Widmo rewolucji krąży po Niemczech, widmo rewolucji... prawicowej. Właściwie można powiedzieć, że po Niemczech krąży widmo kontrrewolucji o podłożu konserwatywno-prawicowym, określanej mianem "mieszczańskiej".
Nawoływania do kontrrewolucji to rezultat wielkiego poruszenia ideowego w Niemczech, jaki spowodowały niedawne wybory parlamentarne. We wrześniu niemal stu posłów do Bundestagu wprowadziła radykalnie prawicowa partia Alternatywa dla Niemiec (AfD). Właściwie po raz pierwszy w ostatnich dekadach w federalnym parlamencie z woli wyborców pojawili się politycy, którzy nie mają żadnych zahamować i wzywają do "odzyskania" kraju z rąk liberalnych i lewicowych elit. AfD jest radykalnie antyislamska i oskarża rządzących w Berlinie, że godząc się na otwarcie granic Niemiec dla setek tysięcy imigrantów i uchodźców z Bliskiego Wschodu czy Afryki, powodują wynarodowienie kraju.
Zwłaszcza z powodów historycznych w Niemczech głoszenie otwarcie haseł ksenofobicznych i rozpowszechnianie wrogości do jednej szczególnie grupy religijnej – tym razem to muzułmanie – jest moralnie nie do przyjęcia. A jednak wielu wyborców odwróciło się od tradycyjnych partii i zaufało prawicowym ekstremistom. Wstrząs, jakim było wejście AfD do Bundestagu, zmusił dotychczasowe elity do szukania sposobów na odzyskanie wyborców. Jednym z tych sposobów ma być osty skręt na prawo w postaci "mieszczańskiej, prawicowo-konserwatywnej" rewolucji.
Wstrząs, jakim było wejście AfD do Bundestagu, zmusił dotychczasowe elity do szukania sposobów na odzyskanie wyborców
.
Sygnał z Bawarii
Sygnał do niej dał jeden z polityków bawarskiej Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU) Alexander Dobrindt, były federalny minister transportu. Na łamach dziennika "Die Welt" wezwał do odrzucenia dorobku rewolucji lewicowo-liberalnej 1968 roku. Zdaniem Dobrindta większość Niemców to "mieszczanie", którzy nie utożsamiają się z wartościami '68 roku. Bawarski polityk nie chce, aby Niemcami, nie tylko jego rodzimym landem Bawarią, rządziły berlińskie elity liberalno-lewicowe. Nonsens – odpowiadają Dobrindtowi liczni przedstawiciele owych elit. Wytykają mu, że to on stracił poczucie rzeczywistości i opisuje Niemcy w sposób nieprawdziwy. Większość Niemców dobrze czuje się w umiarkowanej, liberalnej, otwartej, wolnej od skrajności demokracji. Sukces AfD nie zostanie zniwelowany poprzez powielanie jej argumentów - podkreślają krytycy bawarskiego polityka - ale poprzez ostracyzm wobec ksenofobii, islamofobii, rasizmu i nacjonalizmu, które bliskie są wielu politykom Alternatywy dla Niemiec.
Alexander Dobrindt otwarcie wezwał do odrzucenia spuścizny 1968 roku. Warto więc przypomnieć, czym dla Niemiec i Europy była rewolucja sprzed dokładnie półwiecza. W krajach "socjalistycznych" tamten bunt miał na celu złagodzenie reżimu komunistycznego, nadanie mu bardziej ludzkiego oblicza, przyznanie większej wolności słowa, podróżowania itd. W Czechosłowacji Praska Wiosna została zdławiona przez wojska Związku Radzieckiego i innych krajów komunistycznych. W Polsce protesty zostały stłumione poprzez ostre represje polityczne. Tysiące ludzi wyrzucono z kraju w ramach antysemickiej czystki. Natomiast w krajach Europy Zachodniej, w tym w Niemczech, gwałtowne protesty młodzieży przybrały formę odrzucenia dotychczasowego systemu partyjnego i społecznego.
Pokolenie '68
Studenci podczas głośnej fali protestów w Berlinie Zachodnim chcieli odciąć się od "prawicowo-konserwatywnego" systemu, wzywali do rozliczenia się z resztkami hitleryzmu w Niemczech Zachodnich, protestowali przeciwko sojuszowi państw zachodnich z autokratami w innych częściach świata, na przykład z szachem Iranu. Wielu z nich fascynowała radykalnie lewicowa ideologia, która miała ostrze antyamerykańskie i antyzachodnie. Bardzo kontrowersyjny był ich stosunek do Związku Radzieckiego. Często ich protesty i bunt koncentrowały się na sprzeciwie wobec wojny w Wietnamie. Idealizowano ruchy komunistyczne w tzw. Trzecim Świecie, sympatyzowano nawet z totalitarną chińską rewolucją kulturalną. Podobnie radykalne ostrze miały protesty, które wstrząsnęły V Republiką Francuską i systemem stworzonym przez generała-prezydenta Charles'a de Gaulle'a.
Wielu polityków lewicy i centrolewicy niemieckiej odwołuje się do dziedzictwa '68 roku
.
Wielu polityków lewicy i centrolewicy niemieckiej odwołuje się do dziedzictwa '68 roku. Już w latach 70. weszli do polityki, zwłaszcza do socjaldemokracji SPD, respektując demokratyczne zasady działania i konstytucję niemiecką. Ale skrajne grupy wybrały drogę ultralewicowego terroryzmu przeciwko RFN jako państwu, korzystając z obfitego wsparcia Moskwy, Berlina Wschodniego czy radykalnych krajów arabskich. Dzieckiem '68 roku na pewno jest Partia Zielonych, której popularność w latach 70. rosła w siłę, a 15 lat po protestach studenckich, w 1983 roku, weszła do Bundestagu. Rządy koalicji SPD-Zieloni w latach 1998-2002 określano mianem "rządów pokolenia '68 roku".
W artykule w "Die Welt", opublikowanym podczas narady politycznej bawarskiej CSU, Alexander Dobrindt utrzymuje, że dominacja pokolenia '68 roku trwa w Niemczech nadal, szczególnie w debacie publicznej i powoduje, że większość Niemców, "prowadzących mieszczańskie życie", nie odnajduje się w swoim kraju. Bliskie im są ideały przywiązania do tradycji chrześcijańskiej, do wolnego rynku, do oszczędności finansowych. Z rosnącą niechęcią patrzą również na osiedlenie się w Niemczech setek tysięcy muzułmańskich uchodźców i imigrantów, którzy nie integrują się ze społeczeństwem kraju, do którego przybyli i nieodwracalnie zmieniają jego charakter.
Niemieckie wartości
Nie można oczywiście przypisywać Dobrindtowi ksenofobii i islamofobii, ale na pewno bawarska CSU od lat próbuje wpływać na politykę imigracyjną centrali w Berlinie, wzywając do jej ograniczenia, do wprowadzenia restrykcyjnych przepisów azylowych oraz przejrzystych i surowych zasad odsyłania do kraju pochodzenia tych, którym odmówi się prawa pobytu w Niemczech. Prawo do azylu, jeden z konstytucyjnych dogmatów współczesnych Niemiec ze względu na pamięć o zbrodniach Trzeciej Rzeszy, nie zostało formalnie zniesione i pewnie nigdy nie będzie, ale w drodze ustaw wykonawczych ograniczono jego skalę.
Prawo do azylu, jeden z konstytucyjnych dogmatów współczesnych Niemiec ze względu na pamięć o zbrodniach Trzeciej Rzeszy, nie zostało formalnie zniesione i pewnie nigdy nie będzie, ale w drodze ustaw wykonawczych ograniczono jego skalę
.
Unia Chrześcijańsko-Społeczna od lat wzywa, aby "wartości judeo-chrześcijańskie", oparte na Biblii, stały się drogowskazem także dla uchodźców i imigrantów z krajów islamskich. Z tych wartości bowiem - twierdzą bawarscy konserwatyści - można wyprowadzić takie współczesne oczywistości, jak wolność, równość wobec prawa, świeckość państwa, prawa kobiet i szacunek dla kobiet, wolność sumienia, religii czy obowiązek państwowej edukacji. W dokumentach programowych CSU idzie nawet dalej, mówi o kulturze dominującej w Niemczech, czyli kulturze i języku niemieckim. Do takiej kultury powinni dołączać i z taką kulturą powinni utożsamiać się wszyscy, także niemieccy muzułmanie.
Bawarscy konserwatyści są też najbardziej eurosceptycznym odłamem politycznego mainstreamu w Niemczech. Sprzeciw wobec brukselskich regulacji oraz nadmiernego zaangażowania finansowego Niemiec w ratowanie zadłużonych państw strefy euro jest stale obecny w wypowiedziach jej polityków i dokumentach partii. Od lat wielu bawarskich działaczy CSU jest zaangażowanych w ścisłą współpracę z węgierskim premierem Viktorem Orbanem, który często gości na ich partyjnych zjazdach.
Warto zauważyć, że rządzące w Polsce Prawo i Sprawiedliwość koncentruje się na odgradzaniu się od Niemiec i nie potrafi nawiązać roboczych kontaktów z niemiecką chadecją. Jeszcze w latach 90. Porozumienie Centrum czy inne formacje centroprawicowe patrzyły na niemiecką chadecję jako wzór, a szczególnie na Bawarię. Ale dzisiaj w polskim dyskursie prawicowym, często bez oglądania się na realny stan rzeczy za Odrą, Niemcy oceniane są jako kraj przeżarty dogmatami lewicowymi i liberalnymi, które są eksportowane w "neoimperialny" sposób za granicę, w tym do Polski. Instynktowna wrogość do Niemiec i wynikająca z tego nieobecność polskiej prawicy w "głównym nurcie" europejskiej chadecji i konserwatyzmu w Unii Europejskiej jest przyczyną wielu porażek politycznych PiS w Europie. Ale to inna historia.
Maksyma Kohla
Apel Alexandra Dobrindta to odpowiedź na sukces w federalnych wyborach we wrześniu 2017 roku radykalnie prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), która wprowadziła do Bundestagu niemal stu posłów. Jest to istotna cezura polityczna w Niemczech. Przez ostatnie dekady konserwatywne skrzydła chadecji CDU/CSU gwarantowały, że w Niemczech, po doświadczeniach hitleryzmu, nie powstanie licząca się partia radykalnie czy skrajnie prawicowa, która zapewni sobie reprezentację w federalnym parlamencie.
Ale szczepionka przeciwko radykalizacji Niemiec działała i przed zjednoczeniem i po zjednoczeniu. Obowiązywała słynna maksyma Helmuta Kohla: ekstremiści lewicowi i prawicowi nigdy nie mogą rządzić Niemcami
.
Wszystkie dotychczasowe skrajnie prawicowe partie i partyjki, w rodzaju NPD, DVU czy Republikanów, mogły od czasu do czasu wprowadzać do parlamentów landowych małe grupki krzykliwych radykałów. Ale szczepionka przeciwko radykalizacji Niemiec działała i przed zjednoczeniem i po zjednoczeniu. Obowiązywała słynna maksyma Helmuta Kohla: ekstremiści lewicowi i prawicowi nigdy nie mogą rządzić Niemcami. Szczególną rolę w tamowaniu dogmatycznej prawicy odgrywała bawarska CSU, której legendarny konserwatywny lider Franz Joseph Strauss osobiście zapewniał, że poza CSU nie ma już liczącej się prawicowej partii. Dzisiaj do Straussa nawiązuje Alexander Dobrindt i podkreśla, że całe Niemcy powinni stać się konserwatywne, jak Bawaria pod rządami Unii Chrześcijańsko-Społecznej.
Wezwanie do "mieszczańsko-konserwatywnej" rewolucji to po pierwsze próba odzyskania przez CSU poparcia wyborców o poglądach prawicowych, którzy odeszli do AfD, rozczarowani polityką imigracyjną i przesunięciem się chadecji w stronę centrum czy wręcz lewicy. Pierwszy test, czy apel Dobrindta i kampania polityczna CSU przyniesie pożądany skutek, nadejdzie po wakacjach, gdy w Bawarii, najbogatszym i najludniejszym landzie Niemiec, odbędą się wybory do monachijskiego landtagu. Racją stanu partii Dobrindta jest utrzymanie absolutnej większości. Jeśli ta większość zostanie stracona, niemiecką prawicę i centroprawicę czeka prawdziwy wstrząs.
Powstanie i sukcesy AfD to nie tylko skutek polityki imigracyjnej chadecji Angeli Merkel. Jak zauważa Alexander Dobrindt, około miliona wyborców SPD i Partii Lewica wsparło Alternatywę dla Niemiec. Oznacza to, że wyborcy niemieccy, do tej pory właściwie przewidywalni, potrafią kierować swoje wybory w stronę radykałów i populistów. Dzisiaj to partia prawicowo-populistyczna, za kilka lat może być to partia radykalnie lewicowa. Ostrzeżenie Kohla sprzed lat może się ziścić w nowej formie. Na sukces AfD i jej stosunkowo wysokie poparcie polityczne i sondażowe wpływ ma także zmiana nastrojów w Austrii, bliskiej kulturowo i politycznie Niemcom, a Bawarii szczególnie. W Wiedniu rządzi koalicja chadeków i Wolnościowej Partii Austrii, do niedawna uważanej za skansen neofaszyzmu i nacjonalizmu. AfD i austriacka FPOe to partie blisko ze sobą współpracujące, które nierzadko pokazują się w Europie z francuskim Frontem Narodowym czy holenderską Partią Wolności Geerta Wildersa. Wszystkie te partie łączy podziw dla współczesnej Rosji Władimira Putina.
Śmiech i obawy
Na wezwanie Alexandra Dobrindta do "rewolucji konserwatywno-mieszczańskiej" odezwały się liczne głosy krytyki, często wyśmiewające jego tezy. Dobrindt pisał, że Niemcami rządzą elity ze znanej i popularnej berlińskiej dzielnicy Prenzlauer Berg. W odpowiedzi burmistrz dzielnicy ironizował, że gdyby rzeczywiście "Prenzlauer Berg rządził Niemcami", to on byłby przecież kanclerzem, a w Bundestagu większość miałaby koalicja czerwono-czerwono-zielona (SPD-Lewica-Zieloni). W dodatku ceny mieszkań w tej niby "lewicowo-lewackiej" dzielnicy szybują w górę, sprowadzają się tam bogaci "mieszczańscy" Niemcy, którzy są esencją niemieckiego kapitalizmu, a ceny nieruchomości są na tym mniej więcej poziomie, co w stolicy "konserwatywnej Bawarii" Monachium.
Głosy krytyczne wobec Dobrindta ostrzegają, że jego apel to woda na młyn nowej, skrajnej i nacjonalistycznej prawicy niemieckiej, która dzisiaj co prawda orientuje się na AfD, ale także nierzadko na nieoficjalne, podziemne właściwie ruchy tzw. identytarystów, którzy wprost mówią o sympatii do Trzeciej Rzeszy, wielkoniemieckiego szowinizmu i ekstremizmu
.
Z samego Monachium też popłynęły głosy krytyki wobec Dobrindta. Stolica landu nie jest wcale tak konserwatywna, jak by chciało CSU. Silne są tam wpływy socjaldemokracji, a monachijczycy generalnie są znacznie bardziej "centrowi" i "liberalni", niż sugeruje to Dobrindt i jego partia. Jedna z czołowych gazet niemieckich i europejskich, monachijska "Sueddeutsche Zeitung", jest gazetą liberalną, na wzór "The New York Timesa" zza oceanu. W komentarzach do apelu o rewolucję można też znaleźć ciekawe pytania: przecież po 1968 roku Niemcami, najpierw Zachodnimi, a potem zjednoczonymi, rządziła chadecja i kanclerz Helmut Kohl (rząd CDU/CSU-FDP sprawował władzę w latach 1982-1998). Czy rządy Kohla to był czas dominacji pokolenia '68? A co z rządami chadecji z koalicjantami z FDP czy SPD w latach 2003-2018? A co ze zjednoczeniem Niemiec, które było przecież wynikiem narodowego przebudzenia w byłym NRD pod hasłem "Jesteśmy jednym narodem"? ("Wir sind ein Volk"). A co z nowoczesnym patriotyzmem niemieckiej flagi, wolnym od nacjonalizmu, który cały świat zobaczył podczas piłkarskich mistrzostw świata w Niemczech w 2006 roku? Czy to też był przejaw dominacji lewicowo-liberalnej?
Inne głosy krytyczne wobec Dobrindta ostrzegają, że jego apel to woda na młyn nowej skrajnej i nacjonalistycznej prawicy niemieckiej, która dzisiaj co prawda orientuje się na AfD, ale także nierzadko na nieoficjalne, podziemne właściwie ruchy tzw. identytarystów, którzy wprost mówią o sympatii do Trzeciej Rzeszy, wielkoniemieckiego szowinizmu i ekstremizmu. Alexander Dobrindt próbuje przyciągnąć te środowiska do partii demokratycznej i przewidywalnej. Ale co będzie, jeśli jedynie pobudzi żywioł, nad którym nie zapanuje nawet bawarska CSU? Pierwszy test skutków apelu polityka z Bawarii: wczesna jesień 2018 roku.