Gitary elektryczne i perkusja w kościele? Pół wieku temu dla jednych był to szał, dla innych szok. Festiwal piosenki religijnej Sacrosong był taką rewolucją, jak dla fanów rocka Jarocin. Szlify zdobywały tam późniejsze gwiazdy popkultury, kościoły pękały w szwach, a komunistyczna bezpieka szybko rozpoczęła uważną inwigilację działań jego organizatorów. Na przykład młodego redemptorysty Tadeusza Rydzyka.
Z nurtu sacrosongu wyszli tacy piosenkarze, jak Izabela Trojanowska, Mieczysław Szcześniak czy instrumentaliści, jak Janusz Yanina Iwański. Byli z nim związani: Tadeusz Nalepa, Ireneusz Dudek, Universe. W jury zasiadał Stefan Kisielewski. Swego czasu w jednym zespole muzyki religijnej spotkali się nawet Tadeusz Rydzyk i jeden z obecnych liderów lewicy…W maju mija równo 50 lat od zorganizowania pierwszego festiwalu muzyki religijnej w Polsce.
Zespół na chórze. Ale jazz!
Jest 1972 rok. Toruń. Na mszach świętych dla młodzieży w kościele Świętego Józefa gra co niedziela zespół bigbitowy - gitary elektryczne, perkusja i... skrzypce. Skrzypkiem w zespole jest maturzysta miejscowego liceum Jurek Wenderlich. Kapelą opiekuje się 27-letni redemptorysta Tadeusz Rydzyk.
Są popularni. Na młodzieżowe msze do świętego Józefa wali co niedziela pół miasta. Ludzie nie mieszczą się w kościele. Trzeba na zewnątrz wystawiać głośniki.
Popularność lekko uderza do głowy niektórym muzykom. Wenderlich przed rozpoczęciem mszy lubi sobie poimprowizować na jazzowo. Zresztą za cichą aprobatą zakonnego opiekuna. O Tadeuszu Rydzyku powie zresztą po latach, że wtedy, za komuny, "czuł ducha młodzieży" i że "nie był wtedy jeszcze takim strażnikiem świętego ognia".
Wenderlich: "Raz przed nabożeństwem, gdy staliśmy już na chórze i zbierali się ludzie, ja pod pretekstem, że niby coś tam jeszcze ćwiczę, zagrałem jakieś takie jazzujące kawałki, ragtime... Że niby się rozgrywam, ale już była przystawka włączona, którą Rydzyk mi ściągnął z zagranicy. I to wszystko na kolumny poszło. Ludzie czekający na mszę to słyszeli. Bałem się, nawet myślałem, że to straszny grzech wobec tej świątyni. A Rydzyk - chociaż to usłyszał - nie zwrócił mi uwagi. Jak raz się nic nie stało, to potem co niedziela sobie jakiś kawałek zagrałem".
Wspomnienia Wenderlicha (obecnie jednego z liderów Sojuszu Lewicy Demokratycznej) z artystycznej współpracy z Tadeuszem Rydzykiem (obecnie dyrektorem Radia Maryja) przytoczyli w książce "Imperator" Piotr Głuchowski i Jacek Hołub. Jest w niej jeszcze jedno wspomnienie obecnego lidera lewicy.
"Przychodziło dużo dziewczyn i chodziliśmy w glorii ludzi, którzy wprowadzają coś modnego. Zakładałem koszule w jakieś kwiaty, esy-floresy. Byliśmy cali szczęśliwi, kiedy dorośli patrzyli na księdza, a dziewczyny z uwielbieniem na ten chór, gdzie gra nasz zespół".
U Wojtyły na imieninach
Przełom lat 60. i 70. to w Polsce czas tak zwanej odnowy posoborowej. Sobór Watykański II czyni rewolucyjne zmiany w muzyce kościelnej. "Konstytucja o liturgii" z 1963 roku zawiera dwa ważne zapisy.
- "nie wyklucza się ze służby Bożej innych rodzajów muzyki kościelnej",
- "inne instrumenty można dopuścić do kultu Bożego"
Z otwartej w ten sposób furtki chętnie zaczęli korzystać w Polsce zwłaszcza młodzi duchowni. Ci pracujący z młodzieżą. Starsze pokolenie księży oraz biskupi ciężko to znosili. Zaciskali zęby i zatykali uszy, ale otwarcie nie protestowali. Muzyczna odnowa posoborowa miała bowiem w Polsce wielkiego i wpływowego orędownika. Był nim metropolita krakowski kardynał Karol Wojtyła, zresztą uczestnik Soboru, późniejszy papież Jan Paweł II.
4 listopada 1968 roku na imieninach u kardynała Wojtyły pojawia się zaledwie 34-letni salezjanin Jan Palusiński (zm. 2013), duszpasterz młodzieży akademickiej z Łodzi, z grupą instrumentalistów i wokalistów. Przedstawiają biskupowi krakowskiemu projekt i regulamin festiwalu piosenki religijnej, który nazwali roboczo Sacrosong. Palusiński wcześniej był uczestnikiem festiwalu muzyki religijnej w Wielkiej Brytanii organizowanego przez Kościół anglikański, występował na nim m.in. Cliff Richard.
Wojtyła pomysł Palusińskiego podchwycił. Nie tylko objął patronat nad pierwszym festiwalem Sacrosong, ale wsparł go też pieniędzmi i ufundował puchar przechodni. W maju 1969 roku do Łodzi zjechało kilka tysięcy młodych wiernych, wystąpiło dziesięć zespołów i piętnastu solistów. Tak zaczął się ruch artystyczny w Kościele, który - z przerwami - przetrwał trzydzieści lat.
Amfiteatr z opon w nawie głównej
Gdyby chcieć jakoś - nawet zgrubnie i z uproszczeniami - zobrazować, czym ten ruch był wtedy, można by wysnuć analogię: Sacrosong był dla Kościoła tym, czym Jarocin dla komuny. Przy uwzględnieniu wszelkich różnic, podobieństw jest mnóstwo - poszukiwanie nowych środków wyrazu, bunt młodych przeciw starym i niechętny stosunek konserwatystów do buntowników. Jednym i drugim festiwalem wyjątkowo aktywnie interesowała się komunistyczna policja polityczna.
Oczywiście w okołokościelnym porządku poszukiwanie nowych środków wyrazu wyglądało łagodniej niż na jarocińskim festiwalu, gdzie przesłanie Dezertera do konformistów brzmiało: "sp... tchórze", a lider zespołu Karcer biegał nago po scenie. Nie na szokowanie obscenicznością stawiali sacrosongowi artyści. Ich misją była ewangelizacja przez muzykę. A że w niespotykanych formach? Cóż, takie były czasy.
Dziś trudno sobie wyobrazić, by jakikolwiek proboszcz pozwolił na przykład na wtaczanie do kościoła setek opon. Ale w czasach, gdy za murami kościołów panowała okołosowiecka smuta, niektórzy duchowni przymykali oczy nawet na najbardziej odjechane pomysły. Nieprzekraczalną granicą było tylko ewidentne bluźnierstwo.
Wspomniane opony znalazły się w kościele we Wrocławiu. Na potrzeby Sacrosongu w 1970 roku kościół NMP został przemeblowany według koncepcji plastyka i scenografa Kazimierza Urbańskiego. Ze wszystkich naw zostały więc wyniesione ławy, na podłodze znalazły się stosy zużytych opon samochodowych. Siedzący na nich ludzie - jak w amfiteatrze - mogli obserwować to, co się dzieje na scenie.
Mieli próby na parafii, bo tam był wzmacniacz
W czasie Sacrosongów treści religijne ubierano w formy muzyczne, których wcześniej mury polskich kościołów nie słyszały: "od kameralnych ballad po ostre, głośne dźwięki muzyki młodzieżowej" - zauważa ks. Bogumił Mazurczyk, badacz śląskiego Sacrosongu.
Przebojem wydawniczym w tamtym okresie była płyta "Msza beatowa - Pan przyjacielem moim" - kompozycja Katarzyny Gärtner w wykonaniu Czerwono-Czarnych. Album ten inspirował wielu amatorów grających w kościołach.
Gitary elektryczne, perkusję i wzmacniacze tropili po parafiach tajniacy ze Służby Bezpieczeństwa, bo zainteresowanie młodzieży religią i Kościołem drażniło komunistyczną władzę. W 1972 esbecy przetrzepali pod tym kątem wszystkie parafie archidiecezji krakowskiej. Jednak tylko w Makowie Podhalańskim znaleźli początkujący zespół gitar elektrycznych. Jego muzycy przychodzili na próby do parafii, bo tam był wzmacniacz.
"Jasiu, aleś mnie urządził"
Nowoczesne brzmienia miały jednak w polskim Kościele wielu przeciwników.
Z raportów oficerów SB dla partyjnych towarzyszy wynika, że starsi wierni byli zgorszeni tym, co zobaczyli i usłyszeli w czasie festiwalu w Łodzi w 1969 roku.
"Impreza spotkała się z krytyką większości duchowieństwa, podobnie jak i starszej części wiernych, która zdegustowana zachowaniem młodzieży w kościele (swobodne zachowanie, głośne oklaski i rozmowy itp.) 'oceniła powyższą imprezę jako robienie cyrku z domu bożego'" - odnotowuje Krzysztof Kolasa z łódzkiego IPN.
Podobno sam patron łódzkiego Sacrosongu, kardynał Wojtyła, po pierwszym dniu festiwalu był tak zaskoczony, że miał czynić wyrzuty ojcu Palusińskiemu, iż salezjanin prosząc o patronat, zwyczajnie go podprowadził. W czasie kolacji miał zwrócić się do Palusińskiego słowami: "Jasiu, aleś mnie urządził" i nie chciał nocować u salezjanów, tylko wracać do Krakowa. Nie wiadomo, czy było tak naprawdę, rozmowę tę opisuje tajny współpracownik SB, który miał być jej świadkiem.
"To jest rzeczą żenującą..."
Potem jednak Karol Wojtyła konsekwentnie patronował wszystkim kolejnym Sacrosongom do czasu, aż został papieżem. Dawał również pieniądze na festiwale.
"Trochę pomagałem finansowo w ich organizacji" - oględnie przyznaje Jan Paweł II w książce "Wstańcie, chodźmy!" (2004). "Dobrze wspominam te spotkania. Zawsze lubiłem śpiewać. Mówiąc prawdę, śpiewałem właściwie przy każdej możliwej okazji".
Miał nawet za złe komunistom, że zbywają Sacrosong milczeniem w państwowych mediach, a innych świeckich środków przekazu wówczas nie było.
"Pomimo 10 lat Sacrosongu sama nawet nazwa pozostaje wciąż nazwą zakazaną - w polskich środkach przekazu, w polskiej prasie, w polskim radio. To jest rzeczą żenującą! Inaczej tego nie można określić" - wyrażał oburzenie na Jasnej Górze w 1978 roku na miesiąc przed konklawe.
"Kontrabasista, starszy pan o siwych włosach"
Palusiński dbał o to, żeby wraz z nowoczesnością do kościołów nie zakradły się kicz i tandeta.
Choć przegląd miał rzeczywiście amatorski charakter, to w jury Sacrosongów zasiadali artyści z prawdziwego zdarzenia. Poza wspomnianym wyżej Stefanem Kisielewskim, należy wymienić Aleksandra Lasonia, Mirosława Kondrackiego czy Juliusza Łuciuka. W organizację łódzkiego festiwalu zaangażowany był również Andrzej Zieliński, założyciel i lider Skaldów oraz poeci Roman Brandstaetter i Ernest Bryll.
Przed krakowską edycją Sacrosongu, 20 lutego 1972 roku, Wojtyła zwołał spotkanie organizacyjne w pałacu arcybiskupim. Zaproszenia otrzymało 23 uczestników, m.in. Krzysztof Penderecki, Irena Pfeiffer, Tadeusz Dobrzański (szef chóru PRiTV), Zbigniew Korepta (aktor i kompozytor przeboju "Kasztany"), Andrzej Zarycki (kompozytor większości hitów Ewy Demarczyk) czy Marian Pawlik (Dżamble).
Kto zaangażował się w organizację - trudno dziś powiedzieć. Współpraca artystów z Kościołem nie była sformalizowana. Na ogół nie spisywano umów na papierze. Esbecy mieli kłopot z rozpoznawaniem ich po twarzach, więc pisali w meldunkach tylko to, co wiedzieli, albo co przypuszczali. Oto próbka sporządzonej przez bezpieczniaków listy obecności artystów na krakowskim Sacrosongu:
"Benedykt Szymura (...) kontrabasista, starszy pan o siwych włosach za okularami, wiolonczelista: młody blondyn, czesany do góry, włosy faliste i kilku innych". Kto był wśród "kilku innych" - zapewne pozostanie to nieustalone na zawsze.
"Nie brakuje nadużyć"
Na fali popularności Sacrosongów z czasem zaczęły pączkować różne diecezjalne, dekanalne, a nawet parafialne odnogi festiwalu, na których z poziomem artystycznym bywało już - oględnie rzecz ujmując - różnie. Być może z tego powodu Sacrosong zaczęto w powszechnym odbiorze utożsamiać z sacro polo (czyli odmianą muzyki religijnej nie najwyższych lotów) i odnosić się do obu nurtów muzycznych z politowaniem czy pobłażliwym uśmiechem.
W komedii Jerzego Stuhra "Pogoda na jutro" pokazana została kapela zakonników (w tej roli zespół Myslovitz) poszukująca dublera (w roli kandydata Jerzy Stuhr) w miejsce drugiego wokalisty, który stracił głos. Potrzeba jest pilna, bo zespół ma wystąpić właśnie na Sacrosongu. Gdy już występują, filmowcy pokazują odpustową tandetę dookoła sceny – sprzedawcę klęcznika składanego w taboret, obwarzanki i cukrową watę. Obok nich widać jeszcze i słychać fałszującego księdza z gitarą.
Nawet duchowni badacze kościelnej muzyki i ruchów neokatechumenalnych odnotowywali, że przy wprowadzaniu "nowego" do kościelnej muzyki doszło do zjawisk niepożądanych, a nawet szkodliwych.
"W efekcie nie brakuje u nas w Polsce (...) tandety i kiczu w repertuarze chórów i schol, nie brakuje niekompetentnych organistów, albo raczej 'grajków kościelnych', których nikt nie ściga za brak kwalifikacji, nie brakuje ewidentnych nadużyć w proponowaniu piosenki i szlagieru religijnego w miejsce śpiewu liturgicznego" - pisał w 2013 roku dr muzykologii ks. Joachim Waloszek.
Gitary Niepokalane i esbeckie organy
Na marginesie rozważań o nowej fali w Kościele warto odnotować inwencję słowotwórczą osób z różnych stron zaangażowanych w Sacrosong.
Ojcu Palusińskiemu udało się stworzyć nazwę festiwalu - wpadającą w ucho łacińsko-angielską zbitkę, która weszła do potocznej polszczyzny.
Frapujące bywały nazwy niektórych zespołów. Począwszy od poetyckich Gitar Niepokalanych, a skończywszy na dźwięcznych Bożopiejkach - seryjnie wygrywających śląskie Sacrosongi. Modnie było nazywać kapele za pomocą liczby mnogiej, na przykład wspomniani Invenci czy Truwersi. Dlaczego nie "Truwerzy"? Taka wtedy była moda. Nawet brytyjskim supergrupom - The Beatles, The Animals czy The Rolling Stones - już w oryginale w liczbie mnogiej przecież - Polacy jeszcze raz, po swojemu, nadawali liczbę mnogą ("Bitelsi", "Animalsi", "Rollingstonsi"). I tak już zostało.
Gdy przeanalizować kryptonimy i pseudonimy, jakie nadawała przy okazji Sacrosongów Służba Bezpieczeństwa, widać na pierwszy rzut oka, że festiwale rozpracowywali ludzie w jakiejś mierze zorientowani w kulturze.
Ojciec Palusiński, który był inwigilowany przez SB, otrzymał pseudonim "Menager" (słowo wówczas w Polsce niemal nieznane, bo prawie nie było profesjonalnego managementu muzycznego). Wśród tajnych współpracowników donoszących do SB był "Altruista". Operacja rozpracowywania Sacrosongu w Toruniu w 1973 roku nosiła wyszukany kryptonim "Fanfaroni", a inwigilacja festiwalu w Krakowie odbywała się pod kryptonimem "Organy". Badacz IPN Jarosław Szarek dopatrzył się w tym kryptonimie dwuznaczności. Swój esej o działaniach SB wokół krakowskiego festiwalu opatrzył tytułem "Na esbeckich 'organach'" (2006). Milicję Obywatelską i policję polityczną określano wówczas, nieco zapomnianym już dziś, zbiorczym mianem: "organa ścigania".
SB udaremnia ściągnięcie łóżek z Kosmosu
Od samego początku Sacrosongom towarzyszyło wzmożone zainteresowanie służb siłowych.
Milicja Obywatelska wysyłała na nie uzbrojone oddziały, tak jakby to była impreza podwyższonego ryzyka. Służba Bezpieczeństwa ingerowała zaś w kolejne festiwale.
W planach rozpracowania imprez tajniacy dostawali takie zadania, jak "ustalanie prowodyrów" oraz "osób demonstrujących przesadnie fanatyzm religijny".
Działania SB były skierowane na wzniecanie - za pomocą agentury - wewnętrznych konfliktów wśród organizatorów Sacrosongów. W żargonie komunistycznej policji politycznej potajemne szczucie jednych ludzi na drugich nazywano "wzajemną dezintegracją".
SB utrudniała pozyskiwanie sprzętu przez organizatorów - zarówno scenicznego, jak i kwatermistrzowskiego. Ojciec Palusiński wspominał, że gdy organizował pierwszy Sacrosong, na dzień przed jego rozpoczęciem musiał zdemontować prawie całą scenę. Pożyczyli reflektory z teatru. Zamontowali. A na dzień przed rozpoczęciem przyjechał ktoś z dyrekcji i kazał zdemontować, bo rzekomo jest jakaś nadzwyczajna inwentaryzacja i sprzęt musi wrócić migiem do właściciela.
Tajniacy prześladowali akustyków, obsługę techniczną, a nawet publiczność, bo spisywali numery rejestracyjne samochodów na przykościelnych parkingach w czasie, gdy odbywały się Sacrosongi.
"Działań dezintegracyjnych", jak określano to w bezpieczniackim języku, doświadczył również wspomniany na początku redemptorysta Tadeusz Rydzyk. Żeby dać nocleg gościom toruńskiego Sacrosongu, "podjął (…) starania o wypożyczenie we wrześniu 1973 r. 90-ciu łóżek i kompletów bielizny pościelowej" - pisał esbek w raporcie. Rydzyk próbował wypożyczyć łóżka w hotelu Kosmos. SB zastraszyła dyrekcję hotelu, duchowny łóżek nie dostał. Potem ubek wyższy stopniem rozkazał innemu ubekowi pilnować Kosmosu, bo "świecki aktyw" organizatorów Sacrosongu może podjąć "dalsze próby zabezpieczenia sobie sprzętu".
Rok wcześniej (21-30 sierpnia 1972), gdy artyści przygotowywali się w ośrodku oazowym w Krościenku nad Dunajcem do występów na krakowskim Sacrosongu, młodsi esbecy przebierali się za wędrujących po górach studentów i wchodzili do ośrodka "pod legendą poszukiwania kolegów". Gdy już dostali się do środka, podejmowali rozmowy: kto skąd przyjechał, gdzie nocuje i robili zdjęcia.
Sacrosong jako nielegalne zgromadzenie
Ojciec Palusiński wielokrotnie stawał przed kolegiami do spraw wykroczeń. Orzeczenia o karach bywały podobne. Podkreślano "wyjątkową szkodliwość społeczną" nielegalnych zgromadzeń publicznych (bo tak zwykle kwalifikowano Sacrosongi) organizowanych wprawdzie cyklicznie, ale bez pozwolenia władzy.
Nie zrażało to zakonnika. Organizował kolejne imprezy W 1976 roku wystosował list do twórców zaangażowanych w Sacrosong. SB przejęła ten list. Esbek raportował do przełożonych ze zgorszeniem, że autor listu nawoływał "do samodzielności myślenia, obrony własnych przekonań, demaskowania fałszu, obłudy i zakłamania, dokonywania swobodnego wyboru".
Festiwale Sacrosong, w ogólnopolskim wymiarze pod patronatem kardynała Karola Wojtyły, przestały się odbywać po tym, jak został papieżem. Ostatni odbył się w 1978 roku na Jasnej Górze. W latach 1980-81 niektórzy biskupi - na przykład ordynariusz katowicki Herbert Bednorz - organizowali diecezjalne festiwale. Biskup Bednorz patronował prężnemu śląskiemu Sacrosongowi i ufundował dla zwycięzców puchar przechodni wykonany z węgla. W latach 80. udało się reaktywować festiwale ogólnopolskie. W 1983 roku w Kaliszu główną nagrodę zdobył znany w latach 90. piosenkarz Mieczysław Szcześniak.
W latach 90. kolejne festiwale miały coraz większe trudności finansowe. Ostatni ogólnopolski Sacrosong odbył się w 1999 roku u cystersów w Krakowie. Diecezjalne przeglądy piosenki religijnej przejęły tę nazwę i używają jej do dziś.
Źródła
Krzysztof Kolasa, IPN o. w Łodzi, "Festiwal piosenki religijnej Sacrosong '69 w Łodzi na cenzurowanym", referat wygłoszony w czasie interdyscyplinarnej konferencji naukowej "Muzyka w PRL" – Poznań, 18–20 listopada 2015 (w zbiorach biblioteki Uniwersytetu Adama Mickiewicza)
Przemysław Ruchlewski, "Działania Służby Bezpieczeństwa podczas toruńskiego festiwalu Sacrosong '73", w: "Diecezja chełmińska w czasach komunizmu (1945 - 1990), Pelplin 2008
Milena Przybysz, "Wyspy wolności. Duszpasterstwo akademickie w Łodzi 1945 - 1989", Łódź 2008
Jarosław Szarek, "Na esbeckich organach. Służba Bezpieczeństwa wobec IV festiwalu piosenki religijnej Sacrosong '72" w: "Kościół w godzinie próby 1945 - 1989: nieznane dokumenty i świadectwa. IPN Warszawa 2006
Piotr Głuchowski, Jacek Hołub, "Ojciec Tadeusz Rydzyk: Imperator", wyd. Agora, 2013
Joachim Waloszek, "Drogi i bezdroża muzyki kościelnej w Polsce po Soborze Watykańskim II", "Liturgia Sacra" nr 19/2013
Bogumił Mazurczyk, "Śląski Sacrosong", "Śląskie Studia Historyczno-Teologiczne" 27/28 1994-95, Tygodnik "Kielce Plus", nr 6/2008