Jest drogo? Niebezpiecznie? Nic podobnego! Mają pyszne jedzenie, policjanci są mili i uśmiechnięci a kibice przyjaźni - dowodzi na swoim wideo blogu brytyjski nastolatek Theo. Przyjechał na mundial i został gwiazdą tamtejszych mediów. Nie tylko on uwierzył, że Rosja to wspaniały kraj.
- Kto wygrał mundial? My, Rosjanie, a najbardziej Putin – słyszę w Moskwie dzień po finale. I faktycznie - gdyby nie wpadka z brakiem parasoli podczas wręczania pucharu świata, wszystko, co przygotowali organizatorzy, zasługuje tylko na jedno słowo: otliczno! (doskonale!).
Potwierdzają to setki tysięcy zadowolonych, dlatego Duma w trybie pilnym, i na osobiste życzenie Putina, ma się zająć przedłużeniem bezpłatnych "paszportów kibica" do końca roku, żeby każdy mógł do gościnnej Rosji przyjechać jeszcze raz. Festiwal sukcesu trwa, a rządowe media wyławiają każdy gest zachwytu nad Rosją i jej mieszkańcami. Jak szybko można zostać bohaterem, pokazuje historia brytyjskiego nastolatka.
Theo podbija Rosję
Theo Ogden jest zagorzałym kibicem, o czym regularnie opowiada na swoim wideoblogu. Bardzo chciał jechać na mundial, ale sprzeciwiała się matka, a koledzy dziwili się, że w ogóle wpadł na taki pomysł. Rosja to przecież niebezpieczny kraj, gdzie może niedźwiedzie już nie grasują po ulicach, ale najpierw obedrze cię z kasy taksówkarz, potem zapłacisz fortunę za hotel, a na końcu niemal otrujesz się tłustym jedzeniem.
O wszystkim tym londyński nastolatek opowiadał na blogu, który jeszcze miesiąc temu obserwowało kilka tysięcy osób. Ostatecznie Theo do Rosji pojechał z ojcem i pewnie byłby jednym z blisko 800-tysięcznej rzeszy zagranicznych kibiców, gdyby nie opublikował trwającego kwadrans filmiku pod tytułem: "10 brytyjskich mitów na temat Rosji".
Theo z ojcem żywiołowo wyliczają w nim kolejne przestrogi przed tym, co według brytyjskiej prasy miało ich spotkać na Wschodzie, i zderzają je z tym, czego faktycznie doświadczyli. Widzimy ich zatem w rosyjskiej taksówce, podczas degustacji rosyjskiego jedzenia i jak w towarzystwie innych kibiców świętują z kieliszkiem wódki zwycięstwo Rosjan nad Hiszpanami. Pełno w filmie serdecznych gestów miejscowych kibiców i zwykłych mieszkańców Moskwy, Kaliningradu czy Samary.
Rosyjskie media nie mogły dostać lepszego prezentu: o blogu Theo pisano i mówiono wszędzie, a liczba subskrybentów jego kanału przekroczyła sto tysięcy. Odcinek o mitach w wersji oryginalnej ma ponad pół miliona odsłon na YouTubie, a liczba wyświetleń wersji z rosyjskimi napisami osiągnęła w ciągu ledwie dwóch tygodni prawie 800 tysięcy.
Theo obala antyrosyjskie mity
Gdzie tkwi tajemnica sukcesu? Na kilka dni przed finałem Theo i jego ojciec Steven zostali bohaterami talk show "Czas pokaże" nadawanego w Pierwszym Kanale rosyjskiej telewizji. Prowadzący, przez pół godziny cytując wypowiedzi młodego Anglika, rozprawiali się z kolejnymi "mitami" i udowadniali, jak bardzo pomylił się świat.
Jest drogo? Nic podobnego! Za cenę przejazdu taksówką z lotniska do centrum Londynu w Rosji możesz podróżować przez tydzień. Niezdrowe jedzenie? Bzdura! Barszcz, kotlety czy osławione pielmieni to niebo w gębie, a jak się boisz, to na każdym kroku znajdziesz popularne fast foody. Na dodatek mili policjanci, uśmiechnięci i kompetentni wolontariusze oraz cudowna pogoda.
Kolejnym zachwytom Anglika nie było końca, gdy opowiedział, jak pod stadionem, na którym grali Anglicy, jeden z Rosjan spontanicznie zaproponował mu darmowy bilet (przydarzyło się to też jednemu z naszych rodaków), żeby obejrzał swoją drużynę, bo przecież "po to tu przyjechał".
Rosyjski sen Theo to czysty przypadek? Jeden z rosyjskich portali ujawnił, że Steven Ogden, ojciec blogera, przez kilka lat mieszkał w Sankt Petersburgu, pracując dla rosyjskiej firmy z sektora surowcowego.
Świat zachwycony
Trudno jednak nie zauważyć, że zachwyt nad organizacją i atmosferą rosyjskiego mundialu jest podzielany przez większość przybyłych tu kibiców. Może tylko ci, którzy mylili podobne do siebie nazwy (dla obcokrajowca Niżnyj czy Wielikij Nowgorod to niemal to samo, choć w praktyce oznacza dodatkowe ponad tysiąc kilometrów), albo liczyli, że przy okazji awansu swoich mogą sobie poskakać po policyjnych samochodach, wyjechali z Rosji z mieszanymi uczuciami i paroma siniakami.
Reszta jest zachwycona. Popularny meksykański dziennikarz Carlos Mota z TV Azteca Rosję odwiedził pierwszy raz. Bez większych obaw, z ciekawością. - Duże wrażenie wywarła na mnie Moskwa, miasto nowoczesne i rozwinięte. Rosjanie starali się być przyjaźni wobec wszystkich, którzy odwiedzają w tym czasie ich kraj - wspomina tydzień ukoronowany sukcesem Meksyku nad Niemcami i przeżyciem porażki Polski, której także kibicował, bo jego żona jest Polką.
Oczarować dał się też Marc Bennetts, autor książek "Football Dynamo" i "Dokopać Kremlowi". Na łamach "The Moscow Times" brytyjski publicysta napisał wprost: nie oczekujcie i nie żądajcie od dziennikarzy tylko złych opinii o Rosji.
Bennetts opowiada, że choć obraz korupcji, nadużywania władzy, biurokracji i chuligańskich rozrób jest prawdziwy, to jednak podczas mistrzostw zwyciężyły w przekazie obrazki uśmiechniętych ludzi, pełnych restauracji i kawiarni, dających chwilę wytchnienia parków, znakomicie kursującego metra oraz genialnych muzeów. Mundial w Rosji »
Pudrowana rzeczywistość
Sam doświadczyłem takiej Rosji, udając się do Niżnego Nowgorodu bez paszportu, który zwyczajnie został w moskiewskim mieszkaniu kolegi. Podczas jazdy Sapsanem (odpowiednik naszego Pendolino) imienny bilet potwierdziłem polskim dowodem osobistym, ale na zaplanowany powrót samolotem nikt ze znajomych nie dawał mi szans. "Nie wpuszczą cię, nie ma takiej opcji, w Rosji bez paszportu nie istniejesz" – przekonywali.
Poproszony o dokumenty podczas odprawy podałem jedynie "paszport kibica", starając się poważnie oznajmić, że wszędzie mówiono, iż to podczas mistrzostw wystarczy. Ku mojemu zdziwieniu pani tylko pokręciła głową, przybiła pieczątkę i skomentowała całość krótkim: Ech, wy bolelszcziki (kibice).
Zagraniczni kibice także wyjeżdżali z Rosji z przekonaniem, że wszyscy mundurowi, od młodych kadetów Rosgwardii po smutnych granatowo-niebieskich OMON-owców, nie marzą o niczym innym niż o zdjęciu z obcokrajowcem, a plac Czerwony czy główne ulice kolejnych miast to najlepsze miejsce do nieustających i głośnych imprez.
"Nowa Armia Putina" spacyfikowana
Pytam kilku rosyjskich dziennikarzy, czy faktycznie wszyscy w Rosji czekali na mundial z radością, bez jakichkolwiek obaw. Ariadna Rokossowska z rządowej "Rosyjskiej Gazety" przypomina wydarzenie z mundialu w 2002 roku, kiedy Sborna zaraz na początku odpadła, a w Moskwie zaczęły się zadymy i rozróby.
- Rzucano butelkami w witryny sklepów, przewracano samochody, a przecież mundial był wtedy w Korei i Japonii! Więc obawialiśmy się czegoś podobnego i to na większą skalę, bo i szans naszym piłkarzom nie dawano zbyt wielkich - tłumaczy. Tymczasem rosyjscy piłkarze zagrali znacznie powyżej oczekiwań, co jakoś też przełożyło się na atmosferę.
Strach przed wojną z kibolami potwierdza inny moskiewski dziennikarz, Aleksiej Zabrodin. - Przecież na Euro w Polsce i na Ukrainie oraz w 2016 roku we Francji regularnie pojawiały się wieści o bójkach i burdach, zresztą często z udziałem Rosjan.
Michaił Fatiejew, wykładowca w Instytucie Kina i Telewizji w Petersburgu, trochę przekornie pyta: - Widziałem, jak w polskim internecie rekordy popularności bił filmik pokazujący Polaków pod murami Kremla śpiewających "gramy u siebie, Polacy gramy u siebie". Jak myślisz, jakie byłyby w Polsce komentarze, gdyby podczas Euro 2012 Rosjanie zaczęli śpiewać pod Pałacem Kultury "Kalinkę" albo rosyjski hymn?
Do żadnych starć na większą skalę nie dochodziło, a rosyjscy fanaci, czyli kibole, zostali wręcz spacyfikowani.
Jeszcze rok temu Wszechrosyjski Związek Kibiców miał status organizacji stowarzyszonej z Rosyjską Federacją Piłkarską, a jego dzielni liderzy określali się mianem "Nowej Armii Putina". Jednak ich mentor stracił nagle słabość do ludzi pokroju Aleksandra Szprygina (jako szef fanatów w Polsce prowadził w 2012 roku marsz po moście Poniatowskiego, cztery lata później deportowano go z Marsylii za wywołanie bójek z Anglikami), a cenione dotąd za patriotyzm i odwagę środowiska kibiców Sbornej otrzymały od władz bardzo czytelny przekaz: trzymajcie się od mundialu z daleka.
- Władze Zenita Sankt Petersburg zapowiedziały, że za samo zatrzymanie przez policję podczas mundialu będzie kibolom groził dożywotni zakaz stadionowy - opowiada Michaił Fatiejew. I faktycznie, przez miesiąc niemal nigdzie nie można było spotkać ani jednej grupki osławionych fanatów, czemu służyła nie tylko bardzo dokładna kontrola przed wejściem na stadion, ale i wcześniejsza weryfikacja wszystkich kibiców. Żeby pojawić się na meczu, poza biletem trzeba było posiadać specjalny identyfikator - bezpłatny Fun ID. Na żadnym ze stadionów nie zapłonęła nawet ani jedna raca, choć nietrudno je na trybuny przemycić.
Soft power Kremla
Wszechobecne w Rosji pomniki Lenina dla nas, Polaków, są co najwyżej przypomnieniem smutnej historii. Sami Rosjanie coraz częściej przestają traktować je jak jakąś relikwię, ale nikomu nie przyszłoby do głowy ich zburzenie. Po prostu są. Zawsze w najlepszych, centralnych miejscach miast, dominujące nad kolejnymi placami i skwerami. Jednym słowem - świetne miejsce do zorganizowania tam kibicowskiej imprezy, w czym dominowali przybysze z Ameryki Południowej. Lenin (dyskretnie chroniony przez policję) tonął w kolorowych szalikach i hałasie rytmicznych, latynoskich piosenek.
Ale podczas mistrzostw wydarzyło się jeszcze coś innego. To masowe przeniesienie komunistycznych symboli do sfery popkultury. Uśmiechnięta dziewczyna z głównego deptaka Moskwy, na którym spotykali się wieczorami i nocami kibice, nie ukrywała, że różnokolorowe, stylizowane na tradycyjne, uszatki szły jak przysłowiowa woda po tysiąc rubli za sztukę (około 70 złotych).
Podobnym wzięciem cieszyły się sowieckie furażerki czy oficerskie czapy z wielkimi rondami, koniecznie ozdobione czerwonymi gwiazdami z sierpem i młotem. Swoich wielbicieli znajdowały także koszulki z podobizną Putina (w czym gustowali zwłaszcza Serbowie) oraz czerwone bluzy z napisem "CCCP".
Kiedy rozmawiam o tym z Dmitrijem Babiczem, dziennikarzem rządowej agencji Rossija Siewodnia, ten najpierw się dziwi, że w ogóle zwróciłem na to uwagę. - Dla nas te czapki to nie jakieś symbole komunistyczne, tylko historyczny gadżet, obecnie bardziej z kategorii popkulturowej, już bez ideologii – wyjaśnia.
Dla mnie to "soft power Kremla", dzięki czemu czerwone gwiazdy i charakterystyczne symbole sierpa i młota już nie będą odwoływać się do czasów opresyjnego terroru, ale staną się zwykłym gadżetem.
Podobne znaczenie miało skandowanie "Rossija, Rossija!", niemal na każdym meczu, zwykle w drugiej połowie spotkania. Zaczynali oczywiście Rosjanie, ale potem skandował cały stadion i to niezależnie, czy akurat grali Polacy, Niemcy, Iran, Brazylia, czy ktokolwiek inny.
Bojkot, którego nie było
Kiedy wiosną w Wielkiej Brytanii otruto byłego rosyjskiego szpiega Siergieja Skripala, kraje Unii Europejskiej dość solidarnie odpowiedziały na wezwanie Londynu, wydalając rosyjskich dyplomatów. Brytyjczycy zapowiedzieli także, że nikt z władz ani z rodziny królewskiej nie pojawi się na meczach reprezentacji Anglii. Dość szybko premier Theresa May otrzymała poparcie ze strony Islandii i Australii, których rządy również zapowiedziały bojkot mundialu. Inni przywódcy unikali jednoznacznych deklaracji, ale kiedy wezwało do tego 60 posłów do Parlamentu Europejskiego, to widmo bojkotu mundialu zaczęło krążyć nad Kremlem.
Jeszcze w dniu inauguracji lista oficjalnych głów państw przypominała kiepski żart: obok Putina i króla Arabii Saudyjskiej zasiedli przedstawiciele takich potęg jak Abchazja czy Osetia Południowa plus kilku prezydentów z krajów Afryki i Azji. Ale im bardziej rozkręcały się mistrzostwa, tym więcej pojawiało się znanych twarzy i ważnych gości.
Niepisaną solidarność UE złamała jako pierwsza prezydent Chorwacji, która od fazy pucharowej stawiała się niemal na każdym meczu swoich Vatreni. Hiszpanie i Belgowie, chcąc zachować minimum dystansu, wysłali swoich monarchów. Reprezentacje Polski i Niemiec pozbawiły swoich politycznych liderów szansy testu na nieugiętość, odpadając po fazie grupowej.
Im bliżej było końca, tym ważniejsi politycy machali do widzów z piłkarskich aren, czym wyróżniała się finałowa para Emmanuel Macron - Kolinda Grabar-Kitarović. Nikt z polityków ani koronowanych głów za to specjalnie nie krytykował ani tym bardziej nie hejtował. Dominowało przekonanie, że futbol rządzi się swoimi prawami.
Na protestacyjne gesty nie pozwalali sobie także sami zawodnicy. Wyjątkiem (do dziś nie wiadomo, na ile zaplanowanym) było zadedykowanie przez Chorwata zwycięstwa nad Rosją Ukrainie. Domagoj Vida stał się od razu bohaterem ukraińskich mediów, a samym incydentem zajęła się FIFA. Wprawdzie on sam potem przyznał w rozmowie z rosyjskim dziennikarzem, że to była jedynie oszybka, czyli pomyłka, ale podczas dekorowania wicemistrzów świata jako jeden z nielicznych nie podał Putinowi ręki.
Prawie niezauważenie przeszły także nieliczne próby zorganizowania antyputinowskich manifestacji, do których nawoływał lider opozycji Aleksiej Nawalny, czy wywieszenia na jednym z mostów prowadzących do placu Czerwonego transparentu na cześć więzionego ukraińskiego reżysera Olega Sencowa (skazanego na wieloletnie więzienie w łagrze na północy Rosji). Takie wydarzenia istniały głównie w mediach społecznościowych. Michaił Fatiejew przyznaje, że w Rosji stosunkowo mało ludzi wie o losie reżysera i naiwnością było oczekiwać, że przy okazji mistrzostw Putin wypuści go z więzienia.
Popularny jak Putin
Rosyjscy dziennikarze zgodnie twierdzą, że mundial przyniesie Putinowi tylko dodatkowe punkty popularności - i to pomimo podniesienia w tym samym czasie wieku emerytalnego, wzrostu podatku VAT i wręcz skoku cen benzyny, a co za tym idzie kosztów życia.
Dmitrij Babicz uważa, że, organizując tak wielkie imprezy, Putin chce zintegrować rosyjską elitę z Zachodem, a kraj zyska na tym świetny PR. Mimo że impreza kosztowała ponad 10 miliardów dolarów, a zarobiła około trzech miliardów, to powszechnie twierdzi się, że to świetnie wydane pieniądze.
Brytyjski publicysta Marc Bennetts radził kibicom, żeby - jeśli chcą wyrobić sobie własne zdanie o Rosji - starali się poznać jak najwięcej realiów zwykłego życia. Problem w tym, że Rosja podczas mistrzostw stała się na miesiąc zupełnie innym krajem.
- Putin to gracz. Właśnie jesteśmy świadkami, jak sprytnie was okiwał - mówi mi jeden z rozmówców.
Autor przygotowuje aktualnie książkę o współczesnej Rosji.