Maciej niewiele widział, miał zaklejone oczy. Jego oprawca przyniósł młot, zdjął mu buty i skarpety, złapał za nogę i zaczął walić. Z nóg zaczęła lać się krew, z głowy to samo, bo tam inni uderzali pałkami. Później ktoś przyniósł palnik. Oprawcy torturowali po szkole, ofiara - ich rówieśnik - był przywiązany do słupa.
Codziennie tym chodnikiem maszerują rano urzędnicy – wielki gmach, setki pokojów, a w okolicy – bardzo proszę – biura turystyczne, perfumeria, klub fitness i kilkanaście knajpek, w których do nocy można pić słodkie drinki. Ścisłe centrum Wrocławia – trzeba mieć szczęście, żeby znaleźć miejsce parkingowe.
Który z kierowców, turystów, pań od obsługi klienta, amatorów wyskokowych napojów, sportsmenów by się domyślał, że gdyby spojrzał w górę, w oknie kamienicy naprzeciwko mógłby zobaczyć płomień palnika, może nawet usłyszeć głuchy stukot młota, bo krzyku by nie usłyszał na pewno: Maciej miał w usta włożone własne skarpetki, a wargi zaklejone ciasno czarną taśmą.
Maciej odlicza uderzenia
Skleili mi ręce z tyłu taśmą klejącą, taką czarną, zakleili mi oczy tą samą taśmą. Położyli mnie na ziemi twarzą do podłogi, jednym okiem widziałem trochę, co się dzieje. Wszyscy trzej mnie kopali i uderzali jednocześnie. Pałkami teleskopowymi i kastetami. Raz, drugi, trzeci. Kilkadziesiąt razy. Byłem też uderzany workiem z kamieniami, głównie po nogach i żebrach. Jeden zapalił palnik i zaczął mi przypalać dłoń od wewnątrz, a potem plecy na całej powierzchni. Czułem ból, a potem przestawałem czuć cokolwiek.
Piętro niżej
Strych był zagracony starymi sprzętami, kiedyś zostawiła je firma budowlana, która zbankrutowała. Stare folie, taśmy, narzędzia, nawet zachlapana drabina. Mnóstwo kurzu. Piętro pod strychem już zupełnie inaczej. Jasne wnętrza, nowe łóżka, skandynawski styl, tanio, ale elegancko: hostel w centrum miasta. Właśnie tu na kilka dni przyjechał ze swoją dziewczyną Maciej. Angelice się podobało. Mieli kilka dni dla siebie, tuż przed Bożym Narodzeniem. Zapłacili za pobyt z góry. I pewnie dlatego Maciej z roztargnienia zapomniał, wyjeżdżając na święta, oddać klucza do pokoju – nie musiał regulować w recepcji rachunku.
Święta spędzili osobno. Angelica zadzwoniła po kilku dniach, że przemyślała sprawę, że może trzeba się rozstać. Poznała kogoś? Zakochała się? A może zdradziła? Maciej to mocno przeżył. Wsiadł w pociąg i postanowił spędzić sylwestra we Wrocławiu, włócząc się po rynku.
Maciej wylicza narzędzia: palnik, młot, pałki
Przypięli mnie do drewnianego słupa. Spięli mi ręce z tyłu kajdankami i usiadłem na ziemi. Zaczęli mnie uderzać pałkami, wszyscy równocześnie. Michał przyniósł młot, zdjął mi buty i skarpety, złapał mnie za nogę i uderzył kilka razy w duży palec prawej stopy. A później zaczął uderzać we wszystkie po kolei, w śródstopia. Ze stóp zaczęła lać się krew, z głowy to samo, bo tam uderzali pałkami, potem młotem. Później jeden z nich znów przyniósł ten palnik.
Kto jest na strychu?
Vladimir: Jestem obywatelem Rosji, ale na stałe studiuję we Wrocławiu, chcę skończyć ochronę środowiska. Z reguły dorabiam, roznosząc ulotki. Michała i Szymona poznałem w klubie, może pół roku temu. Oni pracują w hostelu, więc ja tam czasem wpadam, wypijemy piwko, oglądamy telewizję. Dwa razy w życiu byłem nokautowany, bo trenowałem boks, ale już nie trenuję.
Łukasz: Mam tatuaż na prawym ramieniu, to napis: "I will never forget you". Z zawodu jestem kucharzem. Jestem najstarszy z chłopaków, mam trzydzieści cztery lata.
Arkadiusz: Mam osiemnaście lat, uczę się w zawodówce, w gastronomiku. Szymona poznałem w szkole, często się umawialiśmy w hostelu na telewizję. Jestem dobrym uczniem, tak mi się wydaje. Kilka lat trenowałem piłkę ręczną, ale już nie trenuję. Interesuję się historią.
Mateusz: Miejsce urodzenia moje to Nowy Jork. Mam dziewiętnaście lat i od kilku mieszkam już w Polsce, wróciłem, kiedy matka umarła w Stanach na serce. Arka znam z technikum gastronomicznego, ale on zmienił naszą szkołę na zawodówkę. Łukasz to mój kuzyn.
Mnie z nimi tam nie było, bo pisałem sprawdzian w szkole. Ale byłem potem, jak już przywieźli go w bagażniku.
Mateusz
SMS-y
Kiedy Maciej miał włożone w usta własne skarpetki, do Arka i Mateusza przychodziły SMS-y. Jeden od koleżanki - "Jutro matma, czekam od 12.50". Inny - "Jest taka sprawa, że Wiśka idzie na studniówkę z Kacprem". Dobre rady: "Weź strój na wf". Albo: "Masz 4 z wypracowania". Jeden odpisał: "Nie mam teraz jak, jestem zajęty". "A co takiego się dzieje, że Ty czasu się wysypiać nie masz?". "No z tego hostelu wracam o 23 i kładę się o 1, a wstaję o 6 do szkoły".
Maciej poznaje Dariusza
Zgłodniał, włócząc się po rynku w sylwestra, poszedł do baru z hamburgerami, poprosił o najtańszego. Nie przemyślał sprawy: we Wrocławiu już bez szans na nocleg. Dobrze, że kogoś poznał. Może przenocują? Nie, zaraz pójdą do domu. Został tylko Darek. Popijali piwka do rana. A rano Maciej sobie przypomniał, że w hostelu, w którym był kilka dni temu, widział ogłoszenie - za drobną opłatą można się wykąpać. Szkoda tylko, że zapomniał wziąć ze sobą klucz, którego nie oddał na recepcji. Namówił Darka, żeby ten zgłosił ich u pracownika hostelu, że idą pod prysznic, żeby od razu zapłacił, a Maciej poczeka na korytarzu, żeby nikt nie skojarzył go ze zgubionym kluczem. Tak zrobili.
Monitoring nagrał wchodzącego do pomieszczenia mężczyznę, białe sportowe buty, czapka, luźne spodnie. Wchodzi, rozgląda się, nie widzi żadnego recepcjonisty. Zagląda za ladę, sięga po komputer, który leży na stoliku, chowa pod kurtkę i wychodzi. Zaraz powie Maciejowi, że nikogo nie ma, wyjdą z hostelu. Każdy w swoją stronę – Maciej pójdzie na pociąg do małej miejscowości, w której mieszka jego ojciec. Dariusz – nie wiadomo gdzie.
Maciej prawie mdleje
Jeden palnikiem zaczął przypalać mi nogi, skórę głowy, drugi założył kastet i walił mnie po żebrach, wszystko mi się już miesza, bo prawie mdlałem z bólu. Podniósł moją rękę do góry jak skrzydło i walił kastetem po żebrach. Inny złapał moją dłoń, wygiął jeden z palców do tyłu tak, że aż usłyszałem trzaśnięcie, jak się łamał.
Bagażnik
Mateusz: Obudziłem się w sylwestra i dowiedziałem się od cioci, która jest właścicielką hostelu, że ktoś ukradł laptopa. Zdenerwowałem się. Przyjechałem i zobaczyłem na monitoringu dwóch facetów, a jednego skojarzyłem, że kilka dni wcześniej nie oddał nam klucza do pokoju. Zadzwoniłem po kolegę, po Arka, żeby przyjechał i pomógł szukać złodzieja.
Vladimir: W Nowy Rok odsypiałem kaca po sylwestrze. Ale koledzy poprosili mnie, żebym pomógł im odebrać laptopa: jakiś facet ukradł komputer z recepcji. Mieliśmy jego dane, bo wcześniej tam spał. Miejscowość, twarz, bo nagrał go monitoring. Kilka dni później się umówiliśmy, zjedliśmy kebaby i pojechaliśmy, pokazaliśmy miejscowym wydruk, za sto złotych wskazali, gdzie mieszka nasz złodziej. Miałem ze sobą replikę broni Uzi. Powiesiłem ją na sznurku pod kurtką. Pokazałem mu tę atrapę, powiedziałem, że idziemy, a jak będzie uciekał, to będę strzelać.
Mateusz: Mnie z nimi tam nie było, bo pisałem sprawdzian w szkole. Ale byłem potem, jak już przywieźli go w bagażniku. Jedliśmy razem wszyscy obiad, który zrobiła ciocia, ona nie wiedziała, że na dworze w samochodzie jest zamknięty ten człowiek.
Łukasz: Kiedy wróciliśmy i kazaliśmy mu powiedzieć, gdzie jest laptop, on odpowiedział, że nie wie, bo go nie ukradł, no to nam puściły nerwy. Zaprowadziliśmy go na strych.
Maciej pamięta wodę
Potem któryś przyniósł kabel. Włożył go z jednej strony do gniazdka, z drugiej przyłożył do moich stóp. Nic się nie stało, więc ktoś pobiegł po wodę. Polali nią mnie, a potem znów przyłożyli kabel. Poczułem silne rażenie prądem. Kilka razy, po kilka sekund. A potem dostałem gazem po oczach.
Cisza
Mateusz: Po obiedzie pojechaliśmy wszyscy windą na piąte piętro. Na strych. Maciej nie wyrywał się, nie krzyczał. Vladimir uderzył go pałką w ręce, potem wyłamał mu palca. Wtedy też nie krzyczał, nie wydawał z siebie dźwięków. Ale miał zaklejone usta.
Łukasz: Ja go uderzałem, żeby go przestraszyć. W żadne uderzenie nie włożyłem maksimum siły.
Vladimir: Mateusz włożył kastet i bił chłopaka po głowie. A my we trójkę go kopaliśmy. I zadawaliśmy ciosy rękami.
Mateusz: Buchałem palnikiem, opalałem mu ręce, nogi. Potem Vladimir wziął kable, chyba ja polałem mu nogi wodą, a Vladek raził prądem. Nie chcieliśmy mu zrobić krzywdy. Wszystko trwało może dwie godziny.
Ja go uderzałem, żeby go przestraszyć. W żadne uderzenie nie włożyłem maksimum siły
Łukasz
Vladimir: Rozkuliśmy go, miał dzwonić do znajomych, kto mu da pieniądze za laptopa, 3 tysiące złotych, ktoś mówił, że jeszcze 8 zadośćuczynienia. I raziliśmy dalej. Wtedy doszło do spięcia, w całym budynku poszedł prąd.
Mateusz: I wpadła na górę zdenerwowana ciotka, co my tu robimy. Maciej skorzystał, rzucił w nas drabiną, zastawił nas i uciekł. To my się rozeszliśmy też. Pojechałem do Arka, ale tam zorientowałem się, że zabrałem ze sobą klucz na strych i wróciłem do hostelu. Na dole byli policjanci i mnie aresztowali.
Knajpka, potem pogotowie
Daria miała mieć spokojny dyżur. Mała knajpka, mało zamówień, może ludzie dojadają jeszcze po świętach? Kto by miał ochotę na pizzę? Wieczorem wszedł jeden człowiek, ale nie siadł przy stoliku, nie podszedł do baru, pobiegł prosto do toalety. Daria się przestraszyła, chyba widziała krew. Z kucharzem weszli do łazienki, Maciej stał przy umywalce, opierał się, ciężko dyszał. Daria osłabła, wyszła natychmiast, żeby nie zemdleć i zadzwoniła po pogotowie. Jej kolega usłyszał tylko: Młotkiem, bili mnie młotkiem.
Ratownicy przyjechali szybko. Zanotowali potem: Pacjent zastraszony, nic nie mówił, po badaniu wykryliśmy liczne rany tłuczone, deformację głowy, zasinienia, krew lecącą z uszu, rany po przypalaniu na całym ciele, bóle w okolicy nerek, połamane palce rąk, nóg.
Areszt
Mateusz: Nie wiem, co nami kierowało. Jesteśmy normalną rodziną. Proponuję zadośćuczynienie, trzy tysiące złotych. Chciałbym przeprosić.
Vladimir: Nie chcę spędzić młodego życia w więzieniu. Nie podoba mi się w areszcie.
Łukasz: Żałuję, że to zrobiłem. Ja wtedy czułem jakąś niesamowitą bezsilność.
Arek: Byłem w szoku.
Wyrok bez rozprawy
Sąd na kilkunastu stronach rozpisał tortury, którym poddano chłopaka, który zgubił klucz do pokoju z hostelu. Zgodził się z prokuratorem, który postawił wszystkim zarzuty pozbawienia wolności innego człowieka, grożenia pozbawieniem życia i ciężkiego pobicia.
Nie chcę spędzić młodego życia w więzieniu. Nie podoba mi się w areszcie.
Vladimir
Łukasz trafił za kraty na cztery lata, Mateusz na dwa, a Vladimir na dwa i pół. Zostali skazani bez rozprawy, wyrok uprawomocnił się 29 kwietnia. Nie było apelacji, przyznali się do winy. Inaczej niż ich kolega Arek, który zeznał, że ani razu nie uderzył pokrzywdzonego. W jego sprawie toczyć się będzie postępowanie, grozi mu za te same zarzuty do pięciu lat więzienia.
Za kratami zaraz będą wszyscy – Arek w areszcie czeka na rozprawy, Vladimir i Łukasz już odbywają karę, a jedyny, któremu uchylono areszt w czasie postępowania – Mateusz – do więzienia ma się stawić 3 lipca.
Maciej przeżył. Wyszedł ze szpitala. Dariusza nigdy więcej nie spotkał – tak zeznał policjantom, którzy ciągle prowadzą postępowanie w sprawie skradzionego laptopa.