W 2018 roku wojna domowa w Jemenie wkroczyła w nową fazę. Kraj stanął u progu największej katastrofy humanitarnej naszych czasów. Choć nic nie zapowiadało przełomu w trwającym ponad trzy lata konflikcie, pod koniec roku jego strony wreszcie usiadły do rozmów.
Niedawno światowe media obiegło zdjęcie wygłodzonej jemeńskiej dziewczynki o imieniu Amal. Jej historię opisał "New York Times". Niedługo później 7-latka zmarła, stając się symbolem klęski humanitarnej w Jemenie. Kraj ten, od lat pogrążony w krwawej wojnie domowej, stanowi także arenę starcia między większymi graczami w regionie - Iranem i Arabią Saudyjską.
Amal to tylko jedna z wielu ofiar trwającego tam konfliktu.
Od 2015 roku w wyniku działań zbrojnych zginęły dziesiątki tysięcy Jemeńczyków. Tylko w listopadzie tego roku aż trzy tysiące. Statystyki te nie uwzględniają ofiar głodu oraz chorób – w tym epidemii cholery – będących efektem walk. Sytuacja w Jemenie stale się pogarsza. Dziś pomocy humanitarnej potrzebują tam 22 miliony ludzi, niemal trzy czwarte społeczeństwa.
Stolica w ogniu
2018 rok rozpoczął się w Jemenie walkami w tymczasowej stolicy kraju, Adenie. W styczniu w mieście zaczęło narastać napięcie między wspieranymi przez Zjednoczone Emiraty Arabskie separatystami z południa a popieranymi przez Arabię Saudyjską siłami rządowymi prezydenta Abd ar-Raba Mansura al-Hadiego.
W 2015 roku rebelianci, dążący do odrodzenia Jemenu Południowego - państwa, które przestało istnieć prawie 30 lat temu - zagrozili obaleniem rządu, jeżeli prezydent w ciągu tygodnia nie zdymisjonuje premiera oraz jego ministrów. Szefa rządu oskarżano o korupcję, niegospodarność i doprowadzenie kraju na skraj klęski głodu. Kiedy siedem dni później ultimatum wygasło, wybuchły walki.
"Największa klęska głodu od 100 lat"
Starcia z separatystami to jednak tylko wątek poboczny jemeńskiego konfliktu. Głównym jego obliczem jest wyniszczająca walka o władzę w kraju, w której stronami są wspierane przez Arabię Saudyjską oddziały rządowe lojalne wobec prezydenta Hadiego i cieszący się poparciem Iranu rebelianci z ruchu Huti. To nie tylko wojna domowa, ale także kolejna arena walki o hegemonię w regionie. Stąd tak silne zaangażowanie Saudów oraz ich sojuszników, którzy w 2018 roku zintensyfikowali swoją ofensywę w Jemenie.
W minionym roku światem wstrząsały informacje o nalotach koalicji, w których ginęli cywile. W kwietniu saudyjskie bomby spadły na weselników w prowincji Hadżdża. Na miejscu zginęła panna młoda oraz dziesiątki gości, w tym wiele kobiet i dzieci. W sierpniu media obiegła informacja o bombie, która uderzyła w szkolny autobus, zabijając 51 osób, w tym 40 uczniów.
Rijad stosuje w Jemenie także inną strategię, która pochłania więcej ludzkich istnień niż rakiety i kule. To ona – w połączeniu z niesłabnącym zaangażowaniem Iranu po drugiej stronie konfliktu - doprowadziła Jemen na skraj największego kryzysu humanitarnego naszych czasów.
Koalicja międzynarodowa i strona rządowa wprowadziły serię środków ekonomicznych przeciwko rebeliantom Huti. Blokady tymczasowe, surowe restrykcje importowe oraz niewypłacanie pensji milionom Jemeńczyków pracujących w sektorze publicznym uderzają przede wszystkim w cywilów. W wyniku zablokowania dostaw pomocy humanitarnej i wzrostu cen żywności milionom Jemeńczyków zajrzał w oczy głód. Ludzie umierają na masową skalę.
W październiku ONZ zaapelowała do koalicji, by wstrzymała naloty. Ostrzegła, że Jemenowi grozi "największa klęska głodu od 100 lat".
Najkrwawsza bitwa Jemenu
Polem najkrwawszej bitwy stała się Al-Hudajda. Przez położony w basenie Morza Czerwonego port trafia do Jemenu niemal 90 procent towarów, w tym pomoc humanitarna. Odbicie Al-Hudajdy, od czterech lat kontrolowanej przez szyickich rebeliantów, stało się dlatego priorytetowym celem jemeńskiej armii, wspieranej przez międzynarodowe siły koalicyjne.
Ofensywa rozpoczęła się w czerwcu. Al-Hudajda była intensywnie bombardowana, w wyniku czego po obu stronach zginęły setki ludzi. Krwawe walki nasilały się, pogrążając miasto w coraz większym chaosie. Wielu ludzi musiało opuścić swoje domy.
Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres ostrzegł, że zniszczenie portu będzie miało katastrofalne skutki. USA, Wielka Brytania i Francja zaczęły naciskać na Arabię Saudyjską, by zaprzestała krwawej kampanii. W listopadzie siły koalicji wzmogły jednak ofensywę. Zaciekłe walki o miasto pochłaniały coraz więcej ofiar.
Nadzieja na pokój?
ONZ dwukrotnie próbowała doprowadzić do negocjacji pokojowych, ale Huti odmawiali uczestnictwa. Sukces udało się osiągnąć dopiero w grudniu. Strony konfliktu wreszcie zasiadły do rozmów.
Przedstawiciele jemeńskich władz oraz szyickich rebeliantów spotkali się w szwedzkiej miejscowości Rimbo niedaleko Sztokholmu.
Jest za wcześnie, by mówić, czy to przełom w trwającej od lat wojnie.
Uzgodniono między innymi zawieszenie broni w Al-Hudajdzie i otwarcie portu dla żeglugi, by umożliwić dostarczanie pomocy humanitarnej do Jemenu. Po raz pierwszy strony konfliktu zadeklarowały wycofanie swoich sił zbrojnych. Uzgodniono też, że dojdzie do wymiany więźniów. Na zakończenie negocjacji wysłannicy Hadiego i Hutich uczynili symboliczny gest - podali sobie dłonie. Gdy kilka dni wcześniej rozpoczynano rozmowy, strony przebywały w oddzielnych pokojach, porozumiewając się jedyne przez negocjatorów.
Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres uznał, że spotkanie w Szwecji stanowi "początek procesu, którego końcowym rezultatem może być pokój w Jemenie". Zawieszenie broni weszło w życie 18 grudnia o północy. Kilkanaście minut później na ulicach Al-Hudajdy znowu padły strzały. Pokój okazał się bardziej kruchy, niż sądzono.
Kolejne negocjacje pokojowe przewidziano na początek stycznia.
Monika Winiarska