Ostatnich 12 miesięcy na Półwyspie Koreańskim bez wątpienia zapisze się w dziejach nowoczesnego świata. Doszło do pierwszego w historii spotkania przywódców Korei Północnej i Stanów Zjednoczonych. Pierwszy z nich ogłosił gotowość do całkowitej denuklearyzacji, drugi obiecał mu zaś gwarancje bezpieczeństwa. Do przełomu może jednak wcale nie dojść. Negocjacje z Pjongjangiem z końcem roku znalazły się w impasie.
Po pełnym napięć roku 2017, gdy wydawało się, że konfrontacja zbrojna USA z Koreą Północną jest bliżej niż kiedykolwiek w ostatnich dekadach, Kim Dzong Un nieoczekiwanie zmienił politykę. W noworocznym orędziu dyktator zaprezentował swoje łagodniejsze oblicze i zadeklarował gotowość do wznowienia dialogu z Koreą Południową. Jeszcze w styczniu doszło do pierwszych pojednawczych gestów, zaś w lutym do pierwszych spotkań delegacji obu Korei. Półwysep odwiedził również prezydent Andrzej Duda.
Pojawiły się nadzieje na koniec kryzysu w relacjach z Koreą Północną i podjęcie z nią negocjacji. Seul oraz Waszyngton liczyły na denuklearyzację Korei Północnej, w zamian za co Pjongjang oczekiwał m.in. zniesienia dotkliwych sankcji międzynarodowych.
W kwietniu doszło do pierwszych bezpośrednich kontaktów delegacji Korei Północnej i USA, po których reżim w Pjongjangu ogłosił wstrzymanie prób rakietowych i atomowych. Postępy te umożliwiły zorganizowanie historycznego, pierwszego od 11 lat spotkania przywódców obu państw koreańskich i zapowiedź doprowadzenia do formalnego zakończenia stanu wojny pomiędzy nimi.
Przyspieszyły także negocjacje pomiędzy Koreą Północną a USA. Wyraźnie dążący do zbliżenia Pjongjang w maju wypuścił trzech więzionych dotychczas Amerykanów oraz ogłosił zamknięcie swojego głównego poligonu rakietowego. Działania te, choć nie obyło się bez zgrzytów i zwrotów akcji, doprowadziły ostatecznie do pierwszego w historii, bezpośredniego spotkania przywódców USA i Korei Północnej. Kim Dzong Un wyraził wówczas gotowość do pełnej denuklearyzacji swojego reżimu w zamian za zniesienie sankcji międzynarodowych oraz za gwarancje bezpieczeństwa ze strony USA.
Historyczny szczyt Trump-Kim, do którego doszło w Singapurze, umożliwił dalsze odprężenie na Półwyspie Koreańskim. Waszyngton i Seul zawiesiły wspólne manewry wojskowe, Pjongjang zwrócił część szczątków amerykańskich żołnierzy z czasów wojny koreańskiej w latach 1950-1953. Państwa koreańskie zaczęły też przywracać niektóre środki łączności oraz umożliwiły spotkanie rodzin rozdzielonych w wyniku podziału Korei prawie 70 lat temu.
Szybko pojawiły się jednak problemy. Ani Korea Północna, ani USA nie chciały jako pierwsze wykonać zbyt daleko idących ustępstw. W rezultacie negocjacje szły opornie, aż wreszcie znalazły się w impasie, gdy swoją wizytę w Pjongjangu w sierpniu odwołał sekretarz stanu USA. Amerykanie otwarcie stwierdzili, że Kim wciąż nie zawiesił swojego programu atomowego, zaś Pjongjang coraz głośniej uzależniał to od ustępstw ze strony USA.
We wrześniu doszło do kolejnego spotkania przywódców obu państw koreańskich, po którym poinformowano o pracach nad organizacją drugiego szczytu Trump-Kim. Pojawiły się również działania na rzecz obniżenia napięcia w strefie zdemilitaryzowanej.
Pod koniec 2018 roku negocjacje pomiędzy USA a Koreą Północną znajdują się chyba w najtrudniejszym w ostatnich 12 miesiącach, decydującym punkcie, w którym strony muszą sobie zaufać, by wykonać kolejne kroki. Na razie wydaje się to niemożliwe. Wciąż nie ustalono terminu drugiego szczytu Trump-Kim, nie zniesiono międzynarodowych sankcji, a Pjongjang nie wstrzymał swojego programu atomowego. Czy rok 2018 na Półwyspie Koreańskim był więc naprawdę przełomowy? Odpowiedź będziemy mogli poznać dopiero teraz.
Maciej Michałek