Możecie sobie wsadzić ten wyrok sami wiecie gdzie – powiedział prezydent autonomicznej Republiki Serbskiej Milorad Dodik po decyzji Sądu Konstytucyjnego Bośni i Hercegowiny. Sędziowie ogłosili, że Serbowie nie mogą obchodzić święta państwowego 9 stycznia, bo jest to również święto kościelne, a prawosławni nie mogą świętować kosztem muzułmanów. Dodik powiedział jednak krótko: jeżeli wyrok nie zostanie cofnięty, Serbowie zbojkotują instytucje publiczne państwa. A to doprowadzi do paraliżu.
Nie ma na świecie drugiego takiego kraju jak Bośnia i Hercegowina. 20 lat po zakończeniu wojny w byłej Jugosławii bez wahania można stwierdzić, że pomysł na funkcjonowanie państwa przedstawiony 20 lat temu w Dayton w USA okazał się nieudanym eksperymentem.
Bośnia: kraj podziałów
W 1995 r. podpisano porozumienie pokojowe, które zakończyło wojnę między Serbami, Chorwatami i Boszniakami (muzułmanami) żyjącymi w Bośni. Kraj podzielono na setki różnych sposobów. Zachodni dyplomaci uznali te działania za niezbędne. Uważali, że tylko w ten sposób uda się zapobiec kolejnemu rozlewowi krwi (w czasie wojny z lat 1992–95 zginęło ponad 100 tys. ludzi).
Stworzono więc państwo politycznych parytetów. W instytucjach publicznych – od najwyższych szczebli po rady wiejskie – wprowadzono nakazy wybierania zawsze tej samej liczby przedstawicieli danej społeczności, tak by żadna nie poczuła się zagrożona i by każda miała tyle samo władzy co inne. A zatem – w teorii – takie same wpływy. Dodatkowo w najważniejszych instytucjach publicznych pojawili się przedstawiciele Zachodu, a pieczę nad całym krajem przyznano wybieranemu odgórnie – przez przedstawicieli wspólnoty międzynarodowej, a nie Bośniaków (obywateli) – Wysokiemu Przedstawicielowi, który stoi nawet nad trzema prezydentami federacji (Boszniakiem, Serbem i Chorwatem).
W rezultacie Bośnia 20 lat po decyzji mającej przynieść jej obywatelom pokój i spokojną egzystencję, jest krajem, którego obywatele w ogromnej mierze zostali ubezwłasnowolnieni. Jedno wydarzenie z przełomu listopada i grudnia pokazuje, w jak tragicznej sytuacji znajdują się Bośniacy, bez względu na przynależność etniczną czy religijną. To wydarzenie może też zapowiadać początek rozkładu państwa.
Serbowie nie mogą świętować
26 listopada Sąd Konstytucyjny (odpowiednik polskiego Trybunału Konstytucyjnego) wydał wyrok w sprawie obchodzonego przez Serbów w autonomicznej Republice Serbskiej święta narodowego. Przypada ono 9 stycznia.
Ta data ma niezwykłe znaczenie – nie tylko ze względów politycznych, ale również, a może przede wszystkim, kulturowych. 9 stycznia 1992 r. przez bośniackich Serbów wspieranych przez Belgrad została jednostronnie powołana Republika Serbska i to jej wojska w czasie wojny, która wybuchła w kwietniu tamtego roku, doprowadziły do śmierci dziesiątków tysięcy ludzi oraz okaleczenia wielu innych. 9 stycznia jest jednak również świętem religijnym. To dzień św. Stefana (w Polsce znany jako św. Szczepan) – pierwszego chrześcijańskiego męczennika, ukamienowanego w Jerozolimie w 36 r. n.e.
Sąd Konstytucyjny zdecydował, że 9 stycznia Serbowie w RS nie mogą obchodzić swojego święta narodowego. Ten wyrok wywołał skrajne oburzenie w całej republice – tak wśród obywateli, których 70 proc. stanowią w RS Serbowie (30 proc. to muzułmańscy Boszniacy), jak i polityków. Ci – z reguły kłócący się między sobą o wszystko – tym razem zaprotestowali wspólnie.
Przeciw Serbowie i Chorwaci
Prezydent RS w ramach Bośni Milorad Dodik (swoich prezydentów – Chorwata i Boszniaka – ma też druga część BiH, czyli Federacja Bośni i Hercegowiny, zwana niekiedy Federacją Chorwacko-Muzułmańską), uznawany za skrajnego nacjonalistę, swoją wściekłość wyraził w ostrych słowach. – Możecie sobie wsadzić ten wyrok sami wiecie gdzie – powiedział do zebranych dziennikarzy, pytających go o komentarz dzień po wyroku.
Serbowie, a także Chorwaci wyrok SK uznali za "polityczny", a rozkład głosów wśród sędziów może upoważniać do takich komentarzy. Głosowało dziewięciu sędziów. Pięciu opowiedziało się za zniesieniem święta, a czterech przeciwko. Przeciw głosowało dwóch Serbów i dwóch Chorwatów, za – dwóch Boszniaków i – co najistotniejsze w tej kwestii – trzech sędziów europejskich, którzy jako reprezentacja Zachodu również stoją na straży konstytucji kraju, napisanej po traktacie z Dayton. Serbska i chorwacka część sceny politycznej w Bośni uznała więc, że werdykt ograniczy swobody obywatelskie dużej części mieszkańców BiH i zapadł z oczywistą korzyścią dla muzułmanów.
Sędziowie w uzasadnieniu uznali, że święto obchodzone przez Serbów 9 stycznia to kwestia drażliwa nie ze względów historycznych i politycznych, lecz kulturowych. Orzekający stwierdzili, że wspólna data dla święta państwowego i kościelnego jest niedopuszczalna. Jednak zarówno według Serbów identyfikujących się z prawosławiem, jak i Chorwatów żyjących w Bośni, dla których wyznacznikiem jest katolicyzm, ten wyrok godzi w podstawę ich tożsamości. Władzom RS dano sześć miesięcy na wykonanie wyroku i usunięcie daty z kalendarza świąt.
– Sąd Konstytucyjny Bośni i Hercegowiny to nic innego jak muzułmański sąd działający przeciwko Serbom – stwierdził po wyroku Dodik. Boszniacki wiceprezydent RS Ramiz Salkić starał się uspokoić Serbów, tłumacząc, że Boszniacy są "otwarci na negocjowanie nowej daty święta narodowego", ale Serbowie muszą zrozumieć, że nie może być ono tylko świętem serbskich obywateli republiki.
Do Milorada Dodika przyłączyli się w proteście pozostali liderzy bośniackich Serbów, nie tylko z RS, ale również pozostałych regionów Bośni.
Blokada instytucji to pierwszy krok
Tydzień po wyroku Dodik zagroził: albo parlament Bośni stworzy i przegłosuje nową ustawę dotyczącą działania Sądu Konstytucyjnego, albo w ciągu 120 dni wszyscy serbscy urzędnicy w kraju złożą dymisje i odejdą z instytucji. Taka decyzja oznaczałaby całkowity paraliż państwa, bo może ono działać tylko w oparciu o decyzje podejmowane wspólnie przez przedstawicieli wszystkich trzech narodów. – Jeżeli pójdziemy w tym kierunku, to dojdzie do blokady (instytucji) Bośni i Hercegowiny, a od tej blokady już niewiele pozostanie do rozpadu państwa – stwierdził Dodik.
Prezydent RS dodał, że ustawa przyjęta w parlamencie w Sarajewie powinna nie tylko unieważnić decyzję Sądu Konstytucyjnego z listopada, ale również wiele innych jego decyzji, które Serbowie w przeszłości uznali za "antyserbskie".
Do tego apelu Dodika przyłączyli się Chorwaci. Chorwacka Rada Narodowa, skupiająca przedstawicieli wszystkich chorwackich partii w BiH, zaapelowała o natychmiastową reformę SK i wyłączenie z niego trzech międzynarodowych sędziów. – 20 lat po wojnie Bośniacy są gotowi na to, by w pełni przejąć kontrolę nad państwem – powiedział 2 grudnia Bożo Ljubić, przewodniczący Rady.
Ljubić zwrócił uwagę na to, że SK w przeszłości wydawał decyzje również niekorzystne dla Chorwatów i często były one przegłosowane przez boszniackich i międzynarodowych sędziów. Tak się stało m.in. z projektem powołania chorwackiej telewizji w Bośni, która zyskała nawet poparcie w ogólnokrajowym parlamencie, ale której utworzenie zablokowało orzeczenie SK.
Wyrzucić sędziów
Dodatkowo, jak podkreślają Chorwaci, obecność międzynarodowych sędziów sama w sobie stanowi złamanie prawa.
Sędziowie SK powoływani przez prezesa Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości po konsultacjach z trzyosobowym prezydium Bośni i Hercegowiny sprawują bowiem 5-letnie kadencje. Problem w tym, że po wypełnieniu pierwszej z nich, przed laty, parlament BiH miał zatwierdzić prawo regulujące kolejne ich wybory do Sądu Konstytucyjnego. Taka ustawa jednak nigdy przez parlament w Sarajewie nie przeszła, co oznacza, że kolejni sędziowie międzynarodowi od prawie 20 lat – mimo zgody na ich powołanie przez prezydentów trzech narodów – nie mają prawa do zasiadania w SK i orzekania o konstytucyjności ustaw podejmowanych w kraju. Tak przynajmniej twierdzą Chorwaci.
Oburzenie polityków – nawet jeżeli stanowią oni reprezentację większości obywateli kraju – często zdaje się jednak na nic, bo ostateczny głos w sprawie zabiera, gdy uzna to za stosowne, Wysoki Przedstawiciel. Piastujący to stanowisko Austriak Valentin Inzko przemówił 3 grudnia. Odnosząc się do gróźb Milorada Dodika, powtórzył zawsze przywoływaną mantrę: – Decyzje Sądu Konstytucyjnego Bośni i Hercegowiny muszą być respektowane przez wszystkich, jako że jego stworzenie było częścią porozumienia pokojowego zawartego w Dayton w 1995 r. między Serbami, Boszniakami i Chorwatami.
Inzko dodał też, że obecność trzech międzynarodowych sędziów w SK jest niezbędna, bo "nie są oni przedstawicielami żadnej grupy etnicznej", a co za tym idzie, to osoby "obiektywne i bezstronne".
Urzędnik wydał oświadczenie po spotkaniu z Radą ds. Implementacji Pokoju w Bośni (PIC) – instytucją działającą z ramienia Unii Europejskiej i kilku innych krajów. Na jej posiedzeniu stanowisku Austriaka sprzeciwił się ambasador Rosji, uznając – podobnie jak uczynił to w listopadzie w czasie trwania obchodów 20. rocznicy podpisania porozumienia z Dayton szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow – że również stanowisko Wysokiego Przedstawiciela powinno zostać zlikwidowane, a pełnia władzy w kraju powinna trafić w ręce przedstawicieli tworzących go narodów.
Dodik rozgrywa Bośnię i Zachód
Spór wokół decyzji Sądu Konstytucyjnego do politycznych celów wykorzystuje Milorad Dodik. Prezydent Republiki Serbskiej uznał na początku grudnia, że po wyroku SK nie pozostaje mu nic innego, jak rozpisać referendum w ramach autonomicznej republiki. W nim padłoby pytanie o to, czy 9 stycznia ma być świętem narodowym w tej części Bośni. Odpowiedź jest oczywista, bo Serbowie stanowiący większość w RS zagłosują "za".
Dodik chce zorganizować głosowanie w marcu. Za nieco ponad trzy miesiące, 31 marca 2016 r., upłynie termin ultimatum postawionego przez Dodika władzom centralnym w Bośni. Serbski prezydent RS do tego czasu najprawdopodobniej umocni swoją pozycję wśród obywateli, bo w tej sytuacji serbska opozycja nie może zrezygnować z popierania jego działań.
Przedstawiciele społeczności międzynarodowej, próbujący przez ciągłe powoływanie się na zapisy z Dayton utrzymać Bośnię i Hercegowinę w całości, są jednak bezsilni wobec rosnącej radykalizacji nastrojów.
Wydaje się nawet, że instytucje państwa – same będąc niewolnikami porozumienia sprzed 20 lat – każdą swoją decyzję podejmują wbrew jakiejś części obywateli. Sugerujący takie działania urzędników politycy świadomie prowadzą do sytuacji, w której brak wzajemnego zaufania wśród obywateli wzrasta. Z roku na rok i z miesiąca na miesiąc Zachód i Bośnia zbliżają się do niebezpiecznej granicy.