Dla jednych zabawa w Boga i niedopuszczalne przekraczanie granic, dla drugich wybawienie od tęsknoty za ukochanym pupilem. Komercyjne klonowanie zwierząt, choć kontrowersyjne, staje się lukratywnym biznesem.
Około 100 tys. dolarów, czyli niemal 400 tys. złotych trzeba obecnie zapłacić za sklonowanie swojego psa czy kota. To wprawdzie pokaźna kwota, ale chętnych nie brakuje. Komercyjne klonowanie zwierząt to opłacalny biznes, szczególnie, że w niektórych miejscach na świecie (patrz Unia Europejska) taki proceder jest zakazany. Okazję wykorzystują więc Azjaci, którzy w klonowaniu domowych zwierzaków nie widzą nic złego.
Z nauki do biznesu
Wróćmy jednak do początków. Pierwszego klonowania domowego psa dokonali w 2005 r. południowokoreańscy uczeni. Ich wysiłkiem na świat przyszedł chart rasy afgańskiej. Nazywał się Snuppy. Zwierzę miało długie, czarne włosie i białą plamę na torsie.
Uczeni z Seoul National University zapewniali wtedy, że ich osiągnięcie będzie służyło wyłącznie do celów naukowych, a nie klonowaniu zwierząt dla potrzeb domowych. Jednak już wtedy podejrzewano, że trudno będzie powstrzymać komercyjne firmy, które będą oferować miłośnikom zwierząt klony ich pupili.
Na realizację tego scenariusza nie trzeba było długo czekać. Na początku 2009 r. świat obiegła informacja, że Nina i Edgar Otto z Florydy są właścicielami prawdopodobnie pierwszego sklonowanego komercyjnie psa. Za stworzenie żółtego labradora, który wabi się Sir Lancelot Encore, zapłacili 155 tys. dolarów. Małżeństwo wydało tak pokaźną sumę za klonowanie pupila, bo bardzo mocno tęskniło za pierwowzorem – Sir Lancelotem, który rok wcześniej zdechł z powodu nowotworu. Co ciekawe, państwo Otto doczekali się już nawet psiego potomstwa. Sir Lancelot Encore w 2012 r. spłodził ósemkę zdrowych szczeniąt.
Lekarstwo na złamane serce
Przypadek z Florydy nie jest oczywiście jedynym. Kilka miesięcy temu brytyjskie media opisywały pierwszy przypadek klonowania psa dla właścicieli z Wielkiej Brytanii. Mowa o Laurze Jacques i jej partnerze Richardzie Remde, którzy za kopię zdechłego w czerwcu ubiegłego roku psa zapłacili 100 tys. dolarów. Para również zdecydowała się na tak drogą usługę ze względu na tęsknotę. – Był z nami od szczeniaka. Był dla nas jak dziecko. Był moim całym światem – mówiła "Guardianowi" Laura.
Był z nami od szczeniaka. Był dla nas jak dziecko. Był moim całym światem
Laura Jacques
Proces klonowania przeprowadziła południowokoreańska firma Sooam, która dotąd sklonowała już ponad 700 psów dla klientów komercyjnych. Na jej stronie internetowej możemy przeczytać, że psy towarzyszą ludziom od tysięcy lat. Są ich protektorami i przyjaciółmi, ale ich długość życia jest dużo krótsza niż ludzi. Jednak firma jest w stanie przedłużyć relację człowieka z psem i przywrócić wspomnienia. "Nie tylko klonujemy psy, ale również leczymy złamane serca" – brzmi hasło firmy.
Slogan południowokoreańskiej firmy musi brzmieć niezwykle zachęcająco dla pogrążonych w smutku właścicieli pupili, które niedawno odeszły. Jednak jak tłumaczy prof. Ewa Bartnik, genetyk z Instytutu Genetyki i Biotechnologii Uniwersytetu Warszawskiego, zwierzęta po sklonowaniu wcale nie muszą być takie same. Badaczka podkreśla, że ich wygląd zewnętrzny nie zawsze jest tożsamy, a np. pierwszy w historii sklonowany kot miał inaczej ułożone łaty na futrze niż jego pierwowzór, czyli dawca materiału genetycznego.
Podobny, ale inny
– Oczywiście klonowane zwierzęta mogą być bardzo podobne, ale nie ma takiej pewności. Mogą się odrobinę różnić, bo nie każda z naszych cech jest wyłącznie determinowana przez geny. Wiele zależy również od wpływów rozwojowych, czyli np. odżywiania, warunków czy samicy, która nosi tę ciążę – wyjaśnia prof. Bartnik. Dodaje, że w niektórych przypadkach zwierzęta sklonowane są obarczone wadami genetycznymi. – A to może wpłynąć np. na długość życia sklonowanego zwierzęcia – podkreśla.
Oczywiście klonowane zwierzęta mogą być bardzo podobne, ale nie ma takiej pewności
Prof. Ewa Bartnik
Osoby, które chciałyby sklonować swojego pupila, bo tęsknią za jego zachowaniem, czyli np. charakterystycznym merdaniem ogona, mogą być rozczarowanie. Prof. Bartnik wyjaśnia, że nie ma żadnej gwarancji, iż ich nowe zwierzę będzie zachowywało się tak samo jak pierwowzór.
– Niemal na pewno taki sklonowany kot czy pies nie będzie zachowywał się tak samo jak ten, z którego komórek go sklonowaliśmy – tłumaczy badaczka.
Fabryka klonów
Takie argumenty zapewne i tak nie zniechęcą zwolenników klonowania zwierząt domowych. Doskonale wiedzą to Chińczycy, którzy już grubo ponad dekadę temu wyczuli interes w komercyjnym kopiowaniu pupili. Teraz chcą pójść dalej i budują największą na świecie fabrykę klonowania zwierząt. Według zapowiedzi za kilka miesięcy ruszy tam masowa produkcja m.in. psów, kotów czy koni wyścigowych. Centrum warte około 30 mln dolarów na początek będzie tworzyć 100 tys. embrionów rocznie. Docelowo ma osiągnąć poziom miliona. Dzięki masowej produkcji niższa będzie też cena.
W przyszłym roku klon dowolnego psa będzie można zamówić już za około 75 tys. dolarów - o połowę mniej, niż zapłacili państwo Otto z Florydy za kopię Sir Lancelota i o jedną czwartą taniej, niż wynoszą obecne stawki.
Zabawy w Boga
Wprawdzie niższe ceny mogą sprawić, że w przyszłości klonowanie zwierząt będzie powszechne, jednak cały proces wciąż budzi mieszane uczucia i wiele kontrowersji. Tak zresztą było od samego początku, czyli 1997 r., kiedy ogłoszono, że dokonano pierwszego w historii klonowania zwierzęcia, czyli słynnej już owcy Dolly. Teraz pytania o moralny i etyczny wymiar powracają i to w masowej skali, bo taka właśnie ma być produkcja klonów w Chinach.
Dla prof. Ewy Bartnik komercyjne klonowanie zwierząt, jak w fabryce, jest okropne. – Ludzie chcą mieć dokładnie takie samo zwierzątko, jak mieli wcześniej, ale nie wiedzą, że to nie będzie to samo. Nie musi mieć takiego samego charakteru, bo nie zależy to wyłącznie od genów – mówi genetyk.
Klonowania kotków i piesków na własne potrzeby nie rozumiem
Prof. Ewa Bartnik
– Trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której ktoś chce mieć takiego samego psa, ale przecież to nie będzie ten sam. Klonowania kotków i piesków na własne potrzeby nie rozumiem – dodaje.
To niemoralne?
W klonowaniu zwierząt żadnych przeszkód nie widzi zaś prof. Jacek Hołówka, etyk z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Hołówka uważa, że nie ma nic niestosownego w tym, że ktoś chce stworzyć kopię swojego ulubionego pupila.
– Nie ma żadnych moralnych przeszkód opartych na emocjach, aby zwierzęta klonować, bo nie ma istotnej różnicy między replikacją, która ma charakter genetyczny, i replikacją, która ma charakter produkcyjny. Nie widzę żadnych przeszkód w klonowaniu zwierząt – podkreśla prof. Hołówka.
Jednak dla wielu klonowanie pupili tylko z powodu egoistycznych zachcianek jest niemoralne. – Uważam to za rodzaj kaprysu, rodzaj schlebiania swoim egoistycznym ciągotom – mówił w programie "Polska i Świat" prof. Paweł Łuków, etyk z UW.
Zdaniem prof. Hołówki nie ma nic złego w myśleniu o sobie. – Kiedy kupujemy buty, to też myślimy o sobie. To nie jest samolubność i zafiksowanie tylko na własnych potrzebach. To całkiem naturalne, że ludzie przywiązują się do miejsc, w których się wychowali, czy zwierząt, które im towarzyszyły. Nie ma podstaw do krytykowania tego, że chcemy powielić egzemplarz takiego zwierzęcia. Nie ma co doszukiwać się w tym niestosowności lub nadużyć – uważa prof. Hołówka.
Odtworzenie gatunku
Taki eksperyment może wymknąć się z rąk i doprowadzić do tragicznych następstw
Prof. Jacek Hołówka
Przed naukowcami stoją kolejne ważne pytania. Dotyczą odtwarzania zwierząt z gatunków, które wyginęły, lub tych, które są zagrożone. I o ile nikt zapewne nie miałby nic przeciwko temu, aby odtworzyć kilkadziesiąt sztuk lamparta amurskiego i uratować populację, to kontrowersyjny może wydawać się pomysł sklonowania zwierząt, które żyły kilka tysięcy lat temu.
Prof. Hołówka w samym odtworzeniu gatunków, które całkiem wyginęły, nie widzi nic złego, ale uważa, że rodzi to niebezpieczne konsekwencje. – Taki eksperyment może wymknąć się z rąk i doprowadzić do tragicznych następstw. Wystarczy przypomnieć sobie film "Park Jurajski", który pokazuje, że jeżeli wyprodukuje się dużą ilość dinozaurów na odległej wyspie, to może dojść do tragedii, jeśli trafią na nią przypadkowe osoby – mówi prof. Hołówka. Dodaje, że obecnie ludzkość prowadzi dużo bardziej niebezpieczne eksperymenty, np. z bronią chemiczną, która ma być użyta w celach militarnych. – To jest działanie naprawdę niebezpieczne i powinno być kontrolowane – ocenia.