Przeżywa najlepszy okres w karierze. Zgarnął wszystkie nagrody za rolę w "Pewnego razu w… Hollywood" i zapewne dołączy do nich Oscara. Wygrał też z uzależnieniem od alkoholu. Mimo to jest w emocjonalnej rozsypce. Tęskni za dziecięcą wrzawą, do jakiej przywykł, wychowując wraz z Jolie szóstkę maluchów. Do szału doprowadzają go także media, bombardujące fake newsami o jego rzekomych związkach. Czy Oscar postawi go do pionu?
Gdy odbierał Złoty Glob za rolę w filmie Quentina Tarantino, zażartował: "Chciałem jak Leo DiCaprio przyjść z mamą, ale mógłbym niechcący uczynić rodzicielkę obiektem plotek". I od razu wyjaśnił: "Tak się dziś porobiło, że każda kobieta, która pokaże się obok mnie, natychmiast słyszy, że z sobą chodzimy. No a w tym przypadku wypadłoby to niezręcznie".
W podobny sposób Brad Pitt żartował kilka dni temu na gali nagród gildii aktorskiej SAG. Trzymając w dłoni statuetkę nagiego mężczyzny zwaną Aktor, rzucił do mikrofonu: "Umieszczę ją zaraz na Tinderze, zobaczymy, co napiszą".
A już całkiem serio, i na smutno, za kulisami imprezy powiedział dziennikarzom: "Codziennie dowiaduję się o sobie z plotkarskich mediów nowych rzeczy. Jestem jak mięso armatnie dla tabloidów. Może to przez to, że moje życie prywatne jest dziś katastrofą? Sława to dziwka". Jego rozżalenie nietrudno zrozumieć.
Ale jak dziwić się plotkarskiej prasie, gdy szacowna stacja TNT, transmitująca wręczanie SAG, uczyniła największą sensacją imprezy spotkanie Brada i Jennifer Aniston za kulisami sceny. Kamera śledziła ich każdy krok, pokazując reakcję siedzącej na sali Jennifer na wygraną Pitta. Gdy ona z kolei odbierała statuetkę za rolę w serialu "Morning Show", operator pokazywał Brada.
To zapewne efekt najnowszych (niepotwierdzonych przez nikogo) plotek, jakoby para do siebie wróciła. Dzień wcześniej magazyn "New Weekly" umieścił na okładce ich wspólne zdjęcie z informacją, jakoby… właśnie wzięli ślub w Meksyku, opisując jego "okoliczności": pierścionek, jaki ponoć dostała Jen i łzy, gdy Brad ślubował: "Już na zawsze". I nieważne, że dwa dni później na rozdaniu nagród SAG byli osobno, a rozwód Brada z Angie nie jest sfinalizowany. "News" obiegł tabloidy po obu stronach oceanu.
Trudno więc dziwić się irytacji Brada, który liczył na komentarze dotyczące nagrody, a znów mówiono o jego życiu prywatnym. Nawet agencja fotograficzna EPA wypuściła z gali SAG zdjęcia Jennifer i Brada z nagrodami w dłoniach... połączone w jedno. O ich ponownym zejściu się fani marzą od lat.
Przyjaciele aktora martwią się o niego, bo w reakcji na medialne zamieszanie zaczął izolować się od ludzi. Czy Oscar postawi go do pionu?
Wina i rachunek sumienia
Nie jest aktorskim zwierzęciem jak Robert De Niro czy jego młodszy o dekadę przyjaciel i partner z filmu Tarantino, Leonardo DiCaprio. Aktorstwo nie było też jego marzeniem od dzieciństwa. Nie wychował się w artystycznym otoczeniu. Odkąd przeprowadził się do Los Angeles, jeszcze w latach 80., mieszka w tej samej, ulubionej części miasta - z dala od centrum, tuż przy łańcuchu górskim Santa Monica, w tzw. Hollywood Hills.
W 1994 roku, po sukcesie głośnego filmu Davida Finchera "Siedem", kupił tam właśnie posiadłość, w której kiedyś pomieszkiwał Jimi Hendrix. "Tutaj napisał ponoć "May This Be Love", jak powiedział mi hipis, który miał tu łykać kwas razem z Jimim, a ja powtarzam to za nim" - zwierzał się przed rokiem w szczerej rozmowie z "The New York Times". To także tu mieszkał z Angeliną Jolie i szóstką ich dzieci, w tym trojgiem adoptowanych. "Każdego ranka budził mnie odgłos pokrzykujących dzieciaków, który mnie uszczęśliwiał. Dziś to miejsce jest bardzo ciche i gdyby nie chrapanie buldoga Jacquesa, ta cisza by mnie wykończyła" - dodał.
Przyznał, że po rozstaniu z Angeliną jesienią 2016 roku, spędził 18 miesięcy na spotkaniach Anonimowych Alkoholików. "Musiałem w końcu przyznać sam przed sobą: 'Nie pamiętam dnia, odkąd skończyłem studia, w którym nie piłem alkoholu. Z radości, z żalu i bez powodu. Rzuciłem mnóstwo złych przyzwyczajeń włącznie z paleniem, gdy założyłem rodzinę. Wszystko poza piciem. Byłem w tym profesjonalistą. Potrafiłem po kryjomu wypić tyle, że mógłbym stanąć do zawodów z każdym wprawionym w piciu Rosjaninem" - wspominał. Mówił, że to było samookaleczanie. Odkrył, jak krzywdzi siebie, gdy jego życie legło w gruzach.
W wywiadzie dla "NYT" mówi o sobie: "ojciec pozbawiony dzieci, mąż bez żony, w środku pogmatwanego życia, zastanawiający się, jak je naprawić". Od dwóch lat nie bierze alkoholu do ust. Zastąpił go wodą mineralną z sokiem z żurawiny. Wyspecjalizował się też w parzeniu zielonej herbaty matcha - bambusową miotełką wydobywa jej smak. Uwielbia rytuały. "Każdego ranka wstaję i rozpalam ogień w kominku. Kiedy idę spać, rozpalam ogień, tylko dlatego że wtedy czuję życie w pustym domu" - dodaje.
Początkowo nie potrafił mieszkać w miejscu, w którym przez lata żył z rodziną. "Zatrzymałem się u przyjaciela, Davida Finchera, w małym domku w Santa Monica. Zawsze ma dla mnie otwarte drzwi, więc spędziłem półtora miesiąca w jego domu, śpiąc na materacu na podłodze. Słuchałem dużo Marvina Gaye'a. Jak na ironię albumu "Here, My Dear", gdzie teksty skupiały się na trudnym rozwodzie autora z żoną. Wtedy też zacząłem terapię" - wyznaje.
Co z niej wyniósł prócz rozstania z nałogiem? "Wiedzę, że nie ma miłości bez straty. To oferta pakietowa. 'Jeśli kogoś kochasz, uwolnij go' - śpiewa Sting. Teraz wiem, co to znaczy. Oznacza miłość bez własności. To, że gdy chce odejść, nie możesz go zatrzymywać" - wyjaśnia.
Dziś już nie ma złudzeń, że da się skleić to, co pękło na dobre. Odstawił na bok zranioną dumę, ma na względzie przede wszystkim dobro dzieci. "Prawnik powiedział mi na początku: 'Nikt nie wygrywa w sądzie - to tylko kwestia tego, kto bardziej ucierpi'. Nie chcę, by to były dzieci" - podkreśla.
Patriarchat z Oklahomy
Wychował się w rodzinie baptystów, w domu, gdzie mężczyznę uczy się, że musi być samowystarczalny. "Nie każesz nikomu naprawiać samochodu, gdy ci się zepsuje, ale naprawiasz go sam"- mówił ojciec, bo sam tak postępował. Bill Pitt prowadził firmę transportową. Ciężko pracował, by dać rodzinie więcej niż on miał jako dziecko. Mama, cierpliwa i łagodna, była doradcą szkolnym. Dzieci, wśród których najstarszy był Brad, wychowywano w przekonaniu, że ojciec jest nieomylny.
Urodzony 18 grudnia 1963 roku w Shawnee w Oklahomie Wilhelm Bradley Pitt miał wyrosnąć na buntownika w przeciwieństwie do reszty rodzeństwa. To był konserwatywny, religijny dom, choć przyszły aktor mówi, że gdy dorósł, "zawsze już oscylował między agnostycyzmem a ateizmem". Rodzina wkrótce przeniosła się do Springfield w stanie Missouri, gdzie przyszli na świat jego młodszy brat i i siostra. Po latach opisał Springfield jako "kraj Marka Twaina, kraj Jessego Jamesa", w którego miał się z czasem wcielić w filmie Andrew Dominica. Brat i siostra nadal mieszkają w Missouri i są głęboko wierzący. Martwią się o jego stan duszy. "Różnimy się w przekonaniach, a jednak nie mogę ich zmienić, ani oni mnie" - mówi. I dodaje: "Jesteśmy związani krwią i doświadczeniem. Kocham ich. Gdy mnie potrzebują, jestem dla nich".
Ojciec był surowy i apodyktyczny. Karał za byle przewinienie. Brad obiecał sobie, że on dla swoich dzieci taki nie będzie. Nigdy też nie mówił o uczuciach. Za każdym z dzieci poszedłby jednak w ogień, był też siłą napędową rodziny, jej mózgiem. Gdy w 2011 roku w nagrodzonym Złotą Palmą filmie Terrence'a Malicka "Drzewo życia" Brad wcielał się w despotycznego rodzica, wzorował się właśnie na nim. Miał jednak problem z "tresurą", jaką bohater stosował wobec dzieci. Była tak obca jemu samemu w roli ojca, że w przerwach zasypywał chłopców prezentami, by wiedzieli, że naprawdę zupełnie coś innego czuje.
Jako nastolatek nie interesował się aktorstwem. Grał w golfa, trenował pływanie i tenis, a po ukończeniu szkoły średniej zapisał się na uniwersytet Missouri ze specjalizacją dziennikarstwo i reklama. Dwa semestry przed ukończeniem studiów nieoczekiwanie spakował Datsuna i ruszył na zachód. Powiedział rodzicom, że zamierza zapisać się do Art Center College Design w Pasadenie. Zamiast tego spędził kilka następnych miesięcy, wożąc limuzyną... striptizerki z jednego wieczoru kawalerskiego na drugi, dostarczając lodówki i chodząc na castingi. W Los Angeles.
Dołączył do klasy aktorskiej Roya Londona. Pewnego dnia towarzyszył koledze jako partner na scenie podczas przesłuchania z agentem. W rezultacie agent wybrał jego. Niespełna siedem miesięcy po przyjeździe do Los Angeles Brad miał już stałą pracę jako aktor.
Thelma, słodki autostopowicz i wampiry
Pierwsze role Pitta to dwa superpopularne seriale: kultowe "Dallas" oraz "Growing Pains". W 1989 roku zagrał Billy'ego Cantona, uzależnionego od narkotyków alfonsa uciekinierki, w którą wcieliła się młodziutka Juliette Lewis w filmie stacji NBC "Too Young to Die?". Ona była genialna, on tylko przeciętny, ale seksowny i urodziwy tak bardzo, że trudno go było nie dostrzec. Pitt i Lewis (młodsza o dziewięć lat, wtedy 16-letnia) zaczęli się spotykać. Zamieszkali razem. Pierwszy poważny związek przetrwał cztery lata.
Niebawem los uśmiechnął się do Brada - dostał rolę u boku dwóch uznanych, dojrzałych gwiazd - Susan Sarandon i Geeny Davis w filmie samego Ridleya Scotta. Rolę wręcz stworzoną dla niego. Nie musiał nawet wiele grać - miał głównie kusić seksownym wyglądem. Mimo to nie tylko wyglądał, ale i dobrze zagrał - charyzmatyczny i zniewalająco przystojny nie odstawał od doświadczonych partnerek. Kultowy dziś film Scotta, będący pochwałą feminizmu i głosem sprzeciwu wobec uprzedmiotowienia kobiet, to zarazem fascynujące kino drogi, wyjątkowo z udziałem pań. Film był wielkim kasowym i artystycznym przebojem, a młody aktor został zapamiętany. Nie tylko przez damską widownię.
Wkrótce na casting zaprosił go Robert Redford i obsadził w pionierskim micie Ameryki, pokazanym na tle dzikiej przyrody. Dla Redforda adaptacja powieści "Rzeka wspomnień" Normana MacLeana o synach prezbiteriańskiego pastora z wielkim dramatem w tle była ciekawym doświadczeniem. Obsadzony w roli buntownika Pitt wyglądał bowiem jak kopia reżysera z młodości. "Kolejny złoty chłopiec Ameryki" - pisano po premierze. "Czy Redford obsadził syna?"- pytano. Film przyjęto obojętnie, ale Pitt znów zaznaczył swoją obecność na ekranie. Dekadę później Redford i Pitt spotkali się ponownie w filmie "Zawód: Szpieg" Tony'ego Scotta. Powstał wielki przebój i świetne, sensacyjne kino (co ciekawe, Brad znów był kimś w rodzaju młodzieńczej kopii grającego główną rolę Redforda).
A potem Neil Jordan przesłuchał połowę Hollywood na potrzeby "Wywiadu z wampirem" - adaptacji powieści Anne Rice. Historia wdowca, który by przestać cierpieć, zostaje zamieniony w wampira, ale nie umie zabijać z zimną krwią, zelektryzowała fabrykę snów. Główną rolę dostał Pitt, zaś Lestata - wampira, który morduje bez mrugnięcia okiem - Tom Cruise. Początkowo Rice uznała dwie chłopięce, amerykańskie gwiazdy za źle obsadzone dla oddania homoerotycznego wydźwięku opowieści. "To jak obsadzanie Hucka Finna i Toma Sawyera" - narzekała. Zmieniła zdanie po zdjęciach. "Charyzmatyczny Brad Pitt sprawia, że Louis jest przekonujący jako żałobny, cierpiący ojciec i kochanek " - oceniono.
Gdy było już wiadomo, że świetnie wygląda i czuje się w kostiumie, przyszła rola Tristana w "Wichrach namiętności" u boku Anthony'ego Hopkinsa. Przyniosła mu pierwszą nominację do Złotego Globu.
Mocne uderzenie Finchera
Był już gwiazdą (choć nie pierwszej ligi), gdy David Fincher zaproponował mu rolę detektywa w filmie "Siedem", kultowej opowieści o seryjnym mordercy. Film był w latach 90. szokujący. Reżyserowania go odmówili David Cronenberg i Guillermo del Toro, a Brad nie był pierwszym kandydatem do roli detektywa Millsa. Wcześniej odrzucił ją Denzel Washington, uważając film za zbyt "zły i mroczny", po nim Sylvester Stallone. Pitt, uwielbiający wyzwania, przyjął rolę. "Siedem" to historia pościgu dwóch policjantów (Pitt i Morgan) za seryjnym zbrodniarzem (genialny, psychodeliczny Kevin Spacey), wybierającym ofiary według szczególnego klucza - siedmiu grzechów głównych. Pitt - najpierw zarozumiały młokos, w finale zmiażdżony przez zło, jakiego najpierw był świadkiem, a potem sam zaznał, stworzył świetną kreację. Fincher wytyczył tym filmem kanon opowieści o seryjnych zabójcach na lata.
Wkrótce potwierdził swoją klasę w psychologicznym thrillerze "Podziemny krąg", gdzie ponownie zaprosił do współpracy Pitta. Tym razem obsadził go w roli anarchisty Tylera Durdena, który nieskrępowaniem i uniezależnieniem od świata imponuje młodemu yuppie, granemu przez Edwarda Northona. Pod jego wpływem porzuca dotychczasowe, dostatnie życie.
"Krąg..." to przede wszystkim jednak pytanie o granice naszej wolności, o to, co ze społeczeństwem robi galopujący konsumpcjonizm i o naszej bezradności w jego obliczu. Ale także krytyczny komentarz na temat kryzysu męskości i wszelkiej maści maczyzmu, dającego złudzenie siły.
Na przykładzie filmów Finchera z udziałem Pitta (jest też trzeci - "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona") można prześledzić, jak wiele aktor nauczył się na przestrzeni kolejnych lat. Chyba nikt tak celnie jak twórca "The Social Network" nie potrafi opisać fenomenu Pitta. "Brad został gwiazdą, jeszcze nim stał się aktorem" - ocenia Fincher. "Jak aktorzy złotego Hollywood urodził się z tym czymś: gdy staje przed kamerą, nie możesz oderwać od niego wzroku. Ale zanim będziesz na planie kimś innym, musisz umieć być sobą. On potrafi. Gdy go poznałem, nie był jeszcze tak dobry. Ale już uczył się, jak uczynić brak doświadczenia i techniki swoją tajną bronią" - tłumaczy reżyser.
Na planie filmu "Siedem" poznał Gwyneth Paltrow, która grała jego żonę. Oboje wspominali, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Byli jedną z najbardziej lubianych par lat 90. Gdy po dwóch latach związku zaręczyli się, odliczano dni do ślubu. Gdy Gwyneth grała w "Zakochanym Szekspirze", padła ofiarą "zalotów" Harveya Weinsteina. Nie wahając się, Brad wbiegł wtedy do biura producenta i zawołał: "Jeśli zbliżysz się do niej kiedyś jeszcze, przysięgam, że cię zabiję. Nie obchodzi mnie, z jakiej produkcji mnie wykopiesz". Był to ponoć jedyny przypadek, gdy ktoś publicznie postawił się Weinsteinowi.
Do dziś nie wiadomo, dlaczego zerwali zaręczyny. To Brad jednak zostawił Gwyneth. Ciężko to odchorowała. Dziś są przyjaciółmi.
Złoty Glob i pierwsza nominacja
Pierwsza poważna nagroda - był nią Złoty Glob - pojawiła się w 1996 roku. Brad Pitt odebrał ją za rolę w jednym ze swoich ulubionych filmów - "12 małp" Terry'ego Gilliama. Szukał ról, które wyjęłyby go z szuflady z napisem "przystojniak" i dały pole do popisu. Taką właśnie dostał.
Opowieść, która oscyluje między science fiction a dramatem obyczajowym, rozgrywa się w przyszłości. W świecie zdewastowanym przez choroby skazaniec zostaje wysłany w przeszłość do roku 1996, by zebrać informacje na temat wirusa, który niszczy ludzkość. W wyniku pomyłki trafia do roku 1990, gdzie aresztuje go policja. Gdy próbuje wyjaśnić sytuację, ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Tam poznaje Jeffreya (Brad Pitt), ekscentrycznego, szalonego syn genialnego ojca, dr. Goinsa. To on umożliwia mu ucieczkę, dostarczając klucz i odwracając uwagę strażników. Ucieczka jednak kończy się niepowodzeniem, a zakończenie wprawia w osłupienie.
Film był gigantycznym sukcesem, a Bradowi oprócz Globu przyniósł pierwszą, w pełni zasłużoną nominację do Oscara. Potem przez jakiś czas flirtował z kinem rozrywkowym - nakręcił m.in. "Ocean's Eleven", w którym u boku George'a Clooneya, Matta Damona i Julii Roberts wcielił się w postać narwańca Rusty'ego, biorącego udział w skoku na kasyna Las Vegas. Potem powstały jeszcze dwie kolejne części zabawnej serii Stevena Soderbergha, a widzowie bawili się wybornie.
Podobnie jak w nakręconym za jego namową "Przekręcie" Guya Ritchiego, brytyjskiego reżysera słynącego ze specyficznego dowcipu i dosadnego języka. Od tamtej pory panowie są wielkimi przyjaciółmi. Były mąż Madonny opowiada o nim z rzadko spotykanym u niego podziwem.
"Lubię Brada, bo nie jest kutasem"- przyznaje Guy Ritchie. - Jest tak daleko od bycia kutasem, jak tylko to możliwe. A łatwo byłoby nim zostać, mając jego pozycję. Jeśli jesteś sławny i dobrze wyglądasz, masz licencję na bycie kutasem. I nie jestem pewien, czy ktoś ma większą niż Brad. A jednak jest dobrym, ciepłym facetem. Wiesz to od razu, gdy tylko go spotkasz".
Wie to zapewne Jennifer Aniston, która spędziła z nim prawie siedem lat, choć jak wiadomo, nie rozstali się w przyjaźni. Para poznała się w 1998 roku i Ameryka od razu straciła dla nich głowę. W 2000 roku stanęli przed ołtarzem. On uczył się dla niej potajemnie greckiego (Jen z pochodzenia jest Greczynką), ona dla niego gry w golfa. O ich związku fani wiedzą więcej od nich samych (zwłaszcza gdy mowa o całkiem wymyślonych historiach). Uchodził za idealny i wydawało się, że ich uczucie zdolne jest przenosić góry. Aż do 2005 roku, gdy gruchnęła wiadomość o rozwodzie. Dokładnie wtedy, gdy Brad kończył pracę nad filmem "Mr. and Mrs. Smith" u boku Angeliny Jolie. Ciąg dalszy wszyscy znamy.
Całkiem nowe życie
Gdyby nie fakt, że na planie "Mr. and Mrs. Smith" zaczął się romans, który dał początek najgorętszemu związkowi od czasu Liz Taylor i Richarda Burtona, nikt by o filmie nie pamiętał. A tak zapisał się w historii niczym "Kleopatra", na planie której Liz i Richard poznali się i pokochali. Znamienne, że w filmie Mankiewicza pierwotnie Kleopatrę miała grać Joan Collins, a Marka Antoniusza - Marlon Brando, zaś w "Mr. and Mrs. Smith" panią Smith - Nicole Kidman, a pana - Johnny Depp.
Zagrali jednak Jolie i Pitt, wywracając do góry nogami sobie i paru osobom życie, nie licząc kinomanów. 12 lat później media nazwały ich rozstanie "rozwodem stulecia". Faktem jest, że duet Jolie-Pitt, zwany Brangeliną, to była instytucja, a biorąc pod uwagę ich zaangażowanie w pomoc głodującym dzieciom, ofiarom klęsk, nie mówiąc o misjach humanitarnych Angeliny, wysłanniczki ONZ - nawet więcej.
Ich kariery zawodowe biegły równoległymi torami, choć ona mniej grała, a więcej reżyserowała. Brad zaangażował się na dobre prócz aktorstwa także w produkcję filmową, a w 2013 roku odebrał Oscara - nie jako aktor, ale właśnie współproducent zwycięskiego filmu "Zniewolony". Mało kto wie, że to także on ze swoją firmą Plan B wyprodukował dzieła takie jak "Infiltracja" Martina Scorsese, "Vice" i "Big Short" Adama McKaya, "Drzewo życia" Terrence'a Malicka i mnóstwo innych tytułów.
Jego najgłośniejsze role z ostatnich kilkunastu lat, dodajmy - w znacznie lepszych filmach od tych wcześniejszych, znamy doskonale. Wśród aktorskich nominacji, jakie otrzymał do tej pory, większość odebrał w trakcie związku z Angeliną. To jasne, że z wiekiem dojrzał jako aktor, ale faktem jest, że w trakcie małżeństwa z Aniston grał - podobnie jak ona - głównie w lekkich i przyjemnych produkcjach. Dziś jest zawodowo w innym miejscu, czego nie da się powiedzieć o Aniston.
Najważniejsza nominacja pojawiła się w 2008 roku za rolę w trzecim już filmie Finchera z jego udziałem: "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona". W filmie niesamowitym, gdzie zagrał mężczyznę, który urodził się jako 70-latek i starzeje się niejako "w odwrotną stronę". W finale jest niemowlakiem, podczas gdy ci, których kocha, dochodzą do kresu życia. Potem był sportowy "Moneyball" z oscarową nominacją za kreację aktorską, ale też drugą - dla producenta.
A wcześniej był jeszcze "Babel" Alejandro Inarritu. Stworzył w nim wyjątkową kreację męża i ojca, którego żona zostaje postrzelona podczas podróży przez Maroko. Świetne kino meksykańskiego filmowca, zachwycające szkatułkową narracją. Akademia przeoczyła tę rolę.
Udawało im się łączyć zawodowe sukcesy z życiem rodzinnym. W 2006 roku Jolie urodziła córkę Shiloh. Adoptowali też trzyletniego wietnamskiego chłopca o imieniu Pax, potem afrykańską dziewczynkę Zaharę. Brad został wspólnie z Angeliną prawnym ojcem dzieci. W 2008 Jolie urodziła bliźnięta. Wszędzie pojawiali się cała ósemką. Biwaki, zamek we Francji, spacer nad oceanem. Wyglądali na szczęśliwych.
W 2013 roku wspólnie podjęli niełatwą decyzję. Angelina trafiła na czołówki mediów, informując o prewencyjnej, podwójnej mastektomii. Pisała, iż jest nosicielką wadliwego genu BRCA1, wywołującego nowotwór, a prawdopodobieństwo zachorowania na raka, który zabił jej matkę i ciotkę, wynosi u niej 87 procent. Wywołała ogólnoświatową dyskusję. Lekarze chwalili jej decyzję i odwagę mówienia o niej. Dwa lata później poddała się zabiegowi usunięcia jajników i jajowodów. Brad zapewniał, że pozostaje dla niego równie pociągającą i seksowną kobietą, jak wcześniej. Patrzono na nich jak na bohaterów.
Odkąd pojawiły się dzieci, on mówił o nich znacznie więcej niż o filmach. O tym, jak zmieniły jego życie, że bycie ojcem to rola ważniejsza niż wszystkie, jakie zdołał zagrać. Drugiej takiej nie zaoferuje mu żaden reżyser.
Rozwód stulecia i oskarżenia
Jeśli wierzyć "anonimowym znajomym", zaczęło zgrzytać między nimi parę miesięcy po ślubie. Sformalizowali swój związek w 2014 roku. To wtedy do mediów zaczęły trafiać plotki o głośnych kłótniach w hotelu, ktoś widział Brada samotnie pijącego w barze... Angelina coraz częściej wyjeżdżała z kolejną misją, rzadziej pojawiała się w domu. Opiekunki donosiły o jej dziwactwach - o dzieciach, którym pozwala na wszystko i są nie do zniesienia, o tym, że nie wolno zwracać im uwagi, bo kolejne nianie tracą pracę.
W 2015 roku na ekrany trafił wyreżyserowany przez Angelinę film "Nad morzem", opowiadający o parze przeżywającej kryzys, ponoć oparty na przeżyciach jej rodziców. Zagrali w nim oboje. Film wydmuszka - nudny, pusty i pretensjonalny - choć pięknie opakowany. Okazał się gwoździem do trumny ich związku. Zebrał kiepskie recenzje, zaczęto mówić, że tak naprawdę dotyczy kryzysu w ich małżeństwie.
Bomba wybuchła we wrześniu 2016 roku. Jolie krótko poinformowała, że dla dobra rodziny wniosła sprawę o rozwód, oskarżając Pitta, że "pod wpływem alkoholu stosował przemoc słowną i fizyczną wobec jednego z dzieci".
On przyznał, że ma z alkoholem problem. Po terapii od dwóch lat jest czysty. Próbę pozbawienia go praw do opieki nad dziećmi opisywały z detalami tabloidy, ale to już przeszłość. Para się porozumiała.
Z wielokrotnie cytowanego wywiadu dla "NYT" wynika, że Brad ma najgorsze za sobą, choć wbrew plotkom jest sam (nie ma nowej "kobiety"). Źle sobie z tym radzi. Dzieci co prawda widuje regularnie, ale to nie to samo, gdy były na wyciągnięcie ręki. Sprawa rozwodowa ciągnie się trzeci rok.
W stronę słońca
Pocztówkowe, nasycone kolorami zdjęcia Roberta Richardsona ukazują bajkowe Beverly Hills lat 60. Epokę kontestacji, ruchu hipisów, zmierzchu klasycznego Hollywood i złotej ery telewizji. Spotkamy tu Steve'a McQueena, Bruce'a Lee, a także piękną Sharon Tate i Romana Polańskiego, tuż po sukcesie "Dziecka Rosemary". Tarantino funduje nam jednak opowieść w duchu rewizjonistycznym, jak wcześniej w "Bękartach wojny", ale także autotematyczną, nawiązującą stylem z kolei do 'Pulp Fiction', gdzie ironicznie traktował przemoc.
Pitt gra kaskadera i dublera Cliffa Boothe'a, który ze względu na brak propozycji zawodowych pracuje jako kierowca aktora Ricka Daltona (DiCaprio). Mężczyźni tworzą zgrany duet przyjaciół. Zapomniana gwiazda westernu, przechodząca kryzys i facet z przeszłością – oskarżony o zabicie żony, w którym nie ma cienia agresji - łagodnie traktuje nawet niesfornego psa. Siłą postaci Pitta jest absolutny luz i niebywały dystans do siebie. Tarantino mówi, że do pewnego stopnia gra on siebie, bo taki przecież jest.
Czy aby nadal? Może po prostu świetnie zagrał? Za rolę zgarnął wszystkie możliwe nagrody. Dawno nie był w równie doskonałej formie. Został już tylko Oscar i pewnie 9 lutego go odbierze. Przyjaciele mówią, że odżył na planie filmu, choć nigdy nie był aktorem, dla którego kolejny film jest całym światem. Gdy gasło światło, potrzebował bliskich obok siebie. Kumple z planu to nie to samo.
Wraca więc na Hollywood Hills. Przed wejściem do domu wciąż stoi sześć rowerów. Brad odkurza je co kilka dni, czyści łańcuchy. W basenie leży wielki dinozaur, ulubiona zabawka bliźniaków. "Zawsze wiedziałem, że gdy założę rodzinę, to na wielką skalę. Chciałem, żeby w domu panował chaos. Sześcioro to w sam raz" - opowiadał w wywiadzie, gdy jeszcze byli wszyscy razem. "W naszym domu nieustannie słychać chichotanie dzieci, okrzyki czy walenie w ścianę. Uwielbiam po prostu" - dodawał. Dziś hałasu brakuje mu najbardziej.
Na zdjęciu okładkowym w magazynie "GQ Style" patrzy prosto w słońce. Oświetla mu twarz. Chciał, by choć na zdjęciu dookoła niego nie było ponuro. Czy Oscar może to sprawić?