Podczas odbiorów mieszkań w jednym z bloków woda zalała kilka pięter, a w innym na lokatora spadł tynk z całego sufitu. Wcześniej, podczas budowy, operator koparki uszkodził "gorącą linię" Moskwa-Berlin i wywołał dyplomatyczny skandal. Tak budowano osiedla z wielkiej płyty. Działo się.
W latach 60. na poznańskich Winogradach kwitły pola i łąki. Uprawiano tu warzywa i owoce. Do czasu. Aż władze miasta postanowiły: powstanie tu dzielnica mieszkaniowa.
Akt erekcyjny wmurowano 9 maja 1968 r. Na uroczystości był między innymi Jacek Błaszczyk, jeden z budowniczych Winograd.
- To jest naturalne, że jak coś się buduje, to akt erekcyjny wmurowuje się pod pierwszy budynek. Tymczasem tu wmurowano go pod "dwójkę", bo za późno sobie przypomniano, że trzeba to zrobić. Gdy się zreflektowano, stały już dwa albo trzy piętra pierwszego budynku - opowiada Jacek Błaszczyk, który najpierw budował blokowiska, potem działał w ich administracji i przez lata mieszkał na osiedlach Wielkiego Października (dziś os. Pod Lipami) i Kosmonautów.
Przez te blisko 50 lat widział niejeden absurd, który nadawałaby się do scenariusza kolejnych odcinków serialu "Alternatywy 4". Na Winogradach bywało i śmiesznie, i strasznie.
Na wierzch zaczęły wychodzić kości
Strasznie było już na początku. Gdy tylko koparki zaczęły kopać, na wierzch zaczęły wychodzić kości. W planach, którymi dysponowali budowlańcy, zapomniano uwzględnić między innymi starego cmentarza.
- Początkowo przypuszczano, że odkryto miejsce, w którym hitlerowcy dokonywali jakichś zbrodni. Szybko jednak okazało się, że ciała ułożone jedno nad drugim to były groby głębinowe - opowiada Błąszczyk.
Rozkopano cmentarz ewangelicko-augsburski, prawdopodobnie działający do 1937-1938 r. - Już wtedy był zaniedbany, a po wojnie tak, że nie został ujęty w planach - mówi Błaszczyk.
Niedokładne rysunki doprowadziły też do afery międzynarodowej. Gdy budowano wieżowce na osiedlu Kosmonautów, trzeba było podłączyć do nich instalacje centralnego ogrzewania i ciepłej wody. Na miejsce przyjechała koparka, wybierała ziemię, gdy w pewnym momencie łyżka pociągnęła i uszkodziła gruby przewód.
- Kabel zaznaczony był jako prosta linia, a w tym miejscu akurat była pętla, której nie było na mapie. Okazało się, że to linia telefoniczna Moskwa-Berlin. Za parę minut ulica została zamknięta, przyjechało wojsko i generalicja polska i radziecka. Jak byłem w wojsku, nie widziałem tylu generałów w jednym miejscu! - opowiada pan Jacek.
Ekipy budowlane wielokrotnie także trafiały na "wojenne pamiątki". - Na osiedlu było dużo niewypałów - to zaplecze Cytadeli i były tu także walki o Poznań w trakcie II wojny światowej. Na przykład pod budynkiem nr 5, między jednym a drugim prześwitem, była bomba lotnicza, dosyć dużych rozmiarów, bo wyciągano ją wysięgnikiem - wspomina.
Nocna zmiana
"Cuda" działy się nie tylko pod ziemią. Na os. Wielkiego Października w nocy rozebrano część dwóch kondygnacji 11-piętrowego wieżowca.
- Rano przychodzę, a tu wszystko ogrodzone. Wieczorem od strony "piątki" były cztery piętra. Rano - trzy i kaskadowo do pierwszego. Pod osłoną nocy dźwig zdejmował kolejne płyty i układano je na nowo - wspomina to, co zobaczył.
I wyjaśnia, że wszystko przez uszkodzoną płytę. A poprawki wykonano w nocy tak, by sprawa nie wyszła na jaw. W akcję zaangażowano nawet milicję, która zamknęła przejazd ulicą Słowiańską. Efekt? Wszystko przebiegało bardzo sprawnie - rozebrane dwa piętra na nowo postawiono w ciągu dwóch dni!
Spokojnie, to tylko awaria
Nie było lekko. Na tym samym osiedlu, jeszcze w trakcie budowy, trzeba było przeprowadzać generalny remont. Przez złodziei.
- Przed odbiorem mieszkań ktoś pozamykał zawory. Komisja weszła do środka i okazało się, że nie ma wody. Kazali je otworzyć. Okazało się, że albo wcześnie rano albo dzień wcześniej wieczorem kilka baterii zostało skradzionych w łazience i w kuchni. Zostały zalane dwa albo trzy piętra i to konkretnie, bo woda wylewała się na zewnątrz. Odbiór odbył się dopiero miesiąc później, bo trzeba było parkiet zerwać, wysuszyć i od nowa położyć - mówi Błaszczyk.
A gdy lokatorzy wprowadzali się do mieszkań, okazywało się, że nie wszystko w nich zostało dobrze zrobione.
- Problemy na Winogradach były dwa. Pierwszy to spadające sufity w mieszkaniach. W trakcie odbioru nieraz spadał. Jeszcze większy problem był parę lat później - grzejniki, które nagminnie korodowały i pękały. Jak taki grzejnik pękł, to właściciel mieszkania był zalany i mieszkanie poniżej też - opowiada Jacek Błaszczyk.
Skala problemu była naprawdę duża - w 1985 r. na Winogradach odnotowano aż 4 tysiące awarii grzejników!
Do zabawnej sytuacji doszło za to, gdy w wieżowcach uruchomiono pierwsze windy. - To była wielka atrakcja dla młodzieży. Zrobiły się kolejki z meblami, bo nikt nie mógł wjechać. Okazało się, że dzieciaki, zamiast pójść do szkoły, od dwunastego do pierwszego piętra jeździły w górę i w dół - śmieje się budowniczy.
Problem był na tyle poważny, że pracownicy administracji dyżurowali przy windach. - Pilnowali porządku od godz. 7 do 21 – opowiada Błaszczyk.
Milicja szuka porywacza
Innych żartownisiów nie upilnowali. Gdy pierwsi mieszkańcy wprowadzali się do bloków i wieżowców z wielkiej płyty, dookoła rosły jeszcze owoce i warzywa, biegały zające i sarny, a rolnicy uprawiali pola. Z jednym z nich wiąże się kolejna anegdota opowiadana przez pana Jacka.
- Przy alei Pod Lipami był składowany materiał, a przed "piątką" stały wozy Drzymały, czyli barakowozy. Kiedyś przyszliśmy na koniec pracy i zauważyliśmy, że gospodarz "na luzie", trochę podpity uwiązał konia i poszedł. Myśmy tego konia do barakowozu wprowadzili - śmieje się pan Jacek.
Budowlańcom szybko jednak zrzedły miny - okazało się, że gdy tylko rolnik zauważył brak konia, natychmiast powiadomił milicję. - Dzielnicowy na junaku cały czas jeździł i szukał tego konia. My więc zamiast iść do domu, siedzieliśmy po ciemku w tym wozie Drzymały aż do godziny 23. Dopiero wtedy konia wypuściliśmy.
Co jeszcze działo się na Winogradach? Więcej wspomnień z życia osiedli z wielkiej płyty znajdziecie w książce "Miasto nie do Poznania". Tam też wiele innych ciekawostek związanych ze stolicą Wielkopolski: dowiecie się, jak znikała poznańska Wenecja, przeczytacie o niezwykłych historiach z poznańskiego zoo, niedoszłym kosmonaucie z Poznania, wieży, która zainspirowała Freddiego Mercury'ego czy o butach, które wykonano dla papieża Jana Pawła II.
Książka ukazała się 26 kwietnia nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.
Polecamy też pierwszą książkę Filipa Czekały - "Historie warte Poznania. Od PeWuKi i Baltony do kapitana Wrony" i historie w niej zawarte. Ich przedsmak znaleźć można było na portalu.
Czytaj o:
historii półmilionowego obywatela Poznania
szkole, która przejechała setki kilometrów na torach