Pokazywał współczesny świat przez pryzmat problemów zwykłych ludzi. Często mówi się o nim: "najwspanialszy reżyser w historii irańskiego kina". Był jednak też równie cenionym malarzem, grafikiem i fotografem, a wystawy jego prac entuzjastycznie opisywali krytycy. Abbas Kiarostami zmarł 4 lipca w wieku 76 lat.
"Byłem wstrząśnięty i zasmucony, gdy usłyszałem informację o śmierci Abbasa Kiarostamiego. Był jednym z tych unikalnych artystów posiadających specjalną wiedzę o świecie, którą można podsumować słowami Jeana Renoira: 'Rzeczywistość jest zawsze magią'" – napisał w specjalnym oświadczeniu Martin Scorsese.
"Niektórzy określają jego obrazy jako 'minimalne' bądź 'minimalistyczne', ale właśnie jest zupełnie na odwrót: każda scena w 'Smaku wiśni' czy 'Gdzie jest dom mojego przyjaciela?' jest przepełniona pięknem, niespodziankami, jest cierpliwie i pięknie złożona" – zauważył amerykański reżyser, który podkreślił, że Kiarostami był "niezwykłą istotą ludzką: cichą, elegancką, skromną, elokwentną i bardzo uważną".
Wspomnienie Martina Scorsese w trafny sposób podsumowuje dorobek wybitnego Irańczyka. Zresztą w dziesiątkach komentarzy, postów i oświadczeń, które opublikowane zostały w hołdzie dla artysty, dominuje jeden przekaz: odszedł niezastąpiony filmowiec, który pozostawił po sobie unikalny dorobek. Nazwisko reżysera jednym tchem wymienia się wraz z najwybitniejszymi postaciami europejskiego kina: Michaelangelo Antonionim, Roberto Rossellinim, Alainem Resnaisem czy Ingmarem Bergmanem.
"Na początku była to tylko praca, ale uczyniła ze mnie artystę"
Abbas Kiarostami urodził się 22 czerwca 1940 r. w artystycznej rodzinie w Teheranie. Jego ojciec był malarzem i autorem fresków. Abbas od dziecka wykazywał zainteresowanie sztuką. Gdy jako 18-latek zdobył pierwszą nagrodę na konkursie malarskim, było jasne dla wszystkich, że jego życie związane będzie z tworzeniem. Studiował na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Teherańskiego, na którym uzyskał stopień licencjata w 1968 r. W trakcie studiów pracował dorywczo m.in. jako policjant kierujący ruchem drogowym. Można tylko spekulować, czy ta praca miała związek z motywem samochodowym, który eksplorował w swoich późniejszych filmach.
Jeszcze w latach 60. minionego wieku pracował przede wszystkim w reklamie. Projektował plakaty, kręcił spoty telewizyjne, tworzył czołówki filmów. Przez długi czas ilustrował także książki dla dzieci.
Patrząc z perspektywy czasu na artystyczny dorobek, za zdumiewający można uznać fakt, że chociaż w ciągu czterech lat (1962-66) nakręcił ponad 150 reklam dla telewizji irańskiej, nigdy później nie powrócił do sztuki komercyjnej, użytkowej.
Po studiach rozpoczął pracę w Instytucie Rozwoju Intelektualnego Dzieci i Młodzieży w Teheranie, gdzie rozkręcił działalność działu filmowego. To tutaj powstały jego pierwsze filmy. Były to produkcje dydaktyczne dla młodych ludzi i o nich.
– Na początku była to tylko praca, ale uczyniła ze mnie artystę – wyznał Kiarostami w rozmowie z "Guardianem" w 2005 r. – Najważniejsze jest jednak to, że nigdy nie pracowałem nad filmami komercyjnymi. Patrzę na te minione 20 lat jako na najlepszy okres w moim zawodowym życiu – dodał.
Za jego debiut uznaje się krótki metraż z 1970 r. "Nan va Koutcheh". Był to 12-minutowy film opowiadający o chłopcu, który w drodze do domu napotyka przerażającego psa. Bohater, który musi dostarczyć do domu chleb, odnosi wrażenie, że nie dotrze spokojnie do celu. Utrzymany w estetyce neorealistycznej obraz zdradza wczesne fascynacje filmowe reżysera, które będzie on rozwijać przez kolejne dekady.
Pierwszym pełnometrażowym dramatem Kiarostamiego było "Sprawozdanie" z 1977 r. Film podpisał jako Abbas Kiorastamu. Jest to opowieść o urzędniku podatkowym, który musi zmierzyć się z oskarżeniem o korupcję oraz problemami rodzinnymi – staje w obliczu próby samobójczej żony.
W trakcie kręcenia dokumentu "Ghazieh-e Shekl-e Aval, Ghazieh-e Shekl-e Dou Wom" (ang. tytuł: "First Case, Second Case") w Iranie wybuchła rewolucja islamska. Kiarostami przedstawia nauczyciela, który karze grupę uczniów, gdyż nie może znaleźć winnego złego zachowania. Uczniowie zostają zawieszeni na tydzień. Reżyser snuje dwie wersje wydarzeń: w pierwszym przypadku w trakcie odbywania kary jeden z uczniów wyjawia prawdę nauczycielowi; w drugiej wersji nikt się nie przyznaje, a uczniowie wracają po odbytej karze. Reżyser pyta znanych Irańczyków o ich opinie w sprawie obu przypadków.
Kiarostami, w przeciwieństwie do wielu wybitnych artystów, zdecydował się na pozostanie w kraju. Musiał jednak zmienić swoją wizję produkowanego filmu. Mimo to obraz dotknął nowy reżim i nigdy nie ujrzał światła dziennego.
Gdy Iran opanował nowy porządek kulturalno-społeczny, Kiarostami kontynuował swoją filmową karierę, nie poddając się wprowadzanym standardom i wartościom. Mało tego. Choć tak zwana nowa fala kina irańskiego zapoczątkowana została już w latach 60., to jednak dopiero Kiarostamiemu – który jest do niej zaliczany – jako pierwszemu udało się zmienić oblicze rodzimego filmu. Rozwinął sztukę spod znaku X Muzy nie tylko w wymiarze socjologicznym, ale również artystycznym – to wszystko w rzeczywistości ograniczeń narzuconych przez religijną i polityczną doktrynę reżimu irańskiego.
Nigdy nie chciał Iranu porzucić, zarówno prywatnie, jak i filmowo. – Jeśli przesadzi się drzewo, które zapuściło głęboko korzenie, w inne miejsce, nie będzie tak obficie dawać owoców. A nawet jeśli będzie, owoce te nie będą tak dobre, jak były wcześniej. To zasada natury. Myślę, że jeśli opuściłbym mój kraj, byłbym taki sam jak to drzewo – powiedział reżyser w rozmowie z "Guardianem".
Między rzeczywistością a fikcją
Nie decydował się na artystyczne kompromisy, konsekwentnie łącząc zastaną rzeczywistość z fikcją, czego świetnym przykładem jest tzw. trylogia Koker (określenie to jest powtarzane przez krytyków i historyków kina, jednak sam Kiarostami od niego się odcinał). Pierwszą jej częścią, "Gdzie jest dom mojego przyjaciela?" ("Khane-ye doust kodjast?") Kiarostami zachwycił międzynarodową publiczność w 1987 r.
Fabuła jest z pozoru bardzo prosta. 8-letni Ahmed przez przypadek zabrał zeszyt szkolny swojego kolegi. Przemierza długą drogę, żeby odnaleźć swojego przyjaciela i oddać mu zeszyt. Jednak pod tym prostym opisem kryje się głębia znaczeń, symboli, odwołań do staroperskiej mitologii i oryginalnego połączenia komizmu z ponurym momentami szarym obrazem rzeczywistości. Akcja została osadzona w północnoirańskiej wiosce Koker.
Jeśli przesadzi się drzewo, które zapuściło głęboko korzenie, w inne miejsce, nie będzie tak obficie dawać owoców. A nawet jeśli będzie, owoce te nie będą tak dobre, jak były wcześniej. To zasada natury. Myślę, że jeśli opuściłbym mój kraj, byłbym taki sam jak to drzewo
Abbas Kiarostami
"Gdzie jest dom mojego przyjaciela?" to przede wszystkim film o obowiązkach moralnych, które ludzie mają względem siebie w każdej społeczności, o tym, co znaczy "być dobrym człowiekiem" oraz o wzajemnej trosce.
Pozornie proste wybory narracyjne i reżyserskie sprawiają, że artysta pozostawia widzowi ocenę i interpretację opowiadanych historii, skłaniając go do myślenia.
Do Koker powraca w 1992 r. w filmie "A życie trwa dalej" ("Zendegi va digar hich"). Jest to historia pewnego reżysera, który wraz ze swoim synem Puyą podróżuje z Teheranu do Koker, żeby odnaleźć chłopców – aktorów z "Gdzie jest dom mojego przyjaciela?". Do podróży miało dojść po tragicznym trzęsieniu ziemi o sile 7,4 w skali Richtera, które nawiedziło północną część Iranu nocą 21 czerwca 1990 r.
Dwa lata później artysta zrealizował "Pod oliwkami" – kolejny film, w którym kreacja artystyczna wymieszana została z warstwą dokumentalną. "Pod oliwkami" to paradokument o kulisach powstawania "A życie toczy się dalej". Kiarostami eksploruje relację pomiędzy reżyserem a aktorami. Dwójka lokalnych aktorów odgrywa parę, która zaraz po trzęsieniu ziemi wzięła ślub. W rzeczywistości aktor próbuje namówić kobietę, żeby wyszła za niego za mąż.
W całym tryptyku twórca próbuje kreować, kształtować rzeczywistość za pomocą narzędzi dokumentalnych i na odwrót – udokumentować rzeczywistość wykreowaną przez samego siebie. Co ważne, sprawy, tragedie zwykłych ludzi urastają do rozmiarów globalnych. Pada więcej pytań, które bardzo rzadko doczekują się odpowiedzi.
Prawda o życiu ukryta w banałach
W swojej miłości do banału Kiarostami stał się w pewnym momencie wręcz radykalny, co było też powodem polaryzacji opinii krytyków i widowni. Kiarostamiego się kocha albo nie znosi. Nie ma środka. Cieszył się uwielbieniem krytyki europejskiej, rozkochanej w kinie filozoficznym, eksperymentalnym, wykraczającym poza granice gatunkowe.
Coraz częściej porzucał warsztatowe, "klasyczne" techniki budowania narracji, sposobu prezentacji bohatera i ciągu zdarzeń. W dwóch bardzo istotnych, jeśli nie najbardziej przełomowych w jego karierze filmach: "Smak wiśni" oraz "10" sięgnął po rozwiązania formalne, które stały się jego znakami rozpoznawczymi. Oba filmy łączy to, że niemal w całości nakręcone zostały w samochodzie bądź jego otoczeniu.
Proste ujęcia z dwóch kamer umieszczonych w aucie nadały "Smakowi wiśni" dokumentalną estetykę. Film opowiada o mieszkańcu Teheranu poszukującym osoby, która pochowa jego zwłoki po tym, jak popełni samobójstwo. Grób sobie już przygotował.
W 2014 r., gdy Kiarostami gościł w Syracuse w stanie Nowy Jork, wyznał, że "Smak wiśni" jest jedynym filmem, którego nie obejrzał ponownie od czasu zakończenia nad nim pracy. Dodał, że przywołuje on okres w jego życiu, o którym wolałby nie myśleć. – Ale tak naprawdę jest to sugestia, żeby żyć – podkreślił reżyser.
– Są to prawdziwe problemy, z którymi każdy z nas na swój sposób się mierzy, ale rzadko poruszane są w filmie: wołanie o pomoc, potrzeba obecności innych osób, próba tworzenia więzi z innymi – powiedział Richard Pena, dyrektor programowy Towarzystwa Filmowego Lincoln Centre w 1997 r., kiedy to "Smak wiśni" prezentowany była na New York Film Festival.
Są w tym filmie liczne odwołania do mistrzów kina europejskiego i pewna magia. Symboliczny wymiar filmu ukryty został w głębokiej ciszy, wśród rzadkich dialogów, intensywnych wizualnych metaforach. Pytania o kondycję współczesnego człowieka, o wartość jego życia stawiane są w podobny sposób jak u Bergmana czy Tarkowskiego.
"Smak wiśni" zakazany został w Iranie – samobójstwo zabronione jest przez Koran, a cenzorzy stwierdzili, że film zachęca do odbierania sobie życia. Paradoksalnie dzieło zdobyło Złotą Palmę na Festiwalu Filmowym w Cannes i ciągle pozostaje jedyną produkcją z Iranu, która zdobyła ten prestiżowy laur. W sumie (poza "Smakiem wiśni") cztery filmy Kiarostamiego walczyły o najważniejsze nagrody w Cannes: "Pod oliwkami" (1994 r.), "10" (2002 r.), "Zapiski z Toskanii"(2010 r.) oraz "Jak zakochani" (2012 r.).
Życie na przekór
W 1999 r. nakręcił "Uniesie nas wiatr", który zaprezentowany został na Międzynarodowym Festiwalu w Wenecji, gdzie zdobył trzy nagrody, w tym drugą co do ważności Grand Jury Prize.
O ile w innych swoich filmach Kiarostami prezentował dość destruktywne, ponure odczucia, które można by odczytywać jako reakcję na zmieniającą się rzeczywistość dookoła, tak tym razem sprawia wrażenie, jakby zmienił optykę. Reżyser opowiada historię dziennikarzy, którzy wyruszają do jednej z kurdyjskich wiosek, żeby udokumentować śmierć jednej ze starszych mieszkanek. Ich celem jest zapis tradycyjnych obrzędów, które towarzyszą ostatnim dniom życia. Na ich nieszczęście kobieta ma się świetnie i o umieraniu nie myśli.
W filmie pojawia się więcej niż 10 postaci, które są słyszalne zza kadru bądź o których jest mowa, ale nie zostały pokazane fizycznie. Tym razem reżyser balansuje na pograniczu komedii. Oczekiwanie na śmierć stulatki staje się okazją do przyjrzenia się zwyczajnemu życiu na głębokiej prowincji. Życiu, które młodym mieszkańcom miasta wydaje się być zupełnie obce.
Reżyser na uboczu
Kolejnym filmem, który zrealizował, "10", udowodnił, że można stworzyć dzieło, a nawet manifest polityczny, rezygnując z reżyserii. Przy tej produkcji odsunął się na bok. Pomysł była bardzo prosty – zamontował dwie amatorskie kamery w taksówce prowadzonej przez kobietę. Zamontowany sprzęt miał zarejestrować rozmowy z 10 różnymi pasażerami.
To swoisty krajobraz socjologiczny i kulturowy. Trzeba pamiętać, że był 2002 r. – kilka miesięcy po zamachu na nowojorski World Trade Centre. Powstawała coraz większa przepaść między światem zachodnim a częścią krajów islamskich.
Subtelna krytyka społeczeństwa zdominowanego przez mężczyzn wyrażona zostaje przez postać chłopca, który pojawia się wraz ze swoją ciotką – prostytutką.
Kiarostami wyjaśniał później, że wykorzystuje naturalnie bliskie sąsiedztwo dwóch osób, pozwalające mu na swobodne kręcenie z dwóch perspektyw, a także na zbliżenia. Poza tym, socjologicznie, jest to przestrzeń, w która pozostawia kobiecie pewną swobodę.
Poza Iranem
Swoje ostatnie dwa filmy Kiarostami nakręcił poza Iranem. "Zapiski z Toskanii" (2010 r.) powstały we Włoszech, a "Jak zakochani" (2012 r.) w Japonii.
W jedną z głównych ról w "Zapiskach…" wcieliła się Juliette Binoche. Jej postać jest właścicielką sklepu z antykami gdzieś w Toskanii. Pewnego dnia spotyka brytyjskiego pisarza i postanawia pokazać mu okolicę. Niby na początku widz jest przekonany, że tych dwoje jest parą, a może nawet małżeństwem. Okazuje się, że to tylko narracja, którą podłapali – tak naprawdę się nie znają. Chcą się poznać, może nawet przeżyć romans, ale to kwestia przyszłych wydarzeń.
To nie jest filmowe studium miłości kobiety i mężczyzny. Kiarostami pyta o granicę pomiędzy oryginałem i kopią, miedzy tym, co prawdziwe i udawane. Zastanawia się nad tym, co się dzieje, gdy złudzenie uczucia przestaje być traktowane jak złudzenie.
Pytania stawiane są tym razem w nie w kontekście pojedynczej postaci – zderzając ze sobą dwa różne światy (w końcu ona jest Francuzką, on Brytyjczykiem), Kiarostami pyta o wspólną przestrzeń, o tworzące się relacje i ich prawdziwość. Kiedy zaczyna się miłość, kiedy miłość zamienia się w przyzwyczajenie? Jeden wspólnie spędzony dzień staje się skondensowaną opowieścią o tym, jak przebiega wspólne życie. Oczywiście, jak to u irańskiego mistrza już wcześniej bywało, nie ma miejsca na ckliwość, na nadmiar słów. Wszystkie środki artystycznego przekazu zredukowano do minimum. Resztę niech widz dopowie sobie sam – jeśli potrafi.
– Kino zaczęło się wraz z D.W. Griffithem i skończyło na Abbasie Kiarostamim – miał powiedzieć Jean Luc Godard po tym, jak obejrzał "A życie trwa dalej". Swoją miłość do filmów irańskiego twórcy Godard publicznie deklarował kilkakrotnie.
Francuski mistrz nie jest jedyną legendą kina, która darzyła bezgraniczną fascynacją filmy Kiarostamiego. Do tego grona należeli też Akira Kurosawa czy Martin Scorsese.
Innowator
W czasie, gdy napięcie pomiędzy Iranem a krajami z nim sąsiadującymi oraz Zachodem niebezpiecznie narastało, Kiarostami pokazywał światu zupełnie inny obraz swojej ojczyzny. Był to obraz pełen pokoju, magiczny, żeby nie zaryzykować stwierdzenia: baśniowy, czasem nawet idylliczny. Pod grubą warstwą kurzu szarej irańskiej rzeczywistości artysta ukrywał jasną, dobrą stronę ludzkiej natury.
– Kiarostami był jednym z największych innowatorów w historii kina. Chociaż jego dzieła nie były tak efektowne jak filmy Orsona Wellesa czy Andrieja Tarkowskiego, był równie istotny dla tej formy sztuki co ci dwaj. Jego trylogia Koker jest jednym z z najwybitniejszych filmowych zapisów zastanej rzeczywistości – powiedział historyk filmu Mark Cousins w rozmowie z IranWire.
Kiarostami był jednym z największych innowatorów w historii kina. Chociaż jego dzieła nie były tak efektowne jak filmy Orsona Wellesa czy Andrieja Tarkowskiego, był równie istotny dla tej formy sztuki co ci dwaj. Jego trylogia Koker jest jednym z z najwybitniejszych filmowych zapisów zastanej rzeczywistości
Mark Cousins, historyk kina
Roland Elliott Brown w swoim tekście o Kiarostamim opublikowanym w "The Daily Beast" określił go jako człowieka, który wprowadził irańskie kino do światowego obiegu.
Dla współczesnych widzów amerykańskich i europejskich, przyzwyczajonych do bardzo szybkiego, dynamicznego, żeby nie powiedzieć efekciarskiego kina, Kiarostami może wydawać się "staroświeckim nudziarzem" (jak przeczytałem w jednym z komentarzy pod opisem twórczości irańskiego reżysera). Jednak siłą jego sztuki był jego własny, zdekonstruowany i przedefiniowany język filmowy, opierający się na skrajnej redukcji środków wyrazu.
Żeby właściwie zrozumieć filmy Abbasa Kiarostamiego, trzeba zwolnić, patrzeć, a nie oglądać. Cała mądrość i wizja świata reżysera ukryte zostały w subtelnościach, a nawet w banałach.Twórca pozostawił bardzo dużą wolność interpretacyjną widzowi. Wychodził z założenia, że najbardziej interesującym elementem istoty ludzkiej jest uświadomienie sobie, że każdy człowiek może przejść przez życie na własnych warunkach. W jednej z ostatnich rozmów podkreślił, że żył tak, żeby niczego nie żałować. Żeby nie odejść z poczuciem, że będzie za czymś tęsknić.
Tomasz-Marcin Wrona