W niedzielę Hiszpania stanie w obliczu jednego z najpoważniejszych kryzysów w swojej najnowszej historii. Tego dnia władze Katalonii zamierzają, wbrew prawu hiszpańskiemu i wbrew rządowi w Madrycie, przeprowadzić jednostronne referendum niepodległościowe. Wydarzenia 1 października zadecydują o najbliższej przyszłości Hiszpanii.
Dla Magazynu TVN24 pisze pułkownik Grzegorz Małecki, były Szef Agencji Wywiadu, były Pierwszy Radca Ambasady Polskiej w Madrycie, ekspert Fundacji Kazimierza Pułaskiego
Społeczeństwo katalońskie ma zdecydować w referendum, czy chce utworzenia niepodległej Republiki Katalonii. Jeśli tak, Katalonia ma automatycznie odłączyć się od Hiszpanii i stworzyć nowe państwo. Rząd w Madrycie nie uznaje legalności referendum i wszelkimi metodami zamierza uniemożliwić jego organizację. Ostatnie tygodnie były czasem mobilizacji obu obozów i maksymalnej uwagi hiszpańskiej opinii publicznej. Nie tylko jej obywatele, ale także cała Europa, a nawet świat zadają sobie pytanie, czy państwo hiszpańskie zda egzamin i poradzi sobie z wyzwaniem rzuconym mu przez kataloński separatyzm, czy też metoda nieposłuszeństwa i faktów dokonanych okaże się skutecznym sposobem budowy nowego państwa.
Dramaty rodzin
Emocje wokół stosunku do referendum i jego celów są wielkie. Przenoszą się nie tylko na ulice, ale rozrywają wspólnoty zawodowe, lokalne, środowiskowe, a nawet rodziny katalońskie. Celowo rozgrzany przez separatystów spór wymusza bowiem jednoznaczne i jawne opowiedzenie się po jednej ze stron przez osoby dotychczas niezaangażowane politycznie, dla których obowiązujący model Katalonii był czymś niebudzącym wątpliwości. Praktycznie do 2010 roku nacjonalizm kataloński był traktowany jako margines, folklor lokalny. Teraz, pod presją wydarzeń oraz związanego z nim wzmożenia w wielu tzw. przeciętnych katalońskich rodzinach dochodzi do dramatycznych konfliktów na tle stosunku do głównego problemu oddziałującego dzisiaj na życie polityczne i społeczne Katalonii.
Dotyczy to wielopokoleniowych rodów, gdzie pękniecie przechodzi wzdłuż i wszerz, ale także młodych małżeństw z małymi dziećmi, powodując konsekwencje społeczne trudne dzisiaj do przewidzenia. Skala tego zjawiska nie jest dobrze znana, m.in. z uwagi na niechęć dotkniętych nim osób do dzielenia się swymi doświadczeniami. Nie ulega jednak wątpliwości, że będzie się ono nasilać w miarę eskalacji napięcia politycznego.
Innym wątkiem tej sprawy, szczególnie bulwersującym hiszpańską opinię publiczną, jest nasilona indoktrynacja dzieci w katalońskich szkołach do idei niepodległościowych oraz rekrutacja ich do udziału w manifestacjach organizowanych w związku z planowanym referendum. Edukacja od wielu lat jest polem najbardziej zaciekłej walki o nowych zwolenników obozu separatystycznego. Hiszpańskie władze, dążąc do kompromisu z umiarkowanymi nacjonalistami, już na początku XXI wieku praktycznie oddały szkolnictwo na terenie Katalonii w ręce władz autonomicznych. W efekcie nauka języka hiszpańskiego została całkowicie zminimalizowana (1 godzina w tygodniu), a szkoły stały się ostoją nacjonalizmu i antyhiszpanizmu oraz narzędziem indoktrynacji w tym duchu - prawdziwą wylęgarnią separatystów.
Wydarzenia, których jesteśmy świadkami w ostatnich dniach, to kolejna, tym razem kulminacyjna, odsłona tzw. procesu niepodległościowego (el proceso soberanista, w skrócie "el proceso") zapoczątkowanego ostatnimi wyborami do regionalnego Parlamentu Katalonii w 2015 roku. Główną osią kampanii wyborczej była właśnie kwestia niepodległości Katalonii. Zdecydowane zwycięstwo odniosła w nich nowa koalicja tradycyjnych ugrupowań niepodległościowych (w tym ERC i CDC) pod znaczącą nazwą "Razem na Tak" (Junts pel Sí) oraz nacjonalistyczna, skrajnie lewicowa i antysystemowa partia CUP (Candidatura d'Unitat Popular). Jakkolwiek rząd formalnie powołała Junts pel Sí, to w Parlamencie tworzy niepodległościową większościową koalicję z CUP. Jedynym celem, jaki sobie oficjalnie postawili, jest zbudowanie niepodległego państwa katalońskiego w formie republiki. Już 9 listopada 2015 Parlament Katalonii uchwalił w tej sprawie deklarację.
Nocne głosowania
Od tego momentu stało się jasne, że nowe władze Katalonii będą za wszelką cenę dążyły do konfrontacji z rządem w Madrycie, starając się spolaryzować opinię publiczną. Działania władz regionalnych (tzw. Generalitat) ruszyły w kilku kierunkach: rozpoczęła się budowa instytucji przyszłego państwa na godzinę zero, tworzenie fundamentów prawnych, promocja idei za granicą, mobilizacja zwolenników oraz głosowania jako głównego prawa obywateli w demokracji.
Proces budowy instytucji państwowych, zapoczątkowany w poprzednich latach, od 2015 roku przybrał na sile. Bazą do niego były instytucje już istniejące, tj. sądownictwo, autonomiczne ministerstwa (Generalitat) czy policja regionalna (Mossos d'Esquadra.) Podjęto także kroki, by utworzyć własną agencję wywiadowczą i administrację skarbową. Głównym narzędziem wykorzystywanym do budowy instytucjonalnych i prawnych fundamentów niepodległego państwa stał się Parlament, gdzie, posiadając większość, Junts pel Sí i CUP uchwalały kolejne ustawy. Kulminacją tej operacji było przyjęcie 6 i 8 września 2017 roku w ekspresowym trybie podczas nocnych głosowań dwóch kluczowych ustaw: o referendum niepodległościowym 1 października oraz o budowie struktur państwa w okresie przejściowym po referendum. Obie zostały niemal natychmiast uznane przez rząd w Madrycie za nielegalne, jednak władze Katalonii zlekceważyły ten fakt.
Równolegle od pierwszych dni rządów nowa koalicja aktywnie i przy użyciu ogromnych środków budowała poparcie dla swojej idei. Mobilizacji zaplecza służyły wszelkie wydarzenia publiczne, przekształcane w wiece poparcia dla idei niepodległości. Do tego celu wykorzystywano zarówno liczne imprezy kulturalne, uroczystości upamiętniające wydarzenia z historii Katalonii, jak i wydarzenia sportowe, na czele z meczami FC Barcelona, klubu będącego symbolem katalońskiej odrębności narodowej. Każdemu z tych wydarzeń towarzyszyły tłumy zwolenników niosących flagi i inne symbole katalońskie oraz transparenty z hasłami niepodległościowymi.
Główną osią działań koalicji niepodległościowej od samego początku stała się organizacja wiążącego jednostronnego referendum o samostanowieniu. Według jego pomysłodawców wygrana zwolenników odrębnego państwa ma automatycznie spowodować powstanie Republiki Katalonii i uruchomić proces formowania jej instytucji. Referendum zostało pomyślane jako, z jednej strony, sposób wyrażenia woli narodu katalońskiego, a jednocześnie początek powstania nowego państwa. Tego rodzaju konstrukcja, stanowiąc wyzwanie rzucone państwu hiszpańskiemu, od początku nie mogła liczyć na tolerancję ze strony rządu w Madrycie.
Madryt przystępuje do kontrofensywy
Rząd w Madrycie od początku kampanii referendalnej konsekwentnie i stanowczo zapewniał, że referendum jest niekonstytucyjne i nielegalne i z tego względu nie dojdzie do skutku. Przez długi czas nie zdradzał planów dotyczących taktyki, jaką zamierza zastosować, aby zapobiec plebiscytowi, ani strategii postępowania wobec ruchu separatystycznego po 1 października. Taka metoda postępowania z jednej strony miała utrudnić władzom Katalonii przygotowanie się na działania rządu, z drugiej zaś miała zapobiec podgrzewaniu atmosfery konfliktu, która sprzyja mobilizacji wśród zwolenników referendum. Rząd przygotowywał jednak plan działań mających niweczyć zamiary separatystów.
Okazało się, że plan Madrytu polega na fizycznym zablokowaniu plebiscytu. Z podjęciem aktywnych działań wstrzymał się niemal do ostatniej chwili, tj. do wydania przez Trybunał Konstytucyjny 7 września wyroku delegalizującego ustawę Parlamentu Katalońskiego o referendum, uchwaloną dzień wcześniej. Niemal natychmiast do gry włączyła się Prokuratura Generalna, wydając nakazy o zarekwirowaniu wszelkich materiałów propagandowych, urn wyborczych, kart do głosowania oraz innej dokumentacji referendalnej, niezbędnych do organizacji plebiscytu na terenie całej Katalonii. Prokuratura Krajowa Katalonii wezwała na przesłuchanie 712 burmistrzów katalońskich miast, którzy, uczestnicząc w manifestacji w Barcelonie, zapowiedzieli, że udostępnią swoje budynki na potrzeby plebiscytu.
Ministerstwo Finansów zablokowało wszystkie konta bankowe władz katalońskich, w celu uniemożliwienia wykorzystania znajdujących się tam środków do sfinansowania głosowania. W dniu 20 września Guardia Civil i Policja Państwowa przeprowadziła, na polecenie prokuratury, masowe przeszukania w pomieszczeniach ministerstw Generalitat, odpowiedzialnych za logistykę referendum, zabezpieczając 80 proc. materiałów i dokumentów zgromadzonych na potrzeby organizacji lokali wyborczych. Zatrzymano także 14 wysokiej rangi urzędników rządu katalońskiego bezpośrednio odpowiedzialnych za organizację referendum. Premier Rajoy w wystąpieniu telewizyjnym wezwał władze katalońskie do rezygnacji z referendum.
Działania hiszpańskich organów ścigania, a zwłaszcza aresztowania, wywołały oburzenie i protesty nie tylko zwolenników niepodległości, ale także niektórych opozycyjnych polityków krajowych. Premier rządu Katalonii Carles Piugdemont zarzucił władzom w Madrycie "faktyczne zniesienie autonomii katalońskiej" i wezwał do manifestacji wyrażających sprzeciw. Podtrzymał wolę przeprowadzenia plebiscytu i konsekwentnie kontynuował wraz z całym obozem kampanię przedreferendalną, mobilizując zwolenników i atakując Madryt za opresyjne metody rodem z dyktatury.
Rząd w Madrycie metodycznie wprowadza środki mające zapobiec otwarciu lokali wyborczych, a jednocześnie chce uniknąć zamieszek i ewentualnych prowokacji ze strony Komitetów Obrony Referendum nacjonalistycznej CUP, która powołując je, nawiązała w ten sposób do Komitetów Obrony Rewolucji z czasów rewolucji kubańskiej. W tym celu formalnie na wniosek Prokuratora Generalnego MSW w Madrycie podjęło decyzję o ustanowieniu koordynatora sił bezpieczeństwa w Katalonii, któremu podporządkowano katalońską policję autonomiczną. Jednocześnie skierowano tam dodatkowe siły policyjne w liczbie trzech tysięcy funkcjonariuszy.
Co po 1 października?
Zdaniem komentatorów sytuacja jest naprawdę poważna. Procesy secesjonistyczne zaszły dalej niż kiedykolwiek w historii, struktury państwa są prawie gotowe do przejęcia samodzielnej władzy, idea niepodległości jest popierana przez największą w dziejach liczbę zwolenników, choć nie stanowią jeszcze większości ludności Katalonii. Tzw. zwykli Katalończycy jeszcze nie są gotowi na oderwanie się od Hiszpanii, sprzeciwia się temu zdecydowana większość przedsiębiorców, duża rzesza artystów i intelektualistów. Nikt nie wie jednak, jak rozwiną się procesy polityczne, społeczne i narodowościowe uruchomione i aktywnie pobudzane przez rządzące nacjonalistyczne elity. Wszystko wskazuje na to, że referendum ostatecznie nie dojdzie do skutku, ale jego zablokowanie może okazać się pyrrusowym zwycięstwem rządu Mariano Rajoya. Zwłaszcza jeśli posunie się on do zastosowania środków karnych wobec jego autorów, które uznane zostaną za represje polityczne. To z całą pewnością uczyniłoby z nich męczenników sprawy niepodległości. Nie jest zatem wykluczone, że niepodległościowcy z premedytacją zmierzają w tym kierunku, prowokując Madryt do siłowych rozwiązań. Może świadczyć o tym jedno z wystąpień premiera rządu Katalonii Carlesa Puigdemonta, w którym zapowiedział, że jest gotów za sprawę iść do więzienia. To oznaczałoby, że referendum było pułapką zastawioną na władze w Madrycie.
Należy się spodziewać, że premier Rajoy przygotował się na taką ewentualność i ma przygotowany plan na 2 października, czyli na rozładowanie kryzysu politycznego. Przekonamy się o tym niebawem, jedno jest jednak pewne - zablokowanie referendum nie rozwiąże problemów między Katalonią a Madrytem. Konieczne są systemowe rozwiązania, które powstrzymają antyhiszpańskie nastroje i przywrócą wiarę zdecydowanej większości Katalończyków we wspólną przyszłość w ramach Hiszpanii. W innym razie kolejny kryzys może doprowadzić do secesji Katalonii i w efekcie rozpadu Hiszpanii. Konieczna jest pogłębiona refleksja nad dotychczasowym modelem ustrojowym, a zwłaszcza modelem terytorialnym i wprowadzenie zmian, które separacji zapobiegną. Można więc powiedzieć, że tak czy inaczej po 1 października Hiszpania już nie będzie taka sama i albo zacznie się zmieniać, albo przestanie istnieć.
Historyczne podziały
Warto w tym momencie przypomnieć, skąd wzięły się dzisiejsze podziały. Katalonia jest jedną z siedemnastu wspólnot autonomicznych w ramach Królestwa Hiszpanii, zamieszkiwaną przez około 7,5 miliona mieszkańców. Obecny ustrój terytorialny państwa, oparty o silne regiony, został wprowadzony przez, obowiązującą do dziś dnia, Konstytucję z 1978 roku. Rok później, na jej podstawie, uchwalony został Statut Autonomiczny Katalonii, ustanawiający system władzy we wspólnocie. Zakładał on odtworzenie historycznych instytucji katalońskich (powstałych w średniowieczu), tworzących tzw. Generalitat (z własnym rządem i Parlamentem), określając ich kompetencje oraz relacje z władzami centralnymi, w tym zasady finansowania.
Katalonia po niemal 300 latach znowu stała się samodzielnym bytem prawnym, ale w ramach państwa hiszpańskiego. Dla wielu Katalończyków było to rozwiązanie satysfakcjonujące, albowiem dawało możliwości rozwoju własnej odrębności kulturowej przy jednoczesnym poczuciu bezpieczeństwa wynikającego z faktu przynależności do dużego i silnego państwa. Sprzyjającą okolicznością była stabilna sytuacja polityczna, zapewniana przez rządy prawicowej koalicji CiU (Convergencia i Unió), oraz systematycznie poprawiająca się koniunktura gospodarcza.
Terra Lliure
Nie wszyscy Katalończycy zaakceptowali jednak model ustrojowy przyjęty w 1978 roku. Część nacjonalistów pozostała przy idei odrębnego państwa. Grupa najbardziej radykalnych zwolenników niepodległej Katalonii utworzyła w 1978 roku terrorystyczną organizację pod nazwą Terra Lliure, czyli w języku katalońskim Wolny Kraj (ziemia). Podobnie jak jej baskijski odpowiednik ETA, łączyła ona hasła niepodległościowe i skrajnie lewicowe, odrzucając rozwiązania pośrednie, w rodzaju autonomii w ramach Hiszpanii. Za wrogów swego projektu oraz obiekty działalności terrorystycznej uznała aparat państwa hiszpańskiego oraz elity polityczne i gospodarcze Katalonii, opowiadające się za modelem ustrojowym wprowadzonym przez Konstytucję Hiszpanii z 1978 roku.
Przeprowadziła ponad 200 zamachów, w których zginęło 5 osób, a dziesiątki odniosło rany. W trakcie zakrojonych na szeroką skalę działań mających na celu neutralizację organizacji, siły bezpieczeństwa aresztowały ponad 300 osób. Ostatnie masowe aresztowania miały miejsce w czerwcu 1992 roku, rok po oficjalnym ogłoszeniu o jej samorozwiązaniu. Zatrzymano wówczas 60 osób podejrzewanych o przynależność do Terra Lliure. Operacja służb specjalnych pod kryptonimem Garzón miała związek z rozpoczynającymi się w lipcu tego roku Igrzyskami Olimpijskim w Barcelonie i jej celem było zapobieżenie ewentualnym aktom terroru podczas olimpiady. Organizacja ta faktycznie zaprzestała swojej działalności, jednak niektórzy z jej aktywnych członków, oficjalnie wyrzekając się metod siłowych, kontynuują swoją aktywność w ramach innych radykalnych separatystycznych formacji, np. CUP. Niektórzy z nich, np. Carles Sastre (skazany na 30 lat więzienia) widywani byli wśród uczestników imprez organizowanych przez zwolenników referendum 1 października. Według niektórych źródeł z Terra Lliure miał być za młodu związany nawet obecny premier rządu Katalonii Carles Puigdemont.
Z czasem przyjęty w latach 70. model autonomii zaczął uwierać coraz większą grupę polityków katalońskich, zwłaszcza reprezentujących lewą stronę sceny politycznej. Po 25 latach rządów prawicowej koalicji CiU władzę w Katalonii przejęła lewicowa koalicja tzw. Tripartito , tworzona przez socjalistyczną partię Katalonii PSC, radykalną lewicę narodową ERC (Esquerra Republicana de Catalunya) oraz zielonych ICV (Iniciativa per Catalunya Verds). Jednym z jej priorytetów stało się przyjęcie nowego statutu Katalonii, wzmacniającego samodzielność wspólnoty wobec Madrytu, a także zwiększającego prawa i swobody Katalończyków, w tym stanowiące o ich odrębności kulturowej od reszty Hiszpanii. Statut został uchwalony 30 września 2005 przez Parlament Katalonii, a następnie zatwierdzony przez Kongres Deputowanych w Madrycie w marcu 2006 roku. Wyrazem zadowolenia z ukształtowanego na nowo modelu ustrojowego były wyniki sondaży w 2006 roku, w których poparcie dla idei niepodległego państwa katalońskiego kształtowało się na poziomie 14 procent.
Poparcie dla odłączenia rośnie
Radykalny przełom w nastawieniu do idei niepodległościowych nastąpił w 2010 roku, a katalizatorem zmian stał się wyrok Trybunału Konstytucyjnego uchylający część zapisów statutu z 2005 roku. Reakcją na to były masowe manifestacje w całej Katalonii przeciwko wyrokowi, pod hasłem "Jesteśmy narodem, sami o sobie zdecydujemy". Wśród haseł znalazło się także wezwanie do utworzenia samodzielnego państwa. W październiku 2010 roku już niemal 26 procent ankietowanych poparło tę ideę.
Od tej pory poparcie dla separacji od Hiszpanii systematycznie rosło. Duży wpływ miały na to również zaostrzający się kryzys gospodarczy w Hiszpanii oraz ostra walka polityczna na arenie krajowej, której efektem był powrót do władzy w Madrycie w grudniu 2011 prawicowej PP. Jednym z tematów wywołujących ostre spory polityczne była polityka terytorialna i model autonomiczny. PP konsekwentnie zajmowała, i robi to do dzisiaj, postawę wykluczającą jakiekolwiek zmiany w modelu ustrojowym państwa, nie dopuszczając do negocjacji w sprawie zakresu i form autonomii w Katalonii. Taka postawa stanowiła wodę na młyn dla separatystów, dla których poparcie systematycznie rosło. W październiku 2015 roku ideę niepodległej Katalonii poparło już 41,1 procent ankietowanych.
Praktycznie do 2015 roku głębokie ideologiczne różnice i wynikające z nich animozje, często wręcz wrogość pomiędzy głównymi nurtami nacjonalizmu katalońskiego, uniemożliwiały zjednoczenie wysiłków i podjęcie skoordynowanej wspólnej inicjatywy niepodległościowej. Dopiero zmiany pokoleniowe pozwoliły przełamać dotychczasowe podziały i zjednoczyć główne siły w ramach tzw. procesu niepodległościowego. W efekcie powstał wyjątkowy, dość egzotyczny ruch, skupiający ugrupowania antysystemowe, lewackie, anarchistyczne, republikańskie, chadeckie, liberalne, które łączy wyłącznie idea utworzenia niepodległej Republiki Katalonii.
Pierwszą, jeszcze nieudaną, próbą zdyskontowania zmieniających się nastrojów w celu dokonania przełomu w dążeniach separatystycznych było jednostronne, nieuznawane przez Madryt referendum, zorganizowane 9 listopada 2014 r. (tzw. 9N, od 9 Noviembre) przez rząd Katalonii Artura Masa (nowego lidera koalicji prawicowej CiU rządzącej ponownie od 2010 roku). Miało ono charakter tzw. niewiążącej konsultacji, której celem było z jednej strony pokazanie skali poparcia, a z drugiej mobilizacji zwolenników idei niepodległości. Ostatecznie wzięło w nim udział 37 procent uprawnionych, z czego ponad 82 procent opowiedziało się za powstaniem niepodległego państwa. Rząd PP nie zablokował go, jednak wobec jego głównych organizatorów, na czele z ówczesnym premierem rządu Arturem Masem (liderem chadeckiej partii CDC), wszczął postępowanie karne pod zarzutem nadużycia władzy. W konsekwencji Mas zmuszony został do ustąpienia z funkcji i rozpisania przyspieszonych wyborów, które odbyły się 25 września 2015 roku. Jego odejście z aktywnej polityki otworzyło drogę do zawarcia nowej koalicji Junts pel Si, która wygrawszy wybory, uruchomiła proces, którego kulminację dzisiaj obserwujemy.
Odzyskać serca Katalończyków
Hiszpania stoi dzisiaj przed poważnym testem, którego wynikiem zainteresowane jest nie tylko społeczeństwo hiszpańskie, ale także państwa UE i NATO. Głos zabrał nawet Donald Trump, który w charakterystyczny dla siebie sposób stwierdził, że "oderwanie Katalonii od Hiszpanii byłoby głupotą". Taka konsekwentna postawa liderów europejskich i światowych jest całkowicie zrozumiała, albowiem ewentualna secesja, a nawet samo tylko skuteczne przeprowadzenie referendum bądź jednostronna deklaracja Katalonii o opuszczeniu Hiszpanii (co planują uczynić niektóre radykalne sektory związane z CUP) byłyby dziejowym precedensem w cywilizowanym i uporządkowanym świecie Zachodu.
Miałoby to wymiar polityczny, inspirując liczne uśpione separatyzmy w Europie, ale także gospodarczy, przede wszystkim dla Hiszpanii. Sama kampania referendalna i związane z nią napięcie doprowadziły w 2017 roku do opuszczenia Katalonii przez 1700 zagranicznych firm. W ostatnim tygodniu amerykański bank JP Morgan zarekomendował swoim klientom wstrzymanie się z inwestycjami w Hiszpanii i skierowanie ich do Portugalii. Stawka w grze jest więc bardzo wysoka, dlatego rząd w Madrycie musi dołożyć wszelkich starań, aby najpierw zapobiec referendum, a następnie niezwłocznie wdrożyć plan odzyskania serc Katalończyków i przywrócenia Katalonii Hiszpanii.