To był czarny czwartek dla ponad pół miliona polskich rodzin.
15 stycznia szwajcarski bank centralny niespodziewanie uwolnił
kurs franka i sprawił, że jego kurs wystrzelił.
„Ida” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego została pierwszym polskim obrazem w historii, który nagrodzono Oscarem w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Z sukcesu „Idy” nie wszyscy się jednak cieszyli.
Mariusz Kamiński został skazany na trzy lata więzienia, jednak zaledwie pół roku później triumfalnie wrócił do świata polityki. Wyrok był nieprawomocny, jednak prezydent na wszelki wypadek postanowił ułaskawić ministra, wywołując tym samym olbrzymie kontrowersje.
Długo wydawało się, że te wybory nie przyniosą niespodzianek, a Bronisław Komorowski reelekcję ma w kieszeni. Po zwycięstwie Andrzeja Dudy w pierwszej turze sztab Komorowskiego już nie otrząsnął się z szoku. Zaskoczeniem okazał się także dobry wynik Pawła Kukiza.
Wieści o tajemniczym niemieckim pociągu pancernym z czasów II wojny światowej, który miał zostać ukryty w Wałbrzychu, obiegły świat. Szybko został połączony z zaginionymi na początku 1945 roku skarbami Breslau i zyskał miano „złotego”. Wybuchła prawdziwa gorączka złota.
Kraje Południa od dawna domagały się pomocy od pozostałej części Unii Europejskiej. Dopiero w tym roku jednak UE udało się przełożyć apele o solidarność na konkretne działania. Podział uchodźców pomiędzy poszczególne kraje stał się w Polsce gorącym tematem kampanii wyborczej.
Rewolucja na scenie politycznej. Wybory parlamentarne
Najpopularniejszym hasłem tegorocznej kampanii była „zmiana”. Wyborcy zdecydowali, że najbardziej odpowiada im ta zaproponowana przez PiS. Na tym jednak się nie skończyło: w Sejmie znalazły się dwie debiutujące formacje, zabrakło natomiast miejsca dla lewicy.
Ścigany od niemal 40 lat. Polska nie wydała Polańskiego
Roman Polański jest ścigany przez amerykański wymiar sprawiedliwości za gwałt na nieletniej od niemal 40 lat. Na początku roku wniosek o ekstradycję Polańskiego trafił do Polski. W październiku krakowski sąd uznał jednak, że jest ona niedopuszczalna.
To był dziwny sezon Agnieszki Radwańskiej. Od stycznia szukała formy,
zmieniała trenerów, odbijała się od ściany. Żegnała się z czołową
dziesiątką tenisistek i witała na nowo.
Mariusz Kamiński został skazany na trzy lata więzienia, jednak zaledwie pół roku później triumfalnie wrócił do świata polityki. Wyrok był nieprawomocny, jednak prezydent na wszelki wypadek postanowił ułaskawić ministra, wywołując tym samym olbrzymie kontrowersje.
Pierwsza poważna batalia pomiędzy partią rządzącą a opozycją stoczyła się o Trybunał Konstytucyjny. Na swoich pozycjach okopali się jednak nie tylko politycy, ale i obywatele, którzy wyszli na ulice, by zademonstrować sprzeciw wobec działań nowej władzy lub poparcie dla niej.
Zbrodnia, która wstrząsnęła Polską. Wyrok ws. zabójstwa w Rakowiskach
Pod koniec zeszłego roku 18-letni Zuzanna M. i Kamil N. z zimną krwią zamordowali rodziców chłopaka. Wyjątkowo bezwzględna, dokonana z premedytacją zbrodnia wstrząsnęła całą Polską. W grudniu zapadł wyrok.
Historyczne zwycięstwo wenezuelskiej opozycji, wybór liberalno-konserwatywnego Mauricio Macriego na prezydenta Argentyny i najcięższy kryzys, z jakim do tej pory musiała się zmagać prezydent Brazylii Dilma Rousseff to wydarzenia, przez które niektórzy już wieszczą koniec epoki lewicowych rządów w Ameryce Łacińskiej.
Oś zaprzyjaźnionych państw - tworzona przez Wenezuelę, Boliwię, Ekwador, Nikaraguę - ciesząca się poparciem Kuby i sympatią Argentyny oraz Brazylii, w latach świetności mogła się rozwijać przede wszystkim dzięki niezwykle korzystnej koniunkturze na rynku surowców. Wenezuela, w której znajdują się największe udokumentowane złoża ropy na świecie, nie szczędziła środków, by wspomagać sojuszników. Pomogła w spłacie argentyńskiego długu, wspierała rozwój "bratnich" państw andyjskich, eksportowała ropę po specjalnych cenach i w ramach korzystnych umów. W zamian zapewniała sobie bezwarunkowe wsparcie, mimo że zaczynała coraz szybciej staczać się w autorytarną przepaść.
Region eksperymentów
Dojście Hugo Chaveza do władzy w 1998 r. stanowiło punkt zwrotny w najnowszej historii Ameryki Łacińskiej. Do jego zwycięstwa zaczęły dochodzić kolejne: w 2000 r. Ricardo Lagos został pierwszym socjalistycznym prezydentem Chile od zakończenia dyktatury Augusto Pinocheta. Dwa lata później władzę w Brazylii zdobył Luiz Inacio Lula da Silva. W Boliwii triumfował Evo Morales, w Ekwadorze Rafael Correa, w Paragwaju Fernando Lugo, w Urugwaju natomiast Jose Mujica. W Argentynie nastał czas małżeństwa Kirchnerów. W 2009 r. rządy lewicowe lub centrolewicowe sprawowały władzę w większości państw regionu. Choć lewicowość w wydaniu każdego z nich była nieco inna, na kontynencie czuć było powiew nadziei i wiarę w to, że ład społeczny można zbudować w ramach modelu konkurencyjnego wobec neoliberalizmu, eksperymenty z którym wielu mieszkańców Ameryki Łacińskiej do tej pory wspomina ze zgrozą. W ciągu ostatnich dziesięciu lat na całym kontynencie z biedy udało się wyciągnąć ponad 70 mln osób. Rzeszom obywateli przywrócona została godność i podmiotowość. Bazując na wspólnej lewicowej ideologii, podejmowano liczne próby integracji państw latynoamerykańskich, która miałaby zapewnić szybszy rozwój i bardziej zdecydowane domaganie się od Waszyngtonu respektowania ich interesów.
Grzechy rządzących
Korzystając z wysokich cen surowców, rządzący zwiększali wydatki na rozbudowane programy socjalne, budując silny elektorat, który sprawił, że odsunięcie ich od władzy wydawało się jeszcze do niedawna niemal niemożliwe. Stopniowo jednak zaczęły wychodzić na jaw grzechy poszczególnych obozów władzy: ekstremalny populizm, tolerowanie przekraczającej wszelkie standardy korupcji, w niektórych przypadkach zawłaszczanie środków masowego przekazu i sądownictwa, niechęć do oddania władzy.
Przede wszystkim jednak, mimo lepszej redystrybucji środków, nie zmieniono zasadniczo systemu, który generuje biedę i ubóstwo. Krytycy argumentują, że idea sprawiedliwości społecznej ograniczona została do doraźnej pomocy ekonomicznej. Nie stworzono również zadowalających rozwiązań dla imponująco powiększającej się klasy średniej, której apetyt stał się coraz większy, a domaganie się poprawy jakości usług publicznych coraz głośniejsze. Dramatyczny spadek cen surowców pokazał, jak wielkim błędem był brak wypracowania nowego modelu gospodarczego, który nie opierałby się w tak dużej mierze na ich eksporcie. Wydawało się jednak, iż sukcesy lewicowych rządów, a – być może przede wszystkim – strach przed przekazaniem władzy neoliberałom sprawi, że ich pozycja jeszcze długo będzie niezagrożona. Sytuacja stała się poważna dopiero w tym roku, do zmian doszło bowiem w kluczowych dla regionu państwach.
W Argentynie zakończył się etap kirchneryzmu (od Nestora i Cristiny Kirchnerów, sprawujących władzę od 2003 r.). Demontaż chavizmu chce rozpocząć w Wenezueli opozycja, która odniosła historyczne zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Największe w historii zmęczenie obywateli tak zwanym petismo (od Partido dos Trabalhadores, partii sprawującej władzę od 2003 r.) można zauważyć w Brazylii.
Wśród pozostałych u władzy przywódców nie widać kandydata, który miałby ochotę wziąć na siebie rolę nowego lidera instytucjonalnej lewicy latynoamerykańskiej. Wiekowi bracia Castro od miesięcy zajęci są procesem odmrażania stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Ekwador i Boliwia już kilka lat temu rozpoczęły realizację własnych projektów rozwoju, będących o wiele mniej zideologizowaną wariacją na temat ideałów rewolucji boliwariańskiej. Choć prezydent Ekwadoru Rafael Correa jest niezwykle krytykowany za swój stosunek do niezależnych mediów i opozycji, realizuje ambitne projekty infrastrukturalne i szuka nowych sposobów na pobudzenie gospodarki. W Boliwii od czasu objęcia władzy przez Evo Moralesa zredukowano liczbę osób żyjących w biedzie, a prezydent zaczął wychodzić poza swój twardy elektorat i zbliżać się do przedsiębiorców. Swoją charyzmą i przywódczym talentem Morales najbardziej przypomina Chaveza, jednak antykapitalistyczną retorykę łączy z pragmatyzmem.
Czas na samokrytykę
Po wynikach pierwszej tury wyborów prezydenckich w Argentynie, kiedy trzeba było zacząć brać pod uwagę zwycięstwo Mauricio Macriego, Morales odgrażał się, że jeśli wygra konserwatywny kandydat, pomiędzy sąsiadami mogą pojawić się konflikty. Zwyciężył jednak pragmatyzm (Argentyna to drugi nabywca boliwijskiego gazu) i miesiąc później uśmiechnięty Morales grał z Macrim w piłkę. Na inauguracji prezydenta Argentyny zgodnie pojawili się wszyscy prezydenci bloku oprócz Nicolasa Maduro. W uroczystościach uczestniczyła natomiast Lilian Tintori, żona najbardziej znanego więźnia politycznego Wenezueli.
Choć na odtrąbienie końca epoki dominacji lewicy w Ameryce Łacińskiej może być za wcześnie, pojawienie się w ostatnich miesiącach gotowych do przejęcia władzy neoliberalnych polityków spowodowało, że niektóre rządy musiały działać w defensywie, szukając sposobu na utrzymanie status quo zamiast zastanawiać się nad nowymi rozwiązaniami (np. Brazylia). Wielu polityków pozostaje u władzy już bardzo długo, a lewicowe ideały zostały wypaczone lub przynajmniej przyćmione przez chęć pozostania u władzy. Wizerunek niektórych nadszarpnęły znacząco liczne afery (Argentyna), populizm i autorytarne tendencje. Osobnym przypadkiem jest Wenezuela, której władza jest całkowicie skompromitowana (patrz podejrzany o związki z narkobiznesem ustępujący przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Diosdado Cabello).
Rok 2015 na pewno powinien stać się dla latynoamerykańskiej lewicy punktem wyjścia do refleksji i samokrytyki. Kolejny natomiast może stać się okazją do nowego otwarcia i odświeżenia sceny politycznej.
Co takiego stało się w tym roku w trzech najważniejszych krajach bloku?
Mimo kierowanych przede wszystkim do najbiedniejszej części obywateli ostrzeżeń, że wraz ze zwycięstwem centrowego Macriego dojdzie do "kataklizmu", po raz pierwszy w historii w wyborach prezydenckich doszło do drugiej tury głosowania. Na Macriego, dotychczasowego burmistrza Buenos Aires, zagłosowało 52,5 proc. wyborców.
Koniec hegemonii
Zwycięstwo Macriego zakończyło dwunastoletnią hegemonię tzw. kirchneryzmu, który rozpoczął się w 2003 r. wraz z objęciem władzy przez Nestora Kirchnera, wcześniej nieznanego ogółowi narodu gubernatora odległej patagońskiej prowincji Santa Cruz. Boom na rynku surowców oraz wysokie ceny soi sprawiły, że Kirchner mógł wyprowadzić na prostą argentyńską gospodarkę po dramatycznym kryzysie z 2001 r. i burzliwym okresie, który po nim nastąpił. Wraz z Hugo Chavezem (Wenezuela), Inacio da Silvą (Brazylia), a później także Evo Moralesem (Boliwia) stworzył na kontynencie silny lewicowy blok, który dał wielu nadzieję na zmiany.
W 2007 r. w wyborach prezydenckich zwyciężyła żona Nestora, Cristina Fernandez de Kirchner, wcześniej zasiadająca w Senacie. Wraz z jej rządami kirchneryzm wkroczył już jednak w inny etap: mniej koncyliacyjny, naznaczony konfliktami z wieloma sektorami (mediami, rolnikami, związkami zawodowymi). Model sprawowania władzy zmienił się jeszcze bardziej po śmierci Nestora, który zmarł w 2010 r. na zawał serca.
Prezydentura Cristiny doprowadziła do ogromnej polaryzacji argentyńskiego społeczeństwa. Przeciwnicy zarzucają jej konfliktogenny, arogancki styl bycia i rządzenia oraz podkreślają, że nie wspiera dialogu.
Zwolennicy cenią z kolei jej waleczną osobowość, ogniste wystąpienia i charyzmę. Gdy w 2011 r. ubiegała się o reelekcję, zagłosowało na nią 54 proc. wyborców. W czasie jej rządów wychodziły też jednak na ulice tłumy manifestujących. Załatanie tego pęknięcia jest zadaniem dla nowego prezydenta, a na pewno nie pomoże mu fakt, że wynik jego kontrkandydata w wyborach był tylko o 2 punkty procentowe gorszy.
Sytuacja bardzo pogorszyła się po światowym kryzysie gospodarczym i spadku cen surowców. Dodatkowo Argentyna ma trudności z zadłużaniem się za granicą, będące skutkiem krachu z 2001 r. Odpowiedzią rządu było zwiększanie wydatków, rozluźnianie dyscypliny fiskalnej i drukowanie pieniędzy. Polityka ta doprowadziła do inflacji na poziomie blisko 40 proc. Są to jednak jedynie szacunki ekonomistów, bowiem oficjalne dane są od wielu lat fałszowane. Trudna sytuacja sprawia, że według zgodnej opinii badaczy w biedzie żyje 29 proc. obywateli. Oficjalne statystyki mówią jednak jedynie o 5 proc. Nowy prezydent nie ma więc łatwego zadania. Brak wiarygodnych danych sprawia, że obejmując urząd, tak naprawdę nie wiedział, co zgotowali mu poprzednicy. Nie pomaga fakt, że na początku grudnia w ministerstwie finansów wybuchł pożar. Zniszczone zostały m.in. komputery, na których znajdowały się dane dotyczące wydatków resortu. Wiadomo na pewno, że gospodarka wymaga radykalnych reform, których nie będzie łatwo przeprowadzić bez stabilnej większości w parlamencie.
Poszło o godzinę i miejsce przekazania insygniów władzy, a skończyło się na emocjonalnym wpisie byłej prezydent na Twitterze, w którym oskarżyła swojego następcę, że w czasie rozmowy był bardzo nieprzyjemny i krzyczał "na kobietę i wdowę". Wielu osobom trudno było w to uwierzyć, Macri uchodzi bowiem za osobę introwertyczną. Kolejny spór dotyczył przekazania oficjalnego prezydenckiego konta na Twitterze, które Cristina niespodziewanie postanowiła zatrzymać.
Nowy prezydent musiał się też już zmierzyć z pierwszą falą krytyki, nominował bowiem dekretem dwóch sędziów Sądu Najwyższego. Ich wybór powinno zatwierdzić natomiast 2/3 senatorów. Macri nie poczekał jednak na powrót Kongresu z wakacyjnej przerwy i zdecydował się na krok, który może budzić wątpliwości, czy jest zgodny z konstytucją.
Dla wielu mieszkańców rewolucja boliwariańska stała się jednak elementem narodowej tożsamości. Bardzo wyraźny był również brak zaufania do opozycji, a w części społeczeństwa wciąż pokutuje przekonanie, że po dojściu do władzy będzie ona chciała cofnąć osiągnięcia rewolucji. Długo wydawało się, że ten impas nie zostanie przełamany.
Obóz władzy na pewno będzie tym zmianom stawiał opór, jednak opozycja zapowiada rozwagę w swych poczynaniach, nie chcąc dopuścić do rozlewu krwi podobnego do tego, jaki miał miejsce w czasie masowych protestów w lutym 2014 r.
Niepomyślne wiatry wieją też dla Maduro na arenie międzynarodowej. Kraje Ameryki Łacińskiej tradycyjnie uciekają od mieszania się w wewnętrzne sprawy sąsiadów, gdyż przywołuje to echa najbardziej mrocznych okresów w historii kontynentu, lecz teraz może się to jednak zmienić. Do tej pory Wenezuela mogła liczyć na przychylność innych członków Mercosur, organizacji gospodarczej likwidującej bariery w handlu pomiędzy państwami członkowskim (w jej skład wchodzą takżei Argentyna, Brazylia, Urugwaj i Paragwaj). Właśnie straciła jednak bardzo ważnego sojusznika, czyli Cristinę Fernandez de Kirchner, która oddała władzę w Argentynie. Nowy prezydent Mauricio Macri chce, by Maduro podpisał tzw. protokół z Asuncion dotyczący praw człowieka, który został stworzony, jeszcze zanim Wenezuela dołączyła do bloku.
BRAZYLIA
"Wreszcie nadszedł czas Brazylii" – rozpływały się w zachwytach jeszcze kilka lat temu światowe media, a ukoronowaniem pasma sukcesów i ostatecznym potwierdzeniem tej opinii miały być dwa wielkie wydarzenia sportowe: mistrzostwa świata w piłce nożnej w 2014 r. oraz igrzyska olimpijskie w 2016 r.
Brazylia miała się czym chwalić. Dzięki programom socjalnym zainicjowanym przez Inacio Lulę da Silvę i kontynuowanym przez obecną prezydent Dilmę Rousseff z biedy udało się wyciągnąć miliony mieszkańców. Konsumpcja rosła, a bezrobocie spadało. W domach tych, którzy wyszli z biedy, pojawiły się smartfony, laptopy i nowoczesny sprzęt AGD. W 2012 r. gospodarka zaczęła jednak przygasać, a kolejne prognozy wzrostu obniżano. W czerwcu i lipcu 2013 r. przez ulice brazylijskich miast przetoczyły się niespotykane od dawna na tę skalę protesty. Mimo to, Dilma Rousseff w październiku 2014 r. ponownie została wybrana na prezydenta Brazylii.
Nie cieszyła się jednak sukcesem zbyt długo. Zaraz potem rozpoczął się dla niej najtrudniejszy okres, od kiedy w 2011 r. przejęła władzę. Wśród powodów kryzysu wymienić można złą sytuację gospodarczą, niezliczone doniesienia o skandalach korupcyjnych i poważny kryzys polityczny. Wszystkie te czynniki wzajemnie się napędzają i sprawiają, że scenariusz dla Rousseff nie wygląda kolorowo.
Opuszczona Rousseff
Ogromny skandal korupcyjny w państwowym gigancie naftowym Petrobras okazał się być studnią bez dna i przez cały rok przynosił nowe informacje o zatrzymaniach polityków, szefów spółek i bankierów. Na początku grudnia dziennik "Folha de Sao Paulo" opublikował wyniki sondażu, z którego wynika, że największym problemem dla Brazylijczyków jest właśnie korupcja. Martwi ich ona bardziej niż kłopoty ze służbą zdrowia, systemem edukacyjnym, bezpieczeństwem, a nawet zła sytuacja gospodarcza. Jednocześnie ten sam sondaż pokazał, że Dilma Rousseff może liczyć na poparcie jedynie 10 proc. ankietowanych.
To właśnie na pani prezydent skupił się gniew opinii publicznej, chociaż korupcja nie dotyczy jedynie Partido dos Trabalhadores, a jej samej nigdy nic nie udowodniono. Stale jest też obiektem bezpardonowych ataków żądnej władzy neoliberalnej opozycji, która poczuła krew i ruszyła do ataku. Z kruchej koalicji wypisuje się ugrupowanie Partido do Movimento Democratico Brasileiro, a jej członek Eduardo Cunha, przewodniczący Izby Deputowanych, sam obciążany podejrzeniami o udział w aferze Petrabras, jest głównym orędownikiem rozpoczęcia procedury odsunięcia prezydent od władzy (impeachment).
Głosy krytyki pojawiają się też w samej Partido dos Trabalhadores. W partii nie podobał się przede wszystkim były już minister finansów Joaquim Levy, który na kryzys gospodarczy zalecał radykalne cięcia. Procedura impeachmentu na razie została wstrzymana, a sama Rousseff wielokrotnie już udowodniła, że potrafi wyjść z opresji. Rok 2015 społeczeństwo brazylijskie kończy jednak wściekłe i zdegustowane klasą rządzącą.