To będzie rok, w którym w debacie publicznej z wielkim impetem wrócą spory o historię. My sami, przy okazji świętowania Stulecia Niepodległości, będziemy ostro się spierać o sens ostatnich stu lat i o to, kim jesteśmy jako Polacy. Przekonamy się, czy rzeczywiście cały czas rządzą nami trumny, nie tylko zresztą Piłsudskiego i Dmowskiego. Ale własne stulecia obchodzą też nasi sąsiedzi, a nadmiar nieprzemyślanych odniesień do historii może zaszkodzić naszym stosunkom z nimi.
Najbliższe miesiące to czas, w którym dyskusje o historii Polski i Europy będą trwały niemal codziennie. Fundamentalny spór prawdopodobnie będzie dotyczył następującej kwestii: czy historia ostatnich stu lat może dla nas stać się w jakikolwiek sposób "nauczycielką życia", tzn. czy będziemy wobec przeszłości stawiać pytania o nasze sukcesy oraz nasze błędy, czy też bezrefleksyjnie spojrzymy na historię Polski jako pasmo bohaterstwa i cierpienia.
Główną okazją do tych rozważań będzie przede wszystkim setna rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę w 1918 r. Jednak to nie będzie jedyna okazja. W 2018 r. przypadają inne okrągłe rocznice, ważne dla nas Polaków i ważne dla bliskich nam geograficznie i historycznie narodów: Ukraińców, Litwinów, Białorusinów, Czechów, Słowaków, Żydów, Niemców czy Austriaków.
Polska
Jak właściwie chcemy tu, w Polsce, spojrzeć na mijające sto lat? Czy nastawiamy się na ocenę tego, jakie państwo udało nam się zbudować po 1918 r., jakie były jego fundamenty, sukcesy, szanse, ale też jakie były jego braki i błędy? Czy twórcom polskiego państwa, powstałego po zaborach, zwanego II Rzeczpospolitą, oprócz wielkiej wdzięczności za ich historyczne dokonania, gotowi jesteśmy postawić trudne pytania o ich konkretne, nierzadko ogromnie kontrowersyjne działania? Czy przedwojenna Polska, która w czasach PRL była idealizowana na zasadzie przekory i prostego odruchu sprzeciwu wobec tępej rzeczywistości komunistycznej, dzisiaj, gdy żyjemy w suwerennym i w pełni własnym państwie, może być dla nas pewnego rodzaju ostrzeżeniem? Czy, patrząc z perspektywy Stulecia, potrafimy dostrzec w II Rzeczpospolitej coś, co może dać nam wskazówki, jak uniknąć w przyszłości katastrofy utraty własnego państwa?
A może w ramach Stulecia powinniśmy porównać współczesną Polskę z Polską lat przedwojennych? Takie porównanie jest już przecież uprawnione choćby z racji czasu trwania – dzisiejsza Polska, choć trwają zajadłe kłótnie, czy jest Trzecią czy Czwartą Rzeczpospolitą – jest już "starsza" od Drugiej. Taki bilans mógłby być prawdziwą odtrutką na dzisiejsze, często przesadzone i przerysowane narzekania. Wtedy, sto lat temu, Polskę odbudować było nieporównywalnie trudniej: nie miała granic, nie miała instytucji, z każdym właściwie z sąsiadów prowadzono wyniszczające wojny o terytorium i przetrwanie, kraj było zrujnowany, dramatycznie biedny i wyniszczony, a kiedy już okrzepł, jego istnieniu znów zagrozili sąsiedzi.
Polska po 1989 r. powstała – co dzisiaj jest wyszydzane – pokojowo, ostrożnie. System gospodarczy realsocjalizmu przestał funkcjonować, ale można było gospodarkę zacząć naprawiać. Państwo nie zrodziło się z niczego, nawet niesuwerenny PRL był kontynuatorem wielu dokonań przedwojennej Polski, miał granice, instytucje, uznanie międzynarodowe, wystarczyło – co także dzisiaj jest przedmiotem szyderstw i potępień – mozolnie ów PRL przekształcać w stronę pełnej suwerenności. Jednym słowem: tamtej Polsce było nieporównywalnie trudniej, nasze codzienne współczesne problemy bledną w porównaniu z rzeczywistością przedwojenną.
Ale może się okazać także, i chyba to jest najbardziej prawdopodobne, że Stulecie nie będzie okazją do refleksji o państwie i narodzie, wtedy i teraz, ale stanie się jeszcze jedną dźwignią do propagowania takiej wizji polskiej historii, która nie dokonuje bilansu, nie wyciąga wniosków, nie stawia pytań, nie daje jakichś drogowskazów na przyszłość, ale zamyka się w opowieści o narodowym etosie powstańczym, insurekcyjnym, który ciągle zmaga się z wrogiem, ciągle musi dawać ofiarę z krwi, a każda walka jest godna podziwu i naśladownictwa. Niezłomność, bohaterstwo, wyklęci, będą na pierwszym planie Stulecia jako nowa polityka odrzucenia rzekomej "pedagogiki wstydu", która miała jakoby dominować w latach III Rzeczpospolitej. Zamiast budzącej myślenie refleksji będzie apoteoza narodowej historii, zamiast namysłu nad przeszłością będzie walka o narzucenie obrazu historii na teraz i na przyszłość.
Zajęci własnymi problemami z przeszłością, a zwłaszcza teraźniejszością i przyszłością, możemy przeoczyć, jak Stulecie roku 1918 świętują nasi sąsiedzi, dla których także to data epokowa. Polska przedwojenna nie tylko że wróciła na mapę Europy, ale wróciła na mapę zupełnie innej, nowej Europy. Obok nas powstały nowe państwa, z którymi relacje były częściej naznaczone wojną, konfliktem, niechęcią i nienawiścią niż przyjaźnią i dobrym sąsiedztwem.
Ukraina
Swoją niepodległość od 1918 r. datują Ukraińcy, którzy tak jak my rozpad Imperium Rosyjskiego i zamęt porewolucyjny chcieli wykorzystać na budowę państwa. Rodząca się niepodległość zderzyła się z białym i czerwonym imperializmem Rosji i zderzyła się też z Polską. Sto lat temu Ukraińcy szukali poparcia Berlina i Wiednia do budowy swojego państwa, kosztem Polski, co pokazał początek 1918 roku i złowrogi dla nas pokój brzeski, gdy Niemcy i Austro-Węgry przyznały nowej Ukrainie terytoria, które dla Polaków były nieodzowną częścią tworzonego państwa.
Sto lat temu Polacy i Ukraińcy walczyli ze sobą o Lwów, potem wspólnie walczyli przeciwko bolszewikom, Ukraina swoje wojny przegrała, Ukraińcy nie obronili państwa, Małopolska Wschodnia – dla nich Ukraina Zachodnia – weszła w skład Rzeczpospolitej. Ukraińsko-polski spór eksplodował w latach II wojny światowej i tuż po wojnie, spór o Lwów rozstrzygnął Stalin, potem Jałta. Dziś oba narody na nowo szukają inspiracji w historii, co nie najlepiej wróży na przyszłość i może szybko rozsadzić nasze sąsiedztwo i partnerstwo.
Białoruś
Sto lat temu niepodległość, na krótko ogłosiła Białoruś, nie obroniła jej, nie miała szans. Polska miała być pomocna, wyszło inaczej. Dzisiaj nasi białoruscy sąsiedzi nadal szukają odpowiedzi, kim są, jakie ma być ich państwo i jaka będzie skala niezależności od Moskwy. Współczesna Białoruś jest czymś pomiędzy PRL a Finlandią w latach zimnej wojny – poddana dominacji rosyjskiej, ale jednocześnie, bojąc się całkowitej aneksji przez Moskwę, próbuje tworzyć niezależne powiązania z Zachodem. Te nieśmiałe próby to także ostatnia decyzja o dopuszczeniu do bezwizowego wjazdu dla obywateli UE, w tym Polaków, do odwiedzenia Grodna.
Litwa
Swoją współczesną niepodległość od 1918 r. datują Litwini. Obchody Stulecia Republiki Litewskiej przypadną już za kilka tygodni. Wtedy litewska niepodległość i nowa państwowość zderzyły się z Polską, całe niemal dwudziestolecie międzywojenne naznaczył konflikt o Wilno, które Polska przyłączyła do siebie. Próby Piłsudskiego, żeby odbudować tradycję Rzeczpospolitej Obojga Narodów w oparciu o wskrzeszenie Wielkiego Księstwa Litewskiego sfederowanego z Polską, skończyły się fiaskiem. A potem, tak jak w przypadku Lwowa czy Grodna, także spór o Wilno rozstrzygnęli Stalin i jałtańskie umowy.
Dzisiaj oba kraje wspólnie zamieszkują w UE i NATO, a mimo to przedwojenny konflikt odżywa w sporach o prawa polskiej społeczności na Litwie. Ostatnie ćwierćwiecze to strategiczne partnerstwo pomieszane ze strategiczną oziębłością. Dobrze, że teraz Polskę na Litwie będzie reprezentował prezydent Andrzej Duda.
Czechosłowacja
Ostatnie dni października 1918 roku to moment, gdy swoją niepodległość ogłasza, na gruzach Cesarstwa Austriackiego, Czechosłowacja. Twórcą państwa czechosłowackiego jest Tomasz Masaryk, najważniejszy polityk XX wieku w czeskiej i słowackiej tradycji. Polsko-czechosłowackie relacje, wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi, są w latach przedwojennych fatalne.
Czechosłowacja, łamiąc umowy z Polakami, zajmuje zbrojnie tzw. Zaolzie. Praga przeszkadza Polsce w otrzymaniu dostaw wojskowych z Zachodu podczas wojny z bolszewikami w 1920 r. W Warszawie Piłsudski i Beck właściwie pogardzają Czechosłowacją, nie wierzą w jej przetrwanie. Co ciekawe, podobnie o Polsce myśli Masaryk i jego współpracownicy. Uważają, że Polskę podzielą między sobą Rosjanie i Niemcy. Tragiczny finał historii obu przedwojennych państw przynoszą lata 1938-1939. Najpierw mocarstwa zachodnie oddają część Czechosłowacji Niemcom, a po potem, wiosną 1939 r. zostaje ona włączona do III Rzeszy.
Polska popełnia ogromny błąd, wkraczając na Zaolzie równolegle z wojskami niemieckimi, które zajmują tzw. Sudetenland. Ten krok nie znajduje wytłumaczenia, nawet pamiętając, że polsko-czeskie umowy z początku niepodległości złamali Czesi. Przez chwilę Polacy cieszą się z upadku państwa czechosłowackiego, ponieważ II Rzeczpospolita uzyskuje wymarzoną granicę z "braterskimi" Węgrami. Ale radość trwa krótko: niszcząc Czechosłowację, Hitler ma Polskę w potrzasku, niszczy nasze państwo wspólnie ze Stalinem już we wrześniu 1939 roku, pół roku po wkroczeniu do Pragi.
Po wojnie ponurym echem wkroczenia oddziałów polskich do Zaolzia będzie haniebny udział wojsk komunistycznego PRL w zdławieniu wolnościowego ruchu, nazywanego Praską Wiosną. W 2018 roku przypadnie 50. rocznica wkroczenia wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji oraz 80. rocznica układu z Monachium o rozbiorze tego kraju. Dzisiaj powiew optymizmu: mimo powikłanej przeszłości XX wieku stosunki Polski z Czechami oraz Słowakami wyglądają bardzo korzystnie. Właściwie udało się w relacjach z nimi przełamać "klątwę XX wieku".
Niemcy
Swoje Stulecie obchodzić będą także Niemcy. To będzie Stulecie powstania Republiki Weimarskiej po upadku Cesarstwa Niemieckiego. Demokratyczna niemiecka republika znalazła się niestety na kursie kolizyjnym z Polską. Niemcy po Wielkiej Wojnie 1914-1918 utracili na rzecz nowej, odrodzonej Polski, szereg terytoriów i nigdy nie pogodzili się z tą utratą. Dlatego potraktowali powstanie Polski jako własną klęskę i od samego początku istnienia Republiki Weimarskiej zapowiadali dążenie do zmiany granicy.
Upadek republiki i powstanie totalitarnej III Rzeszy nie pozostawiał złudzeń Piłsudskiemu, który gotów był nawet na rozpoczęcie przez Polskę wojny z Niemcami. Do takiej wojny niegotowa była Francja, nasz najważniejszy sojusznik i dlatego Warszawa zawarła na krótko pakt o nieagresji z Hitlerem. Gdy ten zrealizował swoje pierwsze cele – dokonując Anschlussu Austrii przed unicestwieniem Czechosłowacji, przyszła pora na Polskę.
Katastrofa II wojny światowej i skala zbrodni niemieckich wydawały się na zawsze przekreślać polsko-niemieckie sąsiedztwo i współpracę. A jednak po 1989 r. udało się przełamać "fatalizm wrogości", Niemcy i Polska wspólnie wykorzystały upadek Imperium Radzieckiego - oni się zjednoczyli, a my odzyskaliśmy suwerenność. Z perspektywy stu lat: pamiętając o wrogości, jaka dzieliła Niemcy i Polskę, widzimy, jak wielkim sukcesem współczesnej Polski jest fakt, że zjednoczone Niemcy uznały polskie granice i pogodziły się z utratą Wrocławia, Gdańska czy Szczecina. Sojusz polsko-niemiecki w UE i NATO nie ma podobnego przykładu w historii. Jednak nie sposób nie dostrzec, że w roku Stulecia, stosunki polsko-niemieckie są znowu zimne, a w polskiej debacie wrócił obraz Niemca-wroga, zaś w Niemczech rośnie niezrozumienie Polski. Demony wróciły.
Rosja
Rosja w nadchodzących miesiącach będzie zajęta wyborami oraz piłkarskimi mistrzostwami świata i dlatego nie będzie obchodzić rocznic. Ale o jednej warto wspomnieć, ponieważ dotyczy wydarzenia całkiem niedawnego i jest tu wątek polski. Dekadę temu Rosja najechała na Gruzję i oderwała od tego kraju kawałki terytorium. W sierpniu 2008 roku prezydent Lech Kaczyński pojechał do gruzińskiej stolicy i wsparł Gruzinów. Obecność polskiego prezydenta oraz szefów państw innych krajów mogła ocalić miasto przed wjazdem rosyjskich czołgów.
Stulecie Niepodległości to dla nas szansa na przemyślenie tragicznych dekad konfliktu z Rosją i ZSSR. I wtedy, i teraz Moskwa nie godziła się ze stratami, poniesionymi na skutek I wojny światowej i rewolucji oraz na skutek rozpadu systemu komunistycznego. Wtedy, próbując odzyskać kontrolę nad Polską, Moskwa poniosła dotkliwą klęskę. Zrewanżowała się w 1939 roku i potem, po 1945 roku, kontrolując państwo polskie i wyznaczając jego granice.
Dzisiaj z niepokojem można patrzeć, jak współczesna Putinowska Rosja wraca do retoryki odzyskiwania wpływów i potęgi. Taki rewanżyzm i rewizjonizm kiedyś może uderzyć w nas. Rosyjscy eksperci wyłożą na stół mapy z 1914 roku albo z września 1939 roku. Bez paniki, ale musimy to zawsze mieć w pamięci. Choć to nie powinno powstrzymywać nas, jeśli nadejdzie kiedyś dobry moment, przed nawiązaniem sensownych relacji z Rosją.
Izrael
Jeszcze jeden naród, organicznie związany z Polską, obchodzić będzie ważną rocznicę w tym roku. To Żydzi. W maju minie 70 lat od powstania Państwa Izrael, który jest przedmiotem dumy swoich obywateli oraz Żydów z całego świata, w tym Żydów polskich. Polska ma ogromny udział w postaniu współczesnego państwa żydowskiego. Wśród polskich Żydów ruch na rzecz odbudowy państwa ze stolicą w Jerozolimie, nazwany syjonizmem, stawał się popularny już w końcu XIX wieku, a w przedwojennej Polsce syjoniści mieli znaczące wpływy wśród Żydów oraz w państwie polskim.
Polskie życie żydowskie przed wojną naznaczone było konfliktami między syjonistami, ortodoksami i socjalistami. Żydowskie życie skończyło się katastrofą, gdy Niemcy w okupowanej Polsce przeprowadzili Zagładę. Ale ci, którzy przeżyli Holokaust, często zaraz po wojnie uciekali na Bliski Wschód i walczyli w armii nowego państwa. Bez polskich Żydów i bez Polski nie byłoby współczesnego Izraela.
Inne rocznice
My sami, w Stuleciu Niepodległości, nie możemy zapomnieć o naszych własnych rocznicach z "8" na końcu. Choćby o 1948 roku, początku stalinizacji i rocznicy zamordowania Witolda Pileckiego, bohatera polskiego podziemia. Nie możemy zapomnieć o 1968 r., o protestach studenckich, które są aktem założycielskim polskiej opozycji, choć na pewno w dzisiejszej atmosferze konfliktu spory o Marzec ’68, po pół wieku, będą raczej okazją do kolejnych wojen na słowa. Nie możemy zapomnieć, że Marzec ’68 to początek ponurej czystki antysemickiej i wyjazdu z Polski tysięcy obywateli pochodzenia żydowskiego. Ta strata nie została do dzisiaj zaleczona. Jesienią obchodzić będziemy natomiast radosną datę – 40-lecie – wyboru Karola Wojtyły na papieża, co było milowym krokiem na drodze do odzyskania suwerenności.
Postać polskiego papieża przekracza wszystkie polskie wymiary. Aż dziw bierze, że kompletnie nie umiemy wykorzystać jego nadzwyczajnego dorobku. To także okazja do przemyśleń na Stulecie Niepodległości.