Dyskusja o zakazie strojów plażowych przeznaczonych dla religijnych kobiet muzułmańskich we Francji staje się coraz ostrzejsza i zaczyna dotykać fundamentów funkcjonowania francuskiego państwa i społeczeństwa. W debacie publicznej obok hasła "burkini" natychmiast pojawiają się hasła "świeckość", "wolność" i "równość", na których od dziesięcioleci opiera się współczesna Republika Francuska.
Obok walki z terroryzmem właśnie stosunek do burkini staje się centralnym motywem rozkręcającej się kampanii wyborczej we Francji. Wiosną przyszłego roku odbędą się tam wybory prezydenckie. Niewykluczone, że w zamieszaniu politycznym na lewicy i prawicy zwycięzcą okaże się Marine Le Pen, szefowa radykalnie prawicowego Frontu Narodowego.
Ostatnie miesiące i tygodnie kompletnie zmieniły dotychczasowe linie podziałów ideowych we Francji, a jedną z przyczyn tych głębokich zmian jest właśnie dyskusja wokół burkini. Zdecydowana większość Francuzów uważa, że burkini nie jest niewinnym plażowym strojem, ale manifestacją religijną i polityczną, która niesie za sobą odrzucenie współczesnego modelu społecznego Francji, opartego na wolności i na doktrynalnie rozumianej świeckości państwa. Burkini staje się wyzwaniem dla francuskiej laicite – świeckości państwa, która została oficjalnie wpisana w ustrój Francji i która jest powszechnie akceptowana. Jednak właśnie dzisiaj, na naszych oczach, dokonuje się przewartościowanie pojmowania świeckości.
W 1905 r., w czasach III Republiki, uchwalono we Francji słynne ustawy o rozdziale Kościoła od państwa. Były wymierzone w Kościół katolicki, który z racji historycznych uważał katolicyzm za główną religię Francuzów. Przywiązanie do katolicyzmu deklarowała wtedy większość obywateli, ale ówczesna większość parlamentarna podjęła radykalne decyzje o odcięciu się od Kościoła i wprowadzeniu świeckiego państwa. Ustawa z 1905 r. wprowadziła też zasadę wolności wyznania i równego dystansu państwa do wszystkich religii. Laickość nie przyjęła się we Francji od razu. W czasach Rewolucji Francuskiej prowadzona była wojna z Kościołem i duchowieństwem, w XIX w. kraj był wstrząsany nowymi rewolucjami oraz skrajnie antyreligijną Komuną Paryską. Francuska prawica polityczna, rojaliści, bonapartyści i inne partie opowiadały się za przywróceniem Kościołowi znaczącego miejsca. Lewica i liberałowie chcieli odsunięcia go od państwa i od wpływu na edukację. W II połowie XIX wieku w kraju toczyła się wielka wojna ideologiczna, której zwycięzcami okazali się zwolennicy świeckiego państwa. Prawica i Kościół z trudem godziły się na takie prawodawstwo. Po II wojnie światowej nikt nie zakwestionował formuły państwa laickiego we Francji, a rola Kościoła słabła. Powoli znikał problem świeckości, tak ostro zarysowany w początku XX wieku.
Gdy prawica staje tam, gdzie stała lewica
Dzisiaj jednak sytuacja jest zgoła inna, niż wyobrażali sobie twórcy ustaw wprowadzających laicite. Religia katolicka jest religią jedynie mniejszości społeczeństwa, na dodatek jej wpływy są mocno ograniczone. Kościół katolicki nie kwestionuje samej zasady laickości, ogranicza się jedynie do protestów, kiedy państwo chciałoby ograniczyć funkcjonowanie szkół prowadzonych przez zakony czy Kościoły chrześcijańskie lub związki wyznaniowe albo kiedy państwo decyduje się na wprowadzenie małżeństw homoseksualnych. Słaba pozycja Kościoła katolickiego, którego wierni, nawet jeśli deklarują przywiązanie do tradycji, są dosyć obojętni na przepisy i zobowiązania kościelne, stała się codziennością Francji. Zdarzają się tam oczywiście enklawy żarliwego chrześcijaństwa, nie tylko katolicyzmu, ale one także funkcjonują w krajobrazie państwa wręcz modelowo świeckiego.
Dzisiaj religią, która ma coraz więcej wyznawców, na dodatek często gorliwych, jest islam. Wśród kilku milionów muzułmanów we Francji niewielka część opowiada się za ekstremistyczną interpretacją zasad islamu, a dodatkowo pewna grupa wypowiedziała wręcz lojalność Republice Francuskiej i mniej lub bardziej otwarcie popiera np. skrajnie antyzachodnie i antyfrancuskie tzw. Państwo Islamskie, nazywane we Francji Daesz – po to, by nie dawać dżihadystom satysfakcji z nazywania ich organizacji "państwem".
I tu pojawia się pytanie: czy obowiązujące we Francji przepisy o świeckości i rozdziale Kościoła od państwa są adekwatne do przeciwdziałania radykalizacji muzułmanów i do przeciwstawienia się ekstremistycznej interpretacji islamu? Czy da się zastosować przepisy o świeckości, skoro wielu muzułmanów, w tym nieradykalnych, akceptuje fakt, że zasady islamu regulują funkcjonowania społeczeństwa, a skoro społeczeństwo francuskie jest w większości nieislamskie, to religijni muzułmanie powinni – według tych opinii – przestrzegać przepisów niejako alternatywnych w odniesieniu do świeckiego państwa?
I tu dotykamy obecnej polityki: dzisiaj, w przeciwieństwie do przeszłości, prawica świecka i prawica katolicka we Francji w laicite widzi nie wroga, lecz zaporę, zabezpieczenie przed ofensywnym islamem. Dzisiaj politycy prawicowi i skrajnie prawicowi prześcigają się w zapewnianiu, że są obrońcami świeckości i republikańskiego charakteru państwa. To, co w 1905 r. prawica oceniała jako próbę niszczenia religii katolickiej i katolickiej tradycji Francji, dzisiaj partia Nicolasa Sarkozy'ego i partia Le Pen oceniają jako centralny element tożsamości francuskiej.
"Świeckość", "wolność religii", "emancypacja kobiet", "świeckość edukacji", ograniczenie noszenia symboli religijnych w sferze publicznej, a także pewna swoboda obyczajów czy wręcz umiarkowany hedonizm są przez prawicę zaakceptowane jako filary "francuskiego sposobu życia". Prawica i skrajna prawica stają się doktrynalne w obronie świeckości, zaś lewica, przynajmniej jej część, znowu inaczej niż w przeszłości, zaczyna wątpić, czy ortodoksyjna świeckość nie jest formą opresji wobec wspólnot muzułmańskich i poszczególnych obywateli, wyznawców islamu. I choć lewicowy premier Manuel Valls mówi o burkini jako symbolu zniewolenia kobiet, to na lewicy słychać też głosy, że taka jednoznaczna obrona laicite przez prawicę jest fałszywa, ponieważ świeckość oznacza obojętność na religię – także na burkini.
O kompromis trudno
Przeciwko zakazowi noszenia burkini protestowały, składając między innymi skargi sądowe, nie tylko organizacje muzułmańskie, ale też organizacje broniące praw człowieka, często o obliczu lewicowym i liberalnym. Ich zdaniem zakaz burkini to wulgarna ingerencja w wolność osobistą, w dodatku te kobiety, które na plaży chciały być w burkini, często wraz z dziećmi i często właśnie wbrew swojemu środowisku czy rodzinie, znowu zostaną wepchnięte w zależność od radykalnych i surowych praw tej religii. Lepiej pozostawić burkini i pójść na kompromis, ponieważ w innym wypadku wyznawcy islamu, nie tylko we Francji, uznają, że Zachód prześladuje islam i łamie prawa wyznawców tej religii. Na to odpowiada prawica i skrajna prawica: laicite i państwo laickie muszą działać wtedy, kiedy część, nawet niewielka, wyznawców jakieś religii, w tym wypadku islamu, uzurpuje sobie prawo do wprowadzenia alternatywnego systemu prawnego i społecznego we Francji, tylko luźno związanego z systemem ustrojowym Republiki. "Trzeba podkreślić, że wybór francuskiego modelu życia nie jest we Francji opcjonalny, że każdy we Francji zobowiązany jest do przestrzegania tego modelu, a inne modele nie są do zaakceptowania w sferze publicznej w państwie" – można było niedawno przeczytać w opiniotwórczym dzienniku "Le Figaro".
Dalsze odsłony tej współczesnej, odwróconej debaty o świeckości przebiegają już według tradycyjnych reguł, wyznaczonych w XIX i XX wieku. I tak prawica uważa, że współczesna Republika Francuska, państwo świeckie i republikańskie, czerpie także z tradycji chrześcijańskiej, katolickiej i protestanckiej, które uformowały Francję i Francuzów tak samo jak Oświecenie i spuścizna Rewolucji Francuskiej oraz Francji napoleońskiej. Większość lewicy natomiast programowo odcina się od odniesień do tradycji chrześcijańskiej. To jednak się zmienia, zwłaszcza w sytuacji, gdy ekstremiści zamordowali katolickiego księdza. Żałoba po zamordowanym była jak na Francję powszechna, a politycy lewicy z prezydentem i premierem na czele chodzili na nabożeństwa do kościołów, choć nie jako wierni, ale jako przedstawiciele Republiki.
Jeszcze jedną ciekawą odsłoną dyskusji o laicite jest kwestia antysemityzmu i stosunku społeczności żydowskiej do obecnych debat. We Francji żyje największa w Europie Zachodniej wspólnota żydowska. Żydzi francuscy obawiają się rosnącego antysemityzmu, który dzisiaj ma często korzenie islamskie. W XIX i XX wieku francuski antysemityzm był często wspierany przez katolicką prawicę, lecz dzisiaj liczne ataki na Żydów o podłożu antysemickim są dokonywane nierzadko przez osoby odwołujące się do islamu. W twardej obronie świeckości państwa Żydzi, podobnie jak Kościół katolicki, widzą gwarancję zatrzymania rozszerzania się w Francji ekstremistycznego islamu.
W debacie o świeckości warto dodać jeszcze, że jedna z najważniejszych propozycji walki z radykalizacją młodych muzułmanów to zapowiedź objęcia meczetów, edukacji islamskiej i kształcenia imamów nadzorem państwa. Jednak współczesny paradoks świeckości i laicite polega na tym, że w świetle obowiązujących ustaw i konstytucji taki nadzór może być nielegalny i niekonstytucyjny. Jak kontrolować wzrost radykalizmu wśród muzułmanów, a jednocześnie nie łamać zasad oddzielenia państwa od nadzoru nad religią? W dobie francuskiej wojny z terroryzmem to kwadratura koła.
Sceptycyzm zza Kanału
Burzliwa dyskusja publiczna, polityczna i sądowa we Francji z niedowierzaniem jest śledzona w krajach anglosaskich, szczególnie w Wielkiej Brytanii. Wprowadzanie zakazu strojów lub elementu stroju kłóci się z tradycją wolności religijnej i wolności osobistej. Brytyjczycy w większości uważają, że walka z burkini to kompletne nieporozumienie. Karanie kobiet, które chciały skorzystać z plaży i wakacyjnej kąpieli w stroju zgodnym z tradycją islamską, wydaje się być prowokacją albo głupotą. Prowokacją, ponieważ widok policjantów wlepiających mandaty kobietom w burkini na plaży może zachęcić ekstremistów islamskich do dokonania kolejnego zamachu w miejscu turystycznym. Głupotą i krótkowzrocznością, ponieważ angażowanie sił policji czy prokuratury do przeganiania z plaż pań w burkini może być upokarzające dla kobiet oraz ich rodzin i może zniechęcić umiarkowane muzułmanki, chcące integrować się ze społeczeństwem, do wypoczynku wakacyjnego na plaży.
Jednak anglosaski sceptycyzm wobec zakazu burkini nie przekonuje większości Francuzów. Przeciwko burkini jest dwie trzecie z nich, a na dodatek trudno sobie wyobrazić, by którykolwiek z kandydatów na urząd prezydenta poszedł na przekór tym nastrojom i w swoim programie opowiedział się za podtrzymaniem przyzwolenia na ten strój.
Jacek Stawiski