Markowi S. grozi dożywocie. Przez dwie plamki - na dywanie i klapku. Katarzyna zarzekała się, że nie było jej w domu, kiedy katowany był jej mąż. Kłamała. Pogrążył ją ślad krwi na bucie. W polskiej policji jest tylko jeden specjalista od zabezpieczania śladów krwawych. Opowiedział nam o tym, ile można wyczytać z jednej kropli.
- Gdyby teraz ktoś mi strzelił w tył głowy, to gdzie znalazłaby się krew? - pyta.
- Na mnie?
- Tak. I gdzie jeszcze?
Odpowiadam, że pewnie na dzielącym nas stole. Dobrze.
- Pocisk uderza w ciało z olbrzymią siłą. Robi się efekt sprayu. Czyli drobinki krwi rozpylane są niemal wszędzie. Jeżeli strzał został oddany z niewielkiej odległości, cześć tej krwi może znaleźć się też na sprawcy. To tak zwany back spatter (z ang. wsteczny rozprysk) - wyjaśnia Kamil Januszkiewicz z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji.
Krwią zajmuje się od pięciu lat. Rok temu zdobył certyfikat Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego i po odejściu na emeryturę starszych koleżanek jest jedynym takim specjalistą w polskiej policji. Podkreśla, że drobinka krwi potrafi obrócić śledztwo o 180 stopni.
Tak jak w przypadku 50-letniego Marka S. Od dwóch lat siedzi za kratkami, bo technicy znaleźli dwie krople jego krwi w mieszkaniu jego przyjaciół.
Przyjaciele Marka S. nie żyją. Ich zakrwawione ciała leżały w zamkniętym mieszkaniu. Mężczyzna zginął od ciosów nożem, który został znaleziony w ręku jego martwej żony. Ktoś chciał upozorować ich samobójstwo. Oskarżonym o to jest S., który pożyczył od pary 200 tysięcy złotych i – według prokuratorów – nie planował oddawać pieniędzy.
Jedna kropla jego krwi została znaleziona na klapku zabitej. Druga – na dywanie pomiędzy kuchnią i pokojem. S. ma dobre wytłumaczenie – w końcu u zamordowanej rodziny bywał regularnie. Kilka dni przed śmiercią małżeństwa pomagał przy remoncie. Wtedy miał się zranić i pozostawić ślady krwi.
Ale kropla kropli nierówna.
Powołana przez sąd biegła z zakresu śladów krwawych sprawdziła, jak zachowują się włókna na zabezpieczonym dywanie. Okazało się, że zaschnięta plama krwi powinna szybko się wykruszyć. Zwłaszcza że po podłodze w tej części domu co chwila musiał przechodzić ktoś z domowników. Plama była jednak nietknięta. Miała ładny, regularny kształt.
A plama na klapku? Sama w sobie nie mówiła wiele. Ale czemu zamordowana miała chodzić w zakrwawionym klapku? I to dodatkowo nie swoją krwią? I jak to się stało, że plama nie została przez nią rozmazana?
To wszystko pozwoliło na postawienie hipotezy, że S. mógł być jedną z ostatnich osób, które były w mieszkaniu pary. Proces ciągle się toczy, oskarżonemu grozi dożywocie.
Czasami mała plamka krwi może kogoś pogrążyć. Zdarza się też, że kryminalistycy uderzają o mur i są bezradni, bo śladów krwawych było za dużo. Jak w zeszłym roku pod Lublinem, gdzie do szpitala przewieziono - jak się potem okazało - nieżyjącego już mężczyznę. Ustalono, że został zaatakowany w pobliskim lesie, jego krew była na liściach.
- Problem w tym, że ślady były naniesione na powierzchnię, która była w ciągłym ruchu. Na liście oddziaływały warunki atmosferyczne, były w miejscu ogólnodostępnym dla osób z zewnątrz. Wyciąganie wniosków na tej podstawie byłoby bezzasadne – tłumaczy Kamil Januszkiewicz.
- Dlaczego?
- Bo nie można było umieścić tych śladów w szerszym kontekście. A to czasami jest cenniejsze niż sam ślad – opowiada.
Pokazuje mi zakrwawioną koszulkę, na której widoczne są szarobrunatne plamy. Wokół największej plamy materiał jest rozcięty.
- Co pan tu widzi?
- Ktoś został ugodzony ostrym narzędziem i zaczął krwawić?
- Dobry kierunek. Taką wersję trzeba by było skonfrontować z obrażeniami na ciele osoby poszkodowanej. Co jeszcze?
Poddaję się. Krew jest wszędzie.
- Tutaj można zauważyć odbite ostrze. Możliwe, że napastnik dotknął nim ofiarę. Nóż był we krwi, dlatego zrobił "stempel".
Przyglądam się. Faktycznie. Widać ostrze. Ale dopiero wtedy, kiedy wiadomo, gdzie szukać.
Mając domniemane narzędzie zbrodni, można porównać jego kształt ze śladem na koszulce.
- Pytał pan o narzędzie zbrodni. Właśnie w takich detalach czasami chowa się odpowiedź. Ale trzeba mieć sporo szczęścia i wiedzy, żeby na nią trafić – tłumaczy mój rozmówca.
Żeby kontekst się nie zgubił, trzeba dobrze zabezpieczyć ślady. Biegły sądowy, który ocenia zebrane przez nas dowody, najczęściej dysponuje fotografiami. A to potrafi wprowadzać w błąd.
Januszkiewicz niedawno uczestniczył w oględzinach domu jednorodzinnego, którego obraz już wcześniej widział na fotografiach z akt sprawy.
- Moje wyobrażenie tego miejsca znacznie odbiegało od tego, co zastałem podczas oględzin. Zupełnie inaczej myśli się o przestrzeni, kiedy można swobodnie się rozejrzeć, poszukać analogii między śladami. Stąd też nasze zainteresowanie technologią skanowania 3D - opowiada.
Skaner robi trójwymiarowy model miejsca przestępstwa. Można po nim dowolnie się poruszać i szukać analogii między plamami krwi.
Czytanie krwi
Januszkiewicz doradza funkcjonariuszom w całym kraju, gdzie szukać śladów krwawych. Mówi, jak je zabezpieczać. W sprawach szczególnie trudnych sam jedzie na miejsce. W całej karierze badał kilkadziesiąt spraw.
- Każda z nich to inna historia, każda to inne emocje. Czuję satysfakcję, kiedy pod parkietem znaleźliśmy ślady, które ruszyły sprawę po kilku latach marazmu. Ale zdarza się też bezsilność, tak jak w przypadku tego zabójstwa w lesie. Było mnóstwo krwi, która niczego nie mówiła – opowiada.
Na miejscu przestępstwa obowiązuje jedna, główna zasada: specjalista zabezpieczający ślady nie może mieć jednej tezy co do tego, co stało się w pomieszczeniu. Wtedy najłatwiej stracić czujność i pominąć niepasujące do wersji dowody – kluczowe dla czyjeś przyszłości.
- Zajmowałem się sprawą kobiety podejrzanej o zabójstwo męża. Kobieta twierdziła, że jej mąż wrócił do domu z nożem wbitym w serce. Według jej wersji mężczyzna wszedł do środka i niedługo potem zmarł – opowiada.
Dlaczego prokuratorzy jej nie wierzyli? Przez dywanik znajdujący się w przedpokoju. Jego powierzchnia była cała zakrwawiona - a pod spodem były widoczne zawilgocenia przejrzystej cieczy. Tak jakby ktoś nieudolnie próbował sprać z niego krew.
Sprawa została przekazana do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji.
- Okazało się, że na dywanik ślady krwi zostały naniesione przypadkiem. Przechodzili przez niego ratownicy medyczni, członkowie rodziny, pies. Badany przez nas materiał składał się z czterech warstw. Na górze zostały plamy krwi, a na dół przeniknęło osocze. To ono sprawiło, że pod dywanikiem znaleziono wilgoć – opowiada.
Cień krwi
Krew pod względem fizykochemicznym jest zawiesiną. Mieszaniną cieczy i ciał stałych. Bardziej niż wodę swoimi właściwościami przypomina emulsję. Opadająca kropla ma kształt kuli.
Tryskająca krew pozostawia z kolei często ślady, przypominające przecinki czy wykrzykniki. Ale żeby dobrze zinterpretować ślady, trzeba je najpierw znaleźć.
- Jeżeli zostałbym zastrzelony, to jak najłatwiej można by było odtworzyć, gdzie zostałem trafiony? – pyta.
- Oglądając zwłoki?
Dobra odpowiedź. Ale w sprawach prowadzonych przez mojego rozmówcę ciała często nie ma. Bo na przykład przestępcy się go pozbyli.
- Czasami ważniejsze jest to, gdzie krwi nie ma. Niech pan spojrzy. Na stole stoją przedmioty. Byłyby one naturalną barierą dla rozbryzgu krwi. Byłaby na tych przedmiotach, ale nie tuż za nimi - opowiada.
Tworzy się więc za nimi "cień", gdzie krwi nie ma. Podobną barierą może być podniesiona ręka czy ucho ofiary. Takie detale mogą potem pomóc w odtworzeniu, gdzie w przestrzeni było źródło krwi. I co działo się wokół niego.
- A można na podstawie takich plam ustalić, gdzie stał sprawca? Jaką miał broń? Bo na filmach można.
- Niestety filmy są dość daleko od rzeczywistości. Kropla krwi spadająca z noża czy kija bejsbolowego będzie wyglądać tak samo. Ale na podstawie dodatkowych informacji, chociażby z raportu medyków sądowych, możemy próbować dopasować obrażenia do konkretnych śladów i miejsc, gdzie mogły powstać.
Januszkiewicz po wejściu na miejsce zbrodni kataloguje liczbę plam krwi. Robi zdjęcia. Kształt śladów jest bardzo ważny.
- Jej wygląd uzależniony jest od szeregu czynników: energii, z jaką krew uderza o powierzchnię, kąta jej padania na podłoże oraz wielkości i kształtu źródła krwi – opowiada.
Im mocniej kropla uderza o podłoże, tym jej krawędzie są bardziej nieregularne.
- Krople krwi padające pod kątem zostawią po sobie wydłużone, eliptyczne plamy, których proporcje są ściśle powiązane z kierunkiem i kątem, pod jakim uderzyły. Inaczej też będzie wyglądał ślad pozostawiony na szkle, a inaczej na materiale.
- Chyba lepiej czytać ślady zostawione na twardej i niechłonnej powierzchni?
- Tak, chociaż niestety takie ślady są często zacierane przez sprawcę. Z kolei ślady na chłonnym materiale są dużo trudniejsze do usunięcia. Co prawda, takie podłoże często maskuje rzeczywisty kształt i rozmiar plamy, co potem utrudnia nam pracę.
W trakcie oględzin na miejscu zbrodni używane są różne techniki. Najczęściej jest to metoda dośrodkowa: technik porusza się po spirali – zaczyna od wejścia, a potem krąży, zbliżając się do centrum miejsca zdarzenia.
- Technik - w przeciwieństwie do zabójcy - może działać spokojnie. Jego zadaniem jest ujawnienie i zabezpieczenie wszelkich śladów kryminalistycznych związanych z danym zdarzeniem. Jeżeli sprawca próbował zacierać ślady, to technik musi skupić się na tych miejscach, które w silnych emocjach mógł przeoczyć.
Sposób prowadzenia oględzin jest uzależniony od przestępstwa.
- Na przykład stosując metodę dośrodkową, idę krok po kroku tak, żeby niczego nie pominąć. Po drodze szczególną uwagę poświęcam miejscom, gdzie krew mogła umknąć uwadze przestępcy.
- Jakie to miejsca?
- Jest ich całkiem dużo. Rozmawialiśmy już o krwi na stole. Niech on więc będzie przykładem. Przestępca najczęściej czyści blat. Ale spójrz tutaj. Przy krawędzi jest cienkie zagłębienie. Usunięcie śladów z tego miejsca byłoby bardzo trudne. To samo się tyczy ciemnych materiałów czy wzorzystych dywanów. Ktoś, kto w pośpiechu czyści miejsce zbrodni, najnormalniej w świecie nie zauważy tych miejsc.
- Czy, mówiąc o tym, nie pomagamy przestępcom przygotować zbrodni doskonałej?
- Nie, bo bardzo trudno jest usunąć wszystkie ślady krwawe. Zwłaszcza jeżeli doszło do sytuacji dynamicznej: ktoś atakował, a ktoś inny się bronił albo uciekał. Przestrzeń, gdzie zostały ślady, jest zbyt duża.
Januszkiewicz dodaje, że w niektórych sytuacjach pozbycie się krwi jest niemożliwe.
Organizuje eksperyment. Stawia przede mną cztery przedmioty: czarną torbę, ciemne buty sportowe, dżinsowe spodnie i wzorzysty dywan.
- Gdzie najtrudniej znaleźć ślady krwawe? – pyta.
- Chyba wszędzie będzie trudno. Ale najtrudniej na dywanie.
- Tak. Jeżeli patrzysz tylko swoimi oczami.
Pokazuje mi, jak wyglądają te same przedmioty w podczerwieni. Wszystkie są śnieżnobiałe. Na każdym z przedmiotów jak na dłoni widać charakterystyczne ciemne ślady krwi.
- A jeżeli krew została zmyta?
- To też żaden problem. Z pomocą przychodzi chemia i substancja potocznie zwana luminolem, który w kontakcie z żelazem zawartym w hemoglobinie zaczyna świecić.
Januszkiewicz gasi światło. Na dywanie pojawiają się niebieskie, świecące smugi. Krew. Obok dywanu widzę ślad buta. Wcześniej nie było go widać.
- Wszedłem butem na zakrwawiony dywan, a potem krew rozniosłem dalej. To dobrze pokazuje, jak trudno zapanować na miejscu zbrodni nad krwią – mówi mój rozmówca.
Nie udało się to też sprawcy morderstwa, do którego doszło w mieszkaniu na Pomorzu.
- Na miejscu zbrodni nie można było znaleźć żadnych śladów. Podłoga była starannie wyczyszczona. Wtedy użyty został luminol – mówi Januszkiewicz.
Przestrzeń pomiędzy klepkami zaczęła charakterystycznie świecić na niebiesko. Po ich zerwaniu znaleziono krew ofiary.
- Sprawcy zostali skazani?
- Nie wiem. Zajmujemy się sprawami na etapie zbierania dowodów, potem już żyją własnym życiem. Faktem jest, że krew była tu mocnym materiałem dowodowym.
- Jeżeli ktoś wymieniłby podłogę, to sprawa mogłaby zostać nierozwiązana?
- Jest to jakiś sposób. Ale ten sposób wymaga czasu. A poza tym nowa podłoga od razu zwróciłaby uwagę śledczych.
Krew znaleziona pod parkietem była dowodem, że zamordowany tam był i krwawił. Nie wiadomo, czy żył. Nieco więcej można było powiedzieć o historii ze wschodniej Polski. Krew też zabezpieczono dopiero po ściągnięciu nowej wykładziny.
- Ślady znaleziono w kilku miejscach. Przy drzwiach i w pomieszczeniach znajdujących się dalej. Oznaczało to, że poszkodowany był w kilku miejscach. Może uciekał albo był przeciągnięty po podłodze – mówi Januszkiewicz.
- Nie można było odtworzyć, gdzie dostał pierwszy cios, a gdzie dostał kolejne?
- Nie. Przynajmniej nie na podstawie samej krwi.
Pokora
Mój rozmówca szkoli następców. Po zakończeniu kursu przyszłych specjalistów czeka egzamin praktyczny. Wchodzą do pokoju znajdującego się w piwnicy zakładu biologii Laboratorium Kryminalistycznego. Tam spreparowano kilkadziesiąt różnych śladów - krwawe odbitki daktyloskopijne, plamy kontaktowe i te powstałe na skutek kapania.
Im więcej znajdzie przyszły specjalista, tym lepiej poszedł mu egzamin.
- Sam jestem uczniem wybitnego eksperta w tej dziedzinie. Pani Maria Walczuk uczyła mnie pokory i cierpliwości. Uświadomiła, że pośpiech jest złym doradcą i nic nie jest tak oczywiste, jak może wydawać się na pierwszy rzut oka – mówi Januszkiewicz.
Najczęściej opinia w sprawie śladów krwawych spina w klamrę inne ustalenia kryminalistyków. W połączeniu z badaniami śladów biologicznych (takich jak fragment naskórka), odciskami palców czy śladami zapachowymi mogą stworzyć solidną podstawę do skazania oskarżonego.
Januszkiewicz przyznaje, że życie zawodowe czasami - wbrew jego woli - przedostaje się do życia prywatnego.
- Byłem w domu rodzinnym. Na progu zauważyłem niewielkie plamy krwi. Były rozmazane, co charakterystyczne dla nieudolnie wycieranych śladów. Drobne ślady kapania układały się w ścieżkę prowadzącą z kuchni do łazienki. Kiedy tam wszedłem, machinalnie zapytałem ojca rozmawiającego przez telefon, gdzie jest mama. Spojrzał na mnie zdziwiony i odpowiedział, że właśnie z nią rozmawia, bo przed chwilą się skaleczył szklanką w palec i szuka jakiegoś opatrunku - opowiada.
Banalne wyjaśnienie zagadki - bez żadnego wątku kryminalnego. Dobra nauczka na przyszłość.
- Nie można uwierzyć, że plamy krwi wystarczą do zrekonstruowania przebiegu całego zdarzenia. Czasem możemy tylko (albo aż) stwierdzić, że czyjaś wersja nie mogła się wydarzyć. Że ktoś kłamie - mówi.
Tak jak kłamała 45-letnia Katarzyna z Podkarpacia, która po analizie śladów krwawych trafiła za kratki. Opowiadała, że znalazła konającego męża w mieszkaniu, gdzie pił alkohol. Miała na sobie plamy krwi. Według jej wersji powstały, kiedy rzuciła się ratować umierającego. Tyle że na butach miała fragmenty rozprysków, czyli pouderzeniowe rozpryski krwi. A więc mąż był uderzany przy niej (albo to ona uderzała). Tak czy inaczej - nie mówiła prawdy.
- Czyli jak ktoś ma rozpryski krwi, to znaczy, że był przestępcą albo świadkiem przestępstwa
- Nie. Tu nic nie jest zero-jedynkowe. Kiedyś przy ciele zmarłego zabezpieczyliśmy plamy, które powstały w sposób dynamiczny. Wyglądały tak, jakby ofiara była przez kogoś bita. Okazało się potem, że mężczyzna miał przed śmiercią padaczkę alkoholową i nagłymi ruchami ręki rozchlapywał własną krew. Życie nie lubi prostych schematów – kończy Kamil Januszkiewicz.
*Ze względu na dobro prowadzonych postępowań, szczegóły niektórych spraw zostały zmienione