Zbliża się moment, kiedy Unia Europejska musi podjąć decyzję w sprawie sankcji nałożonych na Rosję. Wszystko wskazuje na to, że przedłuży je o kolejne pół roku. Ale już widać sygnały, że będzie to ostatnia taka decyzja.
Sankcje gospodarcze zostały nałożone na Rosję w 2014 r. w odpowiedzi na aneksję Krymu i wspieranie przez Moskwę rebelii na wschodzie Ukrainy. UE i USA ograniczyły dostęp Rosji do międzynarodowych rynków kapitałowych i technologii związanych z energetyką. W połączeniu ze spadkiem cen ropy decyzje te wpędziły Rosję w najdłuższą od dwóch dekad recesję.
Sankcje nałożone przez Stany Zjednoczone są bezterminowe i mogą być w każdej chwili uchylone decyzją prezydenta. Inaczej wygląda to w przypadku sankcji unijnych. Decyzja o ich przedłużeniu (lub wygaszeniu) zapada co pół roku. Obecnie obowiązujący okres sankcji został przedłużony przez Brukselę pod koniec grudnia 2015 r. i kończy się 31 lipca 2016 r. To oznacza, że na przełomie czerwca i lipca UE musi dokonać kolejnego rozstrzygnięcia w ich sprawie. Decyzja musi być podjęta jednomyślnie przez wszystkich 28 członków Unii.
Po staremu
Formalnie losy sankcji rozstrzygną się na szczycie w Brukseli 28-29 czerwca, jednak nie ma co ukrywać, że realnie decyzja zapadnie wcześniej – w najbliższych dniach, w zakulisowych rozmowach. Co więcej, już właściwie wiadomo, jaka ta decyzja będzie. Jeśli ktoś miał wątpliwości, to po szczycie G-7 mieć ich nie powinien. Jednym głosem w tej sprawie przemówili tu bowiem liderzy największych krajów UE oraz prezydent USA – wspólny front sankcji został więc utrzymany.
Chcę jasno podkreślić, że nasze stanowisko wobec Rosji, w tym dotyczące sankcji ekonomicznych, pozostanie niezmienione tak długo, jak długo porozumienia mińskie nie zostaną w pełni wprowadzone w życie
przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk
Oddanie Nadiji Sawczenko Ukrainie akurat w przeddzień spotkania wielkich tego świata w Japonii przypadkiem nie było, ale wpływu na decyzje w sprawie sankcji nie będzie miało. Już w ubiegłym roku UE uzależniła zniesienie sankcji od wdrożenia porozumień z Mińska w sprawie zakończenia konfliktu w Donbasie. Liderzy G-7 w deklaracji końcowej po zakończonym 27 maja spotkaniu podtrzymali twarde stanowisko wobec Moskwy i zagrozili nie tylko utrzymaniem, ale nawet zaostrzeniem sankcji, jeśli Rosja nie wypełni swych zobowiązań wynikających z porozumienia mińskiego.
Jednak, wbrew groźbom z G-7, na pewno nie dojdzie do zaostrzenia sankcji (taka opcja wciąż "leży na stole" na wypadek eskalacji walk w Donbasie) ani wydłużenia ich nie o pół roku, tylko o rok (tutaj zrobiły swoje ostatnie gesty Putina). Pozostanie status quo, ale na Kremlu szat z tego powodu nikt nie rozdziera. Prawdziwa gra toczy się bowiem o to, co stanie się za pół roku.
Przełomowa wizyta
Kiedy szefowa unijnej dyplomacji Frederica Mogherini ogłosiła zamiar wizyty w Rosji w marcu tego roku, opór części członków UE i niezadowolenie USA były tak silne, że zrezygnowała. Nie minęły trzy miesiące, a z pomysłem wyjazdu na wschód wyszedł szef Komisji Europejskiej. O tym, jak bardzo zmieniają się nastroje w Brukseli i Europie, może świadczyć fakt, że tym razem – mimo protestów – wysoki unijny urzędnik ani myśli rezygnować z wizyty w Rosji.
O udziale Jean-Claude'a Junckera w Międzynarodowym Forum Ekonomicznym w St. Petersburgu mówiło się już od dłuższego czasu. I budziło to niezadowolenie części krajów członkowskich UE. – Wizyta urzędnika tego szczebla zawsze posiada symboliczną wartość. Nie widzę powodów, dla których mielibyśmy symbolicznie pokazywać Rosji, że szukamy kontaktu – mówił szef MSZ Litwy Linas Linkevicius. Wtórował mu jego łotewski kolega Edgars Rinkevics, wskazując, że Juncker powinien unikać tworzenia "wrażenia, że stosunki między Rosją a UE wrócą na tory 'business as usual', ignorując wydarzenia 2014 r.".
Przedłużymy sankcje przeciwko Rosji i postawimy sprawę jasno: nie zgadzamy się w żaden sposób z działaniami Rosji na Ukrainie i Krymie
Jean-Claude Juncker
Jednak 30 maja rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow poinformował, że Juncker wygłosi przemówienie na forum petersburskim 16 czerwca i spotka się z Władimirem Putinem. Potwierdził to następnego dnia sam szef KE. Juncker tłumaczył, że jego podróż nad Newę ma służyć podtrzymaniu dialogu, nie jest zaś sygnałem zmiany myślenia na temat sankcji. – Przedłużymy sankcje przeciwko Rosji i postawimy sprawę jasno: nie zgadzamy się w żaden sposób z działaniami Rosji na Ukrainie i Krymie – zapewnił szef KE. Jednocześnie dodał, że "ważne jest, aby co najmniej w kwestiach ekonomicznych próbować się zbliżyć".
Luksemburski polityk od lat uchodzi za zwolennika dobrych relacji z Rosją. Jako szef Komisji Europejskiej wzywał już do "praktycznych relacji" z Moskwą, a w listopadzie ub.r. pisał do Putina, sugerując bliższe więzi handlowe między UE a Euroazjatycką Wspólnotą Gospodarczą. Ważniejsze od personalnych sympatii Junckera jest jednak to, że jedzie do Rosji, sprawując funkcję szefa KE. To będzie pierwsza wizyta tak ważnego urzędnika UE od czasu aneksji Krymu. Ostatnim przywódcą dużego kraju Unii goszczącym w Rosji była zaś Angela Merkel – ale to działo się już ponad rok temu.
Z pewnością moskiewska propaganda odpowiednio rozegra obecność Junckera. Dla zwykłych Rosjan znów będzie to sukces polityki Putina. Sam Kreml studzi oczekiwania związane z tą wizytą. Pieskow podkreślił, że z zadowoleniem wita decyzję Junckera w sprawie przyjazdu, jednak przestrzegł przed "nadmiernym optymizmem" i "szukaniem we wszystkich krokach jakichś oznak przełomu".
Wizyta szefa KE nie wpłynie na decyzję ws. sankcji teraz, za to może mieć duży wpływ na zmianę polityki UE w kolejnych miesiącach. Jest kolejnym krokiem w stronę "normalizacji" stosunków z Moskwą, choć ta wciąż ani myśli wypełniać warunków z Mińska. Zresztą nie ma się co oszukiwać – decydujące będzie tutaj stanowisko Niemiec.
Dwugłos z Berlina
Niemieckie kręgi przemysłowe od dawna domagają się zniesienia sankcji wobec Rosji. Nie ma w tym nic dziwnego, wszak Niemcy są największym partnerem handlowym Moskwy w Europie, a wszelkie ograniczenia uderzają mocno po kieszeni. Tylko w 2015 r. eksport niemiecki do Rosji skurczył się o 7,5 mld euro, co oznacza spadek o jedną czwartą wobec roku 2014. Zaś w porównaniu z rekordowym rokiem 2012 obroty handlowe Niemiec i Rosji spadły o blisko 50 proc.
Za zniesieniem sankcji opowiadają się też zwolennicy rozbudowy Gazociągu Północnego – zresztą akurat w sferze energetyki niemiecka elita polityczna jest zjednoczona w dążeniu do zacieśniania współpracy z Rosjanami.
Jednak podczas szczytu G-7 Merkel jednoznacznie opowiedziała się przeciwko zniesieniu sankcji. – Uważam, że jest za wcześnie na odwołanie alarmu – podkreśliła niemiecka kanclerz. Oficjalnie w CDU obowiązuje linia, którą w skrócie przedstawił 27 maja Norbert Roettgen, przewodniczący parlamentarnej komisji spraw zagranicznych. – Nie ma powodu, żeby zmieniać kurs. Osłabienie sankcji jest funkcją zmiany polityki Rosji wobec Ukrainy. I tylko tyle – podkreślił chadek, dodając, że redukowanie sankcji przez UE zaszkodzi jej jedności, jak też jedności stanowiska całego Zachodu wobec konfliktu na Ukrainie i agresywnej polityki Rosji.
Koniecznością utrzymania wewnątrzunijnej solidarności szermują też koalicjanci Merkel. Tyle że widzą na to zupełnie inną receptę. – Zdajemy sobie sprawę z rosnącego oporu wewnątrz UE w sprawie przedłużania sankcji wobec Rosji – powiedział 26 maja w wywiadzie dla agencji BNS Frank-Walter Steinmeier (SPD). Szef niemieckiej dyplomacji uważa, że z tego powodu trudno będzie o porozumienie. Rzecznik Steinmeiera Martin Schaefer 27 maja mówił, że presja na Moskwę jest słuszna, ale instrument sankcji musi być stosowany w "inteligentny sposób", a nie na zasadzie "wszystko lub nic". – Sankcje nie są celem samym w sobie. W świetle znaczącego postępu stopniowe rozluźnienie narzędzi sankcji musi być możliwe – podkreślił rzecznik MSZ Niemiec.
Za dialogiem z Rosją i stopniowym znoszeniem sankcji ekonomicznych opowiedział się lider SPD, wicekanclerz i minister gospodarki Sigmar Gabriel. Podczas Dni Rosji w Rostocku, których gościem był rosyjski minister przemysłu Denis Manturow, Niemiec oświadczył, że "wszyscy wiemy z doświadczenia, że izolacja nie prowadzi na dłuższą metę do celu. Pomóc może tylko dialog". Jednak najważniejsze w wystąpieniu Gabriela było coś innego. Skrytykował on przestrzeganą przez UE formułę "najpierw realizacja w stu procentach porozumienia z Mińska, a dopiero potem stuprocentowe zniesienie sankcji". Lider niemieckich socjaldemokratów zasugerował, aby znieść częściowo sankcje po uzyskaniu zgody w sprawie ordynacji wyborczej w Donbasie i osiągnięciu porozumienia ws. misji obserwatorów OBWE.
To właśnie strategia "krok za krok" ma być po cichu opracowywana w Berlinie – i to nie w biurach SPD, lecz w samej kancelarii Angeli Merkel.
W co gra kanclerz?
Dotychczas podział ról w Berlinie wydawał się oczywisty: socjaldemokraci za zniesieniem sankcji, chadecy za utrzymaniem. Burza wybuchła 28 maja, gdy "Der Spiegel" opublikował artykuł, z którego wynika, że rząd Merkel pracuje nad "ostrożnym poluzowaniem" sankcji przeciwko Rosji. Pretekst? Chęć utrzymania jedności UE.
Zawsze uważałem, że sankcje nie są celem samym w sobie. Jeżeli dojdzie do postępów w realizacji porozumienia z Mińska, będziemy mogli rozmawiać o złagodzeniu sankcji
szef MSZ Niemiec, Frank-Walter Steinmeier
W rządzie Merkel "od dawna istnieją konkretne plany stopniowego złagodzenia, jeszcze w tym roku, restrykcji wobec Rosji" – napisał niemiecki tygodnik. Nawet w samej chadecji istnieje silny obóz zwolenników poprawy relacji z Moskwą. Jego nieformalnym liderem jest minister finansów. Wolfgang Schaeuble mówił niedawno, że chociaż chciałby znieść sankcje jak najszybciej – "najchętniej jeszcze dziś" – to "zapewne będzie trzeba je utrzymać". Jeszcze nie czas na zmianę – ale przygotowania trwają.
Teraz obowiązuje zasada, że sankcje mogą być zniesione dopiero wtedy, gdy porozumienie z Mińska zostanie zrealizowane w całości – "sto procent za sto procent". Jednak zdaniem autorów artykułu w "Spieglu" Berlin rozważa gotowość do wyjścia Moskwie naprzeciw pod warunkiem, że nastąpi postęp w realizacji umowy mińskiej. Merkel opowiadała się dotychczas za twardym traktowaniem Kremla. "Teraz urząd kanclerski zajmuje bardziej miękkie stanowisko" – oceniają dziennikarze.
Pierwszym krokiem ma być złagodzenie części sankcji w zamian za współpracę Moskwy w zorganizowaniu i przeprowadzeniu wyborów lokalnych w Donbasie. Złagodzenie miałoby dotyczyć restrykcji wizowych – czyli po prostu polegać na wykreśleniu co najmniej części Rosjan z "czarnej listy" osób z zakazem wjazdu do UE. Inny pomysł to skrócenie okresu sankcji z sześciu do trzech miesięcy.
Z tego scenariusza wynika jednoznacznie, że ewentualne złagodzenie sankcji możliwe będzie dopiero za pół roku – sprawa wyborów lokalnych może się rozstrzygnąć najwcześniej latem tego roku.
Kilka dni po publikacji "Spiegla" Merkel powtórzyła swoje twarde stanowisko ws. sankcji. Tyle że w żaden sposób nie zaprzecza to rewelacjom tygodnika. Rzeczniczka kanclerz, Christiane Wirtz: – Mogę tylko powiedzieć, że kanclerz rozmawia z ministrem spraw zagranicznych i że oboje są zgodni co do tego, że należy kontynuować proces miński i kanclerz nie widzi obecnie żadnego powodu, by łagodzić sankcje.
Także rzecznik Steinmeiera dodał ze swej strony, że wypowiedzi szefa MSZ nie były niezgodne ze stanowiskiem rządu wobec kryzysu ukraińskiego i z deklaracją końcową niedawnego szczytu G-7 w Japonii. Steinmeier nie zmienia opinii w sprawie sankcji. – Nikt nie jest zainteresowany gospodarczym upadkiem Rosji. To nie przyłoży się do bezpieczeństwa w Europie – stwierdził 31 maja szef MSZ Niemiec.
Znów opowiedział się za możliwością stopniowego znoszenia sankcji wobec Moskwy. – Polityka na zasadzie "wszystko albo nic" nie zbliża nas do celu. W każdym razie jak dotąd. Stąd moja propozycja, by włączyć bodźce dla obu stron. Oznacza to: w przypadku istotnych postępów musi być możliwa stopniowa likwidacja sankcji – wyjaśnił Steinmeier.
Partia przyjaciół Rosji
Niemieccy zwolennicy stopniowego znoszenia sankcji uzasadniają to rosnącą liczbą krajów UE przeciwnych przedłużaniu ekonomicznych restrykcji wobec Rosji. – Najwyższym priorytetem jest utrzymanie jedności UE – mówi pełnomocnik niemieckiego rządu do kontaktów z Rosją Gernot Erler (SPD).
Do obozu "twardych" zwolenników utrzymania sankcji należą Wielka Brytania, Polska, Szwecja, Dania i trzy kraje bałtyckie. Co jednak najważniejsze, takie stanowisko zajmują Stany Zjednoczone, z czym Bruksela też musi się liczyć.
Zwiększa się jednak liczba krajów kwestionujących sankcje. Steinmeier wskazuje na sceptycyzm Bułgarii, Grecji, Cypru, Węgier, Włoch. Wśród przeciwników sankcji wymienia się też jeszcze Słowację. Ale to stanowisko tych największych jest najważniejsze. Zwłaszcza chodzi o Francję i Włochy.
Francja przyznała wizę rosyjskiemu ministrowi rolnictwa Aleksandrowi Tkaczewowi, mimo że jest on na czarnej liście UE. Minister stał na czele rosyjskiej delegacji na obrady Światowej Organizacji Zdrowia Zwierząt, które rozpoczęły się 22 maja w Paryżu. Co ciekawe, w styczniu politykowi temu wizy odmówiły Niemcy. Tkaczew trafił na listę rosyjskich obywateli z zakazem wjazdu do UE w połowie 2014 r., gdy był gubernatorem Kraju Krasnodarskiego na południu Rosji. Dostał wtedy order "za wyzwolenie Krymu" od p.o. szefa administracji Krymu.
W kwietniu niższa izba francuskiego parlamentu przegłosowała rezolucję wzywającą do zniesienia sankcji przeciwko Rosji. Głosowało tylko 101 z 577 deputowanych Zgromadzenia Narodowego, a 55 było za rezolucją. Jednak pokazuje to, że poparcie dla poprawy relacji z Kremlem istnieje we Francji także poza Frontem Narodowym.
Wielkim zwolennikiem zniesienia sankcji jest Rzym. Włochy chyba najbardziej odczuły embargo nałożone przez Moskwę na import żywności. Są drugim, po Niemczech, europejskim partnerem handlowym Rosji, a ponad 400 włoskich spółek działa na rosyjskim rynku. Eksporterzy z Italii stracili 4 mld dolarów potencjalnych zysków na rynku rosyjskim między 2013 a 2015 r. To spadek o 34 proc.
Premier Matteo Renzi spotka się z Putinem na Międzynarodowym Forum Ekonomicznym w St. Petersburgu. Włosi już szykują się na "erę po sankcjach". Ambasada w Moskwie wydała w kwietniu we współpracy z rosyjskimi władzami przewodnik dla włoskich przedsiębiorców chcących inwestować w Rosji.
Cierpliwy Kreml
Moskwa wychodzi naprzeciw unijnym zwolennikom zniesienia sankcji. 27 maja rzecznik Kremla powiedział, że przedłużenie sankcji będzie miało negatywny wpływ na globalną gospodarkę. Rosji najbardziej zależy na złagodzeniu restrykcji w sferze finansowej – chodzi o możliwość zaciągania pożyczek przez rosyjskie banki państwowe na międzynarodowych rynkach. To jest najbardziej dokuczliwe. Bo na przykład zakaz eksportu do Rosji technologii wydobycia ropy i gazu lokalny sektor energetyczny odczuje bardzo dotkliwie, ale dopiero za kilka lat. Co innego brak źródeł pozyskania środków finansowych już teraz – poprzez kredyty czy emisję rządowych obligacji.
Pojednawczy przekaz płynął z wywiadu Putina dla greckiego dziennika "Kathimerini" 26 maja. Tuż przed dwudniową wizytą w Grecji, pierwszym wyjazdem do UE od wielu miesięcy, prezydent Rosji wezwał do odbudowy relacji między Moskwą a UE. Mówił o energetycznym przymierzu i ułatwieniach wizowych dla obywateli Rosji podróżujących do Unii. I to wszystko mimo sankcji ekonomicznych. "Uważamy, że nasze stosunki z UE nie stoją w obliczu problemów, których nie można rozwiązać" – powiedział Putin i mówił o konieczności połączenia sił wszystkich krajów Starego Kontynentu w nowych międzynarodowych realiach.
Wizyta w Grecji miała duży symboliczny wymiar. Nie tylko dlatego, że Putin przyjechał do największego sojusznika Rosji w UE. To była też pierwsza od lutego 2015 r. wizyta w stolicy państwa unijnego na zaproszenie miejscowego przywódcy. Podczas gdy Putin gościł w Atenach, szef jego dyplomacji lobbował na rzecz złagodzenia polityki unijnej wobec Rosji w Budapeszcie. W wywiadzie dla gazety "Magyar Nemzet" Siergiej Ławrow powiedział: "Unia Europejska łączy sankcje nałożone na Rosję z wypełnianiem porozumień mińskich… Takie połączenie jest absurdem, bo nasz kraj, jak powszechnie wiadomo, nie jest stroną konfliktu na Ukrainie".
Jeśli w najbliższych miesiącach Rosja będzie unikać eskalacji walk w Donbasie i spuści z tonu w konfrontacji z NATO, to złagodzenie sankcji za pół roku stanie się faktem. Na to wskazują posunięcia Junckera, a przede wszystkim polityków niemieckich. Problem w tym, że Putin odbierze to jako oznakę słabości Zachodu. I nieważne, jak często i gorąco politycy w Berlinie czy Brukseli będą zapewniać, że UE nie zmienia ani na jotę stanowiska wobec aneksji Krymu. Ustępstwo ws. sankcji oznaczać będzie nie tylko akceptację groźnego precedensu zmiany granic w Europie, ale też zachęci Rosję do kolejnych agresywnych kroków.