Perspektywy potencjalnie największego rosyjskiego kontraktu na eksport uzbrojenia przysłaniają coraz gęstsze chmury. Rosjanie liczyli, że zarobią nawet kilkanaście miliardów dolarów na sprzedaży Indiom ich najnowszego myśliwca piątej generacji T-50. Plan się jednak sypie. Indie mają być coraz bardziej rozdrażnione i nie pomogło nawet mocne zmniejszenie ceny.
Sygnały o problemach programu FGFA (Fifth Generation Fighter Aircraft – Myśliwiec Piątej Generacji) nasiliły się w ostatnich dniach grudnia po wizycie premiera Indii w Moskwie. Wcześniej padały sugestie, że Narendra Modi i Władimir Putin w jej trakcie podpiszą długo wyczekiwany ostateczny kontrakt na budowę samolotu.
Nic takiego się jednak nie stało. Modi wrócił do domu, a o FGFA nawet nie wspomniano na oficjalnych konferencjach prasowych. Pojawiły się natomiast nieoficjalne doniesienia w indyjskiej prasie. Na określenie programu FGFA padały takie stwierdzenia jak "pikujący" czy "na krawędzi załamania". Nawet po wzięciu poprawki na skłonność do przesadnych ocen i nadużywania przymiotników w indyjskich mediach, nie ulega wątpliwości, że perspektywy wielkiego kontraktu są złe.
Ostre cięcie ceny
Według nieoficjalnych doniesień gazety "The Indian Express" w przeddzień wizyty Modiego Rosjanie zdecydowali się na radykalny krok. Zaproponowali cenę niemal o połowę niższą niż wcześniej – zamiast 6 mld dolarów Indie miałyby zapłacić 3,7 mld za trzy prototypy zmodyfikowanych wedle indyjskich wymogów myśliwców T-50 (budowanych w ramach rosyjskiego programu PAK-FA) oraz transfer technologii niezbędnych do ich produkcji.
Pomimo wyłożenia na stół znacznie bardziej atrakcyjnej oferty do podpisania kontraktu i tak nie doszło. Według "The Indian Express" w indyjskim wojsku ma istnieć opozycja wobec współpracy z Rosjanami. – Nie popieramy programu FGFA. Nawet za tą zrewidowaną ceną PAK-FA jest zbyt drogi i nie jesteśmy pewni jego możliwości – miał stwierdzić anonimowy wysokiej rangi oficer indyjskiego lotnictwa.
Hindusi nieoficjalnie narzekają też, że w ramach dotychczasowych wstępnych prac przygotowawczych, na które wydano już około 300 mln dolarów, Rosjanie mieli nie spełniać ich oczekiwań. Rzekomo nie byli skłonni przekazywać informacji na temat nowej maszyny i umożliwić dostępu do technologii. Teraz, w obliczu poważnych problemów przy pracach nad nowym myśliwcem i kryzysu gospodarczego, mają być znacznie bardziej skłonni do ustępstw.
Brak konkretów
Ewentualna decyzja Indii o zakończeniu programu FGFA byłaby poważnym ciosem dla Rosjan. Gdy ponad 10 lat temu zaczynali oni pracę nad swoim myśliwcem piątej generacji w ramach programu PAK-FA, szybko stało się oczywiste, że będzie to niezwykle kosztowne przedsięwzięcie. Podjęto więc próbę pozyskania pieniędzy z Indii, które były wówczas największym i najwierniejszym klientem rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego. W 2007 r. rozpoczęto konsultacje i zrodził się program FGFA.
Istotą współpracy miał być układ polegający na tym, że Hindusi płacą Rosjanom 6 mld dolarów, które zostaną przeznaczone na program PAK-FA. W zamian dostaną zmodyfikowaną według swoich potrzeb maszynę bazującą na rosyjskim myśliwcu oraz wiele technologii niezbędnych do jej produkcji, która zostanie podjęta przy pomocy rosyjskich firm w Indiach. Następnie Hindusi mieli wybudować ponad 100 nowych maszyn, a w przyszłości nawet więcej, co oznaczałoby kolejne zyski dla Rosjan. Wartość całej współpracy szacowano nawet na około 30 mld dolarów.
Dzięki takiemu układowi Indie zyskałyby dostęp do najnowocześniejszych technologii i nowe myśliwce piątej generacji, a Rosjanie pieniądze bardzo potrzebne do sfinalizowania programu PAK-FA i modernizacji przemysłu lotniczego. W teorii wszystko wygląda atrakcyjnie dla obu stron, jednak negocjacje szybko ugrzęzły na detalach. W 2010 r. udało się jedynie podpisać porozumienie o rozpoczęciu wstępnych prac nad FGFA, na które obie strony miały wydać po około 250 mln dolarów. To jak na razie jedyny konkret.
Przykład FGFA pokazuje, że międzynarodowe programy zbrojeniowe to koszmar negocjatorów. Każda ze stron chce zyskać jak najwięcej, dając jak najmniej. Sprawę utrudniają różne wymagania odnośnie nowego myśliwca. Rosjanie chcieliby, aby był jak najbardziej podobny do T-50, co zaoszczędziłoby im pracy, Hindusi mają natomiast specyficzne oczekiwania, takie jak na przykład większy zasięg, dwuosobowa załoga i większa wielozadaniowość. Nie ma na ten temat oficjalnych informacji, ale najpewniej trwają spory o to, jakie technologie i w jakim zakresie miałaby oddać Rosja.
Wszystko to razem daje taki efekt, że choć w 2007 r. zapowiadano bardzo optymistycznie pierwszy lot FGFA już na 2009 r., to nastał właśnie rok 2016, a nadal nie ma nawet kontraktu i Indie zdają się tracić cierpliwość. Czarne chmury gromadzące się nad programem FGFA są jednak poważnym problemem zarówno dla Rosjan, jak i Hindusów.
Coś trzeba kupić
Indyjskie lotnictwo znajduje się w trudnej sytuacji i nowoczesne rosyjskie samoloty są mu bardzo potrzebne. Główny regionalny rywal Indii, Chiny, gwałtownie rozwija swój przemysł lotniczy i w szybkim tempie pracuje nad swoimi samolotami piątej generacji. Maszyna J-20 prawdopodobnie jest właśnie na etapie rozpoczęcia ograniczonej produkcji. Jej możliwości bojowe są dyskusyjne, ale samo opracowanie takiego samolotu świadczy o gwałtownym skoku potencjału chińskiego przemysłu.
Jego indyjski odpowiednik jest natomiast daleko w tyle. Indyjskie firmy zbrojeniowe mogą jedynie snuć mało realne wizje samodzielnego stworzenia odpowiednika J-20. Pomimo kilkunastu lat prac Hindusi nie są w stanie wprowadzić do służby bardzo prostego lekkiego myśliwca Tejas, ich pierwszego samodzielnie skonstruowanego samolotu bojowego. Indie są więc skazane na zakupy za granicą – zarówno całych maszyn, jak i technologii.
Indie zdecydowały się zakupić swoje samoloty piątej generacji od Rosjan, bo oferowali oni najlepsze warunki umowy. Na dodatek oba państwa mają długą historię udanej współpracy zbrojeniowej. Ciągłe problemy z programem FGFA mogą jednak skłonić Indie do zmiany decyzji. Hindusi w ciągu kilkunastu lat muszą znacząco wzmocnić swoje lotnictwo, bo inaczej zostanie ono zdeklasowane przez Chińczyków. W pewnym momencie mogą więc stwierdzić, że Rosjanie już wystarczająco nadwerężyli ich zaufanie i ostatecznie zrezygnują z programu FGFA, zwracając się o pomoc do Amerykanów.
Porażka będzie bolesna
Dla Rosjan taki rozwój wydarzeń byłby poważnym problemem. Po pierwsze, konstruując program PAK-FA, założyli, że częściowo sfinansują go Hindusi. Jak na razie stało się to jedynie w niewielkim stopniu, znacznie mniejszym, niż chcieliby Rosjanie. Między innymi z tego powodu prace nad nowym myśliwcem idą bardzo powoli, a zamówienie na nie zostało znacznie obcięte. Zbudowanie maszyny nowej generacji okazało się większym wyzwaniem technologicznym i finansowym niż założono. Według obecnych założeń w najbliższych latach ma zostać wyprodukowanych tylko 12 T-50, które posłużą do prób. Produkcja seryjna docelowych maszyn może ruszyć gdzieś około 2020 r., choć jeszcze niedawno zapewniano, że będzie to w tym roku.
Więcej o problemach programu PAK-FA pisaliśmy w 2015 r.
Pieniądze z Indii mogłyby poprawić sytuację programu PAK-FA i go ożywić. Na dodatek cały rosyjski przemysł zbrojeniowy mógłby dużo zarobić na późniejszej produkcji podzespołów niezbędnych do montowania myśliwców w Indiach, bowiem Rosjanie na pewno nie przekazaliby całości niezbędnych technologii. Ponadto Hindusi musieliby jeszcze dodatkowo dużo zapłacić za szkolenia i części zamienne. Owoc programu FGFA byłby przysłowiową kurą znoszącą złote jajka i pewnie zakotwiczyłby Rosjan jako najważniejszych dostawców uzbrojenia dla Indii, które są obecnie najbardziej lukratywnym rynkiem na świecie. Fiasko programu doprowadzi do czegoś odwrotnego, czyli spadku zaufania indyjskich władz i wojska do rosyjskiej zbrojeniówki, co oznacza mniej zamówień.
Co równie ważne, sprzedaż nowego myśliwca indyjskiemu lotnictwu uwiarygodniłoby konstrukcję w oczach innych potencjalnych klientów. Na międzynarodowym rynku uzbrojenia największym wyzwaniem jest zdobyć pierwszego kupca, który weźmie na siebie ryzyko związane z nabyciem sprzętu, którego nie sprawdził jeszcze nikt poza producentem. Fiasko programu FGFA doprowadzi do czegoś odwrotnego. Reputacja T-50 ucierpi, a Rosjanom najpewniej będzie trudno znaleźć kolejnego chętnego, o ile nie zaoferują bardzo niskiej ceny, czego woleliby uniknąć.
Towar niezgodny z reklamą
Zarówno Hindusi, jak i Rosjanie mają więc interes w tym, aby program FGFA nabrał realnych kształtów. Obecne doniesienia o poważnych problemach mogą być taktyką negocjacyjną indyjskich władz, które starają się maksymalnie przycisnąć Rosję w celu uzyskania jak najlepszych warunków. Indie nie mogą jednak prowadzić tej gry w nieskończoność, bo Chińczycy nie będą na to czekać, a sprzęt indyjskiego lotnictwa nieubłaganie się starzeje.
Jednak według nieoficjalnych wypowiedzi indyjskich wojskowych kadry dowódcze lotnictwa miały utracić wiarę w T-50 i FGFA. Maszyna ma sprawiać wiele problemów technicznych, do czego Rosjanie oficjalnie się nie przyznają. Materiały, elektronika, technologia stealth – wszystko to ma być na niższym poziomie niż początkowo reklamowano. Na dodatek prace nad docelowymi silnikami dla T-50, nazywanymi na razie "produkt 30", dopiero wchodzą w fazę prób. Obecnie maszynę napędzają starsze AL-41F1, które są za słabe, aby myśliwiec mógł mieć deklarowane osiągi. Fakt, że Rosjanie zdecydowali się wyprodukować na razie tylko małą partię próbną T-50, nie buduje zaufania do maszyny.
Ewentualna klapa programu FGFA byłaby poważnym ciosem dla rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego. Dla wojska również, ale ono może szukać nowych partnerów na Zachodzie albo w Korei Południowej i Japonii. Według najnowszych sugestii ostateczna decyzja ma zapaść "w ciągu sześciu najbliższych miesięcy". Podobne deklaracje padały jednak już wielokrotnie i nigdy się nie zmaterializowały.