"Polski czołg nowej generacji", nazwany PL-01, wzbudził cztery lata temu wielkie emocje. O futurystycznie wyglądającym pojeździe rozpisywały się media światowe, trafił nawet do gier. Była to jednak tylko makieta. Tak naprawdę dopiero teraz wojsko zaczyna szukać czołgu nowej generacji. Jest prawdopodobne, że nie będzie on polski, ale niemiecko-francusko-polski. Przed wojskiem i przemysłem stoi duże wyzwanie, ale też szansa.
Do odpowiadającego za zakupy sprzętu dla wojska Inspektoratu Uzbrojenia właśnie zgłosiło się 11 firm, które chcą zacząć "dialog techniczny" z MON w sprawie nowego czołgu. Oznacza to, że wojsko chce się dowiedzieć, czego właściwie może oczekiwać od przemysłu zbrojeniowego.
MON musi działać, ponieważ sytuacja naszych wojsk pancernych jest niewesoła, jednak możliwości manewru są niewielkie. - Teraz jest najgorszy czas na kupowanie nowych czołgów - twierdzi Jarosław Wolski z miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa".
Potęga na papierze
Teoretycznie jesteśmy czołgową potęgą w NATO, bo posiadamy na papierze niemal 1000 tych najcięższych pojazdów. Dla porównania takie państwa jak Francja, Niemcy czy Wielka Brytania mają ich od 200 do 400.
Problem w tym, że połowa polskich maszyn w postaci T-72M jest absolutnie przestarzała i nie posiada skutecznej amunicji. Nie nadają się do walki ze zdecydowaną większością rosyjskich czołgów. Nieco lepiej jest z 232 PT-91 Twardy, czyli zmodernizowanymi w latach 90. przez polski przemysł T-72. Im jednak również brakuje skutecznej amunicji.
O problemach z tymi czołgami i amunicją do nich pisaliśmy już w Magazynie TVN24
Najlepiej z kupionymi i otrzymanymi od Niemców 250 używanymi Leopardami 2, z których połowa jest dodatkowo modernizowana do nowoczesnego standardu 2PL. Problem w tym, że to będą w najbliższych latach jedyne polskie czołgi, które można uznać za odpowiadające wymogom współczesnego pola walki.
Nie ulega więc wątpliwości, że nie chcąc drastycznie skurczyć Wojsk Lądowych ani utrzymywać fikcji w postaci setek czołgów o nikłych zdolnościach bojowych, Polska musi pomyśleć o zakupie nowych pojazdów tej klasy. MON w ostatnich miesiącach poczyniło w tym kierunku istotne kroki.
Sami nie damy rady
W najnowszym Strategicznym Przeglądzie Obronnym, opublikowanym w maju swoistym manifeście wizji rozwoju polskiego wojska według obecnej władzy, wyraźnie zadeklarowano: "nacisk w broni pancernej położymy na rozwój czołgu nowej generacji. Widzimy szansę na realizację tego projektu w formule międzynarodowej". W towarzyszącej publikacji prezentacji znalazło się natomiast stwierdzenie o "czołgu nowej generacji opracowanym we współpracy z partnerami europejskimi".
Jeszcze w kuluarach szczytu NATO w Warszawie, prawie rok wcześniej, Antoni Macierewicz mówił dziennikarzom, że potencjalna współpraca zbrojeniowa z europejskimi państwami NATO w sprawie czołgu nowej generacji "rysuje się interesująco". - Trwają rozmowy w tej sprawie. Wydaje mi się, że istnieje wielka szansa, że taka kooperacja zostanie podjęta - stwierdził minister.
Pomysł na budowę czołgu nowej generacji samodzielnie przez polskie firmy nie przewija się w wypowiedziach najważniejszych urzędników w MON. Według specjalistów to realistyczna ocena jego możliwości. - Wydaje się, że całkiem samodzielne opracowanie czołgu nowej generacji leży poza naszym zasięgiem - mówi Bartłomiej Kucharski, dziennikarz miesięcznika "Wojsko i Technika". - Polski przemysł w swojej historii jedynie rozwijał i twórczo łączył cudze dokonania, choć z dużymi sukcesami w postaci na przykład przedwojennego 7TP czy PT-91 w latach 90. - dodaje.
Podobnie uważa Jarosław Wolski z miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa". - Pozostaję głęboko sceptyczny co do takiej wizji - mówi i dodaje, że stworzenie współcześnie od podstaw nowego czołgu to skomplikowany i kosztowny proces. Za przykład tego jak bardzo podaje Szwecję i Szwajcarię, które niegdyś samodzielnie konstruowały sprzęt pancerny, ale pod koniec ubiegłego wieku zdecydowały się kupić licencję niemieckiego Leoparda 2. Kucharski dodaje przykład Turcji, która już od 2007 roku tworzy swój czołg Altay i jeszcze nie zaczęła jego produkcji. Jest to przy tym pojazd III generacji, jak na przykład Leopard 2. - Samo jego opracowanie ma oficjalnie kosztować pół miliarda euro, a to na pewno mocno zaniżona kwota - mówi.
Ponieważ samodzielne stworzenie nowego czołgu, nie wspominając o wozie nowej generacji, jest mało prawdopodobne, pozostaje jak najwięcej skorzystać na współpracy z przemysłami pancernych potęg, takich jak Niemcy, Francja czy USA. - Prace nad jakimkolwiek czołgiem międzynarodowym to przede wszystkim skok technologiczny dla polskiego przemysłu obronnego. Ponadto wspólny program to produkcja przynajmniej części elementów dla drugiej strony, a więc znacznie większy rynek zbytu - mówi Kucharski.
Pomoc z zachodu za pieniądze
Kto mógłby być partnerem dla Polski w tworzeniu nowoczesnego pojazdu bojowego? Możliwości jest wiele, w tym niektóre egzotyczne, takie jak Chiny czy Indie, które deklarują chęć stworzenia takich maszyn. Można jednak je odrzucić ze względów politycznych. Zdecydowanie najsilniejszą ofertę mogą zaprezentować Amerykanie, Francuzi, Koreańczycy i Niemcy. Wojska wszystkich tych państw już wstępnie planują zakup nowych czołgów, które zastąpią te obecne, tak zwanej III generacji – M1 Abrams, Leclerc, K2 i Leopard 2.
Problem w tym, przynajmniej z polskiej perspektywy, że wszystkie te państwa nie są pod taką presją czasu jak my. Czołgi amerykańskie, francuskie, koreańskie i niemieckie są systematycznie modernizowane na przestrzeni lat, przez co nadal są uznawane za nowoczesne i mające duże szanse w walce z nawet najnowszym rosyjskimi konstrukcjami. Efekt jest taki, że wojska Francji, Korei Płd., Niemiec i USA chcą dostać nowe maszyny za dekadę lub później. Polska chciałaby szybciej, ale nie ma specjalnego wyboru. – Realnie od podpisania umowy do produkcji czołgu musi minąć minimum dziesięć lat – zaznacza Kucharski.
Z drugiej strony, ze względu na wczesny etap prac nad nowymi zachodnimi konstrukcjami, jest to optymalny czas, aby się dołączyć. Zdaniem Wolskiego to wręcz "najlepszy moment". Byłoby więc warto go wykorzystać. Wchodząc do międzynarodowego programu na wczesnym etapie, można próbować kształtować go odpowiednio do swoich potrzeb, wywalczyć korzyści dla swojego przemysłu i mieć w efekcie silniejszą pozycję niż tylko próbować później kupować jego gotowy efekt. Będzie to jednak oznaczało konieczność współfinansowania wydatków na prace badawcze i rozwojowe.
- W wianie możemy wnieść właściwie tylko pieniądze. Nasz przemysł nie oferuje żadnego gotowego komponentu, który można by zastosować w czołgu nowej generacji – mówi Wolski. Zarówno on, jak i Kucharski wskazują tylko na jedną ciekawą technologię, którą moglibyśmy zainteresować partnerów – kamuflaż aktywny zaprojektowany przez Wojskowy Instytut Techniki Inżynieryjnej. Wymaga on jednak dopracowania i dodatkowego finansowania.
Dopiero współpracując z zagranicznymi partnerami, polski przemysł mógłby zacząć produkować istotne elementy nowoczesnego czołgu. Wolski sugeruje, że polski przemysł mógłby dodatkowo próbować skupić się na wersjach specjalistycznych. Na przykład wozach saperskich (służą do usuwania min), inżynieryjnych (mobilne stacje serwisowe i pomocnicze) czy mobilnych mostach, konstruowanych na bazie wspólnego kadłuba.
Silna reprezentacja niemiecka
Obecnie w wypowiedziach przedstawicieli MON najczęściej przewija się wątek współpracy z Francuzami i Niemcami. Choć oba państwa formalnie nie rozpoczęły jeszcze żadnego programu budowy czołgu nowej generacji, to w 2016 roku dokonała się fuzja ich dwóch wielkich firm zbrojeniowych specjalizujących się w pojazdach opancerzonych - francuskiego Nextera i niemieckiego KMW. Razem tworzą konsorcjum KNDS, które zaczęło już promowanie koncepcji czołgu nazywanej roboczo "Leopard 3". Jest bardzo prawdopodobne, że to będzie zachodnioeuropejski czołg nowej generacji, choć wiele może się jeszcze zdarzyć. Wiele europejskich programów zbrojeniowych kończyło się już kłótniami i rozwodami.
Kucharski zaznacza, że to jednak niejedyna opcja. – Są inne, może nawet lepsze rozwiązania – twierdzi. Jego zdaniem można próbować działać nie poprzez rozmowy z innymi rządami, ale komercyjnie z kilkoma silnymi zagranicznymi firmami zbrojeniowymi i próbować z ich pomocą stworzyć "polski" czołg. - Byłoby to jednak wielkie wyzwanie finansowe, logistyczne i chyba mentalne – stwierdza.
Odpowiedzi na to, w jakim kierunku zdecyduje się podążyć MON, może dać wspomniane postępowanie rozpoczęte przez Inspektorat Uzbrojenia. Do wstępnych rozmów na temat nowych czołgów zgłosiło się 11 firm: pięć z Polski, a sześć zagranicznych. Nie oznacza to jednak, że to 11 przedsiębiorstw, które chcą sprzedać nam czołgi. Poza jednym niemieckim żadna z nich ich nie produkuje. - To bardzo wstępny etap. Można go potraktować jako barometr zainteresowania - mówi Kucharski. Najsilniejszą reprezentację wystawili Niemcy.
Możliwa opcja pośrednia
Jest możliwe, że ze względu na długi czas oczekiwania na czołg nowej generacji MON będzie chciał wcześniej kupić maszyny obecnej generacji. Wyraźnie sugerował to wiceminister Szatkowski w opublikowanym na początku lipca wywiadzie dla "Polski Zbrojnej". - Najprościej byłoby oczywiście dokupić pewną liczbę nowych Leopardów 2, ale jakiego typu czołgi nabędziemy zależy od tego, kto będzie ostatecznie naszym partnerem – mówił. Wynikałoby z tego, że MON rozważa umowę wiązaną. W ramach współpracy z konsorcjum francusko-niemieckim Polska mogłaby po atrakcyjnych cenach kupić nowe czołgi Leopard 2A7.
Wolski uważa jednak, że to nie byłaby najszczęśliwsza decyzja. – Lepiej modernizować tańszym kosztem to, co już mamy i zacisnąć zęby, czekając na nową generację, niż kupować teraz nowe maszyny z tej, która się kończy – mówi dziennikarz. Argumentuje, że w wojsku jest więcej palących problemów, na które lepiej wydać pieniądze niż kupować nowe, ale nieperspektywiczne maszyny.
Co zrobi MON, jeszcze się okaże. Poszukiwania polskiego czołgu nowej generacji są we wstępnej fazie, ale to teraz właśnie muszą zostać podjęte kluczowe decyzje - jak i z kim będziemy chcieli go stworzyć lub kupić. Efekty będą jednak dopiero za kilkanaście lat.