Jej budynek przejechał przez granicę w 13 tirach i na "lewych" papierach. W Polsce postawiono ją w czynie społecznym, na przekór tym, którym na rękach miał wyrosnąć kaktus (m.in. ludziom z kuratorium oświaty). Dziś znów toczy się o nią walka. Nikt bowiem w ministerstwie nie przewidział istnienia takiej szkoły.
Niezmiennie jest wyjątkowa. Tak jak niesamowita była historia jej budynku, który świętuje właśnie 20 lat. Bo kto spoza Poznania słyszał o tym, że działa podstawówka teatralna? Szkoła, która swoją "filię" ma na Madagaskarze? W której nie ma dzwonków, a za to jest trójpodział władz, w ramach którego bez zarzutu działa szkolny Trybunał Konstytucyjny?
Co roku aplikujących do niej jest więcej niż miejsc. Są też egzaminy, których teraz – zgodnie z prawem – być nie powinno. Nie do tej szkoły. Autorska szkoła Jerzego Hamerskiego i Elżbiety Drygas powinna być zwykłą "rejonówką". Czy będzie?
Ale po kolei…
"Szkoła bez szkoły"
Zalicza się program
od startu do mety
i często nie starcza oddechu.
Bo w szkolnym programie
brakuje niestety
tabliczki mnożenia uśmiechówfragment piosenki "Chodzimy do budy" (słowa: Wanda Chotomska)
Jerzy Hamerski zawsze marzył o szkole, do której aż chce się chodzić. W 1990 r. wraz z Elżbietą Drygas w Miejskim Domu Kultury nr 2 przy poznańskiej Cytadeli utworzył zerówkę szkoły o profilu teatralnym, ale z harcerskimi tradycjami. Wszystko tam było z odzysku – stoły i krzesła z nieczynnego od lat przedszkola, wykładzina z Międzynarodowych Targów Poznańskich. Z czasem szkoła zajmowała kolejne pomieszczenia MDK-u, aż w 1994 r. zabrakło już dla Łejerów miejsca. ("Łejery" to słowo pochodzące z gwary poznańskiej i oznaczające tyle co "o rety!". Pod tą nazwą kryje się poznańska szkoła autorska – red.)
– Początkowo szukaliśmy różnych baraków, które można byłoby zaadaptować na szkołę. Chodziliśmy do urzędników, pytaliśmy o wolne lokale. W końcu od pani kurator usłyszałem: "panie Hamerski, jak pan chcesz mieć szkołę, to sobie ją pan zbuduj". Chyba nie pomyślała, że potraktuję te słowa poważnie – śmieje się Hamerski.
Inspiracja z Leszna
Jedna z mam opowiedziała o budynku, który widziała w Lesznie. – Była to szkoła kontenerowa, którą rozebrano i w częściach przywieziono z Holandii. Pojechaliśmy zobaczyć, jak wygląda. Dziś muszę przyznać – to był okropny barak. Ale dla nas wtedy był jak pałac. Zamarzyliśmy o podobnym dla siebie – wspomina Hamerski.
Pojechał do Holandii, obiecali pomóc. I już kilka tygodni później Łejery ponownie zameldowały się w "kraju tulipanów" i oglądały budynek w Venlo. – Już zaczęliśmy zbierać pieniądze na przewiezienie go do Poznania – opowiada.
Koszty transportu okazały się powalające – wszystko przez zbyt wysokie elementy konstrukcji. Funduszy szukano u prywatnych sponsorów, zorganizowano zbiórkę publiczną i uliczną, podczas której dzieci występowały pod hasłem "Szkoła bez szkoły". Pomocy w organizacji przewozu budynku szukano także w wojsku, a nawet u samego prezydenta Lecha Wałęsy. Bezskutecznie.
"Jakieś g***o z Holandii?"
Już w sylwestra Hamerski dowiedział się o kolejnej szkole "do wzięcia". Ta w Mierlo pod Eindhoven była nie kontenerowa, tylko segmentowa, można w niej było złożyć każdą ścianę. To oznaczało łatwiejszy i tańszy transport.
Tym razem do Holandii wyjechała delegacja, w której znalazła się przedstawicielka prezydenta Poznania. – Wcześniej w magistracie powtarzano, że Łejery chcą przywieźć "jakieś g***o z Holandii". Gdy ta urzędniczka zobaczyła szkołę w Mierlo, powiedziała tylko: "Nie ma o czym dyskutować! Bierzemy ją!" – śmieje się Hamerski.
Pod koniec lutego 1995 r. rozbierać szkołę pojechała delegacja, w sumie 11 osób: założyciele szkoły, nauczyciele, rodzice i czterej robotnicy.
– Najpierw musieliśmy pociąć dach – jedyny element, którego nie dało się przewieźć. Resztę elementów: betonowe podstawy podłogi, stalowe konstrukcje i paździerzowe, niezwykle wytrzymałe ściany demontowaliśmy i ładowaliśmy na kolejne ciężarówki, które miały je przewieźć do Polski – wspomina Hamerski.
Gdy Łejery rozbierały szkołę, w Mierlo trwał karnawał. – Holendrzy bawili się cztery dni. Wieczorami na pięknym rauszu wpadali do nas z tortami, wiertarkami, ciastem, młotami i szampanem, żeby nam pomóc – opowiada Hamerski.
Po 11 dniach po starym budynku szkoły nie było już śladu, a polska delegacja swoją pracowitością rozkochała w sobie Holendrów. – Wcześniej w ich oczach Polak to był pijak i nierób. My obaliliśmy ten mit. Nasze zaangażowanie i humor, z jakim pracowaliśmy, tak im zaimponowały, że sami opłacili nam transport – wspomina Hamerski. No i na koniec wyprawiono przyjęcie dla Holendrów.
Budynek ściągano do Polski jako filię Szkoły Podstawowej nr 38. Za koordynację akcji odpowiadało powołane w tym celu Stowarzyszenie Patronackie Szkoły Podstawowej "U Łejerów". O akcji przewożenia szkoły do Polski informowały nawet holenderskie telewizje i gazety.
No i przemycili szkołę
Pod koniec lutego 1995 r. kawalkada 13 tirów wyruszyła w kierunku Poznania. Utknęła na przejściu granicznym w Świecku. – Od celników usłyszeliśmy, że nie przejedziemy przez granicę. Potrzebny był jeszcze dokument o przyjęciu budynku przez organ prowadzący szkołę. Wtedy było nim jeszcze nieprzychylne nam kuratorium oświaty (dziś jest nim miasto – przyp. red.). Nie było szans, by pani kurator nam takie pismo wydała. Przedstawiciele kuratorium mówili mi, że prędzej im kaktus na ręce wyrośnie, niż szkoła powstanie – wspomina Hamerski.
Celnikom przedstawiono więc pismo podbite pieczątkami przez kierownik filii Szkoły Podstawowej nr 38. – Popatrzyli na ten papier i przepuścili nas, choć to pismo tak naprawdę nie dawało im takiego prawa – śmieje się Hamerski.
3 marca 1995 r. o przywiezieniu szkoły poinformowano Kuratorium Oświaty w Poznaniu.
Budynek stawiano ledwie kilkaset metrów od MDK-u, w którym dotychczas działała szkoła, przy ul. Brandstaettera, na działce przekazanej przez miasto. Ambicją Łejerów było postawienie szkoły do września, na rozpoczęcie roku szkolnego. Urzędniczych procedur nie udało się jednak przeskoczyć i budynek oddano pół roku później.
Wybudowali go sami rodzice (wspierani przez profesjonalną firmę budowlaną) w czynie społecznym, a rolę inwestora zastępczego pełniło stowarzyszenie.
Jednocześnie zbierano kolejne pieniądze – tym razem na wyposażenie szkoły. Gdy szkoła już stała, niespodziewanie do Poznania przyjechały kolejne dwa tiry z Holandii. – W środku było wszystko, co chyba było możliwe: ławki, tablice, wieszaki, jakieś zabawki, liczydła, wielki biały stół fornirowy. Zbierali to chyba w całym kraju! Zwariowaliśmy z radości, jak to zobaczyliśmy! – wspomina Hamerski.
Na otwarciu szkoły nie zabrakło gości z Holandii i urzędników z kuratorium. – Specjalnie dla nich przy wejściu powiesiliśmy kaktus "dla tych, którym miał wyrosnąć" – mówi Elżbieta Drygas.
Jelke Sanders, dyrektor szkoły z Mierlo był pod wrażeniem tego, jak prezentował się budynek. – Szkoła jest taka ładna, że chcielibyśmy mieć ją z powrotem – śmiał się, mówiąc łamaną polszczyzną.
Dwudziestolatka się zmieni?
Budynek świętuje właśnie swoje 20 lat. Różni się od siedzib innych szkół – jest parterowy, ma ruchome ściany, wszędzie wiszą rekwizyty i zdjęcia Łejerskich. Dziś mieści tu się też gimnazjum. Szkoła (a w zasadzie zespół szkół) obecnie liczy 10 klas. Uczęszcza do niej 250 dzieci. Nawiązuje do harcerskich tradycji Łejerów – do nauczycieli uczniowie zwracają się nie per pan/pani, lecz druhu/druhno. Nie ma tu dzwonków, jest za to dużo zajęć teatralnych, a na koniec roku każda klasa wystawia przedstawienie dyplomowe. Repertuar jest szeroki – od "Lokomotywy" Juliana Tuwima przez "Alicję w krainie czarów" po dzieła Mickiewicza, Słowackiego czy Gombrowicza – i dostosowany do wieku dzieci.
"Sala teatralna w naszej szkole jest tak potrzebna jak sala gimnastyczna w szkole sportowej. Teatr bez sceny to jak okręt bez żagli" – przekonywał do jej budowy Jerzy Hamerski, założyciel szkoły i prezes stowarzyszenia Łejery.
Wybudowano go w 2013 r., choć nie bez komplikacji. Pieniądze na jego budowę przekazali radni wbrew woli ówczesnego prezydenta Ryszarda Grobelnego. Uchwała przeszła dzięki głosom Platformy Obywatelskiej, koalicjanta prezydenta.
Otwarcie sceny zostało wybrane kulturalnym wydarzeniem sezonu 2013/2014 w plebiscycie zorganizowanym przez miasto.
Za stworzenie teatralnej sceny w najpiękniejszej w Poznaniu scenerii – "w ramionach" parku Cytadela. Za fantastyczne wykorzystanie potencjału dwóch ważnych poznańskich instytucji, tworzących z dziećmi i dla dzieci. Za gości sceny, głośno oklaskiwane premiery, za wszystkie kolory, którymi się mieni
uzasadnienie nominacji Sceny Wspólnej w plebiscycie
Szkoła poza systemem
Do szkoły Łejerów co roku chce swoje dzieci zapisać znacznie więcej rodziców niż jest to możliwe. Uczniowie wybierani są więc podczas przesłuchań. – Odbywają się one w małych grupach i mają formę wspólnej zabawy, podczas której dzieci wykonują zadania pozwalające obserwować ich fantazję, umiejętność twórczego myślenia, wrażliwość, poczucie rytmu i słuch muzyczny – wyjaśnia druh Jurek.
Łejery to sposób na życie, to znakomita propozycja dla młodych ludzi, którzy dzięki sztuce odważniej będą mogli wkroczyć w świat dorosłych. Obcowanie z teatrem uczy wrażliwości, empatii, uważności dla drugiego człowieka, dzięki sztuce młodzi ludzie kształtują swój system wartości, nabywają zrozumienia i szacunku dla innych. To wszystko dają Łejery
Marek Michalak, Rzecznik Praw Dziecka o Łejerach
– Zajmujemy się dziećmi szczególnie wrażliwymi, innymi przez osobowość. Gdyby trafiły one do zwykłych szkół, ich talent byłby zmarnowany – przekonuje druhna Ela.
Właśnie za sprawą tych przesłuchań w ostatnich tygodniach w Poznaniu znów głośno było o Łejerach. Wszystko przez zmiany w ustawie o systemie oświaty i ujednoliceniu zasad przyjmowania uczniów. Według nowych przepisów na podstawie egzaminów można przyjmować dzieci jedynie do szkół sportowych, dwujęzycznych oraz artystycznych. W przypadku tych ostatnich ustawa wymienia jedynie szkoły muzyczne, baletowe, cyrkowe i plastyczne (od gimnazjów). Łejery nie spełniają żadnego z tych warunków. Ratunkiem wydawało się przyznanie specjalnego statusu szkoły realizującej eksperyment pedagogiczny. Wniosek w tej sprawie odrzuciło jednak Ministerstwo Edukacji Narodowej.
Tym samym od nowego roku szkolnego (2016/2017) Łejery zostałyby zwykłą rejonówką. Pierwszeństwo podczas rekrutacji miałyby dzieci z okolicy, a w następnej kolejności – z rodzin wielodzietnych czy posiadających w szkole rodzeństwo. "Mali artyści" traktowani byliby identycznie jak wszystkie inne dzieci.
PO-PiSowy numer
23 lutego sprawą szkoły zajmowali się radni. W grę wchodziły dwa rozwiązania: pozostawienie szkoły w rękach miasta i utworzenie tzw. mikrorejonu, który umożliwiałby możliwość rekrutacji uczniów z całego Poznania (bez przeprowadzania egzaminów) lub przekazanie jej w ręce fundacji założonej przez Jerzego Hamerskiego i Elżbietę Drygas – szkoły publiczne prowadzone przez inny organ prowadzący niż miasto same przeprowadzają nabór według własnych zasad zasad (zgodnych z ustawą o systemie oświaty). Oba rozwiązania nie są idealne, a ich zwolennicy w szkole podzielili się.
Tuż przed sesją "salomonowe rozwiązanie" zaproponował wiceprezydent Mariusz Wiśniewski (PO). – Utworzymy mikrorejon i przez najbliższy rok będziemy się starać ponownie o nadanie statusu miejskiej szkoły eksperymentalnej. Jeśli to się nie uda, 31 sierpnia 2017 r. szkoła zostanie przekazana fundacji. Nie chcemy, by charakter szkoły został zaprzepaszczony – wyjaśniał.
Propozycja wzbudziła ogromne kontrowersje. Radni Platformy Obywatelskiej poparli propozycję, jednak przeciwko był ich koalicjant – Zjednoczona Lewica. – Jesteśmy przeciwni, by kiedykolwiek zmieniał się organ prowadzący szkoły – deklarowała radna Katarzyna Kretkowska.
Gdy – po klubowej naradzie – przeciwko uchwale opowiedział się tuż przed głosowaniem Przemysław Alexandrowicz z Prawa i Sprawiedliwości, wydawało się, że nie ma szans na jej przyjęcie.Stało się jednak inaczej. Uchwała przeszła. Dość nieoczekiwanie, wbrew stanowisku większości radnych z PiS, "za" zagłosował ich szef Artur Różański. Jak się okazuje, szkołę sam zna doskonale – kiedyś chodziły do niej jego dzieci.
Tym samym w tym roku szkoła działać będzie podobnie jak zwykłe rejonówki. Mikroobwód rejonu wyznaczono na fragment ulicy Za Cytadelą – ledwie kilka domów. To dzieci stamtąd mają pierwszeństwo. O pozostałe miejsca starać się mogą dzieci z całego Poznania. Pierwszeństwo będą miały te mające już w szkole rodzeństwo i z rodzin wielodzietnych. Dla reszty kandydatów, w tym tych uzdolnionych artystycznie, zostaną miejsca jedynie wtedy, gdy liczba dzieci o równej punktacji będzie większa niż ilość pozostałych wolnych miejsc. Na te miejsca może we wrześniu przyjmować uczniów już sam dyrektor szkoły.
Minister zrobi eksperyment?
Mimo że radnych podzieliła kwestia przekazania szkoły fundacji, to niemal wszyscy deklarują wsparcie szkoły w uzyskaniu statusu autorskiej szkoły eksperymentalnej oraz doprowadzenia do zmiany ustawowej umożliwiającej takim szkołom nabór uwzględniający predyspozycje i podatność dzieci w danym kierunku.
– Ustawa, która weszła w życie, ograniczając w dużym stopniu to, co stanowi "wyjątkowość" Szkoły Łejery, po prostu i najzwyczajniej w świecie nie uwzględniła, że jest takie miejsce w Polsce. Paradoksalnie jest to ogromny powód do dumy. Taka szkoła nie istnieje w Warszawie, Gdańsku, we Wrocławiu, nigdzie indziej, ale właśnie w Poznaniu! Poznań to nie tylko Koziołki, Targi, KKS Lech, Paderewski, udane Powstanie Wielkopolskie, Kościół Farny, Ostrów Tumski z katedrą i grobami naszych królów… To również Łejery! Dajcie im szansę na wyjątkowość! – apeluje Piotr Gąsowski, nazywający siebie Łejerem z 40-letnim stażem – był z nimi związany, gdy te jeszcze były zespołem harcerskim, a nie szkołą.
Lider regionalnej PO już zapowiedział, że jako szef Sejmowej Komisji Edukacji Nauki i będzie w tej sprawie rozmawiał z Minister Edukacji Narodowej Anną Zalewską i jest przekonany, że da się znaleźć rozwiązanie, które pozwoli zachować Szkołę Łejery z jej unikalnym charakterem.
Republika Łejerska działa
Art.17.
Każdy uczeń ma prawo do zgłaszania posłom swoich postulatów w celu ulepszenia życia w RŁ.
Art.18.
1.Uczniowie mają prawo do wolności prasy, do redagowania i wydawania gazety szkolnej.
2.Nikt nie ma prawa cenzurować prasy, natomiast każdy piszący jest odpowiedzialny
za swoje teksty. W przypadku naruszenia dóbr osobistych innego obywatela lub napisania nieprawdy, autor tekstu może być pozwany do Trybunału.fragment Małej Konstytucji Łejerskiej
Ta formuła to nie tylko brak dzwonków, teatralny charakter i harcerskie tradycje. Autorski program to także nauka demokracji. – Łejery to małe państwo zwane Republiką Łejerską, w którym obowiązuje mała konstytucja, godłem jest zielony konik ze skrzydłami, a hymnem Nasz konik z tekstem napisanym przez Wandę Chotomską – wyjaśnia Hamerski.
W szkole funkcjonuje trójpodział władzy. Władzą ustawodawcza jest parlament – senat tworzą nauczyciele i wybrani rodzice, a sejm – dzieci wybierane na początku każdego roku w wyborach.
Władzę wykonawczą sprawują prezydent i wiceprezydenci – czyli dyrektor i jego zastępcy, a także wychowawcy oraz premierzy i wicepremierzy klas, którzy zastępują tradycyjnych przewodniczących klas. Szkolny trybunał tworzą nauczyciele i wybrani w wyborach na sędziów uczniowie. Zajmuje się on tylko najpoważniejszymi wykroczeniami oraz rozwiązywaniem konfliktów pomiędzy uczniami różnych klas. Pozostałe sprawy rozwiązywane są w klasowym gronie.
Pedagogika łejerska nawet w Afryce
Z autorskiego programu szkoły i metod wychowawczych Łejerów korzystają także inni. Od dwóch lat szkoła przygotowuje piosenki do elementarzy dla najmłodszych klas oraz poradniki dla nauczycieli i rodziców.
Z kolei Stowarzyszenie Łejery wspólnie z Collegium Da Vinci prowadzi studia podyplomowe dla nauczycieli o kierunku instruktor teatralny oraz Poznańską Scenę Szkolną (wspólnie z pobliskim MDK), w ramach której kółka teatralne ze szkół z całego Poznania przygotowują swoje spektakle, z których najlepsze prezentowane są potem na Scenie Wspólnej.
W 2015 r. szkoła utworzyła swoją "filię" na... Madagaskarze. Tam na kilka miesięcy wyjechała Elżbieta Drygas, by pracować w miejscowej placówce i dzielić swoje doświadczenia z afrykańskimi nauczycielami.
– Nie nadaję się do odcinania kuponów. Wtedy, kiedy już wszystko wiem, umiem, ogarnia mnie lenistwo – tłumaczyła powody wyjazdu.
Teraz myśli o wyjeździe do Nepalu, by uczyć w szkole budowanej przez Macieja Pastwę, poznańskiego podróżnika, którego Łejery wspierały w zbieraniu środków na budowę szkoły zniszczonej podczas trzęsienia ziemi.