W pełni księżyca Reymont wziął małego Tadzia za rękę i przeprowadził przez bramę. – Nie bój się, będziesz żył w dwóch światach. Będziesz marzł i chodził głodny – powiedział. Sen się spełnił.
W pełni księżyca Reymont wziął małego Tadzia za rękę i przeprowadził przez bramę. – Nie bój się, będziesz żył w dwóch światach. Będziesz marzł i chodził głodny – powiedział. Sen się spełnił.
Nogi bolą. Spuchły, czerwone jak ogień. To od przepisywania insurekcji kościuszkowskiej. Tadeusz Modrzejewski ściskał udami stół, gdy powstańcy szli z kosami na Moskala.
Przepisywanie to coś zupełnie innego niż czytanie. Człowiek pisze o weselu Boryny i zaraz musi przerwać, coś zjeść. Jest w tych Lipcach duszą i ciałem.
Modrzejewski żyje w świecie powieści Władysława Reymonta od 35 lat, a Reymont ożył dzięki Modrzejewskiemu.
Zaczął od "Chłopów". Przepisał ręcznie, zilustrował, zszył też ręcznie, oprawił u stolarza, pokazał kolegom z zakładu tkackiego pierwszy tom, nie uwierzyli.
"W księgarni kupiłeś".
"W domu mam jeszcze trzy takie tomy".
Dzisiaj przepisuje 126. księgę mistrza. Skutek uboczny: wyleczył się z dysleksji.
Kilka dzieł mu skradziono. Kilka musiał sprzedać, żeby ocalić muzeum pamięci swojego mistrza, które stworzył.
Tadeusz, przestań pisać. Zacznij malować. Inni pójdą za tobą, ale zrób coś dla nas, nie dla tych, co już przeszli w historię. Stań się historią sam, bez niczyjej pomocy
Księga gości muzeum literatury
On urodził się 7 maja, ja 8 czerwca.
Jeden dzień, jeden miesiąc, jedną epokę później.
On jako czwarty z rodzeństwa, ja piąty.
Wszystko o jeden.
Mistrz i uczeń.
Z niego na siłę zrobili krawca, ze mnie tkacza.
On umiera w 1925 r., ja rodzę się w 1952.
Jeden się kończy, drugi się zaczyna.
Talent kolegi Tadka powinien być rozpropagowany nie tylko na województwo, ale na cały kraj i poza jego granice
Księga gości muzeum literatury
W pełni księżyca ląduje przed bramą. Starszy człowiek w okularach, lekko kulejący, bierze go za rękę i przeprowadza na drugą stronę. Nie bój się – powiada Reymont do małego Tadzia – będziesz żył w dwóch światach.
Ten sen powtarza się Modrzejewskiemu od dziecka.
Zaczyna walczyć w urzędzie o lokal na muzeum literatury, bo w jego mieszkaniu w bloku nie mieszczą się uczniowie, którzy całymi klasami przychodzą oglądać ręcznych "Chłopów".
Po trzech latach urzędnicy oddają skrybie w najem zabytkową, piętrową kamieniczkę przy ul. Pankiewicza w Bielsku-Białej.
Jest 1989 r. Modrzejewski błądzi z kluczami. Urodził się w tym mieście, ale na Pankiewicza nigdy nie był. To na starówce. Ze stromej uliczki prowadzącej do rynku trzeba skręcić pod otwarte sklepienie kamienicy. Drugiej takiej bramy w mieście nie ma.
Włosy stają dęba, w oczach łzy. Wszystko jak we śnie. Spełnią się także te koszmarne słowa Reymonta: będziesz marzł, będziesz chodzić głodny i do końca życia pozostaniesz niedoceniony.
Wchodzi do kamieniczki. Butelki, szczury, kompletna ruina. Ale nie ma odwrotu. "Witam cię" – w głowie słyszy mistrza.
W zakładzie tkackim bierze miesiąc urlopu bezpłatnego. Miesiąc przeciąga się do dwóch lat. Robi wszystko: od skuwania tynku i czyszczenia sufitu przez malowanie motyli, rzeźbienie maszkaronów i zbijanie gablot na eksponaty po oczywiście same eksponaty – książki i obrazy ilustrujące fabuły. Potem będzie jedynym kustoszem.
Po odpoczynek jeździ na Powązki, na grób mistrza. Śni mu się witraż. "Dotąd będziesz mnie odwiedzać, póki witraż się nie zaświeci" – mówi mu we śnie pisarz.
Uczeń kuje w ścianie grubej na metr okrągły otwór na szklaną, kolorową podobiznę mistrza. Przez ten witraż do muzeum będzie wpadać jedyne światło słoneczne. Tylko od wiosny do końca lata.
W międzyczasie zakład tkacki upada. Modrzejewski zawsze chciał być artystą malarzem, tkaczem został z namowy ojca po tym, gdy kilka razy nie przyjęto go do szkoły plastycznej (nie stwierdzono talentu). Ale teraz zostaje mu tylko pochłaniająca bez reszty, niedochodowa pasja.
Dyrekcja zakładu zdąży dać na przyszłe muzeum piasek, cement i wapno oraz oddelegować do pomocy stolarza, hydraulika i elektryka. Wierzy w swojego nietypowego pracownika. W podzięce Modrzejewski uwiecznia twarze kolegów z pracy na okładkach książek.
Miasto nie da Modrzejewskiemu na remont ani cegły, ani złotówki.
Szacunek i uznanie za kulturę polską. Za bezgraniczne oddanie narodowej sprawie
Księga gości muzeum literatury
– Możliwości gminy w kwestii pomocy panu Tadeuszowi Modrzejewskiemu są mocno ograniczone. Pan Modrzejewski jest bez wątpienia bardzo barwną postacią, a jego hobby niespotykane i interesujące. Jego działalność nie posiada jednak żadnej formy prawnej. "Muzeum Literatury" to nazwa używana jedynie przez niego samego. W rzeczywistości obiekt, w którym prezentuje on własnoręcznie przepisywane książki, nie jest wpisany do Państwowego Rejestru Muzeów – wyjaśnia Tomasz Ficoń, rzecznik Urzędu Miasta w Bielsku-Białej.
I wymienia wielokrotne próby pomocy Modrzejewskiemu:
– propozycja założenia stowarzyszenia lub przyłączenia się do jakiegoś stowarzyszenia,
– propozycja pracy w charakterze parkingowego,
– odstąpienie od zamiaru eksmisji,
– umorzenie połowy należności i rozłożenie reszty na raty oraz obniżenie czynszu o 50 proc.,
– wymiana pokrycia dachowego, rynien oraz rur w siedzibie muzeum.
To wszystko jest takie całkowicie, stuprocentowo człowiecze
Księga gości muzeum literatury
Goście przychodzą, pytają: po co w XXI wieku książki ręcznie przepisywać?
Bo w bibliotece na półce pod "r" stoją Reymonty na metr i dalej inne książki. Panuje anonimowość tytułów. A tutaj pokazane, co w każdej jest.
Goście z Kanady, z Chin, Japonii. – Dlaczego nie ma światła? – pytają raz przez tłumaczkę.
– Nie mam pieniędzy na prąd i odłączyli – odpowiada Japończykom Modrzejewski.
– Awaria – przekłada tłumaczka.
Do "Chłopów" wpisuje się Jagna, czyli Emilia Krakowska, a do "Ziemi obiecanej" Karol Borowiecki, czyli Daniel Olbrychski. Odtwórcy filmowych ról. A także reżyser Jan Rybkowski.
Księga zwykłych gości muzeum liczy siedem tomów. Słowa podziwu wyrażają salezjanie, snowboardziści, licealiści, członkowie zespołu Wesele Boryny z Lipiec Reymontowskich, pacjenci ośrodka psychiatrycznego, dawni i nowi przyjaciele…
"Synu mój, jestem dumna z ciebie" – pisze mama Modrzejewskiego.
Przyprowadzone przez nauczycielki dzieci: "Bomba ekstra super spoko dziękujemy".
"E un posto bellissimo, e ce un atmosfera speciale" – to goście z Włoch.
Słowacy: "O tom, co dokazal pan Tadeas, vacsina z nas iba sniva. Svet ale pozostava na snilkoch, ktori svoje sny dokazali uskutocnit. Toto miesto vlastne o tom hovort".
Wreszcie pierwszy Anglik w muzeum: "Thank you for such a warm welcome".
Gdyby nie było na świecie ludzi takich jak Pan, ludzkość byłaby biedna
Księga gości muzeum literatury
Najgorsze, że nie mam następców. Córka i wnuczka żyją swoim życiem.
Miałem pięcioro uczniów. Rekordzista zmieścił się na centymetr. A linijka musi być na pięć milimetrów, z czego trzy przypadają na pismo, dwa na lukę między wersami.
I tyle plam narobili. Ja 35 lat przepisuję i nie zrobiłem ani jednej.
Z płaczem wylecieli.
Jak się zamoczy pióro w tuszu, trzeba stalówkę trzy razy przetrzeć o krawędź kałamarza. Pisze się pięć minut, godzinę, różnie.
Jak człowiek się pomyli, trzeba błąd zostawić, żeby wysechł i dopiero po trzech linijkach wrócić, wydrapać nożykiem, paznokciem wygładzić, postawić odpowiednią literę i pisać dalej. Ale jeśli popełni się błąd trzeci raz na sesję, trzeba stąd wyjść. To znaczy, że nie ma koncentracji.
Mój rekord to 14 godzin pisania. Przyszedłem tu we wtorek, a wyszedłem w środę.
Moje poszukiwania najniezwyklejszego miejsca na świecie się skończyły
Księga gości muzeum literatury
Nogi bolą. Puchną w stawach. To od chłodu. Zimą w muzeum bywało 18 st. C poniżej zera. Woda w rurach zamarzła. Ale sąsiedzi poratowali, Modrzejewski biegał do nich z wiadrami.
Ktoś podarował kożuch. Skryba śmiał się, że jest teraz jak Boryna, ale nie dało się w tym pisać.
Przyzwyczaił się do niskich temperatur. Książki mogłyby wypaczyć się w cieple od wilgoci. Bardziej dotkliwy jest brak prądu.
Gdy przyszedł do sądu na rozprawę o eksmisję z Pankiewicza za dług w czynszu, sędzia się popłakała. "Urząd miasta wycofał sprawę. Nie powiadomili pana?" – zapytała.
Muzeum co chwila grozi zamknięcie. Ostatnio dług spłaciła Fundacja im. Reymonta z Kanady.
Starczyłoby 500 zł miesięcznie. To czteromiesięczny dochód z biletów do muzeum. Wstęp: co łaska.
Fani muzeum zbierają na czynsz dla skryby przez Facebooka, na którym w styczniu 2015 r. powstał profil Ratujmy Muzeum Literatury w Bielsku-Białej.
Na klamce muzeum wieszają siatki ze świeczkami. Raz Modrzejewski zdążył zobaczyć przez okno rękę zakonnicy. Zostawiła gromnicę.
Nie wiadomo, komu dziękować. Zanim zwlecze się z piętra muzeum, pod drzwiami nikogo nie ma. Starszy już z niego człowiek, lekko kulejący.
Zostało mu jeszcze 30 Reymontów do przepisania. Jakieś sześć lat.
– Oby do emerytury. Każda wiosna to jest coś wspaniałego – kończy.