Brytyjczycy zapędzili się w kozi róg. Po wyborach parlamentarnych, które zmieniły tam scenę polityczną, mnożą się sprzeczne wypowiedzi na temat brexitu. Wciąż możliwy jest każdy scenariusz. Niepewność rośnie, gospodarka słabnie i coraz więcej mieszkańców Wysp, w tym Polaków, zadaje sobie pytania, co ich czeka. Jak często w takich sytuacjach bywa, obywatele głosują nogami. Już trzy tysiące Brytyjczyków wystąpiło o obywatelstwo Niemiec.
"Brexit znaczy brexit" – powtarzała jak mantrę brytyjska premier Theresa May od czasu, gdy jako szefowa rządu wprowadziła się na Downing Street 10 w Londynie. Zawołanie to miało oznaczać, że Partia Konserwatywna i sama premier (zwolenniczka pozostania w UE w 2016 r.) dołączyła do "brexitowców".
Sytuacja skomplikowała się po dziwnych i zaskakujących wyborach parlamentarnych. Konserwatyści premier May odnieśli pyrrusowe zwycięstwo, tracąc większość w Izbie Gmin, a laburzyści choć przegrali, to powiększyli liczbę mandatów. W kwestii wychodzenia z Unii zapanował chaos i nie wiadomo już, co dzisiaj oznacza słowo "brexit". Pojawiają się coraz bardziej niejasne określenia, co powoduje, że na własną prośbę Brytyjczycy przystępują do rozmów z Brukselą i Unią 27 państw słabi i niezdecydowani.
Prasa brytyjska i europejska nie pozostawia suchej nitki na premier May. Wyśmiewa się z niej, nazywając jej decyzję o przyspieszonych wyborach "samobójem" i "potężnym strzałem w stopę".
Image - Jos Collignon @ Caglecartoons pic.twitter.com/zHafIMNGUp
— Couldbe Yue (@CouldbeYue) June 11, 2017
Theresa May’s #UKElection2017 fiasco #cartoonpic.twitter.com/CuH59g58Qo
— Klier (@Klier_cartoons) June 12, 2017
W tym momencie na Wyspach można doliczyć się przynajmniej pięciu scenariuszy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, z których każda często zakłada kompletnie odmienne kroki. Do tej piątki należy dołożyć pewnie jeszcze kilka scenariuszy zakładanych przez Unię, których jednak ona nie ujawnia.
Scenariusz 1. Hard brexit
Do niedawna obowiązywał na Wyspach dogmat o "twardym brexicie" (hard Brexit). "Twarde" wyjście z Unii Europejskiej oznaczać miało w największym skrócie zerwanie wszystkich związków z Brukselą i w przyszłości zawarcie z nią porozumienia o wolnym handlu. Oczywiście w ramach takiej umowy Brytyjczycy mieliby wolną rękę w polityce imigracyjnej i mogliby dowolnie decydować o przyjmowaniu bądź nie obywateli UE na swoim terytorium.
Autorami takiej koncepcji byli stratedzy rządu Theresy May, którzy zakładali, że właśnie tego chce większość obywateli brytyjskich. Dodatkowo głoszenie takiego hasła doskonale pasowało do poreferendalnych nastrojów na Wyspach. Dosyć buńczucznie zapowiadano, że w zasadzie to brexit jest spacerkiem, a słabnąca Unia, której śmiertelne ciosy zadają liczne kryzysy wewnętrzne i zewnętrzne, zgodzi się właściwie na każde warunki Londynu, oby tylko niemieckie samochody mogły być sprzedawane Brytyjczykom i oby tylko Wyspiarze nadal kupowali francuskie wina.
Przez całe miesiące głoszone były, szczególnie przez antyunijne media brytyjskie, hasła o niewiarygodnej sile nabywczej rynku wyspiarskiego, niezbędnego dla rozwoju UE. Równoległym uzupełnieniem tej opowieści był dogmat o nieograniczonych możliwościach handlu Wielkiej Brytanii z resztą świata, szczególnie ze światem anglosaskim i Dalekim Wschodem.
Scenariusz 2. No deal, czyli wersja twarda do kwadratu
Hard brexit znajduje nierzadko rozwinięcie w wersji skrajnej, gdzie w bulwarowej prasie, zwykle antyeuropejskiej, oraz w wypowiedziach co bardziej wojowniczych konserwatystów, padają słowa o "braku umowy z UE" i bezceremonialnym wyjściu z niej w marcu 2019 r. To z kolei nazywa się no deal. Zwolennicy wersji "twardej do kwadratu" krzyczą w zasadzie codziennie: "po co te całe negocjacje, wychodzimy i nie ma nas, wracamy do siebie, porzucamy zgniłą Unię i żeglujemy na morzach świata, niemal jak w czasach Imperium Brytyjskiego".
W praktyce wersja "bez porozumienia" oznaczać będzie, że od marca 2019 r., Wielka Brytania przestanie być państwem UE i stanie się państwem bez żadnych wobec niej zobowiązań. Próbując zrozumieć, co działoby się w takiej sytuacji, wyobraźmy sobie, że Brytyjczycy nigdy nie byli w Unii, nie było ostatnich ponad 40 lat. Chaos i zamieszanie, jakie wtedy zapanuje, są trudne do opisania. Warto dodać, że dla naszych rodaków, mieszkających na Wyspach, taka wersja brexitu jest najbardziej niekorzystna. Zakłada bowiem, że Polacy prawdopodobnie zachowają prawa, jakie nabyli przez ostatnie lata, ale nie otrzymają już nic ponadto. Niewykluczone też, że pewne przywileje stracą, na przykład dostęp do świadczeń społecznych.
Scenariusz 3. Soft brexit
Natychmiast po ostatnich wyborach opowieść o hard brexicie ustąpiła miejscanowej opowieści - o "brexicie miękkim", czyli soft brexicie. Politycy i analitycy po fatalnych dla konserwatystów wyborach dosyć powszechnie uznali, że ich wynik to rezultat zemsty zwolenników UE, zwłaszcza młodego pokolenia, które poczuło się oszukane rok temu, gdyż brexit został przegłosowany w referendum głównie głosami starszego pokolenia - pokolenia emerytów.
Ich zdaniem wybory pokazały, że rząd brytyjski nie ma mandatu społecznego na twarde wyjście z UE, na dosłowne niemal zatrzaśnięcie drzwi i że nadal miliony obywateli chcą podtrzymać w jakiś sposób swój związek z UE. Dlatego tydzień po wyborach pojęcie soft brexit robi karierę. Co mogłoby oznaczać "soft"?Pozostanie w jednolitym rynku europejskim na zasadzie, jaką dzisiaj mają Norwegia czy Islandia? A może wyjście z UE, ale podtrzymanie z nią – dla dobra młodego pokolenia – więzów naukowych i akademickich takich jak stypendia, swoboda podejmowania studiów, wymiana naukowa itd.? Mogłoby to też oznaczać, że Wyspiarze chcą wyjść z rynku unijnego w ciągu na przykład 15 lat, to znaczy dać sobie czas na zbudowanie równolegle silnych relacji handlowych z resztą świata. A może "soft" to pozostanie w Unii, ale wycofanie się z jej politycznej struktury? Albo Wielka Brytania na zasadach podobnych jak Ukraina – z wolnym handlem z Unią niemal we wszystkich obszarach, ale przy wyraźnej odrębności?
O miękkim wychodzeniu z UE mówi północnoirlandzka Partia Demokratycznych Unionistów (DUP). Jej opinia bardzo się liczy, ponieważ będą oni współrządzić krajem razem z partią premier May. Dla Polaków na Wyspach soft brexit jest tylko pozornie łagodniejszy, oznacza bowiem niewiadomą, a na dodatek do wersji soft trzeba dodać jego skrajny wariant, który zaproponował Lord Heseltine, były rywal Margaret Thatcher. Miałby on opierać się na… pozostawieniu członkostwa w UE tak jak teraz, ale bez swobody przemieszczania się obywateli UE na Wyspy, co źle wróży Polakom.
Scenariusz 4. Open brexit
Chaos pojęciowy odnośnie brexitu zaczęli mnożyć zresztą sami konserwatyści. Partia Konserwatywna jest bowiem koalicją różnych nurtów, nie jest na pewno jednorodna i jednowymiarowa. Mieszczą się w niej zdeklarowani brexitowcy i zdeklarowani miłośnicy Unii Europejskiej. David Cameron po to rozpisał referendum europejskie, aby raz na zawsze zakończyć wojnę domową w kraju i w partii odnośnie Europy. I wydawało się, że referendum, choć jego wynik był inny niż oczekiwał Cameron, w czerwcu 2016 roku tę wojnę zakończyło.
Ale tegoroczne wybory przywróciły spór, na tyle silny, że wojna domowa w Partii Konserwatywnej może być za chwilę jeszcze bardziej krwawa niż przed laty. Dla przykładu, szkoccy konserwatyści zażądali od centrali partyjnej w Londynie, aby wyjście z Unii Europejskiej przybrało formę "otwartą", czyli open brexit. Kłopot w tym, że nie wiadomo w ogóle, co to ma oznaczać, czym ma się "otwarty" brexit odróżniać od soft brexit.
Liderka konserwatystów ze Szkocji mówiła, że ma to być brexit, który służy gospodarce. Najprościej mówiąc: niewiele by się zmieniło w stosunku do sytuacji obecnej – Wielka Brytania swobodnie handlowałaby z UE, a Unia z Wielką Brytanią, a straty gospodarcze po obu stronach byłyby minimalne. Ale – dla Polaków na Wyspach – taki "otwarty" brexit wcale nie musi być łagodny, ponieważ prawdopodobnie Brytyjczycy wynegocjowaliby sobie bardzo znaczące ograniczenia w imigracji z Europy na Wyspy.
Scenariusz 5. Powtórzenie referendum, pozostanie w UE
I wreszcie na końcu tego zamieszania padają propozycje, podnoszone na razie nieśmiało, o potrzebie powtórzenia referendum. Chodzi tu o co najmniej dwie wersje. Pierwsza zakłada po prostu nowe referendum, a chcą tego zwolennicy UE, licząc, że mobilizacja młodych wyborców przesądzi o pozostaniu Wielkiej Brytanii we Wspólnocie. Ale jest i wersja druga, która zakłada, że referendum się odbędzie w chwili, gdy rząd wynegocjuje zasady wyjścia z UE. Wtedy obywatele będą mogli się wypowiedzieć o warunkach brexitu. Co ciekawe, autorzy tej propozycji uważają, że odrzucenie warunków wyjścia z UE oznaczać będzie automatycznie… pozostanie Wysp Brytyjskich w gronie państw Unii Europejskiej, tak jakby w ogóle nie było referendum 23 czerwca 2016 roku, nie było jego wyników, nie było w ogóle Nigela Farage'a i jego ruchu na rzecz wyjścia z unijnych struktur.
Słabe karty w negocjacjach
Zamieszanie trwa, i choć wiadomo, że w przyszłym tygodniu rozpoczną się negocjacje z Unią Europejską, to jednak nie wydaje się, aby Londyn był do nich w pełni gotowy. Europa czuje się wyraźnie silniejsza, szczególnie Francja, która po wyborach prezydenckich i parlamentarnych zapowiada powrót do przewodniej roli w Europie, zaś Niemcy spokojnie czekają na własne wybory do Bundestagu, które raczej na pewno wygra Angela Merkel. Brytyjscy sojusznicy z Europy Środkowej, tacy jak Polska, mając wiele do stracenia w czasie brexitu, szczególnie w kwestii setek tysięcy obywateli na Wyspach, też nie będą łatwymi rozmówcami.
Widać wyraźnie, że brytyjski pat śledzony jest z uwagą w Europie. Niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung", oceniając w obszernym komentarzu sytuację na Wyspach, zauważył, że wszystkie opcje brexitowe są możliwe i nic nie jest przesądzone. Właśnie ta niepewność powoduje, że gospodarka brytyjska słabnie, że brexit – jak napisał "Evening Standard" - "zaczyna boleć”.
Większość szefów kilkuset najważniejszych firm brytyjskich w ankiecie powiedziało na dodatek otwarcie, że po prostu boi się nieprzewidywalnych skutków wyjścia z Unii Europejskiej. Obywatele w takich sytuacjach głosują nogami: przez kilkanaście miesięcy trzy tysiące Brytyjczyków wystąpiło o obywatelstwo niemieckie, które mogą uzyskać, jeśli mieszkają w RFN powyżej ośmiu lat albo jeśli mają za małżonkę lub małżonka osobę z paszportem niemieckim.
Wytyczne w sprawie brexitu przyjęte »
Skłóceni, podzieleni
Rok po referendalnej euforii brexitowców Brytyjczycy są podzieleni, skłóceni, rozkojarzeni i zdezorientowani. Także czas działa na niekorzyść Wielkiej Brytanii, ponieważ jak dosadnie zauważył Donald Tusk, nie wiadomo, kiedy rokowania z Londynem się zaczną, ale wiadomo, że za niecałe dwa lata, w marcu 2019 roku, muszą się skończyć.
Po wyborach na pierwszym posiedzeniu parlamentarzystów Partii Konserwatywnej premier May miała powiedzieć: "Przepraszam, to ja wpędziłam nas w te powyborcze tarapaty i ja nas z nich wyprowadzę". Posłowie podobno jej wybaczyli, ale nie wiadomo, czy uwierzyli, że premier da radę.