Co czwarte dziecko w Polsce rodzi się poza małżeństwami. Przytłaczająca większość Polaków uważa za rodziny samotne matki lub ojców wychowujących dzieci. Dwie trzecie ankietowanych uznaje, że rodziną są bezdzietne małżeństwa. Tymczasem prezes Jarosław Kaczyński chce Polski opartej o "stały związek kobiety i mężczyzny, no i dzieci". Nagle duża grupa ludzi dowiaduje się, że nie jest rodziną - mówi dr Małgorzata Sikorska z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego w rozmowie z Magazynem TVN24.
Jak wygląda życie rodzinne Polaków? Czy rodzina to tylko "stały związek kobiety i mężczyzny, no i dzieci"? Czy dzieci rodzą się tylko w stałych związkach? Temu i innym sprawom rodzinnym poświęcone jest środowe wydanie "Czarno na białym". Oglądaj TVN24 dziś o 20.30.
Na finiszu kampanii wyborczej prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński kilkukrotnie mówił, jak wyobraża sobie wzorcowy - jego zdaniem - model rodziny. Opisywał też swoje wyobrażenie na temat roli rodziny w społeczeństwie. "My chcemy Polski opartej o tradycyjną rodzinę (...) Stały związek kobiety i mężczyzny, no i dzieci. Prosta sprawa" – mówił w Słupsku. "Ktoś tam (...) krzyczał do mnie 'jak ty śmiesz mówić, jak powinna wyglądać rodzina'. Otóż śmiem” – tymi słowami z kolei uzasadnił swoje prawo do wypowiadania się na temat rodziny. Rozmawiamy więc z badaczką rodzin o tym, jakiej rodziny chce dla nas PiS i kogo z niej wyklucza.
Maja Wójcikowska, "Czarno na białym" TVN24: Niby banalne pytanie, ale co to jest rodzina? Jaka jest jej definicja?
Dr Małgorzata Sikorska, Instytut Socjologii UW: Jest co najmniej kilka socjologicznych definicji rodziny. W związku z tym mamy do czynienia z pewnym zamieszaniem. Definicji, do której, jak sądzę, odwołuje się Jarosław Kaczyński, najbliżej jest do tak zwanego modelu rodziny nuklearnej. Rodzina nuklearna to związek dwóch osób różnej płci, które wspólnie wychowują dziecko lub dzieci (biologiczne albo adoptowane), razem mieszkają i prowadzą gospodarstwo domowe (w tym sensie są związani ekonomicznie) oraz utrzymują stosunki seksualne w formie akceptowanej społecznie. Podział ról między kobietą matką a mężczyzną-ojcem jest w tym podejściu jasno zdefiniowany i nie jest to podział partnerski.
W ten sposób rodzinę nuklearną zdefiniował - co warto podkreślić - w książce z 1949 roku amerykański antropolog George Peter Murdock. Definicja ta przez kilka dekad dominowała w socjologii rodziny. Spotkała się ona jednak także z dużą krytyką, w której podkreślano między innymi, że taki sposób definiowania rodzin jest elementem "ideologii rodziny" kreowanej i podtrzymywanej na przykład przez przedstawicieli niektórych religii, oceniających życie rodzinne w kategoriach moralnych. Zwracano także uwagę, że ta definicja odnosi się w zasadzie jedynie do rodzin rozumianych jako związki białych, heteroseksualnych dorosłych, którzy wychowują dzieci, mieszkają na przedmieściach i reprezentują klasę średnią w USA.
Warto się zastanowić, czy ta definicja sprzed około 70 lat jest wciąż aktualna, czy jest użyteczna do opisu współczesnych rodzin? Raczej nie, natomiast na pewno jest bardzo popularna.
Czy rodzina nuklearna jest obecnie najpopularniejszym modelem rodziny w Polsce?
Spójrzmy na dane. Według Spisu Powszechnego zrealizowanego przez GUS w 2011 roku - to wprawdzie nie najnowsze badanie, ale najbardziej kompletne, a kolejny spis odbędzie się dopiero w 2021 roku - blisko 50 procent polskich rodzin to małżeństwa z dziećmi. Trzeba dodać, że używając słowa "dziecko", GUS nie bierze pod uwagę wieku, lecz to, czy taka osoba nie założyła własnej rodziny. Czyli w tej kategorii mamy też rodziny mieszkające z całkiem już dorosłymi dziećmi. W tej kategorii są zarówno tak zwane małżeństwa pierwotne (czyli związki panien i kawalerów), czyli taki rodzaj związku, który - jak sądzę - Jarosław Kaczyński - definiuje jako "tradycyjną rodzinę" oraz tak zwane małżeństwa powtórne, czyli rodziny patchworkowe, rekonstruowane. A one już chyba nie pasują do definicji "tradycyjnej rodziny".
Kolejna kategoria - jeśli chodzi o liczebność - to małżeństwa bez dzieci. Ich jest 25 procent wśród wszystkich rodzin. Do tej kategorii są też zaliczane małżeństwa, które obecnie nie mają dzieci, ale je planują; takie, których dzieci są już dorosłe, samodzielne i założyły swoje własne rodziny, a także małżeństwa, które nie mogą lub nie chcą mieć dzieci.
Nie wiemy dokładnie, ile związków nie może mieć dzieci z powodu niepłodności. Są ogólne szacunki dotyczące par - nie małżeństw. Zgodnie z nimi niepłodność dotyczy w Polsce około miliona związków. Wykluczanie kogokolwiek z jedynie słusznego modelu rodziny, a zwłaszcza par, które z powodu niepłodności nie mogą mieć dzieci, wydaje mi się czymś wyjątkowo... Nawet nie wiem, jakiego słowa tu użyć.
Nie wiemy także, ile małżeństw zdecydowało, że po prostu nie chcą mieć dzieci. Badania realizowane w ramach projektu FAMWELL (w Szkole Głównej Handlowej) pokazują, że 5 procent kobiet - mówimy o decyzjach kobiet, nie małżeństwa - deklaruje, że nie chce potomstwa.
Następny typ rodzin wymieniany w gusowskiej statystyce, to samotni rodzice: 20 procent wśród wszystkich rodzin w Polsce stanowią rodziny złożone z samotnych (samodzielnych) matek z dzieckiem lub z dziećmi, a 3 procent to samotni (samodzielni) ojcowie. Warto dodać, że odsetek samotnych matek w Polsce – w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej – jest wyjątkowo wysoki. Wyższy udział tego typu rodzin w ogólnej liczbie rodzin jest tylko na Łotwie oraz w Estonii i Słowenii.
I ostatnia, według spisu najmniej liczna kategoria: związki nieformalne z dziećmi lub bez. W 2011 roku było ich 3 procent. Można jednak podejrzewać, że ta liczba jest niedoszacowana. Spójrzmy bowiem na aktualne dane zbierane przez GUS na podstawie statystyk z urzędów stanu cywilnego, które rejestrują urodzenia: od 2016 roku aż 25 procent rodzących się dzieci to maluchy, których rodzice są w związkach nieformalnych. W roku 2018 to 26 procent. Oczywiście pewnie część rodziców zdecyduje się na sformalizowanie związku, ale trudno powiedzieć, jak wiele będzie takich osób.
Czy z tego wynika, że mniej więcej połowa rodzin nie pasuje do modelu opisanego przez Jarosława Kaczyńskiego?
Mniej więcej tak. Albo nie pasuje jeszcze więcej, bo pamiętajmy, że w tej pierwszej kategorii - małżeństwa z dziećmi, która najbardziej odpowiada definicji Jarosława Kaczyńskiego - są także rodziny patchworkowe. Pamiętajmy także, że to są dane z 2011 roku, czyli pochodzą aż sprzed ośmiu lat. Mogą być już nieco nieaktualne. Tu dobrym przykładem jest wysoki odsetek dzieci ze związków pozamałżeńskich, o którym mówiłam. To co czwarte dziecko. Podkreślmy, ta liczba nie wynika z deklaracji, tylko z urzędowych danych opisujących stan faktyczny.
Czy wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego można uznać za jakiś rodzaj reakcji na postępujący kryzys rodziny?
Nie sądzę, byśmy mieli do czynienia z kryzysem rodziny. Obserwujemy zmianę form i modeli życia rodzinnego. Dość intensywną i szybko postępującą. Ale zmiana jest czymś naturalnym. W zasadzie modele rodzin zmieniały się zawsze. Można zresztą dodać, że takie kryzysy ogłaszano już wiele razy.
Chodzi raczej o to, że model rodziny nuklearnej jest popularny, jest często tym, co pierwsze przychodzi wielu osobom do głowy, gdy się ich zapyta, co to jest rodzina. Ta definicja na dość długo zdominowała sposób myślenia o rodzinie. Dlatego część badaczy, ale także osoby, które wcale nie zajmują się rodziną w sposób naukowy, są skłonne twierdzić, że obserwujemy kryzys rodziny. Tymczasem nie to jest żaden kryzys, żaden upadek, tylko zmiana formy życia rodzinnego.
Czy model proponowany przez prezesa jest anachroniczny?
Z pewnością nie pasuje do naszej współczesności, bo ta rzeczywistość jest znacznie bardziej zróżnicowana. Poza tym nie jest tak, że kiedyś - takie mityczne "kiedyś", nie wiadomo, kiedy ono było - tak dużo rodzin żyło w tym modelu. Wcale nie. Pamiętajmy, że na przykład w XIX wieku i na początku XX ludzie żyli znacznie krócej i w związku z tym często tworzono rodziny patchworkowe. Mam tu na myśli na przykład wdowę czy wdowca zawierających kolejny związek i mających dzieci zarówno z poprzedniego, jak i z nowego związku. Przecież baśniowo-literacka figura macochy - przede wszystkim złej macochy - i figura ojczyma nie wzięły się z niczego, tylko z tego, że był to w przeszłości dość popularny model życia.
Odnosząc się do czasów współczesnych, mam wrażenie, że występuje tutaj zamieszanie pojęciowe. Zamieszanie spowodowane odwoływaniem się do czegoś, co tak naprawdę nie było dominującą formą życia rodzinnego, natomiast traktowane jest jako wzór, ideał.
Tymczasem, jak już wspominałam, krytycy definicji rodziny nuklearnej z 1949 roku mówili, że autor opisał model i nazwał go dominującą formą życia rodzinnego trochę w oderwaniu od rzeczywistości. Dziś w dyskusji nad modelem rodziny najważniejsze jest uświadomienie sobie, że formy życia rodzinnego zmieniały się cały czas. I nie ma jednego modelu, jak przekonuje prezes, który jest "najlepszy". W ogóle nie powinno się wprowadzać takiego wartościowania. Bo co to ma znaczyć? Dla kogo ten model ma być najlepszy? Raczej nie dla tych, którzy do niego nie pasują.
Kiedy w Polsce nastąpił przełom w odchodzeniu od modelu rodziny, o której mówi prezes Kaczyński?
To jest proces. Trudno o wyznaczenie konkretnego roku. Ten proces trwa od dziesięcioleci. Na początku lat 90. rodziło się 6-7 procent nieślubnych dzieci, dziś jest ich cztery razy więcej. Dość wyraźny wzrost liczby dzieci pozamałżeńskich nastąpił na przełomie XX i XXI wieku. Podobnie zresztą jak liczby rozwodów. Chociaż tutaj akurat trudno mówić o trwałej tendencji i ciągłym wzroście liczby rozwodzących się par. Najwięcej rozwodów w odniesieniu do liczby ludności było w roku 2006. Teraz rozwodów jest mniej niż w połowie pierwszej dekady XXI wieku, ale oczywiście więcej niż w latach 70., 80. czy 90.
Na przestrzeni lat zmienia się również proporcja między typami małżeństw. Dziś pierwsze małżeństwa zawierane przez panny i kawalerów stanowią nieco mniej niż 80 procent. W 2018 roku małżeństwa powtórne stanowiły blisko 9 procent wszystkich zawartych małżeństw, a w latach 2000 i 2010 - 6 procent, a małżeństwa pierwsze - około 85 procent.
A czy rodzina wielopokoleniowa, powszechnie uważana za osadzoną w tradycji, mieści się w modelu Jarosława Kaczyńskiego?
Jeśli brać pod uwagę tylko słowa z wystąpień publicznych prezesa, to nie. W tym modelu nie ma dziadków i babć i ich relacji z wnukami. O tym prezes w przemówieniach nie wspomina. Nie ma tam relacji między dorosłym rodzeństwem. Tak, jakby po usamodzielnieniu się przestawali być rodziną. Nie ma relacji między wujostwem a siostrzeńcami i bratankami. Celowo wyostrzam i akcentuję te braki. Chcę jednak w ten sposób pokazać, jak absurdalne jest formułowanie tego rodzaju definicji rodziny i że służy to tylko i wyłącznie retoryce kampanijnej.
Prezes twierdzi, że opisany przez niego model rodziny jest fundamentem cywilizacji chrześcijańskiej...
Gdyby porozmawiać o tym z historykami, to zapewne wskazaliby inne ważne modele życia rodzinnego. Jedna z definicji rodziny tradycyjnej, funkcjonująca w socjologii, odnosi się do rodziny jako klanu, czyli rodziny wielopokoleniowej, żyjącej pod wspólnym dachem lub utrzymującej ścisłe więzi. Do tego jeszcze służba, kuzynostwo. Ogólnie, dużo ludzi. W przemówieniu prezesa takiego modelu nie ma, są tylko rodzice i dzieci.
Ze słów Jarosława Kaczyńskiego wynika, że mamy do czynienia z atakiem na rodzinę. Kto więc tę rodzinę atakuje albo może atakować?
Prezes Kaczyński dość jednoznacznie wskazuje wroga. To gender, środowisko LGBT, osoby homoseksualne i wszyscy ci, którzy chcą bronić ich praw. Kaczyński mówi, że "Prawo i Sprawiedliwość stoi na straży polskiej rodziny i będzie stało", a tym samym "stoi na straży normalności i czegoś, co by można było określić jako zgodność z naturą".
Prezes przeciwstawia się temu, co nazywa "ideologią LGBT" i zarzuca Zachodowi, że narzuca Polakom tę ideologię. Czy wiadomo, ile jest w Polsce trwałych związków wśród takich osób?
W Spisie Powszechnym, o którym mówiłam na początku, w ogóle nie ma takiej kategorii. Gdy jest tam mowa o związkach nieformalnych, to chodzi o związki kobiet i mężczyzn. Joanna Mizielińska, Marta Abramowicz i Agata Stasińska w książce "Rodziny z wyboru w Polsce" oceniają liczbę osób nieheteroseksualnych (lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transpłciowych) mieszkających w Polsce na dwa miliony i dodają: "Szacuje się, że około połowa z nich żyje w związkach intymnych. Wiele spośród nich wychowuje też dzieci".
Warto zauważyć, że jeżeli osoby z kręgu LGBT chcą w Polsce - i przecież nie tylko w Polsce - formalizować swoje związki, to oznacza, że rodzina jest też dla tych osób czymś cennym i ważnym w życiu. Tymczasem, zgodnie z definicją prezesa, takie związki to nie rodziny, tylko coś nienaturalnego.
Czy z badań socjologicznych wynikają wnioski, kogo polscy respondenci uważają za rodzinę? I czy podzielają model wyznawany przez Jarosława Kaczyńskiego?
Według badań Centrum Badania Opinii Społecznej z 2019 roku 99 procent badanych twierdzi, że rodziną jest na pewno małżeństwo z dziećmi. I to akurat nie podlega dyskusji. W moich badaniach, które miały charakter jakościowy, czyli polegały na pogłębionych wywiadach, a nie na wypełnianiu ankiet, ten model rodziny respondenci nazywali "rodziną pełną", "wartościową", "klasyczną", "wzorową".
Ale też 91 procent respondentów CBOS mówi, że samotna matka lub samotny ojciec z dziećmi także tworzą rodzinę. Ponad 90 procent to jest naprawdę dużo. 83 procent badanych uznaje za rodzinę związek nieformalny z dziećmi. Idźmy dalej, 65 procent ankietowanych uważa, że małżeństwo bez dzieci także jest rodziną.
Widzimy więc - na podstawie tych badań - szerszy sposób definiowania rodziny, bardziej inkluzywny niż w przypadku definicji Kaczyńskiego.
Trzeba jednak podkreślić, że zdecydowanie mniej skłonni jesteśmy uznawać za rodzinę związki nieheteronormatywne: 81 procent ankietowanych twierdzi, że związek osób tej samej płci bez dzieci nie jest rodziną, a prawie 70 procent nie nazwałoby rodziną związku osób homoseksualnych wychowujących dzieci. Tu jest spójność z tym, co mówi prezes Kaczyński.
Warto dodać, że pojęcie "rodzina" to nie jest wyłącznie kwestia definicji socjologicznej. To jest słowo, które ma dużo emocjonalnych konotacji. Rodzina jest dla wielu osób szczególnie ważną wartością w życiu. Dlatego formułowanie takiej dyskryminującej i wąskiej definicji jest wyjątkowo problematyczne. W ten sposób część ludzi dowiaduje się, że nie są rodziną.
Dlaczego prezes uważa Zachód za zagrożenie dla polskiej rodziny i mówi, że się Zachodowi nie damy?
Jarosław Kaczyński zakłada - albo tylko tak mówi - że ktoś nam coś narzuca i w ten sposób buduje poczucie zagrożenia. A to są po prostu procesy, które się dzieją. Życie rodzinne się zmienia, a każda zmiana może budzić niepokój.
Ale najważniejsze jest tu chyba to, że ten lęk jest podsycany przez wypowiedzi, w których kreuje się taki obraz, że coś, ktoś nam zagraża i że - jako społeczeństwo - musimy się bronić.
Szkoda, że Jarosław Kaczyński i jego partia, chcąc "bronić" rodziny, lekceważy na przykład problem przemocy w rodzinie. Szkoda, że nie podejmuje realnych działań, mających na celu poprawę warunków służby zdrowia. To by z pewnością było korzystne także dla rodzin. Szkoda, że tak zreformowano system edukacji, że mocno skomplikowało to życie i dzieci, i rodziców, czyli rodzin.
Opracował Jacek Pawłowski, "Czarno na białym"
dr Małgorzata Sikorska - socjolożka, pracuje w Instytucie Socjologii UW. Zajmuje się socjologią życia rodzinnego, przemianami obyczajowości oraz przemianami współczesnego społeczeństwa polskiego.
W tym roku opublikowała książkę "Praktyki rodzinne i rodzicielskie we współczesnej Polsce - rekonstrukcja codzienności" (Wydawnictwo Naukowe Scholar).
Od 2014 roku prowadzi blog: punkts.blog.polityka.pl