Co ma nosić Polak: swojski kontusz czy zagraniczny frak? Loki mieć na głowie czy po sarmacku się podgalać? Stanisław August Poniatowski, który kontusza nie cierpiał i dumny był z loków, przed koronacją musiał przedstawić sejmowi lekarskie zaświadczenie, że podgolenie łba narazi go na ciężką chorobę. Dopiero to zamknęło sprawę, król pozostał we fraczku i z lokami na głowie. Wielu nigdy mu tego nie wybaczyło, a wojna fraka z kontuszem, czyli "nowoczesności" z "tradycją" rozpaliła i podzieliła całą Rzeczpospolitą.
Po zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza zaprzyjaźniony z nim pisarz Paweł Huelle udzielił wywiadu, w którym niepokoił się podziałem politycznym w Polsce i pobłyskiwał erudycją: "To bardzo głęboki podział, wykraczający daleko poza konflikt polityczny między PiS a środowiskami liberalnymi. Gdy lata temu byłem studentem filologii polskiej, analizowaliśmy XVIII-wieczny spór fraka z kontuszem, czyli starcie modernistów z tradycjonalistami. Ten spór trwa do dzisiaj. Z mojej perspektywy to spór między Polską zamkniętą i ksenofobiczną, a Polską, która chce iść do Europy”.
Na seminarium zorganizowanym przez Fundację Stefana Batorego, zatytułowanym może nazbyt dramatycznie: "Rozdarty kraj. Jak zszyć Polskę", socjolog i historyk idei prof. Andrzej Waśkiewicz dał wyraz przekonaniu, że współczesny podział polityczny ma głębokie korzenie historyczne i sięga czasów konfederacji barskiej. Po jednej stronie kontuszowcy, obrońcy rodzimości, sarmaccy republikanie, po drugiej zaś wyfraczeni modernizatorzy inspirowani francuskim Oświeceniem, czyli cudzoziemszczyzną, podejmujący dzieło naprawy Rzeczypospolitej.
Zaprotestowałem gwałtownie przeciw tej interpretacji, mając w pamięci to, że uchwalenie Konstytucji 3 maja było możliwe dzięki sojuszowi części dawnych konfederatów barskich z licznymi odłamami obozu reformatorskiego, czego wyrazem było przewodniczenie współdziałającej z królem sejmowej Deputacji do Formy Rządu (w języku dzisiejszym Komisji Konstytucyjnej) przez biskupa kamienieckiego Adama Krasińskiego. Ten niegdysiejszy przywódca barzan jako faktyczny kierownik Generalności Konfederacji Barskiej (1768–1772) dążył do detronizacji Stanisława Augusta Poniatowskiego, ale w czasie Sejmu Wielkiego współpracował z królem. W archiwum pamięci wygrzebałem też znany obraz Jana Matejki "Konstytucja 3 maja 1791 roku". Rozentuzjazmowani posłowie odziani w kontusze niosą na barkach do archikatedry św. Jana wyfraczonego marszałka Sejmu Stanisława Małachowskiego.
W sukni polskiej czy niemieckiej
A przecież wojna fraka z kontuszem nie jest wymysłem rozgorączkowanych publicystów. Doczekała się solidnych monografii i dziesiątków przyczynkarskich opracowań. Kojarzona jest przede wszystkim z okresem stanisławowskim, a to za sprawą teatru. Początek na deskach scenicznych dało jej wystawienie w 1766 roku komedii Franciszka Bohomolca "Małżeństwo z kalendarza", w której o rękę córki kontuszowego Staruszkiewicza rywalizują równie kontuszowy, ale obłudny i samolubny Marnotrawski oraz służący w wojsku polskim niemiecki, ale spolonizowany, oficer Ernest, nieobdarzony polskim indygenatem. Sztuka napisana na zamówienie króla starała się przełamać niechęć szlachty do cudzoziemskich specjalistów. Od tego czasu – jak pisał wybitny historyk teatru Zbigniew Raszewski – "przez sto lat mieli Polacy pisywać sztuki, w których głównym wątkiem jest takie starcie dwóch postaci. Figurę spolszczonego cudzoziemca zastąpił z czasem Polak rodowity, a tylko przebrany w obcy strój. Kontusz i frak stawały się symbolami, wyrażały konflikt między podziwem dla cywilizacji zachodniej a przywiązaniem do odrębności, powstałych w czasie, gdy Polska żyła w izolacji".
Jednakże wojna fraka z kontuszem zaczęła się 30 lat przed wstąpieniem na tron Stanisława Augusta i nie miała nic wspólnego ze sporami o modernizację Polski i reformę państwa. Zaczęło się od Augusta III Sasa i konfliktów o szacunek społeczny między magnaterią i szlachtą, orbitującą wokół dworu królewskiego, a szlachtą prowincjonalną. Jak zauważył przenikliwy obserwator ksiądz Jędrzej Kitowicz w "Opisie obyczajów za panowania Augusta III": "Na początku panowania Augusta III mało bardzo było panów używających stroju zagranicznego, wyjąwszy dom Czartoryskich, Lubomirskiego, wojewodę krakowskiego i kilku innych, którzy jeszcze za Augusta II przestroili się na niemiecką suknię. Podczas koronacji Augusta III wszyscy panowie polscy, żadnego nie wyłączając, byli w polskiej sukni. Lecz skoro, zbywszy tę ceremonię, wróci się do rodowitego stroju swego niemieckiego, natychmiast panowie rzucili się do niemczyzny. (…) ale też inni coraz gęściej poczęli się przebierać po niemiecku. Nareszcie połowa narodu zaczęła się okrywać niemiecką suknią. Na wszystkich zjazdach publicznych prezentowały się oczom dwa narody: jeden polski, drugi niemiecki".
Podgolenie grozi śmiercią
O francuszczyźnie jeszcze nie było mowy, ale pojawiło się używane przez noszących suknię niemiecką obelżywe określenie – zwłaszcza przyjeżdżających do Warszawy kontuszowców z prowincji – symplak (czyli prostak). Urazy i napięcia, które powstały na tym tle musiały być potężne, bo kwestia stroju, w którym ma wystąpić król, pojawiła się jako poważny i wielokrotnie podnoszony problem na sejmie konwokacyjnym w 1764 roku, poprzedzającym elekcję Stanisława Augusta. Powszechnie domagano się, by król wystąpił w sukni polskiej. Chodziło o szacunek społeczny dla poniewieranych w stolicy kontuszowców. "Panowie bracia (…) – perorował jeden z posłów – powiedzcie, czyli wam też nigdy nie zamknięto drzwi tam, gdzie niejednego awanturnika wystrojonego po obcemu wpuszczono i to z okazaniem najwyższego szacunku? Mnie samego, który to mówię, spotkało zawstydzenie, że mnie nie chciano wpuścić na operę; szczęściem, że się nawinął perukarz, sługa starosty mnie równego i zaręczył, że jestem mającym prawo wstępu. Gdyby stroju ojców naszych nie była porzuciła większa część z nas, wtenczas może być, że ja przez szczególne względy byłbym dopomógł wnijścia perukarzowi. Kończę więc na tem, że nam trzeba wrócić do ojczystych obyczajów".
Poniatowski, który kontusza nie cierpiał – taki miał gust! – i dumny był ze swoich loków, wykręcał się jak mógł, ale presja była tak potężna, że w końcu przedstawił sejmowi zaświadczenie od swego lekarza, że podgolenie łba po sarmacku najpewniej narazi go na ciężką chorobę zakończoną zgonem. To zamknęło sprawę, król pozostał we fraczku i z lokami na głowie.
Wspomnianą wyżej komedią Bohomolca obóz królewski nadał starciu fraka i kontusza wymiar polityczny i cywilizacyjny. Zdecydowanie przestrzelono – odbiór sztuki przez większość opinii szlacheckiej, niekoniecznie niechętnej modernizacji, był zdecydowanie negatywny, o czym świadczą listy zamieszczane w "Monitorze" – organie modernizatorów. W jednym z nich udzielono uprzejmej reprymendy: "Mości panie Dobrodzieju, zdałoby mi się, gdyby autor tej komedii ani polskie tak zbytnie i razem naganiał obyczaje, ani cudzoziemskie nader wynosił i przechwalał cnoty". Zapewne na odgórne polecenie Bohomolec wyprodukował kolejną komedyjkę "Staruszkiewicz", w której ojciec panny bezkrytycznie odnosi się do zagranicznego oszusta, wyfraczonego kawalera de La Corde, ale w końcu rękę jego córki zdobywa po perypetiach polski kontuszowy szlachcic Bezprzywarski. Obóz królewski nie chciał mnożyć przeciwników.
Konfederacja kontuszowa
Nowy, o wiele poważniejszy, wymiar starciu fraka z kontuszem nadała konfederacja barska, która – jak ocenił ją jej najwybitniejszy historyk Władysław Konopczyński – "zaczynała działania pod znakiem wiary i złotej wolności, kończyła na szańcach niepodległości". Konfederacja wymierzona w Rosję i wprowadzonego przez rosyjskie bagnety na tron polski Stanisława Augusta była sojuszem sarmackich republikanów broniących katolicyzmu przed narzuconym przez Rosję równouprawnieniem różnowierców i liberum veto przed zamiarami wzmocnienia państwa oraz antyrosyjskich reformatorów, którzy - tak jak wspomniany już biskup kamieniecki - do religii mieli w całkiem oświeceniowym duchu stosunek instrumentalny, a władze wykonawczą chcieli wzmocnić, pod warunkiem że nie będzie ona rosyjskim narzędziem panowania nad Polską.
Konfederacja była zdecydowanie kontuszowa, bo kontusz kojarzył się z niepodległością, czy, jak mawiano wówczas, independecyją. Ze szlacheckiego punktu widzenia strój polski to: Jan III Sobieski, szum husarskich skrzydeł, Polska niepodległa i mocarstwowa, a fraczek to: sejmy i sejmiki odprawiane pod bagnetami rosyjskimi, kolejni królowie osadzani na tronie przez carskich ambasadorów, Polska jako karczma zajezdna dla obcych wojsk. Katarzyna II, dla której konfederacja była sporym kłopotem z racji planowanej wojny Rosji z Turcją i obaw przed aliansem turecko-francusko-konfederackim, podjęła przeciw niej akcję propagandową i po prostu wynajęła czołowych filozofów Oświecenia francuskiego: Diderota i Woltera; w akcji antypolskiej czynny był zwłaszcza ten ostatni.
Polacy politycznie zorganizowani w konfederację barską to dzicy Sarmaci niepasujący do wyfraczonej i oświeconej Europy ze zeuropeizowaną pod światłymi rządami carycy Katarzyny Rosją na czele. To zacofańcy, obskuranci, fanatycy i bigoci.
Generalność Konfederacji Barskiej na rosyjską propagandę postarała się odpowiedzieć kontrpropagandą. Michał Wielhorski, wielki kuchmistrz litewski, poseł Generalności w Paryżu, nawiązał kontakt z Janem Jakubem Rousseau i zainspirował go do napisania dzieła "Uwagi nad rządem Polski", dostarczając podstawowych informacji o historii, ustroju i obyczajach Polski, bo Rousseau nic o tym kraju nie wiedział. Zapewne dzięki Wielhorskiemu kwestia ubioru odgrywa w dziełku Rousseau istotną rolę. Strój polski staje się widomym znakiem narodowej tożsamości politycznej. "Nie ma już dziś Francuzów, Niemców, Hiszpanów, a niech co chcą mówią, nawet Anglików: sami są tylko Europejczykowie: wszyscy mają jedne gusta, jedne chęci, jedne obyczaje, gdyż żaden kształtu narodowego przez szczególne nie przyjął ustawy" – pisał polemicznie wobec środowiska Encyklopedystów Rousseau i okazywał ukontentowanie, że Polacy się temu ujednoliceniu nie poddali: "Znaczne to dla nich za szczęście, iż mają strój sobie własny. Strzeżcie się starownie tej korzyści. Czyńcie wręcz przeciwnie temu, co uczynił ów Car tak sławiony. Niech ani Król, ani Senator, ani żaden człowiek urzędowy nigdy nie nosi ubioru jedno Narodowy, i niech się żaden Polak przebrany po francusku okazać u Dworu nie waży" (cytat za tłumaczeniem Franciszka Karpińskiego z 1789 roku).
W mundurze narodowym
Po upadku konfederacji barskiej i I rozbiorze Polski zacieśnił się związek między "suknią polską" a patriotyzmem. Sejm ordynaryjny z 1776 roku odbywał się pod dyktando konfederacji (co oznaczało głosowanie większością bez możliwości zerwania go przez liberum veto) zawiązanej przez króla i Radę Nieustającą, wprowadzoną przez sejm rozbiorowy i określaną przez kontuszową, patriotyczną opinię szlachecką jako "Zdrada Nieustająca". Gwardia królewska nie dopuściła na salę obrad kilkudziesięciu posłów, którzy chcieli zaprotestować przeciw konfederacji, a faktyczny współrządca Polski, carski ambasador Stackelberg, który wyznaczał członków rady, został wyposażony przez Petersburg w fundusz korupcyjny w wysokości 50 tysięcy rubli.
Na tym sejmie Stanisław August zadeklarował, że jest przyjacielem carycy Katarzyny, gdyż jest polskim patriotą. Ale jednocześnie tenże sejm uchwalił ustawę (konstytucję sejmową) o mundurach wojewódzkich, zalecając szlachcie województw obranie sobie jednolitych strojów, wykonanych obowiązkowo z sukna krajowego, które miały być elementem wyróżniającym i identyfikującym posłów z danego regionu. Można się domyślać, że chodziło o gospodarcze umocnienie manufaktur tkackich zakładanych w dobrach królewskich przez podskarbiego królewskiego Antoniego Tyzenhauza.
Mimo że konstytucja sejmowa nie precyzowała wyglądu mundurów i wprowadzała dowolność ich noszenia, niemal natychmiast przystąpiono do realizacji zaleceń sejmu: poszczególne sejmiki wybrały "suknię polską" i uchwaliły własne barwy kontuszy, żupanów oraz pasów. Na sejm w 1778 roku posłowie zjechali już w mundurach wojewódzkich. Ustawa o mundurach narodowych była jedyną, która spotkała się z powszechną i entuzjastyczną aprobatą szlachty.
Obóz królewski wyciągnął z tego polityczne wnioski. W 1778 roku ukazuje się pierwsza część powieści Ignacego Krasickiego "Pan Podstoli", której tytułowym bohaterem jest kontuszowy oświecony Sarmata, szanujący polską suknię, obyczaj i tradycję, a jednocześnie jako dobry gospodarz przejęty ideami filozofii ekonomicznej fizjokratyzmu, co w warunkach polskich oznaczało opowiedzenie się przeciw poddaństwu chłopów i pańszczyźnie, za przejściem na gospodarkę czynszową, za wzmocnieniem władzy królewskiej i za sojuszem szlachecko-mieszczańskim.
Wraz z przygotowaniami do zwołania Sejmu Wielkiego, uświadomieniem sobie przez obóz reformatorski, że Rosja stawia odbudowie państwa nieprzekraczalne granice, widząc w Rzeczypospolitej sprawnie zarządzany w jej interesie protektorat, a nie słabszego i lojalnego partnera, oraz pojawienie się możliwości antyrosyjskiego sojuszu prusko-polskiego, który umożliwi polską independecyję, akcje patriotycznego kontusza poszybowały w górę. Zaczął się czas odfraczania. W kwietniu 1788 roku francuski rezydent w Warszawie tak raportuje swojemu ministerstwu: "Niejaki hrabia Jan Potocki [chodzi o przyszłego autora "Rękopisu znalezionego w Saragossie" – L.D.], świeżo przybyły z Francji, Holandii i Anglii, od chwili swego powrotu stał się przedmiotem zainteresowania wszystkich towarzyskich kręgów. (...) Nikt dotąd nie był równie błyskotliwy, nie wyrażał się lepiej, lepiej nie pisał (…) nigdy nikogo nie zasypano taką ilością pochwał i pochlebstw. Jeszcze wczoraj byłem tego świadkiem, jedząc z nim kolację u Jego Królewskiej Mości, a już dziś rano, ku powszechnemu zdumieniu, tenże adonis z głową wyzbytą gęstych pukli, które miał jeszcze poprzedniego wieczoru, przepasany wielką szablą i ubrany w dawny strój sarmacki, zjawia się w tym przebraniu, domagając się audiencji u króla, otrzymuje ją i wręcza władcy manifest czy też memoriał, który pachnie wojną (…)".
Przebieranki krajczyca koronnego, postaci znanej z ekstrawagancji, stały się sensacją dnia, i jeden z trzeciorzędnych wierszokletów epoki stanisławowskiej poświęcił im liczne utwory, wkładając mu w usta następującą patriotyczną deklarację:
"Mój fraczek dawny ludziom zostawuję modnym,
Biorę kontusz Polakiem chcąc być niewyrodnym,
Maską cudzoziemszczyzny nie chcę się przywdziewać,
Mając krew polską i strój polski też chce miewać".
Człowiek poważny i bystry obserwator, uczony pijar Franciszek Siarczyński zwrócił na te elukubracje uwagę w swoim pamiętniku: "Napisany wówczas wiersz do Jana Potockiego tu mieszczę, nie dla wyboru poezji, wcale w nim słabej, ale dla dokładności wyobrażenia, jakie miano wtedy o odmianie stroju". Zakonnik ten chłodnym okiem ujrzał zasadniczy zwrot w opinii publicznej, który miał istotne znaczenie polityczne: ukontuszowienie ścisłej elity politycznej Polski – magnatów. Przebieranki znanego z ekstrawagancji krajczyca koronnego można by zbyć wzruszeniem ramion, ale parę miesięcy przed podgoleniem przez niego łba, szyja potężnej familii Czartoryskich, Izabela z Flemingów Czartoryska (była kochanka Stanisława Augusta i carskiego ambasadora Repnina), kręcąca jej głową, czyli swoim mężem księciem Adamem Kazimierzem Czartoryskim, tak instruowała swego syna Adama Jerzego (plotka stugębna głosiła, że jego biologicznym ojcem był rzeczony Repnin), który szykował się do powrotu do ojczyzny: "O sukni przyznaję ci, że wolę polską. Sądzę, że po sposobie, w jaki ją włożyłeś, byłoby źle wracać do kraju po francusku. Posądzono by cię, żeś przejął gusta i wady wszystkich Polaków, którzy tu Francuzami wracają. Przywdziałeś uroczyście ten ubiór, co ci zjednało wiele serc. Wyglądałoby to na niestałość, gdybyś za powrotem ukazał się inaczej, gdy przeciwnie – zniewolisz sobie wielu, zachowując ubiór polski".
Polityczno-modowe zabiegi księżnej Izabeli nie ograniczały się do kręgu rodzinnego. To z jej usilnej namowy jeden z największych modnisiów, marszałek konfederacji Wielkiego Księstwa Litewskiego, czyli współmarszałek Sejmu Wielkiego, Kazimierz Nestor Sapieha publicznie zrzuca frak, odziewa się w kontusz i podgala po sarmacku głowę, budząc tym entuzjazm patriotycznej opinii publicznej.
Co więcej, choć król pozostał przy "sukni francuskiej", to jego obóz zaczyna frak otwarcie gnębić. Gwoździem do trumny fraka był "Powrót posła" Juliana Ursyna Niemcewicza, wystawiony w styczniu 1791 roku, który stał się tematem wystąpień sejmowych, przedłożeń kancelarii królewskiej i korespondencji dyplomatycznej. Reprezentant staroszlacheckiej konserwy starosta Gadulski opowiada się za wolną elekcją, liberum veto, biernością Polski w polityce zagranicznej, jest przeciwny nadaniu jakichkolwiek praw mieszczanom. Jednocześnie w wymiarze obyczajowym jest skrajnie scudzoziemczały: dla posagu pojął za żonę groteskowo sfrancuziałą Starościnę, a za zięcia pragnie wyfraczonego i wyhalsztukowanego Szarmanckiego, cynicznego łowcę posagów. Tytułowy bohater Walery, poseł na Sejm Wielki, jest natomiast oświecony, patriotyczny, reformatorski, wąsaty i w kontusz odziany, o czym dowiadujemy się, gdy jego ukochana, córka Gadulskiego, Teresa ofiarowuje mu w dowód swej miłości wyhaftowany własnoręcznie pas kontuszowy.
Stanisławowska wojna fraka z kontuszem zakończyła się zatem bezapelacyjnym zwycięstwem patriotycznego, oświeconego, reformatorskiego kontusza, który pognębił zapyziały konserwatywny frak. Dlaczego zatem we współczesnych polskich sporach znaczna część ich uczestników czujących związek z "Europą", a odrazę do "parafiańszczyzny", przywołuje tę wojnę, mieniąc się dziedzicami europejskiego fraka? Odpowiedź jest banalna: po pierwsze dlatego, że są historycznymi ignorantami; po drugie dlatego, że im tak wygodniej – zawsze miło widzieć w oponentach sarmacki "czerep rubaszny". Patrząc na wspomniany obraz Matejki "Konstytucja 3 maja 1791 roku" uświadamiamy sobie jednak, że historia nie jest banalna i nie jest wygodna. Jest ciekawa, zaskakująca i inspirująca. Trzeba jednak ją poznać i nad nią się zastanowić, podśpiewując sobie: "Witaj maj, trzeci maj, u Polaków błogi raj".