Ekscentryczni biznesmeni jeżdżą swoimi terenówkami i camperami czerpać "surową wodę" do picia z górskich potoków. Pospólstwu pozostaje sklep, w którym za wodę o niewiadomym składzie bakteriologicznym, każe się płacić po trzynaście dolarów za litr. Niektórych Amerykanów ogarnął szał i za ciężkie pieniądze narażają swe zdrowie, pijąc nieuzdatnioną wodę. - Część pijących może przypłacić to życiem - komentują eksperci.
Wyznawcy "surowej wody" są na swój sposób podobni do antyszczepionkowców. Uważają, że to, co nauka uznaje za dobre dla ludzi (szczepionki, czysta woda), jest dla ludzi złe i szkodliwe. Czerpią wiedzę z niezweryfikowanych przez naukę źródeł. Są za to bardzo aktywni w internecie.
Źródłem mody na "surową wodę" jest Dolina Krzemowa. Moda ogarnęła już całe Zachodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych. To tu pijący "surową wodę" dokonali najwięcej zaznaczeń na internetowych mapach, skąd można ją czerpać, a ze sklepowych półek baniaki z nieodkażoną wodą znikają najszybciej. Szaleństwo picia niesterylnej wody rozprzestrzenia się jednak na cały świat. W internecie powstają całe społeczności, które dzielą się między sobą wiedzą, jak zdobywać "raw water". Zaznaczają na mapach miejsca, gdzie można jej zaczerpnąć.
Zaznaczenia na mapach obejmują już, choć z różnym natężeniem, cały świat. Jeden z amerykańskich serwisów poświęconych "surowej wodzie", wskazuje nawet dwa miejsca w Polsce, gdzie ona występuje - Łódź i podbiałostocki Wasilków. Choć po sprawdzeniu okazuje się, że są to źródła bijące w miejscach kultu religijnego, a wierzący w ich cudowne właściwości wywodzą tę wiarę z religii, nie zaś - jak zwolennicy "surowej wody" - z fragmentarycznej i chaotycznej wiedzy o rzekomych bezwzględnych dobrodziejstwach flory bakteryjnej.
Bo w całym tym szaleństwie chodzi o bakterie i ich brak. Członkowie różnych "ruchów świadomości wody" w USA uważają, że zdezynfekowana woda w sterylnych butelkach czy płynąca w wodociągach nie zawiera w sobie nic poza samą wodą. Jest wyjałowiona, nie ma w niej bakterii, więc niekorzystnie działa na ludzki przewód pokarmowy, który bakteriami przecież stoi. Do każdego, kto choćby mimowolnie jest odbiorcą wszechobecnych reklam, dociera przekaz, że flora bakteryjna żołądka jest kluczem do zdrowia i wszelkiego dobrostanu człowieka. Zatem - jak głoszą wyznawcy "raw water" - woda sterylna jest substancją martwą, a "surowa woda", to woda żywa.
Dla kogoś, kto od dzieciństwa obcuje z książkami, pojęcie "żywa woda" musi skojarzyć się z krainą baśni i postacią Głupiego Jasia. Spróbujmy jednak przez chwilę zachować powagę i rozprawić się z mitem "surowej wody" na serio.
"Surowa woda" jest jak rosyjska ruletka
W Polsce ostatnio sporo się mówiło o modzie na "surową wodę" za Wielką Wodą. A to za sprawą artykułu z "New York Timesa". O stan ludzkiej świadomości pytamy lekarza epidemiologa Pawła Grzesiowskiego z Centrum Medycyny Zapobiegawczej w Warszawie.
- Ci, którzy mówią, że "surowa woda" jest zdrowa, robią ludziom wodę z mózgu. Picie "surowej wody" jest jak rosyjska ruletka. W rewolwerze większość komór jest pustych, ale ta jedna z zawartością może pozbawić człowieka życia. Tak samo jest z nieodkażoną wodą. Jakiejś grupie ludzi być może ona nie zaszkodzi, ale część pijących może pozbawić życia, bo niektóre choroby wywoływane przez bakterie są śmiertelne - mówi Grzesiowski.
Pijący "surową wodę" w USA zdają się jednak nie przejmować takimi drobiazgami. Koneserzy tego specjału podobno są w stanie rozprawiać o jej smaku i właściwościach długo i z takim zaangażowaniem, jak niegdyś na salonach rozmawiało się o barwach, smakach i bukietach win.
- Cechuje się lekko łagodną słodyczą i przyjemnym uczuciem gładkości w ustach. Nie ma zaś w sobie nic, co przytłaczałoby jej profil smakowy - zachwala "raw water" Kevin Freeman, kierownik zmiany w sklepie, w którym stojaki na zbiorniki z "surową wodą" często stoją puste, bo gdy tylko towar się pojawi, natychmiast ustawiają się kolejki, a pieniądze do kasy płyną wartkim strumieniem.
Właścicielka firmy Liquid Eden Trisha Kuhlmey informuje, że jej sklep sprzedaje obecnie cztery tysiące litrów surowej wody dziennie. Przyczyn tej oszałamiającej dynamiki sprzedaży pani Trisha upatruje w rozwoju "ruchu świadomości wody".
To, w co wierzą różne "ruchy", przypomina nieco (nomen omen) strumień świadomości. Ideologia ta jest przedziwną, nieuporządkowaną mieszaniną obalonych już dawno przez naukę spiskowych teorii na temat wody wodociągowej. Wrogiem numer jeden jest tu fluor.
Autorka publikacji w "New York Timesie" Nellie Bowles przytomnie zauważa, że z mityczną szkodliwością fluoru w wodociągach ludzkość rozprawiła się już w latach 50. XX wieku. Tymczasem wyznawcy "surowej wody" znów są gotowi w to wierzyć.
O wpływie fluoru na umysł
Mukhande Singh, założyciel firmy Live Water, w rozmowie z gazetą na poważnie twierdzi, że fluor dodawany do wody wodociągowej służy kontrolowaniu ludzkich umysłów, aby ludzie byli bardziej posłuszni władzy. Oczywiście nie ma żadnych naukowych dowodów na ten temat, istnieją natomiast dowody, że pierwiastek ten w znacznej mierze zapobiega próchnicy zębów. Fluor jest środkiem używanym do odkażania wody w stacjach jej uzdatniania.
- Te wszystkie teorie spiskowe zostały już dawno obalone. Ale żyjemy w czasach, gdzie przez internet można próbować zakwestionować każdą prawdę. Nawet, gdy próba ta nie ma żadnego racjonalnego oparcia - ubolewa dr Paweł Grzesiowski.
- Możecie uznać, że głoszę teorie spiskowe - zastrzega tymczasem Singh, po czym z przekonaniem dowodzi, że woda wodociągowa zawiera oczyszczone ścieki, czyli że jest to woda spływająca z toalet, zawierająca środki antykoncepcyjne i chloraminę.
To, co głosi przedsiębiorca zbijający fortunę na "surowej wodzie", jest częściowo prawdą, ale na pewno nie całą prawdą. Oczyszczalnie ścieków oddają przyrodzie wodę po oddzieleniu od niej brudu i szkodliwych substancji w sposób mechaniczny, biologiczny i chemiczny. Woda pobierana z przyrody do wodociągów, najpierw jest uzdatniania mechanicznie (filtrowana), biologicznie (eliminacja glonów) i dezynfekowana chemicznie (chlorem i pochodnymi substancjami, ozonem, fluorem) lub promieniami UV.
Skoro więc oczyszczone ścieki trafiają do przyrody, to bardziej są one obecne w "surowej wodzie" niż w wodzie uzdatnionej. Zwłaszcza że większość zbiorczych ujęć wody czerpie ją ze źródeł głębinowych.
Warszawskie wodociągi na przykład pompują wodę spod dna Wisły. I jak zapewnia Marzena Wojewódzka z Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągowego, proces uzdatniania jest obecnie tak zaawansowany, że miejska woda nie tylko jest bezpieczna, ale i nie ma w ogóle chemicznego posmaku środków dezynfekujących.
- Zimna woda w kranach jest wodą uzdatnioną celowo do picia. Spełnia więc wszystkie bardzo rygorystyczne normy czystości biologicznej i chemicznej, a przy tym ma charakterystyczny dla wody neutralny smak. Czystość wody wodociągowej pozostaje pod ciągłą kontrolą wewnętrzną miejskich służb i zewnętrzną, czyli Państwowej Inspekcji Sanitarnej - informuje Wojewódzka.
To, co nie jest powszechną wiedzą, to fakt, że w Warszawie odbywają się dwa procesy uzdatniania wody. Woda zimna jest uzdatniona "bardziej" niż ciepła. W tym sensie, że zimną wodę przygotowuje się tak, aby była gotowa do picia prosto z kranu. Ciepłą wodą wprawdzie nikt się nie otruje, ale przechodzi ona proces uzdatniania do celów gospodarczych i do mycia.
Gdy pytamy Marzenę Wojewódzką o teorie, że woda komunalna może zawierać środki antykoncepcyjne przez co mężczyźni niewieścieją, kiwa z politowaniem głową i mówi, że teorie takie mogą głosić ludzie z bardzo bujną wyobraźnią.
Estrogenów więcej w przyrodzie niż w rurach
Z wodą wodociągową i środkami antykoncepcyjnymi jest tak, jak w znanym dowcipie o rowerach na placu Czerwonym w Moskwie. Istotnie, w pierwszej dekadzie XXI wieku w niektórych wodach śródlądowych w różnych rejonach świata zaobserwowano podwyższony poziom estrogenów - żeńskich hormonów płciowych, z których jeden rodzaj wydzielany jest w czasie ciąży. Nie dowiedziono jednak źródeł ich pochodzenia. Powstała hipoteza, że to resztki antykoncepcji wydalane z moczem przez kobiety, a substancji tych nie wychwytują oczyszczalnie ścieków. Nikt jednak nie udowodnił tego na modelu matematycznym, to znaczy nie policzył, ile kobiet na badanym terenie używa antykoncepcji hormonalnej i czy wydalin ich organizmów jest aż tak dużo, że mogą zakłócić równowagę biochemiczną wód.
Część uczonych twierdzi natomiast, że podwyższony poziom estrogenów w wodach śródlądowych pochodzi od zwierząt wypasanych na nadrzecznych łąkach. Jeżeli więc śladowe ich ilości są w wodzie wodociągowej, to również tym bardziej znajdują się one w "surowej wodzie".
Ostatnia kwestia, o której mówi Singh, czyli to, że woda wodociągowa zawiera środki odkażające, również jest prawdą. W wodzie nie może być bakterii, bo wśród różnych szczepów tych mikroorganizmów mogą się znaleźć drobnoustroje chorobotwórcze. Stacje uzdatniania wody traktują więc wodę chlorem, podchlorynem sodu, ozonem, fluorem.
Technologom produkcji wody zawsze przyświeca cel, aby odkażać wodę jak najskuteczniej, ale tak, żeby to, co człowiek nalewa do garnka z kranu, miało jak najmniej substancji dezynfekującej i żeby było możliwie niewyczuwalne zmysłami smaku i węchu. Dopuszcza się więc obecność w wodzie śladowych stężeń substancji odkażających. Jest to jednak cena za to, że nie będzie w niej salmonelli, bakterii kałowych, bakterii coli czy wirusów wywołujących żółtaczkę.
"Surowa woda" na sucho nie uchodzi – zawiera pierwotniaki
Jak zauważa dr Paweł Grzesiowski, "surowa woda" takich gwarancji nie daje. Więcej - stwarza poważne ryzyko dla zdrowia.
- Surowa nieprzegotowana woda zawiera nie tylko wirusy i bakterie chorobotwórcze, ale również pierwotniaki i inne pasożyty, na przykład lamblie, wywołujące poważne zachorowania u ludzi - tłumaczy epidemiolog.
W Polsce incydentalnie zdarzają się przypadki, gdy w jednym czy drugim mieście laboratorium stwierdzi w próbkach wody wodociągowej obecność niepożądanych bakterii. Są to sytuacje objęte zarządzaniem kryzysowym: wszczynany jest alarm, informuje się ludzi, żeby pod żadnym pozorem nie pili nieprzegotowanej wody z kranu, dodaje się więcej środków odkażających w stacjach uzdatniania, po czym intensywnie płucze wodociągi, żeby nadmiar dezynfekantu usunąć. Następnie wykonuje się powtórne drobiazgowe badania laboratoryjne i jeżeli w powtórzonej próbie nie stwierdza się już obecności bakterii, ponownie dopuszcza się wodę do nieograniczonego użytku przez ludzi.
Tymczasem wśród zwolenników "surowej wody" na zachodnim brzegu USA przeważa pogląd, że woda z bakteriami to woda probiotyczna, czyli korzystna dla pożytecznej flory bakteryjnej przewodu pokarmowego.
Dla części bogatych Amerykanów pozyskiwanie wody z natury stało się stylem życia. We wspomnianym artykule "New York Timesa" znajdujemy relację Douga Evansa, przedsiębiorcy z Doliny Krzemowej, pioniera spożycia "surowej wody". Nim towar ten stał się dostępny na zamówienie, Evans wraz z przyjaciółmi przemierzał wzgórza w okolicach San Francisco w poszukiwaniu źródeł cieków wodnych. Przedzierali się przez osuwiska, szli na przełaj przez prywatne tereny, błądzili w ciemnościach. Słowem: "bezdrożami szli przez śpiący las" - by odwołać się do znanej polskiej pieśni o partyzantach. Skojarzenie to nieprzypadkowe, bo publicystka "NYT" używa na określenie poszukiwaczy "żywej wody" słów "raw-water partisans", co w angielskim znaczy zarówno zwolennicy, jak i właśnie partyzanci "surowej wody".
- Musisz być zwinny, wrażliwy i otwarty na eksperymentowanie. Dosłownie, musisz nosić butelki z wodą przez ciemność - rzecze nie bez dumy Evans w rozmowie z amerykańską gazetą, dodając, że jego poglądy na temat zdrowia są ekstremalne.
Pijesz "surową wodę"? Bądź w kontakcie z profesjonalnym lekarzem
Ekstremalne, acz niepoparte naukowymi dowodami. Publikacja "New York Timesa" ponownie rozpaliła w Stanach debatę na temat dbania o zdrowie metodami, które nauka uważa za niebezpieczne dla zdrowia.
"Zwolennicy picia wody surowej wiedzą, że właściwości uznawanego przez nich produktu nie są zweryfikowane przez naukę. Ale są pewni, że czerpią z tego korzyści zdrowotne" - szydzi z nich portal dangerous.com. Cytowany przez "New York Timesa" lekarz z Minnesoty, Donald Hensrud, wylicza jeszcze więcej zagrożeń płynących z "surowej wody" niż przed chwilą cytowany doktor Grzesiowski. Dodaje bowiem jeszcze, że nieoczyszczona woda sprzyja powstawaniu raka. Przestrogi doktora Hensruda wydają się jednak wołaniem na puszczy.
Zwłaszcza gdy prześledzi się fora poszukiwaczy i użytkowników "surowej wody" i poczuje wyzierający spomiędzy wierszy entuzjazm. Pijący "raw water" Amerykanie gotowi są nawet przymknąć oko na to, że w poszukiwaniu - w ich przekonaniu - życiodajnego płynu, zanieczyszczają powietrze. Znamienny jest bowiem wątek na jednym z forów, do którego źródełka da się najbliżej podjechać samochodem. Okazuje się, że najbardziej przyjazna zmotoryzowanym jest "surowa woda" wypływająca na powierzchnię w okolicach Pittsburgha. "Możesz przejechać przez ulicę i zaparkować bezpośrednio przed źródłem" - radzi jednej z nowicjuszek stary wypijacz "surowej wody".
Cytowane wyżej forum znajduje się na jednej z bardzo licznych stron internetowych, przeznaczonych dla entuzjastów nieuzdatnionej wody. W błędzie jednak byłby ktoś, kto uważa, że osobom sterujący tym ruchem entuzjazm przesłonił zdolność racjonalnego rozumowania. O, co to, to nie...
Na stronach znajdują się zakładki z obszernymi zastrzeżeniami prawnymi. Dotyczą one wyłączenia odpowiedzialności autorów stron za jakość i bezpieczeństwo zdrowotne wody zlokalizowanej we wskazanych na stronach źródłach. Ostrzega się również, aby przed spożyciem "surowej wody" skonsultować się z lekarzem (acz już nie farmaceutą). Osoby zaś regularnie pijące "surową wodę", powinny pozostawać z nim w stałym kontakcie. I akurat to zalecenie, propagatorów "raw water", należy uznać za wyjątkowo rozsądne i słuszne.
Termin przydatności – prosto z księżyca
Polacy też kiedyś masowo pili "surową wodę". Było to w czasach, gdy woda wodociągowa w dużych miastach budziła wstręt z powodu chemicznego smaku. Wszystko dlatego, że technologie uzdatniania były przestarzałe. Powstało wówczas wiele zdrojów wody oligoceńskiej, czerpanej z ujęć głębinowych. I ta woda musiała być niewystarczająco odkażona, bo przy dłuższym przechowywaniu w temperaturze pokojowej namnażały się w niej glony i stawała się zielona.
To, że wtedy - w latach 80. i 90. XX wieku - nie doszło do jakichś epidemii, należy chyba zawdzięczać tylko temu, że ludzie przezornie pili tę wodę po przegotowaniu albo używali do zaparzania kawy czy herbaty. Dziś takich zdrojów pozostało niewiele, ale na potrzeby tego artykułu udaliśmy się do jednego z nich, by dowiedzieć się, co sprawia, że ludzie cierpliwie wędrują czasami po kilka kilometrów, by przynieść sobie kilka litrów. I dzieje się tak mimo że miasto stołeczne Warszawa zachwala kranówkę jako wodę nie tylko bezpieczną, ale i smaczną.
Ci warszawiacy, z którymi rozmawialiśmy u studni, nadal uważają, że woda z niej jest nie tylko smaczniejsza, ale i zdrowsza niż wodociągowa. Jeden z użytkowników zdroju, który ma do niego daleko, mówi, że gdyby w sprzedaży była nieodkażona woda, to on by taką kupował.
Pobraliśmy też nieco wody z tego zdroju i trzymaliśmy przez parę dni w temperaturze pokojowej, sprzyjającej namnażaniu się mikroorganizmów. Nawet nie zmętniała, nie mówiąc już o tym, że nie zrobiła się zielona. Okazuje się, że nieliczne zdroje oligoceńskie, które pozostały w Warszawie, oferują wodę nie surową, a uzdatnioną. Stacje uzdatniania ukryte są w komorach podziemnych lub sąsiadujących budynkach, o czym informuje Zarząd Terenów Publicznych na swojej stronie internetowej.
Tymczasem amerykańską "surową wodę" poznaje się po tym, że po dłuższym czasie zielenieje w temperaturze pokojowej. Guru "surowej wody" Mukhande Singh przekuł tę ułomność swojego produktu na sukces handlowy. Zapewnił trwałość i regularność zbytu, ustalając zasady przydatności do spożycia. Termin wziął z księżyca - no bo skąd by indziej.
Amerykańską "surową wodę" można pić tylko w ciągu jednego cyklu Księżyca od momentu wydobycia.
współpraca Mateusz Dolak