskiego.
USC może pomóc, Odysseas już szuka
Dlatego o sprawę zapytaliśmy w Urzędzie Stanu Cywilnego w Świdnicy. Co może zrobić John Collis bez przyjeżdżania do Polski?
- Powinien formalnie przedstawić wniosek, przesłany nam korespondencyjnie, o odpis aktu małżeństwa ojca. Wzory wniosku można znaleźć w internecie. Jeśli mężczyzna nie ma wszystkich danych, które będą nam potrzebne, będziemy wzywać go do uzupełnia wniosku – wyjaśnia Dorota Kruźlak, kierownik USC w Świdnicy. I dodaje, że Kanadyjczyk będzie musiał przedstawić swój akt urodzenia, by urzędnicy mogli pozyskać jak najwięcej informacji o jego ojcu. Taki akt, po rozpoczęciu formalnej ścieżki, musi być przetłumaczony przez tłumacza przysięgłego na język polski. Kruźlak przyznaje, że do świdnickiego USC zgłaszają się osoby, które poszukują swoich korzeni. A w archiwach urzędu są między innymi akta niemieckie, żydowskie, greckie i polskie.
Skontaktowaliśmy się też ze Stowarzyszeniem Greków w Polsce "Odysseas". Jego przewodniczący Stefan Skotis przyznaje, że wie o sprawie i już działa. - Na razie koncentrujemy swoje działania na Świdnicy i Wrocławiu. Wysłałem już maile do osób, które mogą pamiętać tamte czasy i Greków, którzy w tamtym czasie żyli na Dolnym Śląsku. Jeśli nie dostanę od nich żadnych potwierdzających informacji, będziemy działać dalej – deklaruje Skotis.
Według bazy PESEL w Polsce mieszka 445 osób o nazwisku Kolis. 234 z nich to kobiety. Z kolei na Dolnym Śląsku osoby o tym nazwisku zamieszkują powiaty wołowski i dzierżoniowski, a także Wrocław i Legnicę. Czy jest wśród nich przyrodnia siostra Johna Collisa?
- powiat wołowski: dwie osoby (kobieta i mężczyzna)
- miasto Wrocław: 28 osób (15 kobiet i 13 mężczyzn)
- Legnica: dziewięć osób (pięć kobiet i czterech mężczyzn)
- powiat dzierżoniowski: sześć osób (dwie kobiety i czterech mężczyzn)osoby o nazwisku Kolis na Dolnym Śląsku