Wiece w obronie marszałka ZSRR Grigorija Żukowa i opór przeciwko burzeniu pomników działaczy bolszewickich - spora część Ukraińców nie chce zmian i biurokratycznych niedogodności. Zwolennicy dekomunizacji twierdzą zaś, że widok pomników wodzów radzieckich to jak "policzek dla tych wszystkich, którzy walczyli o niepodległość kraju".
Przepisy o zakazie stosowania symboli komunistycznych na Ukrainie powstały w kwietniu zeszłego roku, kiedy parlament poparł kilka ustaw zakazujących propagowania komunizmu i nazizmu. Wówczas władze lokalne – w terminie sześciu miesięcy od ich wejścia w życie – zostały zobowiązane do zmiany nazw obwodów, rejonów, miast, wsi i ulic, które nawiązywały do przeszłości radzieckiej. Dotyczyło to także nazw organizacji, przedsiębiorstw i urzędów, upamiętniających nazwiska lub pseudonimy działaczy radzieckich. Ustawy o zakazie symboli komunizmu weszły w życie 21 maja 2015 r. Jak wygląda ich wdrażanie?
Kijowskie media, powołując się na dane Instytutu Pamięci Narodowej, informują, że Ukraińcy przeszli w kierunku dekomunizacji połowę drogi. Nazwy honorujące działaczy komunizmu zmieniło 550 miejscowości (z wytypowanych 987).
Z ponad 5 tys. pomników wodza rewolucji bolszewickiej Włodzimierza Lenina, które powstały na sowieckiej Ukrainie, ocalało ok. tysiąc. Monumentów, upamiętniających innych działaczy ZSRR, pozostało 200. Jednym z obiektów, który – jak stwierdził szef Instytutu Pamięci Narodowej Wołodymyr Wiatrowycz – znalazł się na niechlubnej liście łamiących przepisy o zakazie symboli, jest kijowska stocznia Kuźnia Leninowska. Jej głównym udziałowcem jest prezydent Petro Poroszenko. Akcjonariusze zakładu ogłosili konkurs na zmianę nazwy. Wiatrowycz twierdzi, że "przekroczyli wszystkie dozwolone prawem terminy".
Sprzeciw mieszkańców
Władze lokalne nie wywiązują się z zobowiązań dotyczących dekomunizacji i w wielu przypadkach to wina oporu mieszkańców, którzy nie chcą wprowadzania zmian. W 65-tysięcznym Korosteniu w obwodzie żytomierskim w północnej części kraju radni rozdali mieszkańcom ankiety. Ludzie mieli odpowiedzieć, czy zgadzają się na zmianę nazw 60 ulic i zburzenie pomników Lenina, Komsomołu i Mykoły Szczorsa, dowódcy bolszewickiego, który w 1919 r. zginął w pobliżu Korostenia w niewyjaśnionych okolicznościach. Ponad 90 proc. mieszkańców odpowiedziało, że zmian nie chce. Szczorsa w Korosteniu honoruje nie tylko pomnik. W odległości 8 km od miasta znajduje się wioska Szczorsiwka.
Pomniki Szczorsa mają zwolenników także gdzie indziej, np. w Kijowie. Jeden z monumentów honorujących tego działacza znajduje się w stolicy, na ulicy imienia poety narodowego i wieszcza Tarasa Szewczenki. Tamtejsi mieszkańcy nie chcą, by został zburzony. Tłumaczą, że "jest jedynym porządnym dziełem sztuki w okolicy". Jest też problem innej natury. W 2009 r. monument trafił do rejestru "pomników o znaczeniu krajowym", które nie podlegają dekomunizacji. Z rejestru tego w kwietniu władze Ukrainy skreśliły 800 obiektów, uznanych za symbole komunizmu.
"Na liście znalazły się pomniki Lenina, Feliksa Dzierżyńskiego (twórcy pierwszych sowieckich organów bezpieczeństwa), Michaiła Frunzego (dowódcy Armii Czerwonej) oraz innych działaczy komunizmu, a także tablice i znaki pamiątkowe ku czci Rewolucji Październikowej oraz innych wydarzeń i dat wykorzystywanych w celach propagowania reżimu totalitarnego" – poinformowano w komunikacie ukraińskiego ministerstwa kultury.
Ulice marszałka Żukowa
W półmilionowym Mariupolu na wschodzie Ukrainy rozgorzał spór o ulicę honorującą marszałka i czterokrotnego bohatera Związku Radzieckiego, Gieorgija Żukowa. Radni miasta nie zgodzili się zmienić jej nazwy na "Bohaterów ATO" (skrót od operacji antyterrorystycznej prowadzonej przeciwko prorosyjskim rebeliantom w Donbasie). Samorządowcy uzasadniali, że sprawa jest poważna, a wprowadzenie zmiany wymaga konsultacji społecznych. W obronie ulicy Żukowa stanęło kilkuset mieszkańców, którzy organizowali wiece. Marszałek Żukow, który przyjmował bezwarunkową kapitulację III Rzeszy, trafił na ukraińską listę działaczy historycznych podlegających dekomunizacji za "rozkazy o rozstrzeliwaniu żołnierzy Armii Czerwonej, dokonywane grabieże na terenach okupowanych Niemiec, a także udział w stłumieniu rewolucji na Węgrzech w 1956 roku".
Kłopot ze zmianą nazwy ulicy Żukowa mieli także radni w Czerniowcach w południowo-zachodniej części kraju. Przeciwko temu protestowali miejscowi weterani drugiej wojny światowej. Uzasadniali, że Żukow jest jaskrawym symbolem zwycięstwa ZSRR nad faszyzmem. Zmiany nazwy ulicy dokonano po kilku miesiącach, po burzliwych debatach. Czterokrotnego Bohatera ZSRR zastąpił poeta i autor piosenek Mychajło Tracz, który przez jakiś czas mieszkał w Czerniowcach.
Pokolenie, które nie zna historii
– Przepisy zakazujące przywoływania symboli komunizmu to nie wszystko. Społeczeństwo ukraińskie należy w pełni uświadomić, czym był reżim tych czasów – mówi tvn24.pl były dysydent radziecki i polityk ukraiński Stepan Chmara. – Tymczasem w naszym kraju wyrosło całe pokolenie, które nie zna historii. Ludziom brakuje informacji. Państwo powinno zobowiązać środki masowego przekazu, by włączyły się w kampanię społeczną, która wyjaśni, dlaczego proces dekomunizacji jest niezbędny. Paradoksem jest to, że największy opór przeciwko usuwaniu symboli komunistycznych jest w regionach południowo-wschodniej Ukrainy, które najbardziej ucierpiały w wyniku represji sowieckich – dodaje Chmara.
W naszym kraju wyrosło całe pokolenie, które nie zna historii
Stepan Chmara
W przeciwieństwie do zachodniej Ukrainy, gdzie pomniki radzieckie były obalane już w latach 90. zeszłego wieku, na wschodzie i południu kraju tęsknota za Związkiem Radzieckim wciąż jest silna. W tych regionach statuy wodzów niszczyli zazwyczaj aktywiści ukraińscy. W niektórych przypadkach nie czekali na to, aż pojawią się przepisy o zakazie stosowania symboli komunizmu. Tak było np. w Charkowie, gdzie zburzyli pomniki takich działaczy radzieckich jak Sergo Ordżonikidze, Jakow Swierdłow i Siergiej Rudniew, a także w kontrolowanym przez wojska ukraińskie Kramatorsku w obwodzie donieckim, gdzie został obalony pomnik Lenina. Aktywiści zrzucili także z piedestału monument Lenina w Stanicy Ługańskiej. Ówczesny gubernator obwodu ługańskiego Hennadij Moskal ironizował, że "wodza rewolucji nie trafiły pociski separatystów, które zniszczyły wszystko dookoła".
Konflikt w Donbasie to kolejna przeszkoda na drodze do dekomunizacji. Prorosyjscy rebelianci zajęli w tym regionie szereg miejscowości. Pomniki radzieckie w tych miejscach stały się niedostępne. Władze w Kijowie odłożyły na czas nieokreślony zmianę nazw 39 miast i wsi na okupowanych terytoriach w obwodzie donieckim i 37 nazw w obwodzie ługańskim. Na Krymie, zaanektowanym przez Rosję dwa lata temu, przeszłość radziecką honorują nazwy 75 miejscowości. Parlament Ukrainy zwrócił im historyczne nazwy, jednak przepisy w tej sprawie zapewne nie zostaną zrealizowane w najbliższej przyszłości.
Nowi bohaterowie walczący w Ługańsku
Hennadij Moskal, który urzędował w ogarniętym konfliktem Donbasie, a później został gubernatorem obwodu zakarpackiego, twierdzi, że w jego regionie proces ten dobiega końca.
"Lenin, komsomolcy i inni działacze ZSRR zostali wyrzuceni na śmietnik historii. Ich miejsce zajęli John Lennon (wokalista zespołu The Beatles) i Andy Warhol (amerykański artysta). Obwód zakarpacki jest miejscem, w którym zdekomunizowane nazwy ulic zostały wielokrotnie nazwane ku czci bohaterów, którzy polegli w walkach z rebeliantami w Donbasie" – poinformował na portalu społecznościowym Moskal. Ubolewał jednak, że "spora liczba mieszkańców obwodu jest dekomunizacji przeciwna".
W jednej z wiosek mieszkańcy zaprotestowali przeciwko rozporządzeniu Moskala w sprawie zmiany nazwy ulicy Iwana Łokoty, członka Partii Komunistycznej Czechosłowacji. Gubernator zdecydował, że zostanie upamiętniona nazwiskiem Wasyla Naływajki, żołnierza, który zginął w 2014 r. w walkach z rebeliantami w Donbasie. Gubernator dostał kilkadziesiąt listów od oburzonych mieszkańców ulicy, którzy prosili, by zwrócił jej nazwę "Iwana Łokoty".
Lenin, komsomolcy i inni działacze ZSRR zostali wyrzuceni na śmietnik historii. Ich miejsce zajęli John Lennon i Andy Warhol
Hennadij Moskal
Sprawy w sądzie
Przeciwnicy dekomunizacji ślą pozwy do sądów. W Dniepropietrowsku jeden z radnych sprzeciwił się decyzji o zmianie nazwy jednej z największych ulic miasta, Bohaterów Stalingradu, na hetmana zaporoskiego Bohdana Chmielnickiego. W urzędzie miejskim uzasadniali, że nazwa zawiera pseudonim dyktatora Stalina, co jest niedopuszczalne. Miejscowy historyk Maksym Kawun w rozmowie z rozgłośnią Radio Swoboda dowodził jednak, że wpisanie Bohaterów Stalingradu na listę obiektów podlegających dekomunizacji było nieuzasadnione.
– Ulica została nazwana nie ku czci Stalina, ale ku czci bitwy pod Stalingradem [jednej z najważniejszych i największych w historii drugiej wojny światowej – red.] – mówił.
Do sądu trafiła także sprawa w miasteczku Browary pod Kijowem. Miejscowa aktywistka Tetiana Nemczyna zaskarżyła decyzję władz lokalnych w sprawie zmian nazw ok. 70 ulic. Dowodziła, że nie wzięły one pod uwagę opinii mieszkańców i nie przeprowadziły kampanii społecznej. Jednym z przykładów, który podała, była sprawa mieszkańców ulicy, która zmieniła nazwę ku czci Ukraińskiej Powstańczej Armii. Tymczasem jej mieszkańcy zbierali podpisy pod wnioskiem, by przywrócono jej nazwę historyczną, Polna.
Jedyne miejsce, w którym pozostaną symbole
Istnieje jednak lokalizacja, w której nic się nie zmieni i to z założenia. Szef Instytutu Pamięci Narodowej Wołodymyr Wiatrowycz powiedział, że jedynym miejscem, w którym symbole komunizmu pozostaną nietknięte, będzie 30-kilometrowa strefa zanieczyszczona wokół elektrowni w Czarnobylu. 30 lat temu doszło w niej do eksplozji czwartego reaktora.
– Miejsce to pozostanie rezerwatem totalitarnego reżimu komunistycznego – oznajmił Wiatrowycz. Podkreślił, że pozostające w strefie symbole komunizmu będą dla przyszłym pokoleń "świadectwem logicznego związku między katastrofą czarnobylską a upadkiem reżimu radzieckiego".