Niezwykła była z niej kobieta, niezwykła jest jej historia. Hellé Nice - dziewczyna z zapyziałej mieściny - najpierw rzuciła Europę na kolana jako tancerka, a potem, już za kierownicą automobilu, ruszyła dalej w świat. Ścigała się z mężczyznami i z nimi romansowała, z tymi najbogatszymi, najważniejszymi. W szalonych latach 20. i 30. ubiegłego wieku udowadniała, że kobieta rywalizować może na każdym polu. Karierę wielkich rozmiarów zniszczyło jedno haniebne oskarżenie.
Hellé Nice została zapomniana. Niesłusznie.
Miała przebogate życie, pełne adrenaliny, emocji, dramatycznych wydarzeń. Była pionierką i wizjonerką. Kobietą odważną, magnetyczną, wyzwoloną, uciekająca od banału, łamiącą stereotypy. Lista jej romansów, krótszych i dłuższych, jest długa - Philippe de Rothschild, Jean Bugatti, Bruno d'Harcourt - śmietanka towarzyska, elita finansowa. Że niektórzy z panów mieli żony? Nic to. Reguły były po to, by rzucać im wyzwanie.
Publika ją kochała - za urodę, temperament, brawurę. Uprawiała sport w tamtych czasach niebywale niebezpieczny. Nie dbała o to. Ba, właśnie to ją do niego przyciągało - to zaglądanie śmierci w oczy, mierzenie się z nią, kto lepszy, kto sprytniejszy.
Żyła na granicy, czasami z chęcią ją przekraczała.
"Musiała walczyć o swoje miejsce w bardzo męskim środowisku. Robiła to z dowcipem i wdziękiem" - napisała jej biografka Miranda Seymour w książce "Bugatti Queen: In Search of a French Racing Legend".
Zachwycił się jej ciałem
Przyszła na świat jako Mariette Hélène Delangle 15 grudnia 1900 roku w Aunay-sous-Auneau, mieścinie oddalonej od Paryża o 75 km. Nie znosiła tego miejsca, ciasno jej tam było, duszno. Chciała uciec. Chciała czegoś innego, nowego.
Marzenie zrealizowała jako 16-latka. Ruszyła do stolicy. Zaczęła pozować do zdjęć erotycznych, szokujących w tamtym czasie. Została modelką, muzą i natchnieniem malarza René Carrère'a. Pozowała mu przede wszystkim do aktów. To on, zachwycając się jej ciałem, zachęcił ją do lekcji tańca i występów publicznych.
Z mało znanym tancerzem Robertem Lissetem stworzyli duet. Zaczęli podróżować, podbijać kabarety jak Europa długa i szeroka. Właśnie wtedy powstał jej pseudonim artystyczny - najpierw Hélène Nice, potem skrócony do Hellé Nice. Pod nim zdobyła i sławę, i pieniądze. Bardzo duże pieniądze.
Karierę artystyczną przerwał w 1929 roku wypadek na nartach. Obrażenia kolana okazały się na tyle poważne, że o tańcu nie było już mowy. Nice miała 29 lat, wszystko musiała zaczynać od początku.
Dzięki urokowi, sławie i znajomościom otwarcie nowego rozdziału odbyło się bezboleśnie.
Bo była kobietą
Nie jest jasne, jak w jej życiu pojawiły się te dziwne, ryczące automobile. Jedna z wielu wersji mówi, że do świata sportów motorowych wprowadził ją kierowca amator Henri de Courcelles, jej kochanek. Sama Hellé wspominała, że tak naprawdę wszystko zaczęło się dużo wcześniej, jeszcze w Aunay-sous-Auneau. Przez okolicę wiodła trasa epickiego wyścigu Paryż - Madryt, w którym rywalizowali Charles Rolls, Vincenzo Lancia oraz bracia Renault - Marcel i Louis. Miała wówczas zaledwie trzy lata, ale twierdziła, że na zawsze zapamiętała to wydarzenie.
Do wyścigów próbowała zgłaszać się już wcześniej, przed kraksą narciarską. Odmawiano jej z jednego powodu - była kobietą. W tamtych czasach mężczyznom nie mieściło się w głowach, że auto może prowadzić kobieta. A stawać z nimi do rywalizacji? Wykluczone, co za głupstwa.
W roku 1929 Jules Daubecq jednorazowo udostępnił jej produkowane przed jego fabrykę cacko - Omegę-Six - licząc na rozgłos i reklamę. Hellé wystartowała w Grand Prix kobiet na Autodrome de Montlhéry. "Jej jazda była wspaniała. Nikt, kto był świadkiem tego wydarzenia, nie może powiedzieć, że przedstawicielka płci pięknej prowadzi auto gorzej od mężczyzny" - napisano nazajutrz w "L'Intransigeant".
Sława panny Nice rosła w tempie ekspresowym.
Dzielili i łóżko, i pasję do sportu
Uwagę na zwariowaną Francuzkę szybko zwrócił przedstawiciel słynnej dynastii bankowej - Philippe de Rothschild. Oboje - jak donosiła ówczesna prasa - dzielili i łóżko, i pasję do sportu. Baron Rothschild na co dzień prowadził bugatti, nie było więc problemów, by przedstawił Hellé twórcy i właścicielowi słynnego koncernu - Ettore Bugattiemu. Ten - rzecz jasna - od razu uległ jej urokowi. Wymyślił, że zatrudnienie kobiety w tym szorstkim męskim środowisku będzie idealnym posunięciem.
Dostała od niego bugatti 35C, którym wystartowała w pięciu wyścigach we Francji. Znowu zawitała też do Montlhéry, gdzie wygrała, a przy okazji pobiła rekord prędkości w kategorii kobiet (197,7 km/h).
Zażyczyła sobie, by auto pomalowano w jasnoniebieskie barwy. Tak powstał jej znak rozpoznawczy. Od razu było wiadomo, kto siedzi za kierownicą. A Hellé miała czas i ochotę, by zza tej kierownicy pomachać do fanów. Często nie zakładała kasku. - Ludzie przychodzą, żeby zobaczyć moje szalejące na wietrze włosy - tłumaczyła. W końcu zaczęła rywalizować z mężczyznami. Startowała za Atlantykiem, na torach amerykańskich, wzięła udział także w słynnym Rajdzie Monte Carlo.
Osiągnęła swój cel.
Zarabiała góry złota, występowała w reklamach tytoniu i paliw. Jej twarz widniała na plakatach w każdym mieście Francji. Stać ją było na luksusowe auto marki Hispano-Suiza i 22-metrowy jacht. Ją, córkę listonosza i gospodyni domowej z podparyskiej mieściny.
12 lipca 1936 roku doszło do dramatu.
Uznano ją za zmarłą
W Grand Prix Sao Paulo, już za kierownicą alfa romeo, jechała za brazylijskim mistrzem Manuelem de Teffé. Zaczynało się ostatnie okrążenie. Trybunę oddzielały od toru jedynie snopki siana. Te pod naporem tłumu zaczęły wpadać na trasę wyścigu. Jeden z policjantów wybiegł, by wepchnąć je z powrotem. Rozpędzona Hellé rozpaczliwie próbowała go ominąć. Bezskutecznie. Jej auto wpadło w trybunę. Hellé wyrzuciło z siedzenia. Spadła na żołnierza, co ją uratowało. Mężczyzna nie przeżył. Zginęło jeszcze pięciu innych kibiców. Ponad 30 kolejnych osób zostało rannych.
Leżała nieprzytomna. Początkowo i ją uznano za zmarłą. Taką wiadomość przekazano jej mechanikowi Arnaldo Binellemu, z którym była wtedy związana. Ze śpiączki wybudziła się trzy dni później. Szpital opuściła po dwóch miesiącach. Po tym, jak walczyła o powrót do zdrowia, została w Brazylii bohaterką.
Śmierć na torze spotkała nie po raz pierwszy. Trzy lata wcześniej startowała na Autodromo Nazionale Monza. Dzień ten przeszedł do historii jako Czarna Niedziela, zginęli wtedy trzej kierowcy - Giuseppe Campari, Baconin Borzacchini i Stanisław hrabia Czaykowski, urodzony w Hadze polski arystokrata.
Niecały rok po tragedii w Monzy wróciła do wyścigów, mając nadzieję na ponowne zatrudnienie w ekipie Bugatti.
Plany runęły w sierpniu i wrześniu 1939 roku - najpierw w czasie testów auta zginął jej przyjaciel Jean Bugatti, potem wybuchła II wojna światowa. Hellé mieszkała wówczas z Arnaldo Binellim w Nicei. Wciąż miała pieniądze, ale o bogactwie nie było już mowy.
"Cała ta sprawa śmierdzi"
Najgorsze wydarzyło się po wyzwoleniu. Na bankiecie przed Rajdem Monte Carlo rywal wyścigowy Louis Chiron podszedł do niej i publicznie rzucił w twarz oskarżenie o kolaborację z nazistami.
Zszokowana napisała potem do niego, by ją przeprosił, przedstawił dowody, cokolwiek. Odpowiedzi nie uzyskała.
Oskarżenie wystarczyło, by uznano ją za zdrajczynię. Od Hellé odwrócili się wszyscy, sponsorzy zaczęli omijać ją szerokim łukiem, nigdzie nie mogła znaleźć pracy.
Czy Chiron, wytaczając działa takiego kalibru, był zwyczajnie zazdrosny o jej sukcesy? Nie mógł znieść, że kobieta osiągnęła aż tyle? A może doszło do fatalnej pomyłki? Wiadomo, że agentką gestapo była Violette Morris, też startująca w rajdach i wyścigach.
Miranda Seymour spędziła nad tą ponurą historią długie godziny. Wertowała archiwa, przeprowadziła śledztwo. Nie znalazła niczego, co potwierdziłoby oskarżenia. "Jeżeli byłaby kolaborantką, jakiś ślad tej współpracy pozostałby w papierach. Nie ma nic, cała ta sprawa śmierdzi" - powiedziała biografka Nice magazynowi "OZY".
Wziął pieniądze i zniknął z jej życia
Hellé znalazła się w dramatycznej sytuacji. Opuścił ją nawet Arnaldo, z którym tworzyła związek od 15 lat. Był młodszy, zaczął romansować z innymi kobietami. A ona wciąż ślepo go kochała. Kiedy poprosił o pieniądze na nowy biznes, oddała mu ostatnie oszczędności. Wziął je i zniknął z jej życia.
Nice wystartowała jeszcze w Grand Prix Nicei, ale powrót do sportu okazał się niemożliwy. Utrzymywała się dzięki pomocy organizacji charytatywnych. Nawet własna siostra nie chciała jej znać.
W roku 1984 była już starszą panią. Mieszkała w plugawej, zaszczurzonej norze. Biedowała. Sąsiedzi wspominali, że podkradała mleko przygotowane dla ich kotów. Zostały jej tylko wspomnienia.
Umarła 1 października. W samotności.
Prochy Hellé Nice trafiły do jej siostry w wiosce Sainte-Mesme, blisko miejsca, w którym się urodziła i gdzie pochowani zostali jej rodzice. Na grobie długo nie było tabliczki z nazwiskiem. Pojawiła się dopiero w roku 2008, staraniem fundacji imienia słynnej automobilistki.
W roku 2018 serwis bbc.com podał, że oskarżenie Chirona o kolaborację z nazistami było fałszywe.