17 lutego 1979 r. kilkaset tysięcy chińskich żołnierzy rozpoczęło frontalne uderzenie na sąsiedni Wietnam. Wojna zakończyła się tak nagle, jak się zaczęła – bez militarnego rozstrzygnięcia, bez przesuwania granic i bez zmiany władzy w którymkolwiek z państw. Ten dziwny konflikt pokazuje jednak, czym dla współczesnych Chin jest wojna oraz jak mogą wyglądać przyszłe konflikty zbrojne z ich udziałem.
W styczniu 1979 r. chiński przywódca Deng Xiaoping odwiedził Stany Zjednoczone, gdzie jako przywódca otwierający komunistyczne Chiny na świat został ciepło przyjęty przez prezydenta Jimmy'ego Cartera. W trakcie kuluarowych rozmów nieoczekiwanie poinformował go, że zamierza rozpocząć niesprowokowaną wojnę z Wietnamem i liczy na ciche poparcie Amerykanów. – Działania będą ograniczone, ale Chiny muszą dać Wietnamowi nauczkę – argumentował.
Prezydent USA, znany z zażartej obrony praw człowieka na świecie, został tą informacją postawiony pod ścianą – przywódca komunistycznego imperium chce rozpętać otwartą wojnę z sąsiednim państwem i jeszcze prosi o poparcie USA? Choć wydaje się to nieprawdopodobne, Deng otrzymał jednak poparcie Cartera i mógł spokojnie wrócić do planowania krwawej inwazji.
Chiny pod przywództwem Deng Xiaopinga pod koniec lat 70. XX wieku weszły na drogę intensywnych reform gospodarczych i otwierania się na świat, kończąc w ten sposób okres konfrontacyjnej i nieobliczalnej polityki zagranicznej Mao Zedonga. Pomysł, by w tym momencie zdecydowały się na niesprowokowaną inwazję na słabszego sąsiada i utratę z trudem odzyskiwanego międzynarodowego zaufania, mógł się wydawać najgorszym z możliwych.
Cała "plansza" Deng Xiaopinga
Wizyta chińskiego przywódcy w USA była jednak jedynie częścią wielkiej, długofalowej strategicznej rozgrywki, prowadzonej przez Chiny niczym gra w szachy – a właściwie ich chiński odpowiednik weiqi, znany również pod japońską nazwą "go".
Pekin patrzył bowiem na całą "planszę", a nie tylko na jej wycinek. Po wielu latach przyjmowania hojnego wsparcia ze strony Chin komunistyczny Wietnam Północny się zbuntował, gdyż Pekin nie tylko oczekiwał, że za dotychczasową pomoc należy mu się daleko idące posłuszeństwo, ale też w pewnym stopniu osaczał sąsiada, m.in. wspierając przeciwny Wietnamowi reżim Czerwonych Khmerów w Kambodży. Co więcej, wietnamska gospodarka była zdominowana przez etnicznych Chińczyków Hoa. To wszystko budziło obawy zjednoczonego Wietnamu przed chińską dominacją i skłoniło go do szukania innych sojuszników.
Z tego powodu w listopadzie 1978 r. Wietnam podpisał traktat obronny ze Związkiem Radzieckim, który był w tym okresie dla Chin wrogiem numer jeden. Półtora miesiąca później wietnamska armia uderzyła na sprzymierzoną z Chinami Kambodżę, chcąc obalić wrogi sobie i niezwykle krwawy reżim Czerwonych Khmerów. Co więcej, od miesięcy trwały w komunistycznym Wietnamie represje przeciwko ludności Hoa, podsycane zarzucaniem jej kapitalistycznej działalności.
Wszystkie te wydarzenia były nie do zaakceptowania dla Chin. Sąsiad z południa nie chciał być w pełni posłuszny, mimo że zwyciężył w wojnie domowej ze wspieranym przez USA Południem w dużej mierze dzięki chińskiej pomocy. Do tego sprzymierzył się z największym wrogiem Chin, Związkiem Radzieckim, i represjonował żyjącą w Wietnamie chińską ludność. Chiny obawiały się również, że wspierany przez Moskwę Wietnam nie poprzestanie na zmianie prochińskiej władzy w Kambodży i będzie kontynuował ekspansywną politykę, chcąc utworzyć tzw. Federację Indochińską sprzymierzoną z ZSRR, a wrogą Chinom.
Wojna jako narzędzie polityczne
Sytuacja ta była dla Denga klarowna i wymagała podjęcia jednej tylko decyzji – o uderzeniu na Wietnam, które przypomniałoby temu państwu, że musi się liczyć z interesami potężnego sąsiada z północy. Zaatakowanie niedawnego jeszcze wroga USA mogło także umocnić relacje Pekinu z Waszyngtonem, a jednocześnie znacząco osłabiłoby ZSRR. Deng słusznie kalkulował, że Sowieci nie są przygotowani do przyjścia Wietnamowi z pomocą, a więc bezkarnie uderzając na Wietnam, podważyłby wartość sowieckich gwarancji bezpieczeństwa.
Wypowiedzenie wojny Wietnamowi miało być zatem narzędziem czysto politycznym – nie chodziło o zdobycie terytorium, surowców naturalnych, zadanie niepowetowanych zniszczeń ani nawet o zmianę władzy w Wietnamie. Chodziło o nauczkę – przypomnienie Wietnamowi, że bycie sąsiadem potężnych Chin zobowiązuje go do prowadzenia polityki zagranicznej, która nie narusza chińskich interesów.
Deng Xiaoping był jednak wytrawnym strategiem i nie zdecydowałby się na wojnę bez wcześniejszych przygotowań. Przede wszystkim konieczne było uprzednie wytłumaczenie planowanych działań najważniejszym partnerom międzynarodowym, pozwalające uniknąć ewentualnych nieporozumień i eskalacji konfliktu. Z tego powodu krótko przed uderzeniem na Wietnam chiński przywódca odwiedził nie tylko USA, ale też Birmę, Nepal, Tajlandię, Malezję, Singapur i dwukrotnie Japonię. W trakcie rozmów w cztery oczy tłumaczył, że wojna będzie ograniczona, a jej cel stanowi ukaranie Wietnamu za prowadzenie ekspansywnej polityki oraz powstrzymanie radzieckich wpływów w Azji Południowo-Wschodniej.
Amerykanie, choć w nieformalny, kuluarowy sposób, zgodzili się więc, by na koszt Chin osłabić azjatyckie wpływy Moskwy. Chińska wojna była dla nich do tego stopnia atrakcyjna, że Jimmy Carter zaoferował nawet udostępnienie Pekinowi amerykańskich danych wywiadowczych.
W ten sposób Deng Xiaoping miał otwartą drogę do uderzenia na Wietnam. Ostatnią, choć niebagatelną przeszkodą, było wciąż niemożliwe do wykluczenia ryzyko ataku ZSRR na Chiny. Zaledwie dwa miesiące wcześniej Moskwa zagwarantowała przecież Wietnamowi nietykalność i zobowiązała się do jego obrony.
Deng, weteran partyzanckiej wojny o niepodległość Chin, doskonale potrafił jednak kalkulować ryzyko. Sowiecki atak nuklearny w obronie Wietnamu był całkiem nieprawdopodobny. Z kolei zmasowane uderzenie przez radziecko-chińską granicę wydawało się dla Moskwy niezwykle trudne – nawet, gdyby do ataku ruszył milion żołnierzy, byłoby to zbyt mało, by odnieść nad Chińczykami szybkie zwycięstwo. Natomiast krótki czas trwania inwazji na Wietnam oraz ciężka zima uniemożliwiłyby Rosjanom sprowadzenie na czas posiłków z Europy.
Na wszelki wypadek Deng postawił jednak swoje wojska wzdłuż granicy ZSRR w stan najwyższej gotowości i ewakuował stamtąd ok. 300 tys. ludności cywilnej. Wiara komunistycznych Chin w racjonalność Moskwy była od dawna ograniczona.
Poklepać tygrysa po zadzie
O świcie 17 lutego rozpoczął się zmasowany chiński atak – przez granicę z Wietnamem ruszyło 200-400 tys. żołnierzy wspieranych przez kilkaset czołgów. Zdecydowana większość sił Wietnamu zaangażowana była wówczas w okupację Kambodży i granicy broniły głównie siły obrony pogranicza oraz milicje, które mimo to stawiły nadspodziewanie silny opór. Chińskie oddziały z trudem posuwały się do przodu i ponosiły ogromne straty, które zmusiłyby każdy demokratyczny rząd do natychmiastowego wstrzymania walk. Była to konsekwencja m.in. upolitycznienia chińskiej armii w czasach Mao Zedonga, a także desperackiej obrony Wietnamczyków. Mimo to po czterech tygodniach chińskie wojska sforsowały ostatnią linię obrony i otworzyły sobie drogę do stolicy Wietnamu – Hanoi.
Wówczas Chińczycy nieoczekiwanie wycofali się z powrotem na granicę, a obie strony ogłosiły swoje zwycięstwo. Wycofanie się w takim momencie było realizacją obietnicy, jaką Deng Xiaoping składał Jimmy'emu Carterowi: wojna miała być ograniczona w czasie i przestrzeni. Bardzo szybko okazało się, że kalkulacje Denga odnośnie reakcji ZSRR okazały się trafne – Moskwa już dzień po rozpoczęciu wojny potępiła "zbrodniczą napaść", ale jednocześnie oświadczyła, że "bohaterski naród wietnamski tym razem zdoła sam się obronić". Po wojnie jeden z chińskich przywódców, Hua Guofeng z satysfakcją skomentował zachowanie Rosjan, mówiąc, że Chiny mogły bezkarnie "poklepać tygrysa po zadzie".
Pozostaje pytanie, kto tak naprawdę wygrał wojnę chińsko-wietnamską w 1979 r. W krótkim okresie prawdopodobnie Wietnam – nie tylko obronił się on przed potężnym sąsiadem, obnażając jego słabość militarną i zadając mu ciężkie straty, ale też utrzymał swoją okupację Kambodży. W dłuższym okresie nie można jednak odmówić zwycięstwa Chinom, ponieważ ostatecznie osiągnęły one swoje cele polityczne. Nie tylko rozbiły sojusz Wietnamu z ZSRR, ale też na wiele lat odizolowały Wietnam na arenie międzynarodowej oraz osłabiły go ekonomicznie. Groźby przeprowadzenia ponownej nauczki zmusiły ponadto Wietnam do utrzymywania na granicy z Chinami gigantycznej, milionowej armii, co rujnowało jego gospodarkę.
Wojna po chińsku
Swoją wojną z Wietnamem Chiny zaprezentowały światu co najmniej dwie rzeczy. Po pierwsze, że w przeciwieństwie do wielu państw demokratycznych, w których władza podlega cyklicznej zmianie, prowadzą naprawdę długofalową politykę zagraniczną. Pekin nie był przygotowany do wojny w 1979 r. i jego oddziały poniosły olbrzymie straty, mimo to uznał ją za zwycięstwo, ponieważ w dłuższej perspektywie osłabiła ona wpływy ZSRR w Azji Wschodniej oraz wzmocniła pozycję dyplomatyczną Chin. Wojna nie była spontanicznym kaprysem, ale efektem kalkulacji politycznych dotyczących globalnego układu sił.
Po drugie, Pekin pokazał, że traktuje wojnę jako narzędzie czysto polityczne. Chiny są tak duże, ludne i różnorodne wewnętrznie, że prowadzenie wojen ekspansywnych byłoby dla nich raczej osłabieniem niż wzmocnieniem. Dlatego armia podporządkowana jest celom politycznym, a wojny muszą być skalkulowane i ograniczone, by nie wymykały się spod kontroli. Wraz z otwarciem Chin na świat i wzrostem współzależności ich gospodarki od międzynarodowych partnerów takie ich podejście do prowadzenia wojen mogło się jedynie umocnić. Mimo intensywnej modernizacji chińskich sił zbrojnych i konfliktów terytorialnych Chin z wieloma azjatyckimi państwami, m.in. Indiami, Japonią i Koreą Płd., bardzo mało prawdopodobne jest więc, by w Azji Wschodniej doszło do wybuchu wojny na pełną skalę.
Wojna, lub sama jej groźba, pozostaje jednak atrakcyjnym narzędziem w rękach chińskiej partii komunistycznej – jednak musi się ona kalkulować. Oznacza to, że przyszłe konflikty, które wybuchać mogą z chińskim udziałem, najprawdopodobniej będą podobne do tego z 1979 r. Tylko krótkotrwałą i precyzyjną wojną Pekin może jednocześnie osiągać cele polityczne oraz unikać gigantycznych kosztów przeciągającej się wojny i okupacji obcej ludności. Podejście to tłumaczy zarazem, dlaczego Chiny nigdy dotąd nie angażowały się w długotrwałe i trudne do wygrania konflikty, takie jak te na Bliskim Wschodzie czy w Afganistanie. Ryzyko wojen w Azji Wschodniej rośnie, jednak Chiny planują je z konkretnym planem tego, jak przywrócić pokój.