Ola: Jak ktoś cię nęka, agresja fizyczna jest uzasadniona. Martyna: Jedna dziewczyna waliła mnie pięścią w nos, w końcu kiedyś jej oddałam i poleciała krew. – A dlaczego tak robiłyście? – Tak po prostu. Koza: Nie usiądę i nie porozmawiam, nie wyjaśnię, ja bym chciała wszystko rozwiązać no tak, wie pani… tak pięścią. Ola, Martyna i Koza to gimnazjalistki.
Ola: Jak ktoś cię nęka, agresja fizyczna jest uzasadniona. Martyna: Jedna dziewczyna waliła mnie pięścią w nos, w końcu kiedyś jej oddałam i poleciała krew. – A dlaczego tak robiłyście? – Tak po prostu. Koza: Nie usiądę i nie porozmawiam, nie wyjaśnię, ja bym chciała wszystko rozwiązać no tak, wie pani… tak pięścią. Ola, Martyna i Koza to gimnazjalistki.
Chodzą do różnych szkół, mają różne koleżanki, inne oceny, interesują się odmiennymi rzeczami. Pewnie mogłyby się nawet nie polubić. A potrafią nie lubić. Ale nie są w tym wyjątkowe: przecież ciągle któraś z koleżanek z inną się nie lubi. Ola, Martyna, Koza i kilkadziesiąt innych uczennic zgodziło się opowiedzieć o tym, dlaczego dziewczyny potrafią się rzucić na siebie z rękami.
Anna Wójtewicz to socjolożka z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, która obejrzała nagranie z Gdańska, umieszczone przez jednego z uczniów. Oto grupa czterech dziewczyn staje nad siedzącą na chodniku koleżanką – choć w tym przypadku raczej wrogiem. Biją ją, kopią, ciągną za włosy, wyzywają, niektóre – można policzyć – zadadzą ofierze nawet kilkanaście ciosów. Pod szkołą, w towarzystwie wielu uczniów, którzy albo obojętnie przechodzą obok, albo zachęcają do bicia i oferują wsparcie własnych pięści.
Ola, Martyna i Koza widziały więcej.
Koza: Nie usiądę i nie porozmawiam, nie wyjaśnię, ja bym chciała wszystko rozwiązać no tak, wie pani… tak pięścią. Wczoraj już druga laska mi uciekła, stchórzyła. Na meczu niechcący szturchnęłam dziewczynę i zaczęła mnie wyzywać. Jak szłam na zewnątrz, to były wszystkie dziewczyny, nie było tylko jej. Stchórzyła. A jak tu nie reagować na: „Nie pchaj się, k***a”?
Martyna: W zeszłym roku była taka dziewczyna, miała przezwisko Wiewióra. Miała dwa wystające przednie zęby, straszne. No i ona się pobiła z moją psiapsiółką. Ja też się biłam.
***
Czy zdarzyło się pani kiedykolwiek pobić z kobietą?
Dr Anna Wójtewicz, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu: (po namyśle) Nie, nie zdarzyło mi się.
A kobiety teraz się biją.
A.W.: Widziałam nagranie z Gdańska. Najbardziej szokuje mnie, dziwi może, że jako socjolog zajmowałam się tym problemem prawie dziesięć lat temu, robiłam badania. A od tej pory nic się nie zmieniło. Nie ma niczego, co by mogło pomóc rozwiązać problem młodych dziewczyn z agresją. Mamy za to schizofrenię: wzorzec, wedle którego kobieta, dziewczyna, ma być spokojna, skromna, ciepła, opanowana. Z drugiej strony przekaz medialny – proszę otworzyć jakąkolwiek gazetę kobiecą, tam znów wzorzec, jak powinna wyglądać kobieta. Jeśli nie spełniasz kulturowych norm, nie jesteś seksbombą, to masz powód do agresji.
A ten problem da się rozwiązać?
A.W.: Na przykład przez kształcenie nauczycieli. Oni nie mają spotkań, jak dzieje się to w Ameryce, że psycholog siada z dziewczynami, albo tylko z chłopakami, i w ramach jednej płci rozmawia o problemach. Nie ma edukacji seksualnej. A często przyczyną agresji jest to, że dziewczyny podważają swoją reputację seksualną. Odbijają sobie chłopaka, rywalizują o niego. Jaka trudna jest sytuacja dziewczyn w okresie dojrzewania, których nikt nie weźmie na pogadankę, nie powie: Tak, tak, to jest taki etap, rozumiemy, że to skomplikowane, ale dojrzewacie, to się zmieni. Warto, żebyście były solidarne, bo możecie zyskać to, to, to. A my, nie rozmawiając z dziewczynami, nie tworząc żadnego systemu, traktujemy kobiety jako osoby nieracjonalne, do których argumentacja nie dotrze.
***
Akme: Widziałam i słyszałam, jak dziewczyny się biły, ja się nie biłam, bo do bójki nie doszło. Byłam na koncercie WOŚP i zaczepiły mnie i koleżankę dwie laski. No wie pani, inny styl, inaczej się zachowywały. I stanęły za nami, i zaczęły nas wyzywać: Ale wieśniary, dziwki, ale ubrane! No i oczywiście musiałyśmy zareagować. Tyle ludzi i ktoś ma nas wyzywać, nie ma mowy! No i umówiłyśmy się na bójkę za ratuszem. Ale tamte stchórzyły. Widziałam też, jak dwie laski się biły, chyba jedna drugiej odbiła chłopaka, nie odzywały się do siebie prawie rok, ale teraz jest dobrze. W moim otoczeniu to normalne, że się wyzywa. Z biciem jest podobnie.
Karolina: Jak jakaś dziewczyna zajdzie nam za skórę, to najczęściej obgadujemy ją, jej wygląd. A jak mnie któraś skrzywdzi, to najchętniej bym udusiła. Dziewczyny malują się dla chłopaków i koleżanek, żeby tamte widziały, jaka ona piękna. Tak nieświadomie ze sobą rywalizują. Tak samo jest z ubraniami. Plotkowanie i ignorowanie to normalne w naszej szkole.
***
Patrząc na nagranie z Gdańska, można odnieść wrażenie, że dziewczyny potrafią być dużo bardziej agresywne od chłopaków.
A.W.: Chodzi o coś innego. Kulturowo jedyna agresja, jaką obserwujemy u kobiet, to taka niskiego ryzyka, nie wprost. Taka, która nie wiąże się z ryzykowaniem życia. Tak kobiety były kształtowane – mówię tu o historii, żeby ryzyka nie podejmować, bo przecież mają pod opieką dzieci, są im potrzebne. Żyły wyłącznie w sferze prywatnej. Obrazowo powiem: nie przekraczały progu własnego domu. Ich agresja objawiała się więc knuciem, plotkowaniem, oczernianiem innych kobiet. Takie zyskiwały umiejętności. A teraz? Teraz wychodzimy ze sfery prywatnej i wchodzimy do publicznej, uczymy się, pracujemy, poruszamy się w świecie, w którym nie ma naszych – kobiecych – wzorców, bo zwyczajnie nas tu przecież nie było.
Ale przecież i tu możemy sobie poknuć.
A.W.: Ale stosujemy często męskie strategie działania, jak to knucie nie wystarcza. Najpierw załatwiamy sprawy właśnie agresją niskiego ryzyka, angażujemy się emocjonalnie, a kiedy to nie działa, korzystamy z narzędzi dedykowanych kulturowo mężczyznom. Znów schizofrenia: jesteś kobietą, nie możesz okazać agresji wprost, w przeciwieństwie do mężczyzn, którzy się konfliktują, a potem zaraz dogadują, tylko tłumisz agresję tak długo, jak potrafisz. A potem wybuchasz.
Uderzę to znaczy, że już totalnie nie miałam innego wyjścia?
A.W.: Właśnie tak. Dziewczyny funkcjonują jak pszczoły w ulu. Jest królowa pszczół, najbardziej atrakcyjna dziewczyna, która skupia wokół siebie przyboczne, one ogrzewają się w jej blasku. Są też robotnice. I niby system działa, ale przecież z królowymi jest tak, że można je zdetronizować. Na przykład przyboczna albo robotnica uzna, że ma dość, będzie aspirować do roli królowej. I w takim momencie mamy wzrost frustracji, może dojść do aktów przemocy, do ustawki, przecież dziewczyny potrafiły się bić pod centrami handlowymi, słyszeliśmy o tym. Ale zanim się pobiją, będą załatwiać sprawy niskim ryzykiem.
***
Akme: Jak dziewczyna zmienia chłopaków i uprawia z nimi seks, to nie wiem, chyba nie uchodzi za porządną? Inni ludzie mówią o takich dziewczynach, że się puszczają, że są dziwkami. Hulają, imprezują.
Kasia: Słyszałam, jak koleżanka pobiła się z jedną z dziewczyn. Na początku była wymiana słów między nimi. Jedna z nich wyniosła bardzo złą opinię z podstawówki i dwie dziewczyny się do niej przyczepiły, prześladowały ją, popychały na przerwach i w końcu pobiły. Jedna była podrapana, druga miała rozbitą wargę. Najbardziej boli, gdy ktoś mówi, że zmieniasz chłopców jak rękawiczki, coś tego rodzaju. Często zdarza się, że dziewczyny się wyzywają, nie zawsze jest to uzasadnione.
***
Dziewczyny załatwiają sprawy niskim ryzykiem, czyli jak?
A.W.: Czyli po staremu - to jest o wiele mniej przyjemna wersja agresji, chociaż nie wymaga siły – oplotkowywanie, oczernianie, podważanie reputacji seksualnej. Jednym z najgorszych epitetów, według naszych badań, jest nazywanie kogoś „dziwką”. To może zmniejszyć zainteresowanie chłopców dziewczyną, rodzice mogą nałożyć sankcje, jeśli to do nich dojdzie i wyciągną wnioski. Albo mamy działanie snajperskie, które cicho, ale jednak skutecznie wyeliminuje przeciwniczkę. Dosypmy jej czegoś do drinka, niech się wygłupi na imprezie. Oblejmy ją, niech pójdzie do domu, bo będzie mieć plamę. Najgorszym orężem jest plotka i komentarze dotyczące wyglądu. Dziewczynki potrafią wstać dwie godziny wcześniej do szkoły, codziennie prostują włosy, malują się, nakładają makijaż, żeby dorównać. Żeby nikt ich nie skrytykował.
Jesteśmy straszne.
A.W.: Ale straszne mamy środowisko: jak długo można dusić w sobie emocje, jak długo można funkcjonować w miejscu, gdzie nikt nie jest ze mną solidarny – mówię tu o kobietach. My często, kiedy na przykład trzeba wybrać szefa zespołu, chętniej zagłosujemy na kolegę niż koleżankę. Nie możemy – stereotypowo mówię oczywiście – pójść po pracy z koleżanką, pogadać, pokłócić się, a zaraz pogodzić, przecież my, jak się kłócimy, to na amen, na życie i śmierć. Psychologowie pokazują badania: oto jakaś kobieta od dwudziestu lat nie odzywa się do przyjaciółki z dzieciństwa, bo się o coś pokłóciły, do tej pory ma traumę.
No nie, dlaczego jednak nie możemy się przemóc, pójść po pracy, wyjaśnić sobie, załatwić sprawy?
A.W.: Bo tak jesteśmy wychowywane. Takie wzorce wynosimy z domu. Natykamy się na obrazki: kobiety nienawidzą innych kobiet. Widzę niechęć, na przykład między teściową i jej synową, ja nie wiem, czemu ona jej nienawidzi, ale widzę obrazek. Pytam studentów: czy waszym zdaniem kobiety są solidarne ze sobą? A oni się śmieją: jasne, że nie. Pytam: czemu? A oni: bo robią sobie niemiłe uwagi, wzajemnie się krytykują, nie wspierają, podważają swoją reputacje, jakby uważały, że na wszelki wypadek warto jest żywić niechęć.
***
Zosia: Jeśli ktoś by mnie obraził, powiedział, że jestem głupia, brzydka, że się źle prowadzę, to mogłabym użyć siły fizycznej. Na pewno tak bym zrobiła.
Ania: Moja koleżanka nie była lubiana przez dziewczyny z innej klasy. Chciały ją pobić, w końcu do tego doszło. Poszło o to, że inaczej wyglądała, miała inny styl. Mogły inaczej to załatwić, ale jak nie ma innego wyjścia, to muszą bić.
Michalina: Dziewczyny w paczkach zazwyczaj wspierają się nawzajem. Jak jedna coś złego zrobi, to reszta będzie ją usprawiedliwiać, będzie jej pomagać. Nieważne jest, po której stronie jest wina. One po prostu bronią swojego terytorium. Taki konflikt jest bardzo niebezpieczny.
***
Dlaczego z chłopakami takich filmów, jak ten z Gdańska, nie ma zbyt wiele w sieci?
A.W.: Na pewno nie dlatego, że są mniej agresywni! Jakby zapytać nauczycieli, kto sprawia więcej problemów, powiedzieliby: chłopcy. To taka norma, testosteron, dojrzewanie.
Ale dlaczego ja jednak boję się bardziej agresywnej dziewczyny niż chłopaka? Czemu one wydają się groźniejsze?
A.W.: Podpity mężczyzna, kibic – my znamy ten widok. Jesteśmy przyzwyczajeni. Wiemy, czego można się spodziewać. A po pijanej kobiecie już niekoniecznie. Kulturowo pijana kobieta na ulicy to jednak tabu. Tak jak samotna kobieta przy barze – ona na pewno prowokuje do czegoś, ona przecież nie ma prawa, jak facet, iść do baru, napić się, bo ma zły dzień. Stereotypowo: na pewno szuka okazji do seksu, jest wariatką, jest agresywna. Nie mamy kulturowo oswojonych takich zachowań, toteż się boimy.
Ale czasem one są po prostu agresywne, nie że siedzą przy barze.
A.W.: Czasem to próba poszukiwania autodefinicji. Testowanie tej normy, która kulturowo jest przypisana mężczyznom. Ale takie jednostkowe przypadki o niczym nie świadczą. Może one teraz są agresywne, ale jakby ktoś z nimi porozmawiał – wracam do edukacji – że nie warto, że można poszukiwać siebie inaczej, to może ten potencjał skanalizowałby się inaczej. Z takiej chłopczycy może wyrosłaby, może wyrośnie świetna feministka, która będzie walczyć o solidarność wśród kobiet.
***
Ola: Na początku pierwszej klasy poznałam dwie fajne dziewczyny, były super. Moja stara przyjaciółka, teraz wróg, która je znała, musiała im coś nagadać i te dwie zmieniły o mnie zdanie. Nie wiedziałam tak naprawdę dlaczego. Dziewczyny nic tak naprawdę o mnie nie wiedziały. Kiedyś nie wytrzymałam, bo zaczęły mnie wyzywać od dziwek, szmat. Zaczęłyśmy się wtedy bić. Teraz nie zwracamy na siebie uwagi, po prostu.
Karolina: Dziewczyny najczęściej kłócą się o chłopaków. Na przykład obu podoba się ten sam chłopak, ale jemu tylko jedna.
Ola: Jeśli jakaś dziewczyna cię nęka, wyzywa po raz któryś, to agresja fizyczna jest uzasadniona, to już nerwy mogą puścić. Nikt by tego nie zniósł.
***
Jak wychować córkę, żeby się nie biła? Żeby nikt jej nie bił?
A.W.:Winę tu ponoszą toksyczne relacje, kliki dziewczęce. Uczennice starają się dorównać wyglądem pozostałym, żeby się w negatywny sposób nie wyróżniać. Żeby wychować dziewczynę, powinniśmy podkreślać, że nie zawsze i nie za wszelką cenę trzeba przestrzegać zasady "po trupach do celu". Nie zawsze dobra jest konfrontacja fizyczna, ale też utrzymanie toksycznej relacji. My to nazwałyśmy kulturą tlenku węgla, wiadomo – to gaz toksyczny, cichy zabójca. Najważniejsze, żeby dziecku dać poczucie, że potrafi sobie z taką atmosferą toksyczną - podjudzania, plotek, knucia - poradzić. Bo to się przekłada potem na życie dorosłych kobiet, które mają problem w pracy – w hierarchicznych grupach.
Ale córka powie: jak ja nie będę brać w tym udziału, będę gorsza, wykluczona. To dopiero mnie pobiją.
A.W.: Kiedyś bym się zgodziła, że tak to działa: że trzeba się opowiedzieć po którejś stronie, przy królowej albo w opozycji. Ale teraz zauważam coraz więcej takich postaci, autorytetów, aktorek, dziennikarek – celowo mówię o kobietach – one pokazują, że można okazywać solidarność względem siebie. A to trudna kwestia, kobietom jest trudno ze względu na atmosferę rywalizacji, agresji nie wprost. Na przykład Emma Watson – ona wyrasta na ikonę feminizmu. Deklaruje solidarność z innymi kobietami. I widać taką potrzebę, żeby kobiety mówiły, że warto być sobą, szanować się nawzajem. Może to jakaś nowa droga, mamy symptomy zmian. Dziewczyny powoli próbują być sobą, a nie korzystać z tej narzuconej normy, która właśnie tworzy atmosferę toksyczności w relacjach miedzy nimi.
***
Michalina: Widziałam ostatnio trzy walki. Ale o wielu też słyszałam. Przeważnie jest tak, że któraś którąś wyzwie, tamta druga sobie na to nie pozwoli i się zaczyna. Czasami jest tak, że któraś się źle spojrzy na inną. Ja też tak mam, że jak któraś się źle spojrzy na mnie, to podchodzę. Wiem, że to głupie, ale tak mam.
Ania: Nigdy w życiu nie chciałabym być nazwana „dziwką”, „k***ą”, tak chyba można najbardziej kogoś obrazić. Zwłaszcza w towarzystwie chłopaków. Ale oni nie reagują albo się śmieją.
***
Dr Anna Wójtewicz z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu przeprowadziła badania, rozmawiając z gimnazjalistkami. Próbowała opisać problem agresji wśród nastolatek. Wnioski spisała razem z Katarzyną Stadnik w książce „Anielice czy diablice? Dziewczęta w szponach seksualizacji i agresji w perspektywie socjologicznej”. W publikacji ukazały się też cytaty z rozmów z dziewczynami, które przytoczone są w tekście.