Rok 2017 bywa określany jako sądny rok. Doszło w nim bowiem do sądu polityków nad sądami powszechnymi. Rządząca większość, pod hasłami zwiększenia społecznej kontroli i demokratyzacji wymiaru sprawiedliwości, uchwaliła zmiany w prawie, które w większym stopniu niż dotychczas podporządkowują sądy prezydentowi, Sejmowi i ministrowi sprawiedliwości.
Prawo i Sprawiedliwość szło do wyborów w 2015 r. między innymi pod hasłami radykalnych zmian w sądownictwie. Ich opracowywanie zaczęło się już w pierwszym roku rządzenia, choć decydujący dla kształtu zmian okazał się rok 2017.
Zmiany zaczęto przygotowywać już rok wcześniej
Przypomnijmy, rządowy projekt ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa ujrzał światło dzienne wiosną 2016 roku. W maju pojawił się na stronach Rządowego Centrum Legislacji. Prace nad tym projektem nie były jednak prowadzone głównie ze względu na to, że w atmosferze gorącego polityczno-prawnego sporu Sejm w 2016 roku uchwalał kolejne zmiany ustaw dotyczących Trybunału Konstytucyjnego. Przekształcanie Trybunału w instytucję, w której większość mają członkowie powołani przez PiS, trwało do ostatnich dni 2016 roku, a jego symbolicznym zakończeniem było powołanie przez prezydenta Andrzeja Dudę Julii Przyłębskiej na prezesa nowego TK.
Jak pokazał rozwój wydarzeń w 2017 roku, nowy Trybunał Konstytucyjny został użyty przez polityków PiS dla legitymizacji wprowadzanych przez nich zmian w sądownictwie. Posłowie partii rządzącej podważali bowiem przed trybunałem zarówno legalność wyboru obecnej Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego, jak i konstytucyjność przepisów, na mocy których sędziowie do Krajowej Rady Sądownictwa byli wybierani wyłącznie przez sędziów i przez nikogo więcej.
Prace nad podporządkowaniem sądownictwa politykom ruszyły w styczniu 2017 roku. To wtedy po tak zwanym przeglądzie resortów minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział "wybór sędziów do KRS (...) dokonywany przez parlament, tak jak to ma miejsce w przypadku wyboru sędziów do Trybunału Konstytucyjnego".
Większość KRS w rękach Sejmu i podwójne zabezpieczenie
Pierwotna koncepcja Ziobry przewidywała również mechanizm zabezpieczający KRS przed wymknięciem się spod kontroli polityków. Mimo zmiany systemu wyboru, większość głosów w 25-osobowej Radzie nadal, po zmianach mieliby sędziowie. Minister sprawiedliwość chciał więc, aby Krajowa Rada Sądownictwa składała się z dwóch izb, a izba złożona z posłów, senatorów, przedstawiciela prezydenta i ministra sprawiedliwości mogła blokować decyzje izby sędziowskiej.
Projekt przewidywał również inna formę podporządkowania sądownictwa politykom. KRS miała według niego przedstawiać prezydentowi po dwóch kandydatów na sędziego, z których prezydent wybierałby jednego. Według starych przepisów to Krajowa Rada dokonywała wyboru sędziów, a prezydent tylko uroczyście wręczał im nominacje.
Już wtedy pomysły ministra sprawiedliwości krytykowała Krajowa Rada Sądownictwa i Rzecznik Praw Obywatelskich. - Najgorsze, że w perspektywie dla obywatela może to oznaczać absolutnie podległy polityce sąd - ostrzegał rzecznik KRS sędzia Waldemar Żurek.
Już wtedy z Pałacu Prezydenckiego popłynął pierwszy sygnał, że Andrzejowi Dudzie nie podoba się planowanie zmian w sądownictwie bez jego udziału. Przedstawiciel prezydenta w Krajowej Radzie Sądownictwa mec. Wiesław Johann oświadczył w wywiadzie dla "Do Rzeczy", że wypadłoby zapytać prezydenta, jeżeli planuje się tak daleko idące zmiany w Krajowej Radzie Sądownictwa. Dwa miesiące później o wątpliwościach prezydenta mówił publicznie ówczesny dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta Marek Magierowski. Jak pokazały jednak późniejsze wydarzenia, prezydent nie kwestionował wpływu polityków na sądy co do zasady. Inaczej jedynie widział układ sił między politykami w zakresie wpływu na sądy.
W czasie prac w rządzie i w parlamencie płynęły głosy krytyki przeciw podporządkowaniu sądów politykom. Sprzeciwiały się temu zarówno organizacje sędziowskie, jak i samorządy zawodowe prawników. Protestowały organizacje pozarządowe w kraju, jak i międzynarodowe instytucje broniące niezależności sądów i wolności obywatelskich, m.in. komisja praw człowieka ONZ, Europejska Sieć Rad Sądownictwa, Komisja Wenecka Rady Europy.
Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia wysłało do parlamentu swoje projekty ustaw sądowych mające w zamyśle sędziów ocalić niezależność wymiaru sprawiedliwości. Projekty te nie zostały jednak wzięte pod uwagę.
Wiosną sędziowie zorganizowali protest. 20 kwietnia przerywali rozprawy w samo południe, informowali interesantów o niebezpieczeństwie podporządkowania sądownictwa politykom, po czym wracali do obowiązków.
20 czerwca Trybunał Konstytucyjny orzekł, że obecny sposób wyboru sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa jest niezgodny z ustawą zasadniczą. Trybunał uzasadnił, że każdy sędzia ma prawo kandydować do KRS. Tymczasem zgromadzenia sędziowskie, w których zasiadają przedstawiciele ogółu sędziów, a nie wszyscy sędziowie, wybierają kandydatów tylko spośród siebie. Skargę w tej sprawie złożył do TK minister Zbigniew Ziobro.
12 lipca Sejm uchwalił przygotowaną przez ministra sprawiedliwości ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa.
Zmiany w Sądzie Najwyższym nie zaczęły się od projektu ustawy
Gdy narastała pierwsza fala oporu przeciw zmianom w Krajowej Radzie Sądownictwa, PiS otworzył kolejny front walki wokół wymiaru sprawiedliwości. Poseł Arkadiusz Mularczyk i grupa 50 parlamentarzystów PiS poskarżyła się nowemu Trybunałowi Konstytucyjnemu, że Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf mogła zostać wybrana nielegalnie, bo w poparciu o nieznany publicznie regulamin.
To było preludium do właściwej części rozprawy PiS z Sądem Najwyższym. 12 lipca grupa posłów tej partii złożyła projekt ustawy o Sądzie Najwyższym. Zakładał on przerwanie kadencji wszystkich sędziów Sądu Najwyższego. Na nowo mogli orzekać tylko ci wskazani przez ministra sprawiedliwości. Potem zaś sędziowie SN mieliby przechodzić w stan spoczynku po ukończeniu 65. roku życia. Nadal jednak mogliby orzekać ci, którym pozwoli na to minister sprawiedliwości.
Prace nad projektem ustawy o Sądzie Najwyższym autorstwa PiS przejdą, zdaniem znawców przedmiotu, do historii polskiego prawodawstwa. Po pierwsze dlatego, że projekt zmieniający pozycję konstytucyjnego organu państwa został zgłoszony w uproszczonym poselskim trybie, niewymagającym opiniowania, konsultacji ani oceny skutków regulacji. Po drugie zaś dlatego, że błyskawicznie przeszedł przez obie izby parlamentu. Od złożenia projektu w Sejmie do przyjęcia ustawy przez Senat minęło zaledwie dziesięć dni. W tym czasie odbyły się trzy czytania w Sejmie, prace w komisjach i prace w Senacie. Odbywały się przy ostrym sprzeciwie opozycji z powodu skracania procedur, niedopuszczania przeciwników do głosu i prowadzenia prac nocami.
Posłowie i senatorowie pracowali nad trzema ustawami sądowymi w specyficznych warunkach za sprawą jeszcze innych okoliczności. W połowie lipca kompleks budynków parlamentarnych otoczony był szczelnie stalowymi barierami, których pilnowała policja. W ten sposób rządząca większość odgrodziła się od protestujących obywateli. Pod Sejmem dzień i noc trwały bowiem demonstracje w obronie niezależności sądów.
Fala protestów ogarnęła Polskę
Podczas prac i po ostatecznym uchwaleniu ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym protesty przybrały na sile i rozlały się na cały kraj. Obywatele przychodzi ze świecami pod siedziby sądów. Według różnych danych tego rodzaju protesty odbyły się w od 140 do 200 miast Polski. Na ulice wychodziły tysiące ludzi w dużych miastach bądź po kilkadziesiąt osób w mniejszych ośrodkach. Najmniejszy - jednoosobowy protest - odbył się w Sierpcu w województwie mazowieckim. Tam świece przed sądem samotnie zapalał miejscowy działacz PO. Do protestów Polaków mieszkających za granicą dochodziło m.in. również w Berlinie, Kopenhadze, Limerick, Bernie i Londynie.
Najbardziej masowe protesty odbywały się w Warszawie. Uczestniczyła w nich parlamentarna i pozaparlamentarna opozycja, Komitet Obrony Demokracji, Obywatele RP oraz ludzie nienależący do partii politycznych i organizacji społecznych. Protestowali artyści.
Wszystkie protesty miały jeden postulat. Demonstranci domagali się trzech wet prezydenta - wobec ustaw o KRS, o SN i o ustroju sądów powszechnych. Posiadacz legitymacji nr 1 NSZZ "Solidarność" i autor rozpoznawalnego na całym świecie znaku Solidarności Jerzy Janiszewski namalował hasło "3 x nie", charakterystyczną czcionką zwaną "solidarycą" opatrzone biało-czerwoną flagą Polski.
24 lipca prezydent Andrzej Duda ogłosił, że podpisze ustawę o ustroju sądów powszechnych, a zawetuje dwie ustawy: o Krajowej Radzie Sądownictwa i o Sądzie Najwyższym. Swój sprzeciw uzasadnił tym, że ustawy PiS przewidywały nadmierny nadzór nad Sądem Najwyższym sprawowany przez ministra sprawiedliwości - prokuratora generalnego. Co do Krajowej Rady Sądownictwa prezydent sprzeciwił się wybieraniu sędziowskiej części KRS przez Sejm zwykłą większością głosów.
Sprzeciw Andrzeja Dudy, wobec którego PiS było bezradne, bo ma za mało głosów w Sejmie, by ponownie uchwalić zawetowane ustawy (wymagane jest to tego 3/5 głosów), spotkał się z ostrymi reakcjami w obozie politycznym, z którego prezydent się wywodzi. W telewizyjnym orędziu premier Beata Szydło oskarżyła Andrzeja Dudę o spowolnienie reform w sądownictwie. Prezydenta krytykowali również inni politycy PiS.
W przemówieniu uzasadniającym zawetowanie ustaw prezydent podkreślał tymczasem, że popiera "zwiększenie nadzoru nad sądami powszechnymi", bo to "było postulatem wyborczym programowym Prawa i Sprawiedliwości". Zapowiedział, że skieruje do Sejmu własne projekty ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa.
W czasie gdy w pałacu prezydenckim trwały prace nad nowymi ustawami, w życie weszła podpisana przez Andrzeja Dudę ustawa o ustroju sądów powszechnych. Ona również budzi sprzeciw środowisk sędziowskich, samorządów zawodów prawniczych i organizacji pozarządowych. Zmiany, które wprowadziła to wyłanianie dyrektorów sądów bez konkursów, a prezesów sądów bez zasięgania opinii środowisk sędziowskich. Na obie funkcje kandydatów powołuje jednoosobowo minister sprawiedliwości. Ustawa wprowadza również losowy przydział spraw sędziom.
Po niespełna pół roku obowiązywania tej ustawy minister sprawiedliwości powołał kilkudziesięciu nowych prezesów i wiceprezesów w miejsce odwołanych dotychczasowych bądź tych, którym skończyła się kadencja.
Prezydent zawetował ustawy, ale uznał, że sądy powinny być pod nadzorem
Prezydenckie projekty ustaw trafiły do Sejmu po dwóch miesiącach od decyzji o wetach. Różniły się one o tyle, że prezydent chciał, aby sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa Sejm wybierał większością 3/5 głosów, a gdy nie uda się takiej większości sformować, to w głosowaniu imiennym gdzie każdy poseł będzie mógł poprzeć tylko jednego kandydata do KRS. W ostatecznej wersji ustawy pozostał zapis, że Sejm wybierze sędziów do KRS zwykłą większością głosów, ale kandydatów będą zgłaszać kluby parlamentarne w liczbie nie większej niż 9, tak aby do Rady mogli trafić również sędziowie wskazani przez opozycję.
W ustawie o Sądzie Najwyższym prezydent zaś zaproponował, a parlament uchwalił, ustanowienie Izby Dyscyplinarnej wydzielonej z SN w ten sposób, że Pierwszy Prezes ma mieć nad nią ograniczoną władzę. Za to sędziowie tej Izby będą zarabiać o 40 procent więcej niż pozostali sędziowie Sądu Najwyższego. Ustawa przewiduje również powszechną skargę nadzwyczajną, czyli możliwość podważenia prawomocnych wyroków z minionych dwudziestu lat. W Sądzie Najwyższym, po raz pierwszy w historii mieliby zasiadać ławnicy, czyli przedstawiciele społeczeństwa, niebędący zawodowymi sędziami. Ustawy, uchwalone na podstawie prezydenckich projektów, zakładają przerwanie kadencji sędziów obecnie zasiadających w Krajowej Radzie Sądownictwa oraz Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego. Sędziowie Sądu Najwyższego starsi niż 65-letni mają odejść w stan spoczynku, chyba że na dalsze orzekanie pozwoli im prezydent.
Te rozwiązania również spotkały się z krytyką środowisk prawniczych i organizacji międzynarodowych. Zarzuca im się sprzeczność z konstytucją. Długość kadencji sędziów w KRS i Pierwszego Prezesa SN są wprost określone w Konstytucji. Przewiduje ona, że Sejm i Senat delegują do Krajowej Rady Sądownictwa czterech posłów i dwóch senatorów. Nie przewiduje natomiast, że Sejm wybiera sędziów do KRS. Ustawy cały czas zachowują wpływ polityków na sądy - prezydent ma mieć więcej uprawnień wobec Sądu Najwyższego, a Sejm większy niż obecnie wpływ na Krajową Radę Sądownictwa.
Mimo głosów sprzeciwu i uruchomieniu przez Komisję Europejską procedury zmierzającej do uznania, że Polska narusza wartości Unii Europejskiej, prezydent Andrzej Duda podpisał 20 grudnia obie uchwalone przez parlament ustawy.
Ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa ma wejść w życie po 14 dniach od opublikowania jej w Dzienniku Ustaw. Ustawa o Sądzie Najwyższym - po trzech miesiącach.
Strefy wpływów polityków w sądach
Trzy ustawy: o ustroju sądów powszechnych, o Krajowej Radzie Sądownictwa i o Sądzie Najwyższym ustanowiły nowe kompetencje politycznych instytucji wobec sądownictwa, mimo że Konstytucja stanowi, iż sądy są władzą odrębną i niezależną od innych władz.
Prezydent wybiera Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego spośród pięciu (a nie jak obecnie dwóch) kandydatów wyłonionych przez zgromadzenie sędziów. Prezydent będzie również nominował - niezależnego od Pierwszego Prezesa - prezesa Sądu Najwyższego nadzorującego prace Izby Dyscyplinarnej. Do zadań prezydenta będzie należało również nadanie Sądowi Najwyższemu regulaminu funkcjonowania. W rękach prezydenta będzie również los sędziów Sądu Najwyższego starszych niż 65 lat, którzy nadal będą chcieli orzekać.
Minister sprawiedliwości odwołuje i powołuje prezesów sądów bez zasięgania opinii zgromadzeń sędziowskich. Powołuje też dyrektorów sądów powszechnych bez przeprowadzania procedury konkursowej.
Sejm powołuje piętnastu sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa spośród kandydatów wyłonionych przez kluby parlamentarne.
Jacek Pawłowski