Dochodzenie do prawdy, zwycięstwo i mobilizacja - na tych trzech podstawach Jarosław Kaczyński opierał przez osiem lat swe przemówienia z okazji miesięcznic smoleńskich. O prawdzie mówił 472 razy. Zwycięstwo wymieniał 259-krotnie. Różnymi odmianami "musieć" mobilizował swych zwolenników 391 razy. Spisaliśmy i przeanalizowaliśmy wszystkie przemówienia prezesa z ostatnich ośmiu lat.
Dochodzenie do prawdy, zwycięstwo i mobilizacja - na tych trzech podstawach Jarosław Kaczyński opierał przez osiem lat swe przemówienia z okazji miesięcznic smoleńskich. O prawdzie mówił 472 razy. Zwycięstwo wymieniał 259-krotnie. Różnymi odmianami "musieć" mobilizował swych zwolenników 391 razy. Spisaliśmy i przeanalizowaliśmy wszystkie przemówienia prezesa z ostatnich ośmiu lat.
Jarosław Kaczyński w dziesiąte dni miesiąca po katastrofie smoleńskiej przemawiał dotąd 92 razy. Analizy tych przemówień dokonaliśmy, spisując je wszystkie na podstawie dostępnych zapisów wideo. Spisaliśmy również przemówienie "do przyjaciół Rosjan". Dokument, który w ten sposób powstał, liczy ponad 266 tysięcy znaków, czyli 40 tysięcy słów. W przeliczeniu na tak zwany znormalizowany maszynopis (1,8 tys. znaków na stronie) jest to 148 stron.
W swoich przemówieniach (gdy wyłączyć z analizy partykuły, spójniki, operatory orzeczeń imiennych i inne słowa "pomocnicze"), najczęściej używał rzeczowników:
:: Polska i zamiennie Rzeczpospolita (statystycznie ponad siedem razy w każdym przemówieniu),
:: prawda (prawie po pięć razy),
:: i zwycięstwo (po około trzy razy).
Zaskakiwać może, że w ujęciu ilościowym dość rzadko występują słowa, w których Jarosław Kaczyński ostro atakuje oponentów, nazywając ich przeciwnikami lub wrogami, czy przypisując im jakieś niegodne czyny.
Należy jednak pamiętać o tym, że to właśnie te najostrzejsze fragmenty wystąpień prezesa PiS trafiały na czołówki mediów. Były wielokrotnie powtarzane, komentowane, cytowane i wywoływały publiczne reakcje atakowanych środowisk - jak choćby pamiętne stwierdzenie, że białe róże są symbolem nienawiści (maj 2017). Dlatego właśnie, mimo że Kaczyński niektórych słów używał nieczęsto, trwale zapadły one w zbiorową pamięć.
Słów "wróg" czy "przeciwnik", w różnych formach gramatycznych, prezes użył przez osiem lat zaledwie po sześć razy. "Przemysł pogardy" pojawia się tylko pięć razy. Częściej powtarzają się słowa "nienawiść" (35 razy) i "kłamstwo" (65).
Spośród czasowników używanych przez prezesa zwraca uwagę słowo "musimy". W tej konkretnie formie - pierwszej osobie liczby mnogiej występuje w przemówieniach Jarosława Kaczyńskiego aż 265 razy, a gdy doliczyć formy zależne i wyrazy pochodne, aż 391 - czyli statystycznie trzy do czterech razy na jedno przemówienie. Częstotliwość występowania tego czasownika jest przytłaczająca, choćby na przykład wobec słowa "chcieć", użytego przez prezesa w ciągu ośmiu lat zaledwie 72 razy.
Pogłębiona analiza byłaby zapewne interesującym materiałem dla językoznawców. My dokonaliśmy publicystycznego przeglądu elementów przemówień, które były - używając języka sprawozdawców sportowych - stałym fragmentem gry.
Prezes zaczął przemawiać we wrześniu 2010 roku
Miesięcznice, rozumiane jako czczenie ofiar katastrofy smoleńskiej (najpierw w kościele, a potem pod Pałacem Prezydenckim) trwały osiem lat, choć początkowo - jak przypomina politolog Antoni Dudek - nie było tak długofalowego planu.
- Nie sądzę, by Jarosław Kaczyński od początku planował organizowanie miesięcznic przez okres kilku lat. Ponieważ jednak ten rytuał skupił pokaźną liczbę uczestników, uznał, że warto go kontynuować - mówi profesor Dudek.
Nie od początku zresztą przemówienia prezesa były kulminacyjnym punktem obchodów miesięcznicy. W miesiąc po katastrofie Jarosław Kaczyński wygłosił pamiętne przemówienie "do przyjaciół Rosjan".
Uczynił to jednak przed kamerą, w zaciszu wystylizowanego wnętrza, a nagranie zostało rozpowszechnione w internecie. Publiczne uroczystości 10 maja odbywały się na placu Teatralnym i na cmentarzu Powązkowskim. 10 czerwca Jarosław Kaczyński prowadził swą kampanię prezydencką w Siedlcach. W lipcu i sierpniu marsze pamięci ofiar katastrofy smoleńskiej odbywały się bez przemówień prezesa. Pierwszy raz Jarosław Kaczyński przemówił 10 września, jeszcze w zaimprowizowanej formie, bez podwyższenia, z kiepskim nagłośnieniem. Od tamtej pory przemawiał już co miesiąc.
W okresie tych 92 miesięcy dwa razy odbyły się wybory prezydenckie i dwa razy parlamentarne. Urzędowało dwóch prezydentów, czterech premierów i dwie koalicje mające większość w Sejmie.
Gdy dookoła zmieniał się świat, comiesięczne przemówienia Jarosława Kaczyńskiego były niezmienne pod co najmniej kilkoma względami:
:: lider PiS utrzymywał, że miesięcznice są formą dążenia do prawdy i do zwycięstwa;
:: uświadamiał zwolenników, że to dążenie opiera się na powinności, wręcz na wewnętrznym przymusie;
:: ukazywał uczestników miesięcznic w opozycji do antagonistów, którym przypisywał negatywne cechy i niegodne działania;
:: budował wśród swych zwolenników poczucie wspólnoty zarówno poprzez kreowanie wspólnego wroga, jak i odwoływanie się do wspólnych wartości;
:: głosił pogląd, że od ujawnienia prawdy o katastrofie smoleńskiej zależy nie tylko godność Polski, ale i niepodległość, suwerenność.
Prawda
"Dochodzenie do prawdy" – to najczęściej powtarzany zwrot w ustach Jarosława Kaczyńskiego podczas 92 smoleńskich miesięcznic. Prawda, odmieniana przez wszystkie przypadki, pojawiła się w jego wypowiedziach prawie pół tysiąca razy. Prawda o katastrofie smoleńskiej ma być, jak mówił prezes PiS, warunkiem pojednania i odbudowania narodowej wspólnoty.
Przez prawie osiem lat Jarosław Kaczyński zapewnia zebranych, że "idziemy ku prawdzie", "zmierzamy do prawdy", "jesteśmy bliżej prawdy". Na ogół nie wyjaśnia jednak, co może być prawdą o katastrofie lotniczej w Smoleńsku. Nie stawia hipotez.
Mówi natomiast, co nie jest prawdą. Nie są nią, zdaniem Kaczyńskiego, ustalenia komisji Tatiany Anodiny. Podważa jej wiarygodność, używając określenia "tak zwana komisja". Raport komisji Jerzego Millera również, zdaniem Kaczyńskiego, nie jest prawdą.
"Wiemy na pewno, że to, co zostało ustalone przez komisję Anodiny, powinienem powiedzieć tak zwaną komisję Anodiny i komisję Millera, to nie jest prawda. To będziemy wiedzieli z całą pewnością" - zapowiedział niedawno, bo w czasie miesięcznicy 10 marca bieżącego roku.
Co zatem jest prawdą o katastrofie w Smoleńsku - jeszcze nie wiadomo. Przez osiem lat w przemówieniach na Krakowskim Przedmieściu prezes ani razu nie użył słowa "zamach" (wyłączywszy określenie "zamach stanu" w odniesieniu do wewnętrznej walki politycznej w Polsce). Dwa razy natomiast użył słowa "wybuch" w kontekście dochodzenia do prawdy. Uczynił to w 7. rocznicę katastrofy 10 kwietnia ubiegłego roku, bezpośrednio po pamiętnej prezentacji podkomisji Wacława Berczyńskiego (wcześniej Antoniego Macierewicza), w której sugerowano, że w prezydenckim tupolewie doszło do wybuchu bomby termobarycznej i pokazano film z kontrolowanej eksplozji.
"Wiemy, powtarzam z bardzo wysokim stopniem pewności, że doszło do wybuchu, i że doszło do wybuchu, który został przeprowadzony w specjalny sposób. (...) Do tej pory były różne teorie, często zbliżaliśmy się do prawdy, ale nie było tego poziomu wiarygodności (...). A przecież to jeszcze nie koniec działań zmierzających do wykrycia prawdy" - zapowiadał Jarosław Kaczyński rok temu. Była to jak dotąd najbardziej konkretna treść, po której można by wnioskować, co prezes PiS uważa za prawdę.
Jednak już pół roku później Jarosław Kaczyński - po raz pierwszy od początku swych cyklicznych przemówień na Krakowskim Przedmieściu - przyznał, że być może prawdy o katastrofie nie uda się ustalić.
"Będzie prawda. Prawda, której jeszcze dzisiaj nie znamy i ja jej nie znam, ale prawda. Albo stwierdzenie, że dzisiaj w tych okolicznościach, które mamy, tej prawdy do końca ustalić się nie da. Ale zostanie to powiedziane uczciwie" - przyznał lider PiS 10 października 2017 roku. Po czym - ostatnio, 10 marca tego roku, ponownie obwieścił: "jesteśmy już blisko prawdy". Znów jednak nie ujawnił, jakiej.
W opinii językoznawców to podtrzymywanie przez Kaczyńskiego dążenia do bliżej nieokreślonej prawdy ma konkretny cel. Buduje na nim poczucie jedności i wspólnoty wśród swoich zwolenników.
- Jarosław Kaczyński uczynił przyczyny katastrofy smoleńskiej kolejnym mitem narodowym. To jest coś, od czego ma zależeć godność narodu, suwerenność i niepodległość. Dlatego właśnie "dążymy do prawdy", "głębokiej prawdy". Tylko żeby ta prawda nie była zbyt konkretna. Bo hipotezę naukową można zweryfikować, a w mit należy wierzyć. Z tego mitu wyłania się niekonkretny akt wrogości wobec Polski. Oni, przeciwnicy, Rosjanie nie chcą wyjaśnić prawdziwych przyczyn katastrofy, nie chcą nam oddać wraku... - tłumaczy profesor Andrzej Zieniewicz z Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, badacz literatury i dyskursu publicznego w Polsce.
Również prof. Katarzyna Kłosińska, sekretarz Rady Języka Polskiego, naukowo zajmująca się językiem polskich polityków, zauważa, że w dochodzeniu do prawdy ważniejszy dla prezesa PiS wydaje się sam ciągnący się w czasie akt dążenia niż ostateczne jej ustalenie.
- W "dążeniu do prawdy" chodzi nie tylko o wyjaśnienie przyczyn katastrofy, lecz także - a może przede wszystkim - o przypominanie znaczenia takich wartości, jak godność, niepodległość i sprawiedliwość, że są one fundamentalne, a jednocześnie zagrożone. Poczucie wspólnoty uczestników miesięcznic budowane jest na tych wartościach. W tej retoryce dąży się do tego, by wiązać katastrofę w Smoleńsku z zamachem na te wartości - wyjaśnia Kłosińska.
Wspólnota
Jarosław Kaczyński rozszerza i przekłada wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej na fundamentalne narodowe wartości, takie jak godność, niepodległość, suwerenność, wolność.
"Polska nie będzie wolna, jeśli prawda o Smoleńsku nie wyjdzie na jaw" - stwierdził w czasie miesięcznicy 10 sierpnia 2012 roku.
"Bez prawdy nie ma demokracji, wolności, praworządności, praw obywatelskich, nie ma obywateli. Są tylko manipulowani poddani" - dowodził 10 kwietnia 2015 roku.
"Bez prawdy o Smoleńsku nie będzie wolnej, niepodległej, silnej, zapewniającej nam bezpieczeństwo i sprawiedliwy, solidarny ład społeczny Polski" - stanowczo podkreślił 10 kwietnia 2015 roku.
W styczniu tego roku mówił zaś zebranym, że gdy "dojdziemy do celu", "będziemy mieli nową, prawdziwie nową, prawdziwie niepodległą, prawdziwie godną, prawdziwie silną Polskę".
W powyższej wypowiedzi czterokrotnie powtarzał słowo "prawdziwie". Wielokrotne powtórzenia tych samych słów albo zaczynanie kolejnego zdania dokładnie tym samym wyrazem, którym zakończył poprzednie, jest wspólną cechą wszystkich przemówień.
Dwa z wielu dziesiątek przykładów:
"[Mamy do czynienia] z rebelią. Z rebelią tych, którzy zmian nie chcą. Z rebelią tych, którzy mówią wprost: ma być tak, jak było. Z rebelią tych, którzy z tego głęboko chorego systemu czerpali (...) korzyści".
"Powinniśmy mieć pomniki (...). Powinniśmy też mieć ostateczne raporty (...). Powinniśmy móc sobie powiedzieć".
Po co lider PiS właśnie tak konstruuje swe wypowiedzi?
Językoznawca uważa, że powtórzenia, tak charakterystyczne dla przemówień przed Pałacem Prezydenckim, są całkowicie świadome, a ich celem jest również cementowanie jedności i jednomyślności wśród słuchaczy.
- Te powtórzenia wyrazów czy wręcz całych fraz, to są akty rytualne. To jest powtarzanie mantry. On w ten sposób wbija coś do głowy, a nie logicznie dowodzi czy dokumentuje naukowo. Kaczyński jest fanatykiem własnych myśli i przemawia do swoich zwolenników. Nie przekonuje już przekonanych. On w nich to przekonanie umacnia - mówi Andrzej Zieniewicz.
Wrogowie
Z jednej więc strony - jak zauważają nasi rozmówcy - Jarosław Kaczyński buduje wśród swoich zwolenników poczucie wspólnoty, uświadamiając im wspólne wartości i wiążąc je z następstwami katastrofy smoleńskiej. Powtarzając słowa lub całe frazy, utrwala w pamięci zebranych swe poglądy. Nie poprzestaje jednak na tym.
Z drugiej strony roztacza wizję przeciwności i przeciwników oraz wrogów. Rzadko jednak wskazuje ich po imieniu. Owszem, z rzadka wymienia nazwiska: Tusk, Kopacz, Komorowski, Palikot. Wypomina im jednak konkretne - niegodne jego zdaniem - czyny i słowa. Nie nazywa jednak ich wprost przeciwnikami czy wrogami.
Choć używa słów "wrogowie", "przeciwnicy", to jednak wróg jest tworem niekonkretnym.
"Czego chcą ci, którzy są naszymi przeciwnikami? Chcą Polski, która się cofnie do czasów PRL-u. Chcą Polski, w której katolicy, czyli większość, nie będzie miała praw, bo przecież krzyczeli tutaj: 'do kościoła', czyli na ulicy nie wolno się modlić. To było żądanie komunistów" - przypominał 10 czerwca ubiegłego roku.
"Nasi wrogowie nie spoczną. Oni chcą zniszczyć nasze życie. Oni chcą doprowadzić nasz kraj do ciężkiego kryzysu" - mówił w grudniu ubiegłego roku.
- Nienazwanie wroga wprost pozwala na swobodne operowanie różnymi faktami na temat tego wroga i jest to dosyć bezpieczne, bo uniemożliwia odbiorcom sprawdzenie, czy rzeczywiście coś nam zagraża. Nienazwanie wroga po imieniu pozwala na utrzymywanie zwolenników w pełnej gotowości. Sugeruje, że niebezpieczeństwa należy spodziewać się z każdej strony, że wróg jest wielki i potężny. Można go demonizować - wyjaśnia prof. Kłosińska.
- Tutaj jednak nie chodzi o to, żeby wroga zwalczyć, tylko żeby go mieć, bo na nim buduje się poczucie wspólnoty wynikające ze wspólnego poczucia zagrożenia - konstatuje językoznawczyni.
Kilkakrotnie Jarosław Kaczyński wypomniał przeciwnikom, że działają jak komuniści, że stosują "starą broń komunistów i ich sojuszników". O wrogach mówi "oni", "ci wszyscy..." albo "są tacy...".
- W propagandzie PRL mówiło się równie niekonkretnie: "wiadome siły", "określone kręgi", "pewne środowiska". Jarosław Kaczyński posługuje się podobnymi określeniami. W ten sposób również buduje poczucie wspólnoty. Przecież wszyscy wiedzą, kto jest naszym wrogiem. A kto nie wie i domaga się konkretów, nie jest jednym z nas - podkreśla prof. Kłosińska.
Zwycięstwo
Obecny w przemówieniach Kaczyńskiego wspólny wróg albo wrogowie, odwoływanie się do narodowych wartości i emocji, wspólne oczekiwanie na prawdę to czynniki jednoczące zwolenników prezesa PiS i uczestników miesięcznic.
Nasi rozmówcy zwracają jednak uwagę, że oprócz czynników jednoczących przemówienia zawierają elementy mobilizujące. Jednym z nich jest stałe, konsekwentne i częste uświadamianie słuchaczom przez prezesa, co wspólnie muszą zrobić.
"Musimy walczyć o Polskę", "musimy trwać", "musimy pamiętać", "musimy znać fakty", "musimy ustalić prawdę i musimy wyciągnąć z niej wszystkie wnioski", "musimy powiedzieć nie", "musimy wykazać determinację. Musimy wykazać zdecydowanie" - to tylko niektóre przykłady z 265 przypadków, gdy prezes PiS mówił zebranym, co on i słuchacze wspólnie muszą uczynić. To jako żywo przypomina poetykę pieśni zagrzewających do walki: "musicie, musicie, musicie za kark wziąć i strącić go z chmur" albo do ciężkiej pracy na przekór wszystkim przeciwnościom: "musimy siać choć grunta nasze marne, choć nam do orki pługów brak i bron".
Logiczną koleją rzeczy Jarosław Kaczyński roztacza wizję, że na końcu walki czy pracy wbrew wszystkim przeszkodom jest zwycięstwo. To kolejne słowo klucz często pojawiające się w przemówieniach pod Pałacem Prezydenckim i występujące w nich regularnie.
Nad kim jednak ma być to zwycięstwo, skoro - jak wskazaliśmy wcześniej - wróg jest nienazwany? Zdaniem naszych rozmówców prezes PiS zostawia tu swoim zwolennikom margines swobody interpretacyjnej, by każdy sam mógł sobie wyobrazić, kim jest wróg.
Jednak profesor Zieniewicz zauważa, że nie o wroga tu tylko chodzi, ale także o zwycięstwo samo w sobie, które jest tak pożądane w polskiej mitologii narodowej.
- Bo w tej mitologii jest jeden polski kompleks. Wiąże się ze zrzucaniem jarzma. Odzyskiwanie niepodległości przez Polskę czy to w 1918, czy w 1945, czy 1989 nie było przecież zasługą militarnych zwycięstw Polaków. Było raczej wynikiem korzystnej sytuacji międzynarodowej. Myśmy nigdy nie chcieli tej sytuacji międzynarodowej uznać, a zawsze suweren uważał, że to było zwycięstwo Polaków. Teraz z tej potrzeby zwycięstwa i poczucia wspólnoty uczestnicy miesięcznic czerpią siłę. To poczucie wspólnoty pozwala występować zarówno przeciw zaborcom, opresorom, jak i własnym skompromitowanym elitom, które zdradzają i kolaborują z ościennymi wrogami - mówi językoznawca.
Wieszcz
W przemówieniach Kaczyńskiego interesująca jest również relacja pomiędzy mówcą a słuchaczami. Podczas gdy obserwatorzy debaty publicznej krytycznie analizują myśli prezesa, słuchacze przemówień na Krakowskim Przedmieściu reagują na nie zawsze aprobatą. Nie słychać nawet pomruków zdziwienia, nie mówiąc już o niezadowoleniu.
Kim jest dla nich prezes?
- Kaczyński stawia się w pozycji wieszcza - stwierdza Katarzyna Kłosińska.
- Jarosław Kaczyński jest przywódcą politycznym, ale dla uczestników miesięcznic jest również przywódcą duchowym - w ten z kolei sposób Andrzej Zieniewicz tłumaczy brak krytycyzmu słuchaczy wobec głoszonych tez.
W związku z tym, jak oboje przewidują, stosunkowo gładko przejdzie mu zmiana retoryki prawdy na retorykę zwycięstwa, co ma nastąpić 10 kwietnia, w 8. rocznicę katastrofy. Przy czym jako zwycięstwo zostanie ogłoszone upamiętnienie ofiar katastrofy w postaci pomnika w pobliżu Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
- Kaczyński musiał zmienić retorykę z prawdy na zwycięstwo, bo wie, że nie uda się ustalić takiej wersji prawdy, jaką by chciał - zaznacza Andrzej Zieniewicz.
Przyszłość
Co więc będzie dalej? Czy przetrwa jakaś cykliczna forma upamiętniania Lecha Kaczyńskiego i pozostałych ofiar katastrofy smoleńskiej?
- Ogłaszając koniec miesięcznic, Kaczyński postąpił uczciwie, ponieważ nic nie znaleziono. Tezy Antoniego Macierewicza nie potwierdziły się. Ustalenia prokuratury nie są jeszcze na tyle dojrzałe, żeby je opublikować, więc co mógł innego zrobić - mówił w mijającym tygodniu w "Tak jest" Tomasz Pietryga z "Rzeczpospolitej".
Tyle że Jarosław Kaczyński ogłosił zakończenie miesięcznic, ale na Krakowskim Przedmieściu. Część komentatorów przewiduje, że przeniosą się one pod nowy pomnik i nadal będą odbywać się tam cyklicznie.
Prof. Antoni Dudek spodziewa się, że miesięcznice będą trwać, bo są potrzebne przede wszystkim Jarosławowi Kaczyńskiemu.
- Pierwotną intencją miesięcznic było raczej upamiętnienie, jednak z czasem coraz istotniejszą rolę odgrywać zaczął czynnik mobilizacyjny. Po przejęciu władzy w 2015 doszedł jeszcze jeden: Jarosław Kaczyński testuje w ten sposób poziom lojalności najbardziej zaufanych ludzi. Jak długo PO będzie głównym przeciwnikiem politycznym PiS, a Donald Tusk będzie sugerował powrót do krajowej polityki, tak długo PiS będzie wracał do sprawy katastrofy w bieżącej walce politycznej. Gdy to się zmieni, wówczas Smoleńsk stanie się stopniowo wyłącznie takim elementem tradycji PiS-owskiej, jakim obecnie jest na przykład upadek rządu Olszewskiego - przewiduje politolog.
Współpraca: Piotr Jaźwiński
Dokumentacja: Mateusz Dolak, Anna Karolkowska, Maria Borodej