Przez pierwsze dwa lata niepodległości (1918-1920) Rzeczpospolita aż pięć razy przebaczała i puszczała w niepamięć występki swych obywateli, czyli ogłaszała amnestie dla więźniów. Przez ostatnie dwadzieścia osiem lat nie uczyniła tego ani razu. Nie będzie też tego aktu łaski w tym roku - z okazji stulecia odzyskania niepodległości.
”Skurwysynie nie wyjdziesz z tego żywy!” – takie słowa usłyszał żołnierz Armii Krajowej, gdy w 1947 roku zaufał władzy, która ogłosiła amnestię dla zbrojnego podziemia antykomunistycznego. Gdy zmierzał do urzędu, żeby się ujawnić, miał nieszczęście spotkać na drodze czerwonoarmistę z pepeszą. Uszedł z życiem tylko dlatego, że sowieckiemu żołdakowi zabrakło kul. Odniósł jednak ciężkie rany.
"Nie ma dla pana u nas pracy" – powiedziano gdańskiemu portowcowi tuż po zwolnieniu z więzienia. Robotnik w połowie lat 80. puścił w tłum na Długim Targu żywą świnię pomalowaną na czerwono. Musiał emigrować za chlebem.
Amnestia – oznaczająca zbiorową łaskę państwa dla obywateli, którzy naruszyli prawo – nie zawsze była łaską w pełnym znaczeniu tego słowa. Prześledziliśmy, po co i z jakim skutkiem Rzeczpospolita darowywała winy na przestrzeni minionych stu lat. Zacznijmy od końca. Od amnestii, której nie będzie.
III RP – najdłuższy okres bez amnestii
"Z moich ust pan słyszy twarde dementi" - tak już w maju tego roku w TVN24 odcinał się od spekulacji prasowych na temat możliwej amnestii na stulecie odzyskania niepodległości ówczesny rzecznik prezydenta RP Krzysztof Łapiński. Wiosną rozeszła się bowiem pogłoska, że Pałac Prezydencki po cichu pracuje nad ustawą, która miałaby darować reszty kar przestępcom skazanym za mniej groźne czyny.
"Twarde dementi" rzecznika Łapińskiego ucięło te domysły. Polska jest więc państwem, które od blisko trzech dekad nie zastosowało amnestii wobec więźniów. Tymczasem zarówno niesuwerenna Polska Rzeczpospolita Ludowa, jak i wolna II Rzeczpospolita regularnie darowały kary i puszczały w niepamięć przestępstwa popełnione przez obywateli.
Na tym właśnie polega amnestia. Słowo o greckich źródłach oznaczających zapomnienie i przebaczenie właśnie. W prawie jest to powszechny i ustawowy akt łaski polegający na całkowitym lub częściowym darowaniu kary w stosunku do osób, które dopuściły się pewnych kategorii przestępstw.
W praktyce amnestie służyły bardzo prozaicznym celom, na przykład porządkowaniu prawa, likwidacji przeludnienia w więzieniach czy uwolnieniu więźniów politycznych.
Oddaj, co cesarskie odrodzonemu państwu polskiemu
Do pierwszej grupy - czyli aktów porządkujących i ujednolicających prawo - można zaliczyć amnestie podatkowe. Dwie ogłoszone w 1919 roku obejmowały osobno ziemie byłych zaborów rosyjskiego i pruskiego. Kto zalegał z podatkami państwu rosyjskiemu lub niemieckiemu, mógł liczyć na darowanie kary, jeżeli zaległy podatek wpłacił niepodległemu państwu polskiemu. Amnestie wprowadzano również na terenach, które były przyłączane do Polski w czasie kształtowania się granic. Na przykład na Śląsku w 1922 roku - na terenach, które przypadły Polsce po plebiscycie. Czy też na obszarze, który wszedł w skład Rzeczpospolitej po wojnie polsko-bolszewickiej w 1923 roku.
Amnestia związana z porządkowaniem państwa została ogłoszona również w 1932 roku. Wtedy przestało obowiązywać odziedziczone po zaborcach prawo karne, a wprowadzono w Polsce - nowoczesny i postępowy jak na owe czasy - kodeks karny Makarewicza.
Amnestie w odradzającym się państwie polskim nie miały nieograniczonego charakteru. Były przestępstwa, których łaskawość państwa nie obejmowała. Zazwyczaj nie darowano ani nie pomniejszano kar zbrodniarzom, zabójcom, zdrajcom i dezerterom. Zdarzało się jednak, że spod amnestii były wyłączone czyny, z dzisiejszego punktu widzenia, o nieco lżejszym ciężarze gatunkowym. I tak na przykład co najmniej dwie przedwojenne amnestie nie objęły lichwiarzy. Spod ustawy amnestyjnej z 1923 roku wyłączone było "tajne gorzelnictwo". Państwo w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości nie było również skłonne przebaczać krzywoprzysięstwa przeciw współobywatelom przed władzami państw zaborczych. Tak w okresie odradzającej się Rzeczpospolitej wyrównywano rachunki krzywd.
Jakie zaś przestępstwa wybaczano lub zmniejszano za nie wymiar kary? Za ukrywanie lub pomniejszanie dochodów podlegających opodatkowaniu czy też opłat skarbowych (1919). Z kolei amnestia z okazji uchwalenia kodeksu Makarewicza darowywała najlżejsze występki sprawców, wobec których dopiero toczyło się postępowanie, unieważniała kary do pół roku więzienia, łagodziła o połowę kary od pół roku do roku.
"By nie kopano funkcjonariuszów"
Z kolei likwidacji przeludnienia w więzieniach miały służyć amnestie ogłaszane w okresie PRL. Wprawdzie ani w aktach prawnych, ani w oficjalnych uzasadnieniach słowem nie wspomina się, że mają one rozwiązać ten właśnie problem, ale w wewnętrznych dokumentach partyjnych, które zbadał Instytut Pamięci Narodowej, wprost mówiono, że amnestie mają po prostu rozładować więzienia.
Na przeludnienie więzień na początku rządów Władysława Gomułki (1956-1970) zwracała też uwagę Najwyższa Izba Kontroli. "Kwestia przeludnienia jednostek więziennych wymaga jak najszybszego rozwiązania, gdyż zagęszczenie ponad normę zakładów karnych przy niepełnej obsadzie kadrowej służby ochrony, może spowodować poważne następstwa" - alarmowali w 1958 roku inspektorzy NIK A. Ickowicz i M. Żarnowiecki. Powoływali się na ujawnione w zakładach karnych przypadki agresji, napaści i samouszkodzeń.
W więzieniu w Bielsku w 1958 r. "więzień Stataran Augustyn zdemolował cele w których przebywał do tego stopnia, że koszta naprawy tych cel wyniosły 1084 zł 50 gr, ponadto w czasie przywoływania go do porządku, kopał i gryzł funkcjonariuszów SW".
W tym samym roku w zakładzie karnym w Częstochowie "więzień Malinowski Jerzy dokonał zamachu na funkcjonariusza SW w czasie otwierania celi, w której ww. przebywał w ten sposób, że odepchnął oddziałowego i wybiegł z celi, a następnie chwycił do ręki drewnianą łopatę grożąc funkcjonariuszom SW, że gdy zbliżą się do niego będzie bił. Przy zajściu tym uderzy funkcjonariusza SW dwukrotnie w twarz i głowę".
Lepiej wypuścić więźniów niż odtworzyć łagry
Co ciekawe, inspektorzy NIK nie domagali się wtedy amnestii. Rekomendowali raczej przywrócenie obozów pracy dla skazanych. Jednak władza, mająca w pamięci okres stalinizmu, nie zdecydowała się na to.
Polska Rzeczpospolita Ludowa ogłaszała za to amnestie w latach jubileuszy swojego powstania (1964, 1969, 1974).
Więzienia szybko jednak się zapełniały. Gdy po odwilży 1956 roku ogłoszono amnestię, liczba więźniów w Polsce spadła do 35 879. Dwa lata później, gdy NIK badała przeludnienie w więzieniach, za kratami siedziało już dwa razy więcej skazanych. A w przeddzień amnestii w 1964 roku - już ponad 105 tysięcy. Po amnestii liczba więźniów spadła do 70 tysięcy, by znów w 1969 roku znów wzrosnąć do ponad 100 tysięcy.
Polityka karna reżimu Gomułki była bardzo represyjna i surowa. Symbolem tego był proces oskarżonych w aferze mięsnej z lat 60., w którym główny oskarżony Stanisław Wawrzecki został skazany na karę śmierci i powieszony. Cechą rządów Gomułki były regularnie ogłaszane amnestie, po których więzienia natychmiast zapełniały się na nowo.
- W ten sposób amnestia w PRL została zinstrumentalizowana - komentuje dziś dr Paweł Moczydłowski, szef polskiego więziennictwa w latach 1990-1994. - Używano jej jako regulatora poziomu zaludnienia więzień. Po amnestiach liczba więźniów spadała, a potem szybko rosła i trzeba było znowu z okazji kolejnego 22 lipca [rocznica ogłoszenia w 1944 roku Manifestu PKWN uznawana za początek Polski Ludowej - przyp. red.] zarządzać kolejne amnestie.
- W tamtej sytuacji polityka karna państwa, choć represyjna, nie była ani konsekwentna, ani skuteczna - podkreśla prof. Zbigniew Ćwiąkalski, minister sprawiedliwości w latach 2007-2009.
Polityczne amnestie wojenne i powojenne
Osobną grupą amnestii były uchwalane po to, aby uwolnić więźniów politycznych, którzy siedzieli za kratami zarówno w okresie II RP, jak i PRL. Do takich aktów należy zaliczyć dekret prezydenta RP Władysława Raczkiewicza, który po przegranej wojnie obronnej 1939 roku "celem zatarcia rozterek przeszłości oraz dokonania pełnego zjednoczenia narodowego" udzielił całkowitej amnestii dziesięciu wymienionym z nazwiska politykom opozycyjnym wobec sanacji skazanym w procesie brzeskim w 1932 roku.
Po II wojnie światowej władza zarządzała amnestie w 1945 i 1947 roku. W założeniu miały one skłonić żołnierzy antykomunistycznego podziemia niepodległościowego do ujawnienia się i złożenia broni. W zgodnej opinii historyków nie przyniosły zamierzonych celów. Większość walczących przeciw komunistom uznała, że taki akt łaski sprowadza ich do roli przestępców. Symbolem tej postawy była, często potem przywoływana, wypowiedź majora Hieronima Dekutowskiego - "Zapory": "Amnestia to jest dla złodziei. A my jesteśmy Wojsko Polskie".
Władza, która zachęcała działających w ukryciu przeciwników do ujawnienia się, w powszechnym przekonaniu nie zasługiwała na zaufanie. Wśród wielu, którzy tego doświadczyli, był żołnierz AK Ignacy Sarnecki. Gdy szedł na posterunek UB, żeby się ujawnić, dopadł go czerwonoarmista z pepeszą. Sowiecki żołnierz za nic miał to, że obowiązuje amnestia. "Skurwysynie nie wyjdziesz z tego żywy", krzyczał, gdy otworzył ogień do Sarneckiego. Ciężko ranny akowiec, który zaufał komunistycznemu państwu, uszedł z życiem tylko dlatego, że po kilku strzałach oprawcy skończyły się naboje.
Kolejna amnestia, która objęła więźniów politycznych, została ogłoszona w czasie poststalinowskiej odwilży w 1956 roku. Na jej mocy wyszli z więzień skazani z dekretu Bieruta "o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa", czyli osoby uznane przez władzę za sabotażystów, spekulantów, szpiegów, kolporterów wrogiej propagandy i posiadaczy odbiorników radiowych bez zezwolenia.
Więźniowie polityczni i presja na władzę
Kolejna amnestia, z 1977 roku, była przeznaczona dla więźniów politycznych. Rok wcześniej do zakładów karnych masowo trafiali uczestnicy protestów robotniczych w Radomiu i Ursusie. O amnestię dla nich apelowali Komitet Obrony Robotników i Episkopat.
Początkowo władza była głucha na te apele. Zignorowany został komunikat biskupów, że "robotnikom trzeba by przywrócić utracone prawa, pozycję społeczną i zawodową, wyrządzone krzywdy odpowiednio wynagrodzić, wobec skazanych zastosować amnestię". Cenzura zakazała gazetom cytowania tego fragmentu odezwy hierarchów, a Sejm amnestii nie uchwalił. Ostatecznie pod naciskiem międzynarodowej opinii publicznej i organizacji broniących praw człowieka dekret o amnestii wydała Rada Państwa. Robotnicy wyszli z więzień, ale na wolności okazało się, że dekret nie przywrócił ich do pracy. Pozostali osobami zwolnionymi w trybie dyscyplinarnym, z wilczym biletem.
"Rada Państwa Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (...) mając na uwadze stały wzrost dyscypliny społecznej oraz polepszanie się stanu bezpieczeństwa i porządku prawnego, przy jednoczesnym podnoszeniu się poziomu świadomości i kultury prawnej obywateli PRL, stanowi co następuje..."
dekret o amnestii z 1977 roku
Polityczny charakter miała również seria amnestii z lat 80. Było ich kilka i w krótkich okresach. Więźniów politycznych wypuszczano, ale potem szybko znowu wtrącano do więzień. Z jednej strony reżim Jaruzelskiego chciał pokazać Związkowi Sowieckiemu, że panuje nad sytuacją i izoluje największych przeciwników komunizmu, z drugiej zaś toczył grę z wolnym światem o złagodzenie sankcji gospodarczych nałożonych na PRL w związku z wprowadzeniem stanu wojennego.
W dniu zniesienia stanu wojennego, 22 lipca 1983 roku, na mocy amnestii wyszły z więzień 553 osoby. W kolejnym roku - oficjalnie z okazji 40. rocznicy powstania PRL - 630 "politycznych". Było to więcej niż rok wcześniej, bo opozycjoniści nie porzucili swojej wywrotowej działalności i wracali za kraty. Tak też było po amnestii w 1984 roku. Kolejny plan uwolnienia opozycjonistów z więzień miał początkowo nie obejmować "politycznych recydywistów", takich jak Zbigniew Bujak, Adam Michnik, Władysław Frasyniuk, Zbigniew Lis czy Bogdan Borusewicz, którzy uparcie walczyli z komuną.
Presję administracji Ronalda Reagana na PRL w kwestii uwolnienia więźniów politycznych opisał amerykański znawca zimnej wojny Gregory F. Domber. Wyniki jego badań znamy dzięki omówieniu Jana Skórzyńskiego.
"Naciski Amerykanów i zachodnich Europejczyków dotyczyły przede wszystkim uwolnienia więźniów politycznych. Miało to pewien wpływ na decyzję o amnestii w 1984 r. USA złagodziły wtedy niektóre restrykcje. Jednak wielu z uwolnionych wówczas opozycjonistów wkrótce znalazło się z powrotem w więzieniu, toteż Waszyngton poczuł się oszukany przez Warszawę i z wielką ostrożnością traktował kolejne zapowiedzi liberalizacji płynące z Polski w 1986 r." - napisał Skórzyński.
Amnestia jako narzędzie dla prokuratora generalnego
Złagodzenia i darowania kar z 1986 roku nie nazwano amnestią. Była to ustawa "o szczegółowym postępowaniu wobec sprawców niektórych przestępstw". Nie określała ściśle wszystkich warunków darowania kar. Dawała prawo podejmowania indywidualnych decyzji ministrowi sprawiedliwości - prokuratorowi generalnemu. Ostatecznie do 15 września 1986 roku więzienia i areszty opuściło 225 działaczy opozycji.
"Sejm Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej mając na uwadze postępującą normalizację życia społecznego i umacnianie się państwa socjalistycznego (...) jak również kierując się zasadami humanizmu socjalistycznego, stanowi, co następuje"
ustawa z 1986 roku, której Sejm nie nazwał amnestią
"Amnestia z 1986 r. zlikwidowała problem więźniów politycznych w Polsce, spełniając jeden z podstawowych warunków zakończenia stanu zimnej wojny domowej, jaka trwała mimo formalnego zniesienia stanu wojennego. Domber słusznie podkreśla, że pierwszorzędny wpływ na podjęcie tej decyzji, która otworzyła drogę do demokratycznej transformacji miała polityczna i gospodarcza presja USA i ich sojuszników" - pisze Skórzyński.
Władza, która w 1986 roku wypuściła z więzień dysydentów, do końca swoich dni zamykała za kratami niepokornych obywateli. Jednym z nich był Tadeusz Wołyniec. Został zatrzymany przez milicję w październiku 1988 roku, gdy przewodniczył w swym mieszkaniu naradzie komórki Solidarności. Milicjanci urządzili mu "ścieżkę zdrowia", czyli bicie kolejno przez kilku ustawionych w szpaler funkcjonariuszy. Wołyniec trafił potem do więzienia. W tym samym czasie PZPR zapewniała w telewizji, że chce dogadać się z opozycją.
Amnestie ogłaszane przez reżim Jaruzelskiego nie były lekiem na całe zło, jakie spotkało przeciwników władzy za ich opozycyjną działalność. Wychodzili wprawdzie z więzień, ale nikt ich nie chciał przyjąć do pracy. Przykładem jest Andrzej Michałowski, działacz Solidarności, który zasłynął z tego, że w dniu wyborów do rad narodowych 17 czerwca 1984 roku wraz z Bogdanem Borusewiczem wypuścili na Długim Targu w Gdańsku pomalowaną na czerwono świnię z napisem: "Głosuj na nas".
Michałowski trafił za to do więzienia. Wyszedł z niego na mocy amnestii z 1986 roku. Bezskutecznie składał podania o przyjęcie do pracy w porcie gdańskim. Nie mogąc znaleźć źródła utrzymania, wyemigrował do Norwegii.
Ostatnie akty zbiorowej łaski
Ostatnie dwie amnestie w historii Polski zostały ogłoszone w 1989 roku. Na mocy porozumień Okrągłego Stołu bezwarunkowo zostały darowane kary i umorzone postępowania wobec dotychczasowych opozycjonistów. Jednak w związku z upadkiem komunizmu nasilały się oczekiwania powszechnej amnestii. Więźniowie "spakowali mandżury", gdy parlament zaczął pracować nad ustawą amnestyjną. Gdy Senat rozszerzył amnestię o recydywistów, w zakładach karnych zapanowała euforia. Szybko jednak okazało się, że Sejm tę poprawkę odrzucił.
Wtedy doszło do masowych buntów. Liczna grupa więźniów, mająca nadzieję na rychłe wyjście na wolność, z telewizji dowiedziała się, że jednak pozostanie za kratami. Zbuntowani brali zakładników, palili wyposażenie cel i całe pawilony. Doszło do pacyfikacji więzień przez milicję i strażników. Po obu stronach byli zabici i ranni.
Zaczyn "ustawy o bestiach"
Skutki amnestii z 1989 roku odczuwalne są w Polsce do dziś, ale z innego powodu. Był to bowiem ten akt prawny, który zamienił wyrok śmierci osobom oczekującym na egzekucję na karę 25 lat więzienia. W ówczesnym kodeksie karnym nie było bowiem dożywocia. W latach 2013-14 pojawił się problem z kilkoma skazanymi zbrodniarzami, którzy lada dzień mieli wyjść na wolność, a były obawy, że wrócą do przestępstw. Ten problem stał się powodem rozpoczęcia prac nad tzw. "ustawą o bestiach". Na jej mocy sądy mogą kierować do zamkniętego ośrodka w Gostyninie osoby wychodzące na wolność, a z powodu zaburzeń osobowości zagrażające porządkowi publicznemu. Ustawodawca skorzystał z okazji i państwo zyskało narzędzie do zamykania pod kluczem nie tylko tych, którzy wymknęli się szubienicy w 1989 roku, ale również skazanych w późniejszych latach, wobec których resocjalizacja nie powiodła się.
Ostatnia jak dotąd amnestia w historii Polski jest więc do dziś szeroko krytykowana.
Karolina Piech z Wydziału Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego twierdzi, że amnestia w kształcie uchwalonym w 1989 roku była błędem. W jej opinii najpierw należało wprowadzić do kodeksu karnego dożywocie, a dopiero potem darować karę śmierci najcięższym zbrodniarzom.
Poseł Jacek Żalek w 2012 roku domagał się zbadania, czy amnestia z 1989 roku była zgodna z konstytucją. Dowiedział się jednak od ówczesnego wiceministra sprawiedliwości Józefa Węgrzyna, że nie ma prawnej możliwości, aby wstecznie unieważnić zbiorowy akt łaski z początków transformacji demokratycznej.
Paweł Moczydłowski dowodzi zaś, że złe doświadczenia z amnestią z 1989 roku do dziś powstrzymują władze państwowe przed ogłoszeniem kolejnej.
- To była kompromitacja i tę kompromitację pamięta się do dziś. Najpierw założenia amnestii były szeroko i głośno dyskutowane w parlamencie. W projekcie zmieniały się założenia, kogo ma ona objąć. W końcu, gdy okazało się, że jedni więźniowie wyjdą, a inni zostaną, doszło do fali buntów i spalono kilka zakładów karnych. A w politykach wytworzyło się przekonanie, że oto macie tych, którzy nie wiadomo co by zrobili, gdybyśmy zdecydowali się wypuścić ich na zewnątrz. Ten pogląd cały czas pozostaje żywy i jest obecnie przekleństwem myślenia o amnestii, którego nie można odczarować - wyjaśnia były szef więziennictwa.
Amnestia jako koło zamachowe gospodarki
Mimo to w wolnej Polsce co jakiś czas pojawiały się pomysły, aby ponownie ogłosić amnestię. W 1999 roku Kościoły luterański i katolicki apelowały o amnestię dla skazanych, którzy pojednają się z ofiarami. Politycy byli jednak przeciw. Pięć lat później amnestii z okazji wejścia Polski do UE domagał się poseł Michał Figlus ze Stronnictwa Gospodarczego Romana Jagielińskiego. Zapewniał, że stanowiłaby ona "dowód siły państwa polskiego". Postawił też dość zaskakujące założenie, iż akt amnestii "mógłby stać się czynnikiem mogącym przyczynić się do ożywienia gospodarczego kraju". Trzy lata później poseł Samoobrony Lech Kuropatwiński domagał się amnestii dla uczestników protestów rolniczych. Wówczas odpowiedział mu wiceminister sprawiedliwości Andrzej Duda, obecnie prezydent RP.
Andrzej Duda nigdy nie zabrał publicznie głosu w dyskusji nad ewentualną amnestią z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Jego pogląd na instytucję aktu zbiorowej łaski możemy więc poznać jedynie na podstawie odpowiedzi udzielonej jedenaście lat temu posłowi Kuropatwińskiemu.
"Każda ustawa amnestyjna (...) , wprowadza odstępstwo od naczelnych zasad procesowych, (...) podważając równocześnie stabilność polityki karnej i zaufanie obywateli do wymiaru sprawiedliwości.
Amnestia godzi też w konstytucyjną zasadę równości wszystkich obywateli wobec prawa, uprzywilejowując tych, którzy popełnili czyn zabroniony przed konkretną datą, w stosunku do tych, którzy przestępstwo lub wykroczenie popełnili już po tej dacie, a więc w sytuacji, gdy szkodliwość społeczna obu popełnionych czynów jest porównywalna.
(...) W demokratycznych państwach prawa jest to instytucja stosowana w sytuacjach zupełnie wyjątkowych. Potwierdzeniem tej tendencji, w odniesieniu do Polski, jest fakt, że po 1989 r. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej nie podjął próby uchwalenia ustawy o amnestii w jakimkolwiek kształcie".
Łaska państwa według nowoczesnej Europy
Trzeba jasno też powiedzieć, że uchwalenie amnestii w sytuacji, gdy Polska funkcjonuje w systemie prawnym zjednoczonej Europy, jest znacznie trudniejsze niż w czasach PRL. Rekomendacja Rady Europy z 1999 roku zaleca państwom, aby łagodzenie dolegliwości kar więzienia miało charakter indywidualny, a nie zbiorowy. Zatem albo kara w zawieszeniu, albo warunkowe przedterminowe zwolnienie orzekane wobec konkretnych skazanych. Amnestia - raczej nie.
Zasady tej nie wziął pod uwagę cztery lata temu prezydent Czech Vaclav Klaus, który ogłosił amnestię z okazji 20. rocznicy powstania państwa czeskiego. Spotkał się wówczas ze zmasowaną krytyką, bo już w kilka godzin po opuszczeniu cel byli więźniowie zaczęli popełniać przestępstwa. W drodze do domów upijali się, kradli i wszczynali awantury. Kieszonkowcy prosto zza krat wrócili na ulice Pragi. Wkrótce okazało się, że po amnestii wskaźnik przestępczości wzrósł o siedem punktów procentowych (to oficjalne dane czeskiego Ministerstwa Sprawiedliwości), a policja ściga połowę osób objętych wcześniej amnestią.
- Tamto działanie było nieprzemyślane - komentuje dr Paweł Moczydłowski. - Tymczasem wyobrażam sobie, że rzadko i w wyjątkowych okolicznościach można ogłosić amnestię. Muszą być jednak jasno określone jej warunki, a wypuszczeni na wolność powinni pozostawać pod dyskretnym nadzorem policji czy służby kuratorskiej.
"Z okazji jubileuszu 40-lecia Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej mając na uwadze postępującą normalizację życia oraz umacnianie się państwa, czego przejawem są również wyniki wyborów do rad narodowych (...) Sejm Rzeczypospolitej stanowi co następuje..."
Rok 1984 w polskiej legislacji. Ustawa o amnestii
Zdecydowanym przeciwnikiem amnestii, nawet w wyjątkowych okolicznościach, jest były minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski.
- Każda amnestia jest wyrazem słabości państwa. Tymczasem polityka karna silnego państwa musi być przede wszystkim konsekwentna. Sprawca przestępstwa, skazany na konkretną karę, powinien ją odbyć. Ewentualne zawieszenie kary bądź warunkowe przedterminowe zwolnienie powinno się odbywać wyłącznie na podstawie przepisów prawa karnego, a nie na podstawie okolicznościowych decyzji - tłumaczy Ćwiąkalski.
Nadal jednak powszechne jest przekonanie o tym, że zbiorowa amnestia to typowy przejaw wspaniałomyślności społeczeństwa wobec zbłąkanych jednostek. Znamienne, że dwa lata temu apel papieża Franciszka o możliwość dokonania w Roku Miłosierdzia "aktu łaski wobec tych więźniów, których uzna się za odpowiednich do skorzystania z tego środka" zgodnie odczytano wśród polskich komentatorów - zarówno świeckich, jak i kościelnych - jako nawoływanie do amnestii. Akt łaski jest jednak pojęciem znacznie szerszym niż amnestia., a Franciszek pozostawił świeckim władzom poszczególnych państw swobodną ocenę, których więźniów "uzna się za odpowiednich do skorzystania z tego środka".
ŹRÓDŁA:
- Gregory F. Domber, "Empowering Revolution. America, Poland, and the End of the Cold War", University of North Carolina Press 2014, ss. 392. [omówienie Jana Skórzyńskiego w: Polska 1944/45–1989. Studia i Materiały XIII/2015.]
- Aldona Nawój-Śleszyński, "Problem przeludnienia więzień w Polsce w świetle Rekomendacji R(99)22 Rady Europy z 30 września 1999 r.", Przegląd Więziennictwa Polskiego, nr 81, Warszawa 2013.
- "Źródła i materiały. Początki Komitetu Obrony Robotników" w: Wolność Solidarność, nr 9/2016 Collegium Civitas Europejskie Centrum Solidarności.
- Andrzej Friszke, "Internowani, aresztowani, skazani, pozbawieni wolności w okresie stanu wojennego", Kwartalnik Historyczny, Rocznik CXXIV, 2017, 2.
- Andrzej Paczkowski, "Stan wojenny i 'powojenny': od grudnia 1981 do stycznia 1989", w: ”Polski Wiek XX - PRL od grudnia 70 do czerwca 89”, pod redakcją pod redakcją Krzysztofa Persaka i Pawła Machcewicza, wydawca: Bellona / Muzeum Historii Polski.
- Bogusław Kopka, Krzysztof Madej, "NIK za kratami", w: "Biuletyn IPN" nr 3/2004.
- Karolina Piech, "Konstytucyjność ustawy 'o zaburzonych'. Podstawa prawna izolacji postpenalnej i nadzoru prewencyjnego w polskim porządku prawnym", "Ogrody Nauk i Sztuk" nr 5/2015.
- Grzegorz Waligóra, "Amnestie", Encyklopedia Solidarności, wydanie internetowe