Od początku członkostwa Wielkiej Brytanii w EWG, a później w Unii Europejskiej, odsetek jej obywateli opowiadających się za wyjściem ze Wspólnoty był wysoki. Ale brexit ma swoje korzenie daleko głębiej, niż się nam wydaje. Wystarczy poczytać Szekspira. Dla Magazynu TVN24 pisze Ludwik Dorn.
W krajach członkowskich UE, przy generalnej aprobacie dla członkostwa w niej, narzekanie na nieskuteczność i nadmierne "wtrącanie się" Brukseli jest bardzo rozpowszechnione. Brytyjczycy wcale w nim nie celowali. Według badania Pew Research z marca 2019 roku, aż 74 procent Europejczyków uznaje, że UE zapewnia pokój i dobrobyt, ale jednocześnie aż 52 procent uważa, że Unia działa mało skutecznie i zbyt się wtrąca (51 proc.), a w dodatku nie rozumie potrzeb swoich obywateli (62 proc.).
W tym badaniu przepytano obywateli 10 krajów. Wielka Brytania pod względem pretensji uplasowała się na szóstym miejscu. Wyprzedziła ją m.in. Szwecja. Ale Anglicy mają kłopot z Unią "od zawsze" – przede wszystkim z racji swojej antykontynentalnej wyspiarskiej tożsamości narodowej, bardzo silnej i wsobej (co nie znaczy nacjonalistycznej).
Brytyjczycy od zawsze za brexitem
Zwraca natomiast uwagę to, że od początku członkostwa Wielkiej Brytanii w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej (1973 rok), a później w Unii Europejskiej, odsetek opowiadających się za wyjściem był zawsze wysoki. Firma Ipsos Mori regularnie pytała Brytyjczyków, jak zagłosowaliby w ewentualnym referendum na temat wyjścia z Unii. W 1975 roku, dwa lata po dołączeniu do Wspólnoty Europejskiej, 67 procent Brytyjczyków było za pozostaniem w niej. Zaledwie pięć lat później, w marcu 1980 roku sondaż Ipsos pokazywał, że aż 65 procent obywateli wolałoby Wspólnotę opuścić.
Wysoki eurosceptycyzm utrzymywał się przez pierwszą połowę lat 80., później dominowała chęć pozostania, ale prawie zawsze opuszczenia Unii chciało ponad 30 procent pytanych. Zwraca przy tym uwagę daleko posunięta labilność postaw wobec członkostwa Zjednoczonego Królestwa w UE, które, według sondaży, potrafiły się zmieniać istotnie w bardzo krótkich przedziałach czasowych. Na przykład w czerwcu 2000 roku zwolennicy pozostania mieli nad zwolennikami wyjścia z UE przewagę aż 21 punktów procentowych (53 do 32 procent); we wrześniu tamtego roku wahadełko odbiło i lekką przewagę uzyskali brexitowcy (odpowiednio 43 do 46 procent), natomiast dwa miesiące później górę znów wzięli zwolennicy członkostwa (49 do 44 procent). Tak daleko posunięta labilność to czysto angielski fenomen (Szkocja była zawsze bardzo prounijna) i wskazuje nie tyle na konflikt, co na zasadnicze niedopasowanie Anglików do konstrukcji europejskiej. W pogłębionych studiach wskazywano na dwie przyczyny tego niedopasowania. Pierwszą było polityczne dziedzictwo protestantyzmu, drugą - narodowa tożsamość odwołująca się do wyspiarskości.
Z dzisiejszej perspektywy, gdy Europa Zachodnia jest bardzo mocno zsekularyzowana, można lekceważyć znaczenie kryterium wyznaniowego dla poparcia projektu europejskiego. Ale w 1951 roku, gdy zakładano Europejską Wspólnotę Węgla i Stali, Europa Zachodnia zsekularyzowana nie była; Ojcowie Założyciele integracji europejskiej – Robert Schuman, Alcide de Gasperi i Konrad Adenauer byli partyjnie chrześcijańskimi demokratami, a wyznaniowo - katolikami. Ponadto w momencie podpisywania traktatu paryskiego cała szóstka ministrów spraw zagranicznych krajów powołujących do życia EWWiS była chadekami.
Nie uszło to uwadze obserwatorów z zachodnioeuropejskiego otoczenia EWWiS, przede wszystkim na protestanckiej północy – w Wielkiej Brytanii i krajach skandynawskich. Kenneth Younger, zaufany doradca Ernesta Bevina, ministra spraw zagranicznych w labourzystowskim rządzie premiera Attlee, cztery dni po tym, jak dowiedział się o planie Schumana, zanotował w swoim pamiętniku, że chociaż sam opowiada się za integracją gospodarczą, to ta propozycja może "stanowić tylko krok ku konsolidacji ‘czarnej międzynarodówki’, którą zawsze uważałem za siłę sprawczą stojącą za Radą Europy”. Podobnie Tage Erlander, socjaldemokratyczny premier Szwecji w latach 1948-1969 przypisywał swój dystans wobec Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali temu, że była to koncepcja katolicka, realizowana przez katolików.
W owym czasie nie były to poglądy ani rzadkie, ani skrajne, co więcej, było w nich wiele na rzeczy. Robert Schuman przekonując do poparcia projektu EWWiS na zamkniętym spotkaniu chadeckich polityków z Francji i Niemiec w 1950 roku stwierdził: "Ten projekt stanie się naszą dumą, gdy my, niemieccy i francuscy chrześcijańscy demokraci przeniesiemy do pierwszej europejskiej instytucji zasady naszego chrześcijańskiego podejścia do dobroczynności, pokoju i sprawiedliwości społecznej (...) Decyzja o przyjęciu tego planu to, w jednym zdaniu, zapewnienie tryumfu chrześcijańskiej demokracji".
Suwerenność, czyli co?
Istotą ówczesnego katolicko-protestanckiego sporu o integrację europejską był stosunek do suwerenności państwowej. W wymiarze ideowym dążenie chadeków do europejskiej integracji napędzało przemyślenie zagrożeń związanych z nowożytną koncepcją suwerenności, której podstawy wyłożył w XVI wieku Jean Bodin w "Sześciu księgach o Rzeczpospolitej", a która na trzy stulecia zorganizowała politycznie Europę po Traktacie Westfalskim, kończąc okres wojen religijnych. Dla ojców integracji europejskiej, a zwłaszcza dla Schumana i de Gasperiego istotne znaczenie miały przemyślenia Jacquesa Maritaina, krytyka nowożytnego pojęcia suwerenności, która zakłada substancjalizację władzy suwerena i wyniesienie go ponad wspólnotę polityczną. Maritain szedł bardzo daleko: odrzucał wprost nowożytną koncepcję suwerenności, w której widział twór pretotalitarny, i przeciwstawiał jej pojęcie słusznej autonomii różnych podmiotów społecznej władzy, która jest stopniowalna, względna i stawia władzę na szczycie społeczeństwa, a nie ponad nim.
Ta krytyka, co zauważył w monumentalnym "Powojniu" Tony Judt, nałożyła się na osobiste doświadczenia twórców integracji europejskiej: Adenauera, Schumana i de Gasperiego, którzy pochodzili i ukształtowali się na peryferiach swoich obszarów narodowych (odpowiednio w Nadrenii, Lotaryngii i Południowym Tyrolu). Kształtowało ich doświadczenie regionów, w których współistniało wiele tożsamości narodowych, a granice były zmienne. Doświadczenie wielu tożsamości dzielili też z dwujęzycznym Luksemburgiem oraz dwujęzyczną i dwukulturową Belgią. Ponadto politycy i obywatele sześciu krajów założycielskich mieli w bardzo świeżej pamięci zdeptanie ich niepodległości podczas wojny i okupacji oraz to, że do tego zdeptania doprowadził konflikt między suwerennymi państwami.
Wywodząca się z katolickiej nauki społecznej troska o spójność społeczną i pokrewieństwo ideowe skłaniające do podjęcia wspólnej odpowiedzialności za los zniszczonego kontynentu sprawiały, że ponadnarodowa "Wysoka Rada" zarządzająca EWWiS nie budziła w nich niepokoju. Nie jest zatem przypadkiem, że najpierw EWWiS, a później EWG zostały stworzone przez "szóstkę". Pięć spośród jej państw zaznało podczas II wojny światowej okupacji niemieckiej, a szósty - Niemcy – okupacji amerykańskiej i podziału.
Antykatoliccy wyspiarze
Inne było doświadczenie Wielkiej Brytanii, która od inwazji Normanów (1066 rok) nigdy obcego władztwa nie zaznała. W 1950 roku premier Macmillan przedstawił kontrpropozycję wobec planu Schumana, w której o wiele większy nacisk położono na kompetencje państw narodowych. Odpowiedział mu francuski polityk Jean Monnet (który pod koniec jako pierwszy otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Europy), używając następującej antysuwerenistycznej argumentacji: "Albo plan Schumana będzie rewolucyjny, albo nie będzie miał znaczenia. Przez stulecia my, Europejczycy, próbowaliśmy rozwiązywać sporne kwestie albo przez dyplomację, albo dzięki wojnie; jednakże, wziąwszy pod uwagę stan dzisiejszej Europy, porozumienia między państwami narodowymi mające na celu zachowanie wyłącznie interesów narodowych, wydają się całkowicie nieadekwatne. Współpraca między narodami, choć istotna, sama nie rozwiąże naszych problemów. Konieczne jest dążenie do połączenia interesów europejskich narodów, a nie kolejna próba utrzymania równowagi przez dodatkowy mechanizm negocjacyjny (...). Plan Schumana tworzy podstawę do budowy nowej Europy poprzez konkretne dokonania władzy ponadnarodowej. (...) Muszę podkreślić, że nieuniknioną pierwszą zasadą tego planu jest wyrzeczenie się suwerenności”.
Ta argumentacja zderzała się z zakorzenionym historycznie protestanckim doświadczeniem historycznym. W 2004 roku na kongresie Amerykańskiego Towarzystwa Nauk Politycznych Brent F. Nelsen zauważył: "(...) Państwa narodowe uważano za wał ochronny przed naciskiem posługujących się przymusem homogenizujących ośrodków, niezależnie od tego, czy chodziło o Watykan, napoleoński Paryż, Hollywood, czy o Brukselę. Dla protestantów państwo ocaliło to, co dla nich najistotniejsze w szesnastym stuleciu i wciąż można na nim polegać, że dokona tego w dwudziestym. Nieufność, która została wykuta w ogniu konfliktów religijnych w XVI wieku wciąż rozbrzmiewa echem w brukselskich korytarzach”.
Te analizy socjologa religii znajdowały potwierdzenie w odczuciach aktywnych uczestników życia politycznego. Na przykład w 2002 roku Stephen Wall, najważniejszy doradca premiera Tony'ego Blaira w kwestiach europejskich, porównywał brytyjskich przeciwników ściślejszej integracji europejskiej z antykatolicyzmem Reformacji. Twierdził, że można wyśledzić ciągłość między antypapieskimi ruchami XVI stulecia a współczesnymi krytykami UE: "Istotnym czynnikiem jest nasza wyspiarska historia. Niektóre tendencje Reformacji i antypapiestwa pobrzmiewają we współczesnym eurosceptycyzmie".
Wraz z piorunującymi postępami sekularyzacji w Europie Zachodniej czynnik dziedzictwa wyznaniowego tracił na znaczeniu, zarówno jeśli chodzi o poparcie dla integracji europejskiej, jak i opór wobec niej, choć warto zwrócić uwagę na to, że to przede wszystkim kraje ukształtowane historycznie przez Reformację (Wielka Brytania, Dania i Szwecja) nie przyjęły euro. W przypadku Anglii na znaczeniu nie straciła natomiast zakorzeniona w wyobrażeniu wyspiarstwa tożsamość narodowa. Jeśli wyguglać dwa hasła: brexit i John of Gaunt (Jan z Gandawy, Książę Lancaster), to uzyskujemy dowód, że poetyckim manifestem brexitowców jest akt strzelisty do Anglii, wygłoszony na łożu śmierci przez księcia Lancaster, w "Ryszardzie II" Szekspira.
Ten tron monarchów, wyspa berłowładna,
Królewska wyspa, ta Marsa siedziba,
Ten drugi Eden, ta raju połowa,
Twierdza natury postawiona ręką
Przeciw napaściom, przeciw dłoniom wojny;
Ten lud szczęśliwy, sam w sobie świat mały,
Ten klejnot w srebrne oprawiony morze, które mu stoi za sypane wały
I za przekopy obronnego zamku,
Przeciw zazdrości mniej szczęśliwych krain: Błogosławione królestwo, ta Anglia (...)
W tej odzie do Anglii wyłożone są wszystkie motywy wyjścia z UE: Anglia to na poły raj, a przede wszystkim odrębny mikrokosmos, "sam w sobie świat mały", dzięki zrządzeniu Opatrzności naturalnie wyodrębniony jako wyspa-forteca. Kontynent zaś to siedlisko "mniej szczęśliwych krain", które Anglii mogą tylko zazdrościć fortuny. Choć wielka poezja nie przesądza o wyborach politycznych, to kształtuje tożsamość narodową i pewne dyspozycje.
Wielka Brytania jak Stany Zjednoczone
W wydanej w 2000 roku książce "Wyspy. Historia" wybitny historyk Norman Davies odnotował, że w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku w Wielkiej Brytanii "na froncie międzynarodowym otworzyła się przepaść dzieląca ludzi, którzy uważali, że przyszłość Wielkiej Brytanii leży w Pakcie Północnoatlantyckim i Stanach Zjednoczonych, od tych, którzy widzieli ją w Unii Europejskiej". Ten dylemat uchylała koncepcja Wielkiej Brytanii po brexicie, którą obecny premier Boris Johnson wygłosił jeszcze jako minister spraw zagranicznych, w wykładzie "Po brexicie: globalna Brytania" w grudniu 2016 roku. Wprawdzie jej krytycy zarzucają jej megalomanię (że niby Johnson uważa, że Brytanię stać na odgrywanie roli światowego mocarstwa), ale jest to objaw czysto emocjonalnej niechęci, a nie poważnej analizy.
Johnson wprost przyznaje, że po II wojnie światowej doszło w obrębie cywilizacji euroatlantyckiej do transferu siły i przywództwa od Wielkiej Brytanii do Stanów Zjednoczonych. Jednocześnie uważa, że po wyjściu z UE jego kraj może odgrywać światową rolę. Odwołuje się do dwóch czynników: "miękkiej siły" kulturowej w ramach tak zwanej anglosfery oraz twardych realiów związanych ze specyficzną strukturą gospodarczą Wielkiej Brytanii. Oba te wymiary zakładają przyjazną rywalizację ze Stanami Zjednoczonymi, a nie chodzenie na ich pasku.
W wymiarze "miękkiej siły" Johnson wskazuje na fakt, że chociaż przewaga militarna, polityczna i gospodarcza USA nad Zjednoczonym Królestwem jest przygniatająca, to spośród urzędujących dziś na świecie głów państw i szefów rządów tyle samo zdobyło wykształcenie w Wielkiej Brytanii, co w Stanach Zjednoczonych. Jeśli chodzi o światowy projekt polityki gospodarczej, to został on sformułowany poprzez odwołanie do wiodącej roli Anglii w sektorze usług bankowych, finansowych i ubezpieczeniowych. W odróżnieniu od Stanów Zjednoczonych w Anglii nie występuje problem regionów, które przeżywają zapaść społeczno-gospodarczą w wyniku dezindustrializacji tradycyjnych przemysłów.
W Stanach Zjednoczonych północno-wschodni region jest określany jako "pas rdzy". Nazwa ta nie wzięła się znikąd. Od drugiej połowy XIX wieku rozwijał się tam przemysł, najpierw ciężki, a później samochodowy i region mianowano "pasem stali". Załamanie przyszło w latach osiemdziesiątych XX wieku wraz z neoliberalnym międzynarodowym ładem gospodarczym. Ekstremalnym przykładem zapaści jest stolica przemysłu samochodowego USA, Detroit, gdzie dezindustrializacja pociągnęła za sobą depopulację – w latach 2000-2015 ludność miasta zmalała o ponad 28 procent.
Powszechnie znana jest rola Londynu jako światowego centrum bankowości i ubezpieczeń, ale bardziej pouczająca jest transformacja Manchesteru i jego porównanie ze wspomnianym Detroit. To najwcześniej i najbardziej zindustrializowane w czasach rewolucji przemysłowej wielkie miasto (Fryderyk Engels opisywał je w kanonicznym tekście marksizmu "O położeniu klasy robotniczej w Anglii") w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku doznało zapaści – straciło blisko 100 tysięcy miejsc pracy w tradycyjnym przemyśle, ale później nastąpiło odbicie – obecnie w bankowości i ubezpieczeniach zatrudnionych jest tam ponad 90 tysięcy osób.
Ponieważ utrzymanie wiodącej roli Wielkiej Brytanii w bankowości, finansach i ubezpieczeniach związane jest z trwaniem i rozwojem wolnego handlu, to wyłożona przez Borisa Johnsona koncepcja "Globalnej Brytanii" polega na obronie i podtrzymywaniu przez nią liberalnego ładu międzynarodowego, któremu zagrażają tendencje protekcjonistyczne najdobitniej wyrażane przez prezydenta USA Donalda Trumpa. Nie wiemy, czy ten projekt polityczny odniesie sukces, ale widać, że jest spójny, odwołuje się do realiów i ma ręce i nogi. I nie zasługuje na dyskwalifikację przez przypięcie mu łatki "populistyczno-nacjonalistycznej mrzonki".