80 procent mediów na Węgrzech - telewizja, prasa, radio - jest kontrolowanych przez Orbana i jego ludzi. Codziennie dowiadujemy się, że Węgry radzą sobie doskonale gospodarczo, mają silną pozycję polityczną, jedynym wrogiem jest Soros, a problemem Bruksela i zachodni liberalizm. Sondaże i wyniki wyborów pokazują, że rządowa propaganda jest bardzo skuteczna. "Dlaczego mamy nie wierzyć w to, co mówią w radiu, skoro później to samo czytamy w gazecie, a wieczorem o tym samym jeszcze mówią w telewizji?” – przyznają ludzie. Jacek Tacik rozmawia ze znanym dziennikarzem Andrásem Földesem, który właśnie odszedł z portalu index.hu.
To był ostatni bastion niezależnego dziennikarstwa na Węgrzech. Portal index.hu - po zwolnieniu jego redaktora naczelnego Szabolcsa Dulla - przestaje de facto istnieć. Razem z nim - w geście solidarności - z redakcji zdecydowali się odejść niemal wszyscy dziennikarze i redaktorzy.
Na początku marca 50 procent udziałów w firmie Indamedia, zarządzającej wpływami reklamowymi Index.hu, przejął Miklos Vaszily, biznesmen związany z Viktorem Orbanem, który już wcześniej przejmował niezależne i krytyczne wobec rządu media.
Medioznawcy szacują, że nawet 90 procent środków masowego przekazu na Węgrze znajduje się w rękach osób związanych z premierem. W rankingu wolności prasy Reporterów bez Granic (World Press Freedom Index) Węgry znajdują się na 89. pozycji ze 180 państw (Polska na 62).
Jacek Tacik: trzymasz się?
András Földes, dziennikarz index.hu: Tak, chociaż jestem w szoku. Atmosfera raczej depresyjna. Chyba jeszcze do mnie nie dotarło, co tak naprawdę się wydarzyło i jakie to będzie miało konsekwencje dla mnie, moich kolegów i samych Węgrów.
Index przestaje istnieć. Trudno mi się o tym mówi. Nie jest tajemnicą, że rząd Viktora Orbana od dekady robił wszystko, żeby uciszyć niezależne media. Próbował nas złapać, trzymać w garści, a nam zawsze udawało się wymknąć.
Do teraz.
Mówi ci coś nazwisko Miklosa Vaszily’ego? Na zlecenie partii Orbana przejął niezależny portal Origo i "przeorganizował" telewizję TV2, która stałą się tubą rządową. Opozycja nie istnieje w mediach, w których rządzą ludzie premiera. Dwa lata temu - na pewno to pamiętasz, bo byłeś wtedy w Budapeszcie, rozmawialiśmy o tym w redakcji Indeksu - politycy opozycji próbowali wejść do publicznej telewizji MTVA i odczytać na wizji petycję dotyczącą zmian w Kodeksie pracy. Zostali siłą wyrzuceni. I co? I nic.
Vaszily przejął firmę, która jest odpowiedzialna za sprzedaż reklam na stronie Indeksu, czyli de facto naszą finansową kroplówkę. My - jako redakcja - tworzymy treści, piszemy artykuły, nagrywamy materiały wideo, ale nie zajmujemy się biznesem.
Vaszily pojawił się w marcu i od razu zaczął przedstawiać "plany ratunkowe" dla Indeksu. Miał go postawić na nogi, tak jakby portal był w tarapatach finansowych. Nie był. Radził sobie świetnie. Zarabiał na siebie. Każdego dnia odwiedzało nas milion osób, czyli co dziesiąty Węgier zaglądał na nasz portal.
Zaczęły się naciski na dziennikarzy?
Nie, na to było za wcześnie. Krok pierwszy: reorganizacja Indeksu. Vaszily chciał odseparować od siebie wszystkie działy, a z każdego działu stworzyć niezależną od siebie firmę. Firma-matka zamawiałaby treści u podwykonawców.
Dział polityczny byłby jedną firmą, kulturalny – drugą...
…a gospodarczy – trzecią, sportowy – czwartą. Index stałby się firmą złożoną z kilku, może kilkunastu mniejszych firm. Zostalibyśmy odseparowani od siebie, nie mielibyśmy ze sobą kontaktu i łatwiej byłoby nami manipulować. Dam przykład: właśnie coś się wydarzyło w Polsce. Podchodzi do mnie wydawca i mówi: "Andras, zajmij się tym. Oczekuję od ciebie sprawdzenia faktów i dobrego tekstu". W nowej rzeczywistości - zamiast wydawcy przy moim biurku - dostałbym od niego telefon. Pewnie siedziałbym w biurze w zupełnie innej części Budapesztu: "Andras, za ile napiszesz dla nas tekst o Polsce?". Telefon przekazałbym mojemu szefowi, sam przecież bym się nie targował. "Wiesz co Andras, drogo u was, zadzwonię jeszcze do prorządowego dziennikarza. Oni biorą połowę twojej stawki".
Dlaczego doszło do sprzedaży połowy firmy?
Tu, na Węgrzech, nikt nie zadaje pytań "dlaczego". Dwa lata temu kilku biznesmenów kupiło w sumie pięćset tytułów: gazet, portali, rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych. Pewnego dnia - dokładnie tego samego - każdy z nich przekazał prawa do nich (za darmo!) nowo założonej prorządowej fundacji medialnej – Środkowoeuropejskiej Fundacji Prasy i Mediów, która dba o to, żeby przygotowywane informacje nie szkodziły Orbanowi.
I tu muszę nawiązać do twojego pytania. Dlaczego tak się stało? Jaka była w tym logika ekonomiczna? Jacek, musisz wiedzieć, że my mamy tu do czynienia z sytuacją państwa autorytarnego.
Mocne słowa!
Nie tylko moje. Tak mówią niezależni eksperci. Ludzie też to widzą. Kraj został de facto zawłaszczony przez ekipę Orbana. Tu wszystko jest w rękach jego lub jego ludzi. Chciałbyś założyć biznes? Musisz się dogadać z odpowiednimi osobami. Inaczej przepadniesz w gąszczu niezrozumiałych przepisów i nakładanych na ciebie podatków. Jeśli jesteś człowiekiem premiera, masz kasę.
Jedna z niezależnych organizacji pozarządowych opublikowała listę miejsc nad Balatonem (hoteli, restauracji, prywatnych plaż), które nie należą do ludzi Orbana. Nie jest ich za dużo, ale jeśli nie chcesz finansować tego układu, masz wybór. Oczywiście zwykli Węgrzy nie przywiązują do tego żadnej wagi: mają urlop, chcą wypocząć. A biorąc pod uwagę, że niemal całe jezioro to biznes ludzi Orbana, to i tak oni zarobią swoje.
Kiedy zdałeś sobie sprawę, że to koniec waszego portalu?
Pracę w Indeksie opieraliśmy na dwóch żelaznych zasadach, które pozwalały nam utrzymywać niezależność: nikt z zewnątrz nie miał wpływu na to, co publikowaliśmy na portalu, i nikt z zewnątrz nie mógł decydować o tym, kto był redaktorem naczelnym lub szefem konkretnego działu. Zasady zostały spisane i były dostępne dla wszystkich. Żadna tajemnica. Nowy właściciel je złamał, stąd decyzja o odejściu.
Jak długo pracowałeś w Indeksie?
Dwadzieścia lat.
Od samego początku?
Tak, tworzyłem Index, a teraz... odchodzę.
To była trudna decyzja?
Dużo emocji. Płakaliśmy w redakcji.
Ile osób odeszło?
Ponad osiemdziesiąt. Niemal wszyscy
I co teraz?
Jesteśmy jeszcze związani umowami. Nie możemy odejść z dnia na dzień. Niektórzy mają dwu- czy nawet trzytygodniowy okres wypowiedzenia. Nie oznacza to, że pracujemy w sposób regularny. Po prostu obrabiamy treści, które przygotowuje węgierska agencja prasowa i publikujemy je na naszym portalu.
Założycie własne medium?
Czytelnicy nas wspierają, obiecują przekazywać datki na nowy projekt. Ale gdyby to było takie proste! Nie znam się na tym. Jestem dziennikarzem, a nie biznesmenem.
Index to był ostatni bastion niezależnego dziennikarstwa na Węgrzech?
Istnieją jeszcze dwa portale, w których dziennikarze nie muszą obawiać się cenzury, ale ich zasięg jest ograniczony. Index był ostatnim tak popularnym portalem, który mógł swobodnie pisać o ekipie Orbana.
I co pisał?
Na komputerze byłego ambasadora Węgier w Peru – Gabora Kalety odkryto niemal dwadzieścia tysięcy plików z pornografią dziecięcą. Został odwołany z placówki, ściągnięty do kraju i postawiono mu zarzuty. Prokuratura nie powiadomiła o tym opinii publicznej. Węgrzy dowiedzieli się o sprawie z Indeksu.
Sam zajmowałem się biznesmenem powiązanym z Orbanem, który bezprawnie wyciął drzewa i postawił willę w... rezerwacie przyrody. Po moich publikacjach prokuratura wszczęła śledztwo. Dom ma zostać rozebrany.
Jest jeszcze miejsce na takie dziennikarstwo?
Osiemdziesiąt procent mediów na Węgrzech jest kontrolowanych de facto przez Orbana i jego ludzi. Nie ma niezależnej telewizji. Co prawda jest RTL, która należy do Niemców, ale ich programy informacyjne są krótkie, bez większego znaczenia. Nie ma u nich dziennikarskich śledztw, pogłębionych materiałów analitycznych. TV2, o której już mówiłem, była kiedyś konkurencją dla RTL, ale dzisiaj to ostra propaganda prorządowa. I są jeszcze kanały telewizji publicznej, ale to znasz z Polski.
Niezależne ogólnokrajowe rozgłośnie radiowe przestały istnieć. Jest kilka małych redakcji w Budapeszcie, ale one praktycznie się nie liczą. Poza miastem nie da się ich odbierać. Gazety – podobna historia. Zresztą druk na Węgrzech umiera śmiercią naturalną. Ludzie przenoszą się do internetu, a w nim jest coraz mniej miejsca na niezależne, prawdziwe dziennikarstwo.
Czego dowiem się z mediów prorządowych?
Że Węgry radzą sobie doskonale gospodarczo, mają silną pozycję polityczną, a jedyny problem, z którym ekipa Orbana musi sobie poradzić to Bruksela i zachodni liberalizm. A także, że Orban działa w imieniu całej wspólnoty, a jedyną alternatywą dla tego, co się teraz dzieje na kontynencie, są Węgry i Polska.
A jest konkretny wróg?
Tak, to George Soros. Nie ma tygodnia, żeby media prorządowe nie oskarżyły go o wspieranie liberalnych, diabelskich i wywrotowych organizacji lub środowisk LGBT, które zagrażają tradycyjnej rodzinie.
Ludzie w to wierzą?
Sondaże i wyniki wyborów pokazują, że rządowa propaganda jest bardzo skuteczna. To dobrze naoliwiona maszyna, która się nie zacina. Przed poprzednimi wyborami pojechałem na węgierską wieś i rozmawiałem z mieszkańcami. Usłyszałem: "Dlaczego mamy nie wierzyć w to, co mówią w radiu, skoro później to samo czytamy w gazecie, a wieczorem o tym samym jeszcze mówią w telewizji?".
To się samo nakręca.
Partia Orbana przegrała wybory w 2002 roku. Winne - jak mówił premier - były nieprzychylne, liberalno-lewicowe media. Wyciągnął z tego lekcję. Zapowiedział budowę "przyjaznych gazet, stacji radiowych". Zrobił to publicznie. Nie krył się z tym, że zamierza iść na wojnę z niezależnym dziennikarstwem.
Jarosław Kaczyński, lider partii rządzącej w Polsce, który wzoruje się na Orbanie, zapowiedział "repolonizację" mediów.
Orban miał inny pomysł na media: pieniądze. Z jednej strony mamy Środkowoeuropejską Fundację Prasy i Mediów, o której już rozmawialiśmy, a z drugiej - oficjalnie niezależne, ale podporządkowane rządowi redakcje. Jak to działa? Szef - dajmy na to - portalu informacyjnego dogaduje się z kimś z rządu, że nie będzie publikować niewygodnych dla rządu artykułów, nie będzie zadawać problematycznych pytań, a w zamian otrzymuje spokój i... reklamy spółek skarbu państwa.
A jeśli się nie dogada?
To wydarzy się to, co z Indeksem. Nigdy nie mieliśmy z górki. Reklamodawcy mieli obawy przed kupnem reklam na naszym portalu. Słyszałem na korytarzach redakcyjnych, że jedna z międzynarodowych firm zrezygnowała z reklamowania się u nas, bo wiązałoby się to z brakiem "rządowej przychylności", a brak takiej przychylności to na przykład wyższe podatki za prowadzenie działalności na Węgrzech.
Ile zarabia niezależny dziennikarz na Węgrzech?
Tyle, co pracownik na kasie w sklepie.
?!
Ja dostawałem tysiąc euro. Znasz mnie, wiesz, że jestem jednym z najbardziej uznawanych dziennikarzy na Węgrzech. Ludzie mnie rozpoznają na ulicy, podchodzą do mnie, gratulują tekstów. Jeśli myślisz, że w tym zawodzie da się zrobić karierę i dorobić fortuny, to jesteś w błędzie. To misja.
To prawda.
Orban przetarł szlaki. Pokazał, w jaki sposób można poradzić sobie z niezależnymi mediami. On nie trzyma tej wiedzy tylko dla siebie. Chętnie się nią dzieli. Nie zdziwiłbym się, gdyby kolejna była Polska.