Wychował się w gliniano-słomianym domu w Raczkach. Pierwsze gitarowe riffy szlifował w pokoju bez okien. Po anglistyce straszył bujną szopą w pokoju nauczycielskim, ale po wypadku samochodowym wszystko się zmieniło. Wyjechał na kolejne studia i zaczął muzyczną przygodę, chociaż czasami nie miał za co opłacić rachunków. Dziś niepokorny marzyciel z Podlasia wraca z nową płytą i mówi, co w muzyce i życiu jest najważniejsze.
EWELINA WOŹNICA, TVN24: Jesteś rockmanem z krwi i kości?
TOMASZ ORGANEK: W ogóle nie jestem rockmanem.
Drażni cię szufladkowanie?
Zawęża spojrzenie na artystę. Szczerze mówiąc, to nie jestem pewien, czy w ogóle jestem muzykiem. Mnie chodzi o szerszy przekaz. Chciałbym, żeby nasze koncerty były pewnego rodzaju spektaklem przekraczającym ramy gatunkowe i wymykały się standaryzacji.
Piszesz o sobie: "Jestem jak chybiony prezent na gwiazdkę. (…) Najlepiej umiem robić to, co niepotrzebne. (…) Im jestem starszy, tym jestem głupszy".
Jest w tym trochę kreacji artystycznej, ale w dużym stopniu to po prostu prawda. Pomimo upływu lat nie czuję się specjalnie mądrzejszy. Może tylko bardziej doświadczony. Człowiek mało się z wiekiem zmienia poza zewnętrznością i popełnia te same błędy.
Dla ciebie ta zewnętrzność jest ważna? Bujna broda i rozwiane włosy to już twoje znaki rozpoznawcze.
To są przydane atrybuty. Po części wynikają z mody, chociaż tę brodę noszę już od 15 lat. Tak naprawdę niespecjalnie przywiązuję do tego wagę. Oczywiście – tak jak każdy – chcę dobrze wyglądać, ale nic więcej się za tym nie kryje.
Kiedy byłeś nauczycielem, wyglądałeś tak samo?
Miałem jeszcze bujniejsze włosy. Swoją szopą wzbudzałem zaciekawienie i konsternację wśród bardziej konserwatywnych nauczycieli.
Jak długo trwała twoja przygoda ze szkołą?
Byłem nauczycielem w szkole podstawowej, gimnazjum i liceum. Trwało to maksymalnie dwa lata. Moją przygodę ze szkolnictwem przerwał wypadek samochodowy. Po tym zdarzeniu zdałem sobie sprawę, że nie chcę więcej tracić czasu na coś, co mnie nie pociąga i nie daje mi radości. Natomiast byłem dosyć dobrym nauczycielem. Właściwie to ciągle jestem.
Czyli korepetycje u Organka są możliwe?
Oczywiście udzielałem kiedyś korepetycji, ale teraz już nie mam na to czasu. To absolutnie nie było moim powołaniem. Kiedy stałem przy tablicy, czułem ogromny znak zapytania i w myślach pytałem siebie: co ty tutaj robisz?
Nie bałeś się porzucić statecznego życia nauczyciela i wyjechać na Akademię Muzyczną do Katowic?
Nie wiem, czy to była kwestia odwagi. Wiedziałem, że jeśli chcę się na poważnie zająć muzyką, to nie mogę tego robić po godzinach. Wtedy to byłoby tylko jakieś hobby, a dla mnie to za mało. Od dłuższego czasu wiedziałem, że muzyka jest taką sferą, w której chcę się realizować. Poszedłem na studia, bo czułem niedobór wiedzy w tym zakresie. Ostatecznie nie skończyłem Akademii, ale spędziłem tam dwa lata, które dały mi bardzo szerokie i silne podstawy do dalszej pracy.
Jak radziłeś sobie wtedy finansowo?
Oczywiście wiązało się to z niestabilnością. Wiele razy nie miałem pieniędzy i trzeba było sobie jakoś radzić. Pomimo tego, że czasami nie miałem za co opłacić rachunków, to ani na moment nie zgasła we mnie wiara, że podjęte przeze mnie decyzji były słuszne. Po prostu czułem, że to ma sens. Cały czas dążyłem do celu.
To, że wychowałeś się na podlaskiej wsi, wpływa jakoś na twoją twórczość?
Wydaje mi się, że w bardzo istotny sposób. Raczki to prowincja odsunięta nawet od niewielkich miast. Położona jest na rozdrożu. Mój dom też jest właśnie przy takim rozjeździe – na Suwałki, Augustów i Olecko.
Jak wyglądało twoje dzieciństwo?
Wychowałem się pomiędzy jeziorami i lasami. Taka fizyczna izolacja sprawiła, że bardziej skupiałem się na swoim życiu wewnętrznym. Słuchałem muzyki i czytałem książki, bo nie miałem innych zajęć. Budowałem zupełnie równoległy świat. To na pewno miało ogromny wpływ na moją wyobraźnię i wrażliwość.
Dlaczego zdecydowałeś się wyjechać?
Światy, które budowałem w głowie, były bardzo interesujące. Z drugiej strony to, co czytałem, usłyszałem i sobie wyobraziłem, budziło we mnie ciekawość. W naturalny sposób chciałem tego dotknąć. To wszystko wywołało we mnie chęć wyjazdu, ucieczki i poszukania czegoś nowego.
Jak wspominasz ten rodzinny dom?
On ciągle w Raczkach stoi, a mi kojarzy się z tatą, mamą, babcią i bratem. Mój tata wcześnie umarł. Byłem wtedy na początku średniej szkoły. Wtedy nasz dom mocno opustoszał, co miało na mnie wielki wpływ. Mój ojciec był muzykiem, mama pracowała zawodowo, ale tańczyła też w zespole ludowym. Nasz dom był trochę artystyczny.
W swoim pokoju bez okien szlifowałeś pierwsze gitarowe riffy?
Zgadza się – w pokoju bez okien i bez drzwi. Mieszkaliśmy w starym, pożydowskim domu lepionym z gliny ze słomą. Moja mama musiała dzielnie wysłuchiwać tego rzępolenia.
Ten brak okien i drzwi ci nie doskwierał?
Nie przeszkadzało mi to, chociaż od zawsze lubię pory wieczorno-nocne. Może właśnie z tego się to wzięło. Jestem nietoperzem.
Jakie brzmienia królują na twojej nowej płycie?
"Czarna Madonna" to znaczący krok do przodu, ale też kontynuacja tego, co wydarzyło się na płycie "Głupi". Gramy trochę świeższą muzykę. Uważam, że napisałem całkiem dobre teksty. W ogóle jestem zadowolony z tej płyty. Jest bardzo rock'n'rollowa, a może nawet punkowa, więc będzie dużo zabawy na koncertach.
Skąd ten tytuł?
"Czarna Madonna" to utwór, który jest na samym końcu tej płyty. To klamra spinająca album. Dla mnie to najważniejsza kompozycja i piosenka, jaką napisałem przez całe moje życie.
Nie obawiałeś się jeszcze intensywniejszego zagłębiania w swoje wnętrze?
Bez tego nie byłoby sztuki i żadnej kreacji artystycznej. Jeżeli nie spojrzymy wewnątrz siebie, to nie mamy nic do powiedzenia. Jedyne, czym dysponujemy, to wrażliwość, mózg i serce.
Jak twoja rana, o której śpiewałeś już na pierwszej płycie – goi się czy pogłębia?
W tej ranie bardzo dobrze grzebie się patyczkiem, bo to jest takie źródło, z którego się czerpie. To jest taki filtr, który w sobie mam. Ta rana to jest po prostu cecha ludzi o pewnej wrażliwości, którzy potrafią więcej zauważyć. Ona była, jest i będzie, ale da się z nią żyć.
Do kogo twoja "miłość płonie jak Missisipi w ogniu"?
Do Czarnej Madonny, bo ta płyta jest pisana do kobiety. Ta dedykacja nie dotyczy tylko mojej sfery prywatnej. Chodzi o relacje męsko-damskie, które są najważniejsze dla ludzi heteroseksualnych. Potrzebowałem czasu, żeby do tego dojść. Kiedyś miałem opory, żeby pisać o miłości. To mi się wydawało strasznie banalne. Kiedy człowiek dojrzewa, to tak jak w cebuli – odpadają kolejne warstwy. Zostaje tylko to, co najważniejsze. Wtedy zaczynamy rozumieć, że nie ma nic ważniejszego niż miłość i śmierć.
Czyli tę płytę napisałeś do konkretnej osoby?
Ona jest oczywiście wynikiem moich doświadczeń, ale mam nadzieję, że dotyczy bardziej uniwersalnych spraw. Tylko o takich rzeczach warto pisać.
Problemy prywatne napędzają twórczość?
Wiadomo, że to jest jakiś napęd. Ludzie czasami specjalnie zapędzają się w kozi róg, żeby coś więcej przeżyć, sprowokować jakieś zdarzenie i wywołać jakieś emocjonalne sprężenie zwrotne.
Ty kiedyś tak zrobiłeś?
Świadomie nie, ale podświadomie tak. Jest w człowieku jakaś taka mroczna strona księżyca, do której czasami się dąży. Jest pokusa, żeby wsadzić palec w jakąś dziurę i pogmerać, bo może będzie tam ciekawiej.
Czterdziestka na karku, nie chciałbyś się już ustatkować?
Właściwie to jestem ustatkowany. Robię to, co kocham. Daje mi to spełnienie i stabilną sytuację materialną. Dzięki temu mogę po 10 czy 12 godzin dziennie poświęcać się pracy artystycznej.
Mnie chodziło o ustatkowanie w bardziej konwencjonalnym sensie…
Jeśli chodzi o żonę i dzieci, to nie wiem. Mam osobę bliską i osoby mi bliskie. Czuję się komfortowo. Nie czuję potrzeb zmian tylko dlatego, żeby dopełnić jakiegoś konwenansu. Czuję się w pełni ustatkowany.
Dlaczego brałeś udział w Czarnym Proteście czy demonstracji pod hasłem: "Nie oddamy wam kultury"?
Staram się dotykać rzeczy bardziej uniwersalnych niż chwilowy pogląd na jedną czy drugą sprawę, więc zazwyczaj jestem apolityczny. Jednak czym innym są kwestie fundamentalne, jak wolność wypowiedzi, wolność osobista czy wolność jednostki. Ich nie można kwestionować nigdy i pod żadnymi warunkami. To jest ostoja demokracji. Jeśli pojawia się dla takich spraw cień zagrożenia, to zawsze będzie budziło mój sprzeciw. Nieważne przy jakiej władzy.
Czy zawsze chciałbyś już być muzykiem?
Być może kiedyś stanie się to dla mnie nudne. Na razie sprawia mi ogromną frajdę. Mówię też o sprawach towarzyskich, bo oprócz muzyki – która jest najważniejsza – poznaję też bardzo wiele osób. Takie życie jest piękne, chociaż bardzo męczące. Wiąże się z nieustającą podróżą i pracą po godzinach. Ostatnio pobiliśmy rekord, bo siedzieliśmy w studiu 44 godziny bez spania. Do tego dochodzi możliwość poznania ludzi, których podpatrywało się całe życie. W pewnym momencie okazuje się, że oni stają się twoimi koleżankami i kolegami. Zbliżasz się do nich, pracujesz z nimi. To jest naprawdę piękne. Tego nie da się zamienić na nic innego.
Który idol z dawnych lat zrobił na tobie największe wrażenie?
To było spotkanie mniej oczekiwane, bo spoza branży muzycznej. Ogromne wrażenie zrobił na mnie Jerzy Skolimowski. Praca z tym artystą potwierdziła moje założenie, że warto wydeptywać własną ścieżkę i nią podążać. Pan Jerzy Skolimowski dobitnie mi to uświadomił. Spotkanie z nim było jak dotknięcie świata "Niewinnych czarodziejów", który już nie istnieje.
A w twoim świecie co jest najważniejsze?
Na takie pytanie nigdy nie ma dobrej odpowiedzi, ale dla mnie to miłość. Nic innego nie ma.
Tomasz Organek (ur. 30 XI 1976 r.) – piosenkarz, kompozytor i autor tekstów. Wychował się we wsi Raczki na Suwalszczyźnie. Jest absolwentem filologii angielskiej na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Przez dwa lata kształcił się na Akademii Muzycznej w Katowicach na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Współzałożyciel i wieloletni członek zespołu SOFA. W 2013 r. rozpoczął karierę solową. Stworzył projekt Organek, a rok później ukazał się debiutancki album zespołu – "Głupi". Piosenki "Kate Moss", "O matko" i "Głupi ja" szybko pojawiły się na pierwszych miejscach list przebojów, a krążek pokrył się platyną. 4 listopada 2016 r. ukaże się drugi album zespołu – "Czarna Madonna".