Ty masz markowe ciuchy, tanią pralkę, co sezon nowego smartfona. Oni ciężką pracę za psie pieniądze oraz coś jeszcze: skażone środowisko i powietrze, które zabija. Taki jest prawdziwy koszt twojego wygodnego życia przerzucony na drugą stronę globu.
5 mln ludzi rocznie umiera z powodu zanieczyszczenia powietrza. Połowa z nich to mieszkańcy Indii i Chin, czyli krajów, które w ostatnich latach odnotowały gwałtowny wzrost gospodarczy. Jednak koszt tego wzrostu okazał się ogromny.
Ogromne zanieczyszczenie
W największych miastach nie tylko trudno ze spokojem oddychać, ale także żyć bez obaw o swoje zdrowie. Smog bywa tak gęsty, że nie widać nawet budynków w najbliższej okolicy. Wychodząc na ulice, mieszkańcy nakładają na twarze maski ochronne. Zdarza się, że zanieczyszczenie w Pekinie czy w Delhi przekracza dopuszczalne normy nawet dziesięciokrotnie.
Z raportu opublikowanego przez Instytut Badań nad Konsekwencjami Zdrowotnymi w Bostonie wynika, że w 2013 r. z powodu zanieczyszczenia powietrza zmarło w Chinach 1,6 mln osób, podczas gdy w Indiach – 1,4 mln.
Zanieczyszczenie w tych krajach to efekt głównie rozwoju przemysłu, który, aby mógł działać i napędzać gospodarkę, potrzebuje ogromnych ilości energii. A ta w Chinach aż w 73 proc. wytwarzana jest ze spalania węgla. W Indiach jest to około 55 proc.
Rozwój
Gospodarki Indii i Chin w ostatnich kilkunastu latach rozwijały się w zawrotnym tempie. PKB niemal każdego roku powiększało się o kilka, a nawet kilkanaście procent. Nawet kiedy na świecie hulał kryzys finansowy, gospodarka Chin rosła na poziomie 9 proc., a Indii 4 proc. Takich wyników zazdrościł tym państwom niemal cały świat.
Rozwój gospodarek nie byłby jednak możliwy bez ogromnych inwestycji z Zachodu. To właśnie globalne firmy szukające coraz większych oszczędności, a więc i zysków, przenosiły produkcję do Azji. Swoje fabryki lub podwykonawców w Chinach czy Indiach ma wielu globalnych gigantów. Wśród nich są chociażby koncern Apple, którego smartfony składane są w chińskiej fabryce firmy Foxconn, a także Nike i Adidas. Buty m.in. dla tych znanych marek szyje firma Stella Shoe Co. w zakładzie w Dongguan.
Zakładając modne buty czy robiąc sobie selfie nowym iPhone'em powinniśmy mieć świadomość, że płacimy za nie nieco mniej, bo towary składane są nie w Stanach Zjednoczonych czy Europie, ale w Azji, gdzie wynagrodzenia są wielokrotnie niższe niż na Zachodzie.
Tak jest taniej
Proces przenoszenia produkcji lub zlecanie wykonania usług firmom w innych, tańszych miejscach na świecie nie jest niczym nowym. Pierwszy nazywamy offshoringiem, a drugi outsourcingiem.
Offshoring to transfer produkcji poza granice macierzystego kraju. Proces łączy się z tym, że firma przenosi część lub całość produkcji do innego kraju i tam buduje swój zakład
prof. Joanna Modrzejewska-Leśniewska
Co oznaczają te terminy? Wyjaśnia prof. Joanna Modrzejewska-Leśniewska ze Szkoły Głównej Handlowej:
– Offshoring to transfer produkcji poza granice macierzystego kraju. Proces łączy się z tym, że firma przenosi część lub całość produkcji do innego kraju i tam buduje swój zakład. Natomiast outsourcing to przenoszenie działalności poza granice kraju, ale z wykorzystaniem lokalnych firm, czyli zlecenie jej innym podmiotom, które nie są kapitałowo powiązane z firmą zlecającą.
Oba te mechanizmy stosuje się, aby obniżyć koszty. – Proces produkcji lub świadczenia usług przenoszony jest do krajów, gdzie są zdecydowanie niższe koszty pracy oraz gdzie mniej restrykcyjne są regulacje prawne dotyczące np. ochrony środowiska czy prawa pracy – tłumaczy Modrzejewska-Leśniewska.
Badaczka przypomina, że na przełomie wieków zachwycano się tymi mechanizmami, bo nie dostrzegano ich wielu wad. Widziano tylko możliwość oszczędności, a tym samym większych zysków. Ekspertka przypomina, że w samych Chinach w przemyśle pracuje około 215 mln ludzi, co stanowi 58 proc. pracowników przemysłowych Azji Południowo-Wschodniej.
– A więc przenoszenie produkcji i usług to ogromna liczba miejsc pracy dla ludzi, którzy mogliby w ogóle jej nie mieć – wyjaśnia badaczka SGH.
Kto za to płaci?
Jednak offshoring ma też szereg minusów – zarówno dla krajów, które inwestycje dają, jak i tych, które je przyjmują. Złe skutki w pierwszym przypadku zauważono w czasie kryzysu finansowego w 2008 roku. – Okazało się, że wiele amerykańskich firm zwalnia swoich pracowników, m.in. informatyków, i zastępuje ich tańszymi w Indiach. Wtedy chyba po raz pierwszy zdano sobie sprawę, że na tych procesach traci zachodni świat. Zaczęto także zwracać uwagę na koszty ekologiczne – mówi ekspertka.
A te są ogromne, bo Azji przenoszona jest głównie "brudna produkcja", czyli przemysł chemiczny, farmaceutyczny czy papierniczy. Jego działalność mocno dewastuje środowisko naturalne.
– Widoczne jest to szczególnie w Chinach, gdzie jest bardzo wysokie zanieczyszczenie powietrza, a smog często bywa tak duży, że w miastach nie można np. jeździć samochodem i odwoływane są loty samolotów, bo widoczność jest krytycznie niska – wyjaśnia Modrzejewska-Leśniewska i dodaje, że w przypadku hinduskiego Delhi nie jest wcale lepiej.
– Zanieczyszczenie powietrza jest tak duże, że oddychający nim człowiek przyjmuje tyle szkodliwych substancji, jakby wypalał 10 papierosów dziennie. Na "brudnej produkcji" cierpią też gleby i wody gruntowe, a więc również bezpośrednio i pośrednio ludzie. Wielu ekspertów uważa, że ze skutkami degradacji ekologicznej te kraje będą się zmagać przez dziesięciolecia. Tym bardziej, że mają dosyć liberalne podejście ws. przepisów ekologicznych. Władze tych krajów wprawdzie przyjmują przepisy chroniące środowisko, ale nie egzekwują ich zbyt skrupulatnie i poświęcą wiele, aby przyjąć kolejnego inwestora – tłumaczy ekspertka.
Zanieczyszczenie powietrza jest tak duże, że oddychający nim człowiek przyjmuje tyle szkodliwych substancji, jakby wypalał 10 papierosów dziennie
prof. Modrzejewska-Leśniewska
Kolejne negatywne zjawisko to praca dzieci. W Europie czy Stanach Zjednoczonych jest to zakazane. – W wielu krajach na dorobku rodzice wolą, aby dzieci przyniosły 2-3 dolary za 60 godzin pracy tygodniowo, niż żeby chodziły do szkoły i tam – ich zdaniem – marnowały czas. Pracujące dzieci nie tylko chorują i ulegają wypadkom, bo pracują w złych warunkach, ale również nie kształcą się, a zatem społeczeństwa tracą szansę na rozwój cywilizacyjny i osłabiają swój potencjał intelektualny. Kraje, które przyjmują produkcję, krótkoterminowo zyskują, bo następuje przyspieszony wzrost gospodarczy, powstają miejsca pracy, ale w dłuższej perspektywie mają wiele do stracenia – mówi Modrzejewska-Leśniewska.
Pozorny zysk
Dlatego sukces mierzony rosnącym wykresem PKB jest zdaniem ekspertów złudny. Iwo Łoś, ekspert ds. bezpieczeństwa energetycznego w Greenpeace Polska uważa, że wskaźnik PBK niewiele mówi o jakości życia w danym kraju, a często stosowany jest do oceny jego ogólnej sytuacji.
– Aby ocena była adekwatna, należy zapytać, jakim kosztem w Chinach i Indiach odbywa się produkcja dóbr i energii – mówi Łoś i podkreśla, że wzrost gospodarki odbywa się kosztem środowiska naturalnego oraz zdrowia i życia ludzi. – Każdy przedwczesny zgon oraz setki tysięcy osób cierpiących z powodu chorób układu oddechowego, wszystkie dni hospitalizacji czy zwolnień lub nieobecności w pracy, które są związane z zanieczyszczeniem powietrza, w skali kraju stanową realne obciążenie gospodarki. Mieszkańcy Chin i Indii płacą ogromną cenę swoim zdrowiem i życiem, o czym nie dowiemy się, przywołując jedynie PKB – uważa ekspert.
Kto zyskuje?
Łoś uważa, że na przenoszeniu trującej produkcji na drugi koniec świata zyskują głownie globalne koncerny. Koszty zanieczyszczeń i utraty zdrowia przerzucają na goniące za rozwojem państwa i ich obywateli. A konsumenci na Zachodzie zyskują tylko pozornie, mogąc kupić tańsze produkty.
– W skali globalnej emisje gazów cieplarnianych m.in. z Chin przyczyniają się do zmian klimatu, których skutki dotknąć mogą także nas i Europę oraz nasilić różnego rodzaju migracje i zjawisko uchodźców klimatycznych – uważa ekspert Greenpace.
Nad Wisłą
Weronika Piestrzyńska z organizacji Health and Environment Alliance (HEAL), która zajmuje się analizą wpływu środowiska na zdrowie obywateli w Unii Europejskiej, podkreśla, że problem zanieczyszczonego powietrza dotyczy także Polski.
W skali globalnej emisje gazów cieplarnianych m.in. z Chin przyczyniają się do zmian klimatu, których skutki dotknąć mogą także nas i Europę oraz nasilić różnego rodzaju migracje i zjawisko uchodźców klimatycznych
Iwo Łoś, ekspert ds. bezpieczeństwa energetycznego w Greenpeace Polska
– Prawie 90 proc. produkowanej w kraju energii pochodzi z węgla – przypomina i dodaje, że koszt finansowy wpływu energetyki węglowej na zdrowie wynosi według szacunków nawet 34 mld zł rocznie. – W tym samym czasie budżet wszystkich szpitali publicznych w Polsce wynosi ok. 30 mld złotych rocznie – dodaje ekspertka.
Piestrzyńska podkreśla, że w dziesiątkach tysięcy można liczyć ofiary zanieczyszczenia powietrza. – Co roku z powodu wdychania szkodliwych substancji znajdujących się w atmosferze w Polsce umiera przedwcześnie 40 tys. osób. To tak, jakby znikało całe miasto – mówi. Dramatycznie rośnie również liczba osób cierpiących na alergie, astmę, POChP.
Co zrobić?
Iwo Łoś z Greenpace Polska uważa, że zarówno Polska, jak i Chiny czy Indie powinny dokonywać stopniowego przekształcenia swoich sektorów energetycznych. – Transformacja polegałaby na odchodzeniu od spalania węgla i paliw na rzecz rozwoju odnawialnych źródeł energii i zwiększania efektowności energetycznej – uważa Łoś i dodaje, że kolejnym działaniem powinno być wdrażanie norm zanieczyszczeń powietrza i wody oraz ich egzekwowanie. Jego zdaniem rządy zarówno Polski, jak i Chin powinny również przestać wspierać finansowo sektor energetyki węglowej.
– Miliony pompowane są przez państwa w formie różnego rodzaju dopłat i subsydiów do energetyki węglowej. Dopłacamy do niej wszyscy. Państwo zamiast dotować najbardziej trujące sektory powinno przekierować środki na badania i przede wszystkim wdrażanie już gotowych i dostępnych rozwiązań, takich jak odnawialne źródła energii – podkreśla ekspert Greenpeace.