Na spotkaniu z dzieciakami z przedszkola dyskutowałam o zagrożonych gatunkach. Na pytanie o wilka usłyszałam odpowiedź od Tymka, bystrego sześciolatka: "Wilk nie jest groźny dla człowieka, boi się go, ucieka...". Ucieszyłam się, najwyraźniej czytamy teraz dzieciom inne baśnie niż te, których słuchał Mateusz Morawiecki. Panie premierze, czas wyrosnąć z bajki o Czerwonym Kapturku, nie taki wilk straszny, jak go malują.
Dla Magazynu TVN24 pisze Katarzyna Karpa-Świderek, rzeczniczka WWF.
Jest październik 2018 roku, wilk pojawia się w miejscu dla niego nietypowym – w samym centrum wyborczej kampanii. Premier Mateusz Morawiecki, podczas przemówienia w Biebrzańskim Parku Narodowym, wygłasza pogląd, że wilki coraz bardziej zagrażają ludziom, co, jak dodaje, nie jest problemem, bo - tu cytat - "sobie z nimi poradzimy". I choć zdziwiona mina dyrektora parku Andrzeja Grygorka stała się treścią licznych internetowych memów, zatrzymam się przy niej wcale nie z tego powodu. Wyraz jego twarzy oddaje po prostu to, co poczuło wiele osób zajmujących się ochroną przyrody - konsternację.
Po wypowiedzi premiera na nowo rozgorzały emocje. Wilk jest bohaterem lasu czy bezlitosnym zabójcą? Zabija po to, by zaspokoić głód czy dla czystej przyjemności? Boi się ludzi i ich unika, a może, jak twierdzą myśliwi, z dala od nas trzyma go jedynie huk wystrzałów z myśliwskiej strzelby? Nie ma drugiego gatunku, który padłby ofiarą tylu uprzedzeń i negatywnych stereotypów.
Powrót wilka
Wilk to gatunek niegdyś powszechnie spotykany, jednak w ciągu ostatnich 200 lat, na skutek eliminacji, jego populacja w Polsce znalazła się na granicy całkowitego wyginięcia. Druga połowa ubiegłego wieku to czas, gdy wilka tak bezlitośnie tępiono, że z gatunku pospolitego stał się zwierzęciem ginącym, wpisanym do Czerwonej Księgi Zwierząt.
Wilki, którym udało się ujść z obławy, przetrwały tam, gdzie presja człowieka była najmniejsza, czyli w południowo-wschodniej Polsce - przede wszystkim w Bieszczadach. Gdy obejmowano wilka ochroną, dokładnie 20 lat temu, pozostało zaledwie około 560 osobników. Dzisiaj mamy ich ponad 2 tysiące. Pojawiły się prawie w całej zachodniej Polsce. A wystarczyło zrobić jedno – zakazać odstrzału.
Dziś jest to gatunek priorytetowy w Dyrektywie Siedliskowej Unii Europejskiej, zgodnie z którą dla jego ochrony tworzy się specjalne obszary siedlisk w ramach sieci Natura 2000. Ścisła ochrona oznacza w praktyce, że zabronione jest zabijanie, okaleczanie, chwytanie, przetrzymywanie, niszczenie nor czy niepokojenie przebywających w nich zwierząt. Czy premier Polski tego nie wie, czy uznaje, że prawa przestrzegać nie trzeba, tego tu nie rozstrzygniemy, bez wątpienia jednak sprawę antywilczej histerii podniósł do rangi sprawy krajowej.
- Trudno się oprzeć wrażeniu, że antywilcza histeria wpisuje się kontekst kampanii wyborczych. Łatwo zostać bohaterem, "broniąc" przed wilkami lokalnych społeczności. Tymczasem potrzebne są konkretne działania, jak pomoc w zabezpieczaniu zwierząt gospodarskich, a nie bezsensowne podsycanie konfliktów - mówi Stefan Jakimiuk, ekspert, który od lat zajmuje się wilkami.
Pozwólmy wilkowi być wilkiem
2018 rok był jednak dla reputacji wilka trudny nie tylko przez wybory. Po raz pierwszy od drugiej wojny światowej doszło bowiem do pokąsania ludzi przez dwa wilki w dwóch różnych regionach kraju – w Bieszczadach (koniec czerwca) i w Puszczy Noteckiej (w lipcu). Szybko udało się zidentyfikować problemowe osobniki, a po uzyskaniu zgody władz zostały one zastrzelone.
Dlaczego wilki zaatakowały? Jak ustaliło Stowarzyszenie dla Natury Wilk, w Bieszczadach sprawcą pokąsań był młody samiec pochodzący z jednej z dwóch wilczych watah żyjących nieopodal Wetliny i Cisnej. Wilk miał zupełnie starte pazury i nie bał się ludzi, żerując na zapleczach lokalnych jadłodajni. Może to wskazywać na wcześniejsze przetrzymywanie w niewoli lub przynajmniej systematyczne dokarmianie przez człowieka.
Z kolei na skraju Puszczy Noteckiej dwie osoby pokąsała roczna samica, która była dokarmiana resztkami obiadowymi wyrzucanymi za płot gospodarstw. Dlaczego to istotne? Wilki, które są przyzwyczajone do kontaktu z ludźmi, np. poprzez dokarmianie lub trzymanie w niewoli, mogą stanowić dla nas zagrożenie, bo przyzwyczajając się do obecności człowieka, czują przed nami coraz mniejszy lęk. Mało tego - obecność człowieka może im się kojarzyć z obecnością pokarmu. Niedokarmianie dzikich zwierząt to lekcja, jaką z tych zdarzeń powinniśmy wyciągnąć. Pozwólmy wilkowi być wilkiem.
"Czerwone ślipska bestii"
Wróćmy jednak do Puszczy Noteckiej, gdzie doszło do jednego z tych zdarzeń.
"Było przed północą, kiedy pani Kasia, wraz z przyjaciółką, wyszły się przewietrzyć z przyleśnego domu w Trzebiniczu (Lubuskie). I nagle zobaczyły czerwone ślipska bestii" - tak "Super Express" z 8 sierpnia opisuje przypadek ataku wilka na człowieka i opatruje go tytułem: "Wilk pogryzł weselników". Jak relacjonują dalej dziennikarze, "było o krok od potwornej tragedii, ale walkę z bestią rozpoczęła koleżanka Katarzyny. Trzaskała zwierzę po cielsku butelką po piwie". To tylko jedna z relacji z tego wydarzenia...
Historia w miarę upływu czasu obrastała w kolejne szczegóły i stawała się coraz bardziej dramatyczna. Powtarzana wiele razy, w nieco innych wersjach, sprawiała, że liczba ataków wilków wydawała się dramatycznie mnożyć i jako taka zapisywać w społecznej świadomości. I choć trudno pani Katarzynie nie współczuć, tylko ten przykład pokazuje, jak atrakcyjnym tematem dla prasy staje się każdy prawdziwy (tak jak w tym przypadku) lub rzekomy (takich też nie brakuje przede wszystkim ze środowiska myśliwych) atak wilka.
Zdarzyło mi się trafić na nagłówek "Wilk zabił ciężarną" i dopiero z tekstu dowiedzieć się, że chodziło o... łanię. Budowana w tej sposób narracja sprzyja narastaniu strachu przed drapieżnikiem i sprawia, że gubimy proporcje w opisie zagrożenia, a po drodze też wartość wilka dla przyrody. Przypomnijmy zatem jeszcze raz: od czasu drugiej wojny światowej wilk nie zabił w Europie człowieka. Jeżeli atakował, to dlatego, że był chory na wściekliznę (przypadek z 2004 roku z Bieszczad, gdy wilk pokąsał koła samochodu, w którym byli ludzie), lub, jak w tym roku, był przez ludzi dokarmiany.
Potrzebujemy wilka
Po co nam wilk? Potrzebujemy go, jest on naszym sprzymierzeńcem. Tam, gdzie są wilki, tam jest równowaga. Tam, gdzie zamiast wilka, są strzelby karabinów i tony żywności zostawianej w lesie dla dzików, saren i jeleni, równowagi nie ma. Populacje tych zwierząt najpierw są sztucznie pompowane, a potem się do nich strzela, argumentując to między innymi tym, że jest ich za dużo...
Teraz mówi się z kolei, że jest za dużo wilków... Ale może zostawmy myśliwską "logikę" i wróćmy do przyrody. W lesie - spiżarni wilków - jest wystarczająca ilość zapasów. Liczebność gatunków, które są ofiarami tych zwierząt (jeleń, sarna, łoś, dzik), wzrasta w Polsce znacznie szybciej niż liczebność samych wilków.
Wilk jest ważny dla ekosystemu także z innego powodu. Prowadzi naturalną selekcję, polując przede wszystkim na chore lub słabe zwierzęta i utrzymując tym samym populację w zdrowiu. Gdy są wilki, upada koronny argument myśliwych o polowaniu z powodu konieczności utrzymania równowagi w lesie. Może dlatego te zwierzęta nie cieszą się u wielu z nich sympatią... No cóż, robią ich robotę lepiej i za darmo (myśliwym za odstrzał dzika z powodu afrykańskiego pomoru świń podatnicy płacą, a wilkowi nie).
Ale na obecności wilka zyskuje nie tylko przyroda. Wilk w gospodarce leśnej zmniejsza liczbę dzikich ssaków roślinożernych, takich jak jelenie czy sarny, które mogą uszkadzać młode drzewa i rośliny. W rolnictwie - ogranicza liczebność gatunków wyrządzających szkody w uprawach (m.in. dzików). W całym 2017 roku straty powodowane przez wilki wyniosły 758,4 tys. zł, dla porównania te wyrządzane przez bobry to ponad 22 razy więcej.
Owszem sam wilk też powoduje straty w hodowlach, zdarzają się bowiem przypadki zagryzienia zwierząt gospodarskich jak owce, kozy, konie, krowy czy psy. Zwierzęta hodowlane to jednak zaledwie 2-3 procent pożywienia wilków. Poza tym wystarczy pastuch elektryczny czy pies pasterski i wilk nie podejdzie.
Za co kochamy wilki?
Na szczęście nie wszyscy chcieliby wystrzelać wilki. Liczba postów pod wpisami na Facebooku WWF, w których obalamy wilcze mity, świadczy o tym, że wilk nas fascynuje, a jego pojawienie się w wielu miejscach kraju wywołuje zachwyt. Bo wilk to niezależność, dzikość, ale i rodzinność, opiekuńczość, współpraca. Wilk przejawia zachowania moralne (reaguje na zachowania niesprawiedliwe) i tworzy trwałe związki. Wataha to nic innego jak grupa rodzinna, czyli para rodzicielska plus potomstwo, ewentualnie siostry i bracia. Określenie para alfa nie jest tu zresztą najszczęśliwsze, bo sednem istnienia rodziny wilczej nie jest dominacja (to kolejny mit, który wziął się z obserwacji wilków w niewoli), a współpraca.
Wilk, pozostając od nas niezależnym, ma wszystkie cechy, za które kochamy psa. Jest jeszcze coś, co mu zawdzięczamy - to dzięki współpracy z wilkami, które pomagały człowiekowi w polowaniu, osiągnęliśmy ewolucyjny sukces. Właśnie dzięki niemu usprawniliśmy zdobywanie mięsa. Nasze więzi z wilkami liczone są na 30 tysięcy lat (tyle sobie liczą szczątki najstarszego udomowionego zwierzęcia o cechach tak psa, jak i wilka) - twierdzi prof. Pat Shipman w książce "The Animal Connection".
Gdyby nie sukces ochrony przyrody w Polsce, Europa Zachodnia długo jeszcze czekałaby na wilka. Drapieżnik po 200 latach wrócił do Niemiec, Austrii, Danii, a nawet Holandii.
Człowiek wilkowi człowiekiem
Ponieważ nauczyliśmy się bać wilka, trudno nam przychodzi zrozumieć, że on może bać się nas. Z kolei łatwo przypisujemy mu intencje, których nie ma. Wystarczy, że nie ucieka, gdy znajdziemy się w zasięgu wzroku, by uznać, że jest "zuchwały". A może po prostu wilk jeszcze nas nie wyczuł, bo stoimy pod wiatr, albo nie dostrzegł, bo za dnia widzi słabo, nieostro i na dodatek jest daltonistą.
Większość powiedzeń czy związków frazeologicznych na temat wilka jest opartych na strachu przed tym drapieżnikiem. Wilcze oczy, wilczy apetyt, nosił wilk razy kilka... człowiek człowiekowi wilkiem... W straszeniu wilkiem osiągnęliśmy językowe mistrzostwo. Klasykiem jest oczywiście bajka o Czerwonym Kapturku z 1697 roku, która od tego czasu doczekała się wielu adaptacji i interpretacji. Mamy jednak już XXI wiek i warto patrzeć na te zwierzęta, uwzględniając cywilizacyjny postęp i odkrycia nauki ostatnich 300 lat. Niech to wybrzmi mocno: wilki polują na człowieka tylko w bajkach. Prawdopodobieństwo spotkania go jest podobne do trafienia piątki w totolotka (dlatego należy się z tego cieszyć).
Bury, burek, piesek
Największym zagrożeniem dla wilka jest brak akceptacji społecznej ze strony hodowców i części myśliwych. W języku myśliwych wilk to: bury, burek, piesek. Myśliwy nie zapolowałby zatem na wilka, ale "poszedłby na pieska". W prasie bliskiej myśliwskim środowiskom nie brakuje nawoływań, by legalny odstrzał wilka przywrócić (ten nielegalny trwa, czego dowodem są znajdowane zabite przez ludzi osobniki). I jak zwykle argument w tych nawoływaniach jest ten sam, co w przypadku strzelania do innych gatunków: zabijamy je dla ich dobra. "Kolejnym etapem może być już tylko postrzeganie gatunku ludzkiego jako ewentualnego źródła pożywienia (…) Jeśli u nas wilk granicę tę przekroczy, jego los będzie przesądzony. Powstrzymać burego może jedynie lęk przed człowiekiem. Trzeba mu go przywrócić – w trosce o samego wilka" - czytamy w "Łowcu Polskim".
Liczebność wilka w Polsce rośnie, ale już populacja w zachodniej części kraju uznana jest przez ekspertów za zagrożoną. Wilki giną w drogowych kolizjach, są zabijane przez ludzi. Żeby je obronić, musimy zatem bezwzględnie utrzymać ścisłą ochronę gatunku. Nie jest prawdą, że wilk bez ochrony da sobie radę. Już raz pokazaliśmy, jakie ma szanse z karabinem, zbiorowymi polowaniami i wnykami.