Ludzie się podzielili. Polityka dzieli i to jest najgorsze, co może się wydarzyć, a właśnie tak się stało - mówi Tomasz Organek w rozmowie dla Magazynu TVN24. - Czuję się fair wobec siebie, że o tym wszystkim mówię. Nie chcę przemilczeć jakichś tematów, dlatego że tak byłoby wygodniej lub miałbym lepszą koniunkturę, bo może zagrałbym więcej koncertów, gdybym nie opowiedział się po którejś ze stron - dodaje.
Wychował się na Suwalszczyźnie, skąd wyjechał do Torunia, gdzie na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika ukończył filologię angielską. Mimo to swoje teksty pisze przeważnie po polsku. Współzałożyciel grupy Sofa i zespołu Ørganek jest obecnie jednym z najbardziej rozpoznawalnych muzyków w kraju. Tomasz Organek czynnie angażuje się w działalność ruchów społecznych i ekologicznych.
Estera Prugar: "Ona czuje, ona kocha, ona myśli, ona jest". Kim Ona jest?
Tomasz Organek: Ona jest symboliczną reprezentantką płci żeńskiej. Zostałem poproszony o to, aby na finał trasy Męskiego Grania przygotować projekt specjalny. Pojawiały się różne propozycje, ale od razu odrzuciłem wszystkie w stylu "Organek i kobiety". Z drugiej strony sam pomysł zaproszenia tylko artystek wydał mi się bardzo dobry. Po burzy mózgów zdecydowaliśmy się na nazwę "Ona", która sygnalizowała, że będą to wypowiedzi kobiet bez protekcjonalnego wydźwięku. Do udziału zaprosiliśmy: Katarzynę Nosowską, Barbarę Wrońską, Katarzynę Groniec, Renatę Przemyk i Anitę Lipnicką. Współpracowały z nami również: Krystyna Janda, Magdalena Cielecka i Agnieszka Holland, a nawet Skin, wokalistka angielskiej grupy Skunk Anansie.
Nadrzędną ideą projektu była rozmowa o dzisiejszym świecie językiem kobiet, czyli tym pozbawionym testosteronu, zacietrzewienia i agresji, bo te rzeczy mogą się kojarzyć ze zwrotem "męskie granie". Chciałem trochę zdekonstruować nazwę imprezy i oddać pole kobietom, żeby to one opowiedziały o tym, jak widzą świat. Nie tylko my - mężczyźni, rockmani - którzy wychodzą na scenę, machają głowami, grają na gitarach i wykrzykują jakieś hasła. Podczas koncertu poruszyliśmy takie kwestie, jak demokracja, konstytucja, tolerancja, szacunek, pokój czy dialog - ogólne, liberalno-demokratyczne, a w gruncie rzeczy humanistyczne wartości, które często są kwestionowane w dzisiejszym dyskursie, szczególnie w Polsce.
Z jakim przyjęciem spotkał się projekt?
Dostaliśmy dość duży odzew, na szczęście bardziej pozytywny niż negatywny, chociaż oczywiście posypały się też bluzgi i przezwiska. Zostaliśmy nazwani lewakami - jakby rozmowa o konstytucji czy demokracji była skrajnie lewacka, a nie ogólnonarodowa. Te epitety, którymi się dziś rzuca na lewo i prawo, są nie tylko cynicznym przekłamaniem i ignoranckim uproszczeniem, ale też zamykają dialog, a tego właśnie dziś potrzebujemy. Skoro obie strony sceny politycznej odwołują się do demokracji, podobnie jak wszystkie cywilizowane państwa w granicach kultury społeczno-politycznej świata zachodniego, to dlaczego rozmowa na ten temat wywołuje kontrowersje? Tego nie mogę zrozumieć. A kiedy pojawiło słowo "konstytucja", wtedy dopiero zaczęła się jazda i pyskówka, tyle że nie na argumenty, a właśnie na wyzwiska. Podczas samego koncertu nie padło słowo o polityce, bo celowo trzymaliśmy się od niej z daleka. Chcieliśmy rozmawiać o wartościach. Z mojej perspektywy to się pięknie udało.
Uważasz, że to, co męskie, jest agresywne, a to, co kobiece - łagodne?
To duże uproszczenie. Oczywiście dzisiaj świat wygląda zupełnie inaczej niż w poprzednich stuleciach. Ten dawny mężczyzna mocno się przewartościował i jego postać legnie powoli w gruzach, a nowa męskość w stylu "latte pappas" (określenie użyte po raz pierwszy, aby opisać amerykańskich mężczyzn, którzy przenieśli się do Szwecji, by tam zakładać rodziny i brać czynny udział w wychowaniu dzieci - przyp. red.) tak naprawdę dopiero się konstytuuje. Po drugiej stronie jest nowa kobieta, która już otrzepała się z gliny i rodzi się na nowo. Jest niezależna, choć ciągle niestety musi walczyć o swoje prawa, bo ciągle mniej zarabia i musi pytać księdza, posła i aptekarza, czy może kupić sobie tę czy inną tabletkę. Szczególnie w dzisiejszej podzielonej i bardzo progresywnej rzeczywistości otwiera się genderowa dyskusja o tym, czy jakieś cechy są typowo męskie lub żeńskie. Z drugiej strony, światem w większości ciągle rządzą mężczyźni. Jest kilka wyjątków, ale na przykład ci najwięksi satrapowie to sami faceci - testosteron działa i tego się nie wyeliminuje, bo to jest biologia.
"Dialog z definicji nie może wykluczać żadnej grupy, ale jestem zdania, że kobiety potrafią być bardziej wyważone".
Tomasz Organek
Myślisz, że dialog o wartościach humanistycznych lepiej prowadzić głosami kobiet?
Dialog z definicji nie może wykluczać żadnej grupy, ale jestem zdania, że kobiety potrafią być bardziej wyważone. Możliwe, że to też w jakiś sposób wiąże się z biologią i antropologią, bo podświadomie wybierają rozwiązania, które są dobre, chociażby dla ich potomstwa. Są nastawione przede wszystkim na rozwiązanie, a nie generowanie konfliktu. Być może dzięki temu widzą trochę dalej, szukając rozwiązań długofalowych. Ja prywatnie mam bardzo dobre zdanie o kobietach i być może dlatego ten projekt wydał mi się interesujący.
A najważniejsza kobieta w twoim życiu?
Mama. Niestety odeszła w zeszłym roku. To było dla mnie traumatyczne przeżycie. Odchodziła długo, miała raka trzustki i wszyscy wiedzieliśmy, jak to się skończy. Ten rak daje pięć-siedem procent szans na wyleczenie. Od momentu diagnozy do śmierci minęło półtora roku. Oddany emocjom, które mi wtedy towarzyszyły, napisałem parę piosenek. Nie bezpośrednio o mamie, ale o uczuciach, aby uwolnić nadmiar bólu, który w sobie nosiłem. Przeżywałem wtedy bardzo trudny czas, miałem masę spraw na głowie i popełniłem kilka błędów.
Jedną z piosenek z tamtego okresu jest "Czarna Madonna", która opowiada o oddaniu się pod opiekę ukochanej kobiety. Celowo użyłem postaci ikonograficznej, aby podkreślić ubóstwienie osoby, którą się kocha. Historia potoczyła się o wiele dalej, bo dzięki temu utworowi, razem z Jerzym Skolimowskim, nakręciliśmy teledysk, w którym główną rolę zagrała Kora - jej już dzisiaj też z nami nie ma. Jestem wdzięczny mojej mamie za to, że nawet kiedy jej zabrakło, ja ciągle mogę czerpać z naszej relacji. Widzę w tym jakąś pośrednią drogę - to, co było między nami, doprowadziło mnie do tak pięknych ludzi, jak na przykład Kora.
Inną piosenką, która wtedy powstała, jest "Psychopomp" - o tych, którzy przeprowadzają nas na drugą stronę, jak mitologiczni Walkiria czy Charon. Pisząc ją, miałem taką refleksję, że my - jako rodzina - jesteśmy takim "psychopompem", który przeprowadza na drugą stronę. Dziś, kiedy gram tę piosenkę na koncertach, życzę wszystkim zgromadzonym, żeby mieli takiego "psychopompa" przy sobie, bo człowiek nie powinien odchodzić sam. Tak więc na pewno najważniejszą kobietą była i jest moja mama.
Czego nauczyłeś się od mamy?
Nauczyła mnie otwartości i cierpliwości. Chociaż tej drugiej ciągle mi brakuje, zwłaszcza w stosunku do ludzi. Mama zawsze we mnie wierzyła i nawet kiedy się potykałem, to ufała, że stało się tak w jakimś celu, który ja widzę i być może to moja pokrętna droga do jego osiągnięcia. W tym się objawiała jej cierpliwość. Zresztą nie tylko względem mnie, ale również mojego brata. To był rodzaj cierpliwości nawet w najdrobniejszych rzeczach, czego przykładem mogą być sytuacje, kiedy mieszkałem jeszcze w domu rodzinnym. Ona oglądała w pokoju swój ulubiony film, a ja w pomieszczeniu obok - nieoddzielonym nawet drzwiami, bo wisiała tam tylko kotara - tygodniami rzępoliłem tę samą piosenkę i nigdy nic na ten temat nie powiedziała. Może nie sądziła od razu, że stanę się zawodowym muzykiem, ale być może po prostu wierzyła, że dzięki temu rozwinę swoją wrażliwość. To była jej daleko posunięta cierpliwość wobec wszystkiego, co wyrabiałem.
Poza tym otwartość i poczucie wolności, bo nigdy nie zamknęła mnie w kokonie zakazów i nakazów. Traktowała mnie jak osobę dorosłą i pozwalała mi dorastać na własnych warunkach - próbach i błędach.
Kim są ważne dla ciebie artystki?
Niedługo do mojego ukochanego Torunia przyjeżdża Marina Abramović (jugosłowiańska artystka intermedialna - przyp. red.). Wszyscy zainteresowani już o tym wiedzą i pewnie zwali się cała Polska, ale mam wielką nadzieję, że będę mógł uczestniczyć w tym spotkaniu. Nie mogę też pominąć mojej fascynacji Aliną Szapocznikow (polska rzeźbiarka i graficzka - przyp. red.). Jej ukazanie ludzkiej egzystencji i ciała, gdzieś na splocie fascynacji erotyzmem - czyli życiem - a obsesją śmiertelności robi na mnie zawsze niewypowiedziane wrażenie.
Jeśli chodzi o wspomnianą wcześniej Korę, to spotkanie z nią było wyjątkowe, bo ona cała taka była. Niemal mistyczna. Potrafiła przeobrazić się z kogoś apodyktycznego w źródło miłości i to działo się w mgnieniu oka. Podczas jednej rozmowy przybierała różne twarze, przechodząc przez różne aspekty swojej osobowości. To było fascynujące, bo trzeba było za nią nadążać. Była prawdziwie wyjątkową osobą. Nie mogę się temu nadziwić, że nasze wybory doprowadzają do tak niewiarygodnych efektów, jak nasze spotkanie. Splot okoliczności doprowadził nas do siebie, a jeszcze mogłem tę historię zamknąć w taki sposób, że zostałem przez rodzinę Kory poproszony, aby zagrać "Czarną Madonnę" podczas jej pogrzebu.
"Nieustająco wierzę w człowieka. Mimo że na każdym kroku mnie zawodzą, to wierzę w istoty ludzkie. I zwierzęce".
Tomasz Organek
Dla mnie to było bardzo symboliczne. Mimo że nie jestem specjalnie uduchowiony w sensie religijnym, to na swój sposób było to mocno metafizyczne przeżycie.
W co wierzysz?
Nieustająco wierzę w człowieka. Mimo że na każdym kroku mnie zawodzą, to wierzę w istoty ludzkie. I zwierzęce. Ostatnio musiałem pożegnać się z moim ukochanym psem, co przeżyłem bardzo mocno. Był naszym przyjacielem od prawie 14 lat, byliśmy silnie związani. Nawiązuję bliskie relacje z ludźmi i zwierzętami - głównie z psami, bo one zawsze były przy mnie. W te istoty staram się wierzyć. Można i trzeba pięknie żyć obok ludzi i zwierząt. To miara naszego człowieczeństwa.
Jeżeli pytasz o Boga, to wierzę w tego, którego opisał Spinoza (filozof niderlandzko-żydowski - przyp. red.). Bóg to dla mnie poszukiwanie dobra i piękna. Życie toczy się tu i teraz. Wierzę w to i staram się nim dobrze gospodarować.
Otwartość i wrażliwość na otoczenie ułatwiają pracę artysty?
Nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem otwarty i chłonę ludzkość. Nie jestem duszą towarzystwa. Jestem raczej zamknięty w sobie i w swoim, naprawdę bardzo skromnym, gronie bliskich osób. Częściej patrzę na wszystko z boku. Wydaje mi się, że mam zmysł obserwatora - na tej pozycji czuję się najlepiej i z niej opisuję świat.
Jesteś introwertykiem?
Tak, i to się nie wzięło znikąd. Wychowałem się w Raczkach na Suwalszczyźnie i moim zdaniem, miało to duży udział w tym, że jestem introwertykiem, który coś sobie w głowie roi, a potem spisuje to na kawałku kartki. Kiedyś wysnułem wniosek, który później sobie potwierdziłem: Raczki leżą 16 kilometrów od Suwałk, około 20 od Augustowa i Olecka. Kiedy tam mieszkałem, ostatnie autobusy jeździły około godziny 18, może 19 i później miasteczko było odcięte. Chyba że ktoś miał prawo jazdy i samochód. Ja uczyłem się w szkole w Suwałkach i jak wracałem po lekcjach do domu, to już tam zostawałem. W kinie Bałtyk byłem zaledwie kilka razy, bo seanse odbywały się wtedy głównie wieczorami. Nie chodziłem po knajpach, bo ich nie było. Miałem ograniczony dostęp do znajomych, rozrywek, szlajania się po mieście. Dlatego sam sobie organizowałem czas. Nie miałem co robić, więc dobrze się uczyłem, czytałem książki, grałem na gitarze, spacerowałem, jeździłem na rowerze czy wędkowałem. Gospodarowałem tym czasem z samym sobą i tak mi zostało do dziś.
Jak wspominasz swoje dzieciństwo?
Gdy mam 42 lata, ten czas pośród lasów, jezior i rzek wspominam idyllicznie. Mimo tego, że mój tata zmarł, kiedy miałem 16 lat, to moje dzieciństwo było bardzo udane. Mam bardzo fajnego brata, z którym kiedyś się non stop praliśmy, ale dzisiaj mamy doskonały kontakt. Byli jacyś znajomi i w tym wszystkim ulepiłem siebie, którym jestem dziś. Bardzo dobrze to wspominam i coraz częściej myślę, żeby tam wrócić.
Gdzie jest twój dom dzisiaj?
Jestem zawieszony między Suwalszczyzną, Toruniem i Warszawą. Ciągle krążę między tymi bardzo ważnymi w moim życiu miejscami. Raczki to moje dzieciństwo i dom rodzinny, dzisiaj już opuszczony, ale tam ma też dom mój brat, który na stałe mieszka w Niemczech. Z jakiegoś przywiązania czy sentymentu do tej małej ojczyzny go tam wybudował. Toruń to czasy studenckie, pierwsze zespoły i Ørganek, bo tam powstał, właściwie z tymi samymi ludźmi, z którymi wcześniej tworzyłem zespół Sofa. No i Warszawa, do której zawsze przyjeżdżałem, a teraz też w niej pomieszkuję, bo mam tu wielu znajomych, jakieś swoje prywatne sprawy czy interesy. To są trzy ważne punkty na mapie Polski, pomiędzy którymi się ciągle poruszam. Natomiast czuję, że zbliża się ten moment, kiedy chciałbym gdzieś osiąść i przestać tyle podróżować. Podróże oczywiście kształcą i może to zabrzmi dziwnie, ale są również jedną z największych bolączek w życiu muzyka. Dzięki zespołowi poznałem spory kawałek świata, zjeździłem Polskę, ale przemieszczanie się po kilkaset kilometrów dziennie jest bardzo męczące.
"Można mówić do tysięcy ludzi, będąc jednocześnie bardzo introwertyczną osobą, przeżywającą właśnie prywatny dramat".
Tomasz Organek
Dlatego zaczynam odczuwać wzmożoną potrzebę zatrzymania się gdzieś na dłuższą chwilę lub nawet całe życie.
Dużo podróżujesz i mimo introwertycznej natury wychodzisz na scenę przed setki, a nawet tysiące ludzi.
To jest dwoistość mojej pracy, co mogłoby zdawać się nie do pogodzenia, a jest paradoksem artysty performera. Wchodząc na scenę, wchodzę w jakieś buty, które sam uprzednio przygotowałem. Jednocześnie nie wychodzę poza własną strefę komfortu. Umawiamy się na coś z publicznością - na swojego rodzaju spektakl, który wyzwala zupełnie inne emocje niż te, którymi dysponuje się na co dzień. Jest to piękne, uzależniające i potrzebne, bo dzięki temu można się w pełni wypowiedzieć. Ta sceniczna ekspresja na jakiś czas zapewnia spokój psychofizyczny, a codzienna jest warunkiem zrównoważonego rozwoju. Oba wcielenia to dwie strony jednej i tej samej osobowości - nie rozdwojenie jaźni czy schizofrenia. Można mówić do tysięcy ludzi, będąc jednocześnie bardzo introwertyczną osobą, przeżywającą właśnie prywatny dramat. Wszystko, co się dzieje podczas koncertu, jest spektaklem, choć oczywiście niepozbawionym prawdy, bo jeśli chodziłoby tylko o zabawę, to takie spotkanie byłoby zwyczajnie nudne. Musi pojawić się treść, która przyciągnie odbiorców - jeśli znajdujemy między sobą wspólną prawdę, to znaczy, że warto było się spotkać.
Wykorzystujesz te spektakle do przekazania publiczności swoich przekonań, namawiasz do zaangażowania się w ważne dla ciebie sprawy?
Nie jestem wojującym muzykiem. Nie wychodzę na scenę, machając flagami, i nie krzyczę, kto jest fajny, a kto nie. Taki sposób agitacji politycznej kompletnie mnie nie interesuje. Uważam, że jest doraźny, w niektórych przypadkach może być obliczony na efekt komercyjny, chociaż nie wiem, bo się na tym nie znam. Natomiast czuję dużą potrzebę mówienia o rzeczach prawdziwych i istotnych. Jeżeli wychodzę na ulicę i się duszę, a w telefonie sprawdzam w aplikacji jakość powietrza i wszystko świeci na czerwono, to jest to dla mnie temat, o którym warto powiedzieć. Robię sobie zdjęcie w masce antysmogowej, wrzucam do mediów społecznościowych i pytam, czy tak ma wyglądać świat i co z tym zrobimy. Wiem, że w planach jest kampania antysmogowa i to ma dla mnie sens, bo świadomość ludzi rośnie i zaczynają zadawać pytania. Znajomy powiedział mi, że woń węgla w powietrzu kojarzy mu się z dzieciństwem i u mnie było podobnie. Okazuje się, że całe dzieciństwo wdychaliśmy tlenek węgla. To jest jeden z problemów, o których chcę mówić.
Nie chcę z nikim walczyć. Moja walka może się ograniczyć do tego, aby z ludźmi rozmawiać. Jeśli podczas koncertu mam do dyspozycji tysiąc czy tysiąc pięćset osób publiczności, to dlaczego nie spróbować zainteresować ich tym, co się dzieje na naszej planecie, choćby hasłowo zaznaczając takie wartości, jak demokracja czy ekologia, zmuszając ich choćby do dyskusji w komentarzach pod postami po koncertach.
Jakie są inne problemy, o których chcesz mówić?
Jeżeli szef KNF w godzinach pracy wychodzi do parku na rozmowę z szefem NBP, to chcę wiedzieć, o czym rozmawiali. Jeżeli minister sprawiedliwości jest równocześnie prokuratorem generalnym i wymyśla ciało, które będzie dyscyplinować "niegrzecznych" sędziów, to mi się to nie podoba. Niedawno obecna władza wycofała się ze zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym, a to dopiero pierwszy krok w tył. Należy szanować zdobycze liberalnej demokracji, takie jak trójpodział władzy i niezależność sądów. Wygląda to tak, jakby rządzący się przestraszyli. Opozycja zaczęła krzyczeć o polexicie, czym buduje swoje poparcie w sondażach, i czy to jest populizm czy nie - coś jest na rzeczy.
"Jestem po prostu przejęty losem swoim, moich bliskich i tego kraju - jako jego obywatel mam prawo się wypowiadać".
Tomasz Organek
A ja chcę zostać w Unii, podobnie jak przytłaczająca większość Polaków. Dla każdego względnie świadomego obywatela UE i NATO to struktury w ramach których możemy budować swoje bezpieczeństwo. Poza nimi jesteśmy skazani na pożarcie. Porównywanie Brukseli do Moskwy jest głupie i nieodpowiedzialne.
Musimy się konsolidować, żeby móc stworzyć przeciwwagę dla potężnych rynków i stref wpływów, jak na przykład Chiny lub coraz bardziej niebezpieczna Rosja. Świat staje się naprawdę niesympatyczny, a do tego - kiedy my się kłócimy - powracają stare demony. Dajemy się dzielić i stygmatyzować. Trzydzieści lat od Okrągłego Stołu tropimy postkomunę, w świecie progresywnej polityki wyzywamy się od lewaków, w globalnej rzeczywistości tropimy Żydów. W tym czasie obok nas pali się świat. O tym chcę mówić.
Jestem daleki od wzięcia udziału w kampanii wyborczej którejkolwiek partii. Wydaje mi się, że mam dość wyważone przekonania i nie mam zbyt wielkich zapędów w lewo lub prawo, bo po obu stronach są sprawy, które mnie interesują. Staram się patrzeć zdroworozsądkowo, a ponieważ mamy w tym konkretnym kraju tę konkretną władzę, to na jej temat się wypowiadam. Jeśli przyjdzie następna władza, która będzie robić coś, co uważam za złe, to będę się wypowiadać przeciwko niej, bo reaguję na problemy. Jestem po prostu przejęty losem swoim, moich bliskich i tego kraju - jako jego obywatel mam prawo się wypowiadać.
Co, według ciebie, powoduje, że świat jest agresywny i nastawiony na konflikt?
Władza. Ciągła walka o władzę. Również pieniądze, ale to się łączy - kto ma pieniądze, ten ma władzę i odwrotnie. To są wabiki, które są żywe zawsze i wszędzie. O władzę zazwyczaj walczyło się nieczysto, ale dzisiaj doszły do tego nowe mechanizmy jak np. skrajny populizm, który zarządza światem. Bazując na niewiedzy i niekompetencji części wyborców, wykorzystuje się ich jak "maszynki do głosowania", właściwie nic im w zamian nie oferując i permanentnie oszukując. Widzimy, jak wygląda dzisiejsza polityka i dyskurs publiczny. Nawet premier naszego kraju na spotkaniach czy w wywiadach opowiada różne rzeczy, mając w kompletnej pogardzie fakty i prawdziwe liczby, których używa wybiórczo. Nie zarządza się wiedzą, ale opiniami, które się tworzy - takie półprawdy, którymi później, za pomocą portali społecznościowych, wywiera się wpływ na ludzi. Żyjemy w bańce, w której chodzimy po knajpach, bawimy się i jest super, bo pijemy najnowsze kawki z drugiego końca świata, a tymczasem świat pęka i zaczyna się walić.
A co widzisz, kiedy patrzysz na ludzi w Polsce?
Ludzie się podzielili. "Się podzielili", czyli władza ich podzieliła. Polityka dzieli i to jest najgorsze, co może się wydarzyć, a właśnie tak się stało - Polacy dali się podzielić Polakom. Tym, którzy mają w tym interes - dojście do władzy i rządzenie. Divide et impera (łac. dziel i rządź - przyp. red.). A ludzie tak naprawdę chcą po prostu spokojnie żyć. Nie chcą zajmować się trójpodziałem władzy albo smogiem. Chcą iść do pracy, wyżywić swoją rodzinę i może chcieliby się w niej spełniać; mieć zdrowe dzieci, pojechać na wakacje. Żyją codziennością, a ta wielka polityka wszystkich nas otacza, próbuje wciągać obywateli w swoje sprawy. Mam wrażenie, że Polacy są zmęczeni tym wyścigiem, agresją, konfliktami. Czekam na czasy, kiedy znowu będziemy mogli żyć spokojnie i nie będziemy musieli się o nic martwić. Oczywiście takie czasy raczej nie nadejdą, ale jestem idealistą.
Spokojne czasy już były?
Był taki czas, kiedy wszystko względnie szło do przodu. Urodziłem się w 1976 roku i lata tuż po '89 - kiedy odzyskaliśmy wolność - pamiętam, jak przez mgłę, ale coś pamiętam. Na przykład to, jak się rozwijał kapitalizm w Polsce i mój ojciec mógł spokojnie jeździć do Niemiec, żeby przewozić towary i handlować. Znam proces, który nas doprowadził do tego miejsca, w którym jesteśmy dzisiaj. Panowało wtedy przeświadczenie, że zaraz wejdziemy do Unii Europejskiej, w czym pokładano ogromne nadzieje. Zaczęliśmy gonić Zachód i poruszaliśmy się do przodu. Zagrożenia pewnie czyhały, ale rozpadł się Związek Radziecki, Europa była spokojniejsza, mieliśmy sojusznika w Stanach Zjednoczonych. Mogliśmy zajmować się własnym życiem, bo na co dzień nie doświadczaliśmy istnienia tak ogromnych problemów jak dziś: rozpadająca się Unia Europejska, powrót na salony skrajnej prawicy, populizm, terroryzm czy migracje na ogromną skalę.
Również problemy ekologiczne, które są tykającą bombą zegarową. Pierwszy raport na temat drastycznego pogorszenia się stanu środowiska został opublikowany 25 lat temu, tylko nikt się nim nie przejął, a dzisiaj wszystkie doniesienia są alarmujące. Problemy dotyczą całego świata, na przykład USA, gdzie mają jedną z największych konsumpcji mięsa - zaledwie pięć procent wody zużywa się tam w gospodarstwach domowych, a już 55 procent do produkcji pożywienia. Wycinane są lasy Amazonii, a w ich miejsce powstają uprawy pasz dla zwierząt hodowlanych, przeznaczonych na mięso. Jeżeli świat się nie opamięta i nie przestanie jeść go w tak dużych ilościach, to niedługo z niczym sobie nie poradzimy.
Wiesz, że po publikacji tej rozmowy, pewnie znowu usłyszysz, że jesteś "lewakiem"?
Tak.
Przejmujesz się tym jeszcze?
Nie, to mnie kompletnie nie martwi. Przyzwyczaiłem się już do wszystkich epitetów od A do Z. Mam 42 lata i żyję coraz bardziej świadomie - wiem, kim jestem, co mi się podoba, co chciałbym zmienić, czego nie cenię, a co lubię. Z kim chcę, a z kim nie chcę się zadawać lub z kim w ogóle warto podejmować dialog i próbować cokolwiek tłumaczyć. Czuję się fair wobec siebie, że o tym wszystkim mówię. Nie chcę przemilczeć jakichś tematów, dlatego że tak byłoby wygodniej lub miałbym lepszą koniunkturę, bo może zagrałbym więcej koncertów, gdybym nie opowiedział się po którejś ze stron. Nie chcę tak. Nie chcę też żyć jako anonimowy człowiek bez głosu, jak człowiek ryba, który łapie powietrze ustami, ale nie wydaje z siebie dźwięku. Chcę żyć świadomie i odpowiedzialnie. Oczywiście, zrobiłem w życiu wiele głupot, ale zapłaciłem za nie słono i one nie przeszły bez echa - w pewien sposób też mnie ukształtowały. Wiem, kim jestem i żaden epitet tego nie zmieni.