Przepisy polskiego prawa potrafią zaskoczyć. Zmiana nazwiska, sprzedaż dużego mieszkania czy ekshumacja zwłok – to tylko nieliczne przykłady sytuacji, w których musimy się zmagać z absurdami zapisanymi w paragrafach.
Niedawno pisaliśmy o lokalu Gospoda u sióstr, który stoi blisko kościoła i według przepisów nie można w nim było sprzedawać alkoholu. Właścicielki postanowiły te przepisy obejść. Jak? Wydłużyły odległość lokalu od świątyni, montując przed wejściem labirynt z barierek. Droga, którą trzeba pokonać, by "strzelić sobie kielicha", wzrosła o ponad 70 m, choć lokal nie drgnął ani o milimetr.
Absurd? Bez wątpienia. Jednak podobnych w polskim prawie nie brakuje. Jak mówi w rozmowie z tvn24bis.pl adwokat Eliza Kuna, można je podzielić na dwie grupy. – Jedna to sytuacje, kiedy przepisy są stare, z okresu PRL-u i nieadekwatne do zmian życiowych. Druga grupa takich problemów dotyczy stosowania prawa – wyjaśnia.
Dwa w cenie jednego
Z prawnym absurdem muszą zderzać się np. deweloperzy. Zgodnie z ustawą o VAT sprzedaż mieszkań o powierzchni 150 m kw. podlega opodatkowaniu w wysokości 23 proc. Mniejsze lokale są obciążone jedynie preferencyjnym 8-procentowym VAT-em. Dlatego bardzo częstą praktyką spotykaną u deweloperów jest sprzedaż "mieszkań łączonych". Polega ona na tym, że oferowane są dwa lokale, których powierzchnia wynosi po 80 m kw., a ich połączenie będzie możliwe po nabyciu.
Kierowca nieznany
Podatki to jednak nie wszystko. Absurdalne przepisy obowiązują również na drogach, a najlepiej wiedzą o tym kierowcy otrzymujący mandaty z fotoradarów.
Właściciel pojazdu w takiej sytuacji zawsze mogą zdecydować, czy przyznać się do kierowania pojazdem w chwili wykroczenia i przyjąć mandat wraz z punktami karnymi czy przyjąć taki sam mandat bez punktów za niewskazanie kierującego. Wybór wydaje się prosty.
Wprawdzie w tym drugim przypadku sprawa może trafić do sądu, który ustala, kto popełnił wykroczenie, jednak nawet w takiej sytuacji przysługuje możliwość obrony i odmowy wskazania kierującego pojazdem. Wszystko kończy się ukaraniem właściciela pojazdu mandatem, ale co najważniejsze – bez punktów karnych.
Kto na tym zarabia?
Przestawienie licznika samochodowego to znany sposób na podniesienie wartości auta przy sprzedaży na rynku wtórnym. To oczywiście oszustwo, ale firmy, które cofają liczniki i mówią o tym wprost... nie popełniają żadnych przestępstw, ponieważ tego typu działanie nie jest karalne.
Przestępstwem jest dopiero czerpanie korzyści z tytułu zmniejszonego przebiegu, a zatem sprzedaż auta z przestawionym licznikiem przy zatajeniu tego faktu. Prowadzący warsztaty mogą więc utrzymywać, że nie mają świadomości tego, w jakim celu właściciel auta zlecili im cofnięcie przebiegu.
Choroba tylko w domu
Na zmagania z absurdami prawa muszą przygotować się też kobiety, które decydują się na powrót do nazwiska panieńskiego. Po rozwodzie bowiem zmiana nazwiska wcale nie musi okazać się prosta, jeżeli takiej chęci nie zgłosimy w ciągu pierwszych trzech miesięcy od uprawomocnienia się wyroku rozwodowego. W tym okresie zmiana jest dokonywana bezpłatnie i automatycznie, z urzędu.
Co innego jednak, jeżeli kobieta chęć powrotu do nazwiska panieńskiego wyrazi po upływie tego terminu. – Nie dość, że musi uiścić opłatę administracyjną za wniosek, to dodatkowo odbywa się to w trybie postępowania administracyjnego o zmianie nazwiska, gdzie decyzję podejmuje kierownik urzędu stanu cywilnego. Trzeba szeroko uzasadnić, jakie przyczyny powodują, że chcemy zmienić nazwisko – mówi mecenas Kuna.
Opłata za wniosek wynosi 37 zł. Jednak nie pieniądze wydają się być tutaj najważniejsze, lecz możliwość odmowy – bo istnieje ryzyko wydania decyzji negatywnej.
Problemem dla rozwodników mogą być też przepisy dotyczące opieki nad chorym dzieckiem. W polskim prawie w przypadku rozwodu musi zostać określony rodzic, z którym dziecko mieszka na stałe i rodzic, który ma przyznane kontakty. A chorować dziecko może tylko u tego pierwszego.
Jak to wygląda w praktyce? Przyjmijmy, że ojciec ma ustalone kontakty z dzieckiem co drugi weekend. Jeżeli dziecko jest wówczas chore, to matka ma pełne prawo nie puścić dziecka na spotkanie i w dodatku nie musi wyznaczać terminu zastępczego. Choroba jest zawsze usprawiedliwieniem – nieważne, czy to zwykłe przeziębienie, czy alergia.
Jak informują prawnicy, zdarzają się sytuacje, w których ojcowie nie widzieli swojego dziecka przez siedem miesięcy, bo matki za każdym razem biorą zwolnienie, co nie jest szczególnym problemem przy małym dziecku. A sądy taką interpretację akceptują.
Ekshumacja z sanepidem
Pozostałością po poprzednim ustroju są też przepisy dotyczące ekshumacji zwłok.
Niezależnie od tego, przez ile lat zwłoki leżą w grobie, nawet kiedy zostają tylko prochy, to aby przenieść je w inne miejsce, niezbędne jest powiadomienie sanepidu. Oprócz tego urzędnik sanepidu musi być obecny przy wykonywaniu całej ekshumacji. Tymczasem pochówek, w trakcie którego ryzyko epidemiologiczne jest dużo wyższe, nie wymaga obecności jakiegokolwiek urzędnika administracji czy sanepidu.
Natomiast przykładem sytuacji, gdy przepisy same w sobie nie są absurdalne, ale szwankuje ich stosowanie, jest przypadek składania odwołania od wypowiedzenia i żądanie przywrócenie do pracy. Czas oczekiwania na pierwszą rozprawę w tego typu sprawach w mniej obłożonych sądach wynosi siedem miesięcy, a w niektórych, choćby na warszawskiej Pradze-Południe, aż dziewięć miesięcy. Przez ten czas większość osób już dawno znajdzie nową pracę – a należy pamiętać, że to tylko pierwszy termin rozprawy. Ze względu na przewlekłość postępowań 99 proc. takich powództw traci sens.
"W dobrym kierunku"
Mimo licznych przepisów określanych jako absurdalne, zdaniem mecenas Kuny "idziemy w dobrym kierunku".
Nie wszystko da się w stu procentach uregulować, nie wszystkie konsekwencje da się przewidzieć. Nie uważam, że jesteśmy krajem, w którym jakoś bardzo trudno funkcjonować. Idziemy w kierunku coraz jaśniejszych przepisów
Eliza Kuna, mecenas
– Wiele z tych rzeczy jest eliminowanych etapowo z przepisów. Nie wszystko da się w stu procentach uregulować, nie wszystkie konsekwencje da się przewidzieć. Nie uważam, że jesteśmy krajem, w którym jakoś bardzo trudno funkcjonować. Idziemy w kierunku coraz jaśniejszych przepisów – stwierdza.
Przykładem są tu choćby żłobki, do których jeszcze niedawno posiłkowo stosowano ustawę o szpitalach. Warunki sanitarne w żłobkach musiały być takie jak w placówkach leczniczych, zarówno jeśli chodzi o wyżywienie, toalety, dezynfekcje, jak i liczebność personelu.
Powodowało to znaczne ograniczenie możliwości powstawania nowych żłobków – i publicznych, i prywatnych. Tę sytuację zmieniło dopiero rozporządzenie ministra pracy z 2014 r.