Minęły dwa miesiące i już widać, że w wojsku pod pojęciem "kontynuacji" polityki Antoniego Macierewicza kryła się totalna czystka jego ludzi i znacząca zmiana działania MON. Mariusz Błaszczak przeprowadził głęboką "demacierewizację", choć publicznie chwali swojego poprzednika i podkreśla jego zasługi.
Usunięcie Macierewicza do ostatniej chwili nie było pewne. Wszak część elektoratu PiS ceni go wyjątkowo wysoko jako "najlepszego ministra obrony" po 1989 roku. Miał też mieć bardzo silną pozycję w partii. Kiedy już został usunięty, podczas przejmowania obowiązków Błaszczak był pełen kurtuazji, wygłaszając deklaracje o "kontynuacji" jego dzieła. Dwa pierwsze miesiące trudno jednak nazwać jakąkolwiek "kontynuacją".
- Przez ministerstwo przeszło tsunami kadrowe. Wymianę wiceministrów, dyrektorów departamentów oraz prezesów podległych jednostek organizacyjnych i Polskiej Grupy Zbrojeniowej nazwałbym czyszczeniem po Macierewiczu - stwierdza generał broni rez. dr Mirosław Różański, prezes Fundacji Bezpieczeństwa i Rozwoju "Stratpoints", były dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych.
Czystka w ciszy
Tsunami przeszło jednak bez większego rozgłosu. Podczas swoich pierwszych miesięcy w MON Błaszczak praktycznie nie trafiał na czołówki mediów. Udzielił kilku wywiadów, kilka razy wystąpił publicznie, ale nie wywołał przy tych okazjach poruszenia. Jego poprzednik po tym czasie miał już na koncie kilka kontrowersji, na przykład mianowanie na swojego doradcę 20-letniego studenta Edmunda Jannigera, próbę wymuszenia lotu transportowym samolotem CASA wbrew regulaminom czy "siłowe" wejście Bartłomieja Misiewicza do Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO. Zadeklarował też istotne zmiany w wojsku, jak choćby utworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej czy reformę systemu dowodzenia.
Na tym tle dwa pierwsze miesiące urzędowania Błaszczaka wydają się wręcz nudne. Nie oznacza to jednak, że nic się nie dzieje. Wręcz przeciwnie. Tam, gdzie Macierewicz wkraczał z hukiem, tam Błaszczak działa bez rozgłosu.
W rozmowie z tvn24.pl dziennikarz, zajmujący się sprawami wojska, Marek Świerczyński z "Polityki Insight" określa to "demacierewizacją". Łatwiej powiedzieć, kto z najważniejszych urzędników w MON zachował stanowisko, niż kto je stracił. Wśród kierownictwa ostał się tylko podsekretarz Tomasz Szatkowski.
Nowe kierownictwo MON to głównie bliscy współpracownicy Błaszczaka z MSWiA. Sekretarze stanu Sebastian Chwałek i Tomasz Zdzikot mieli podobną rangę w MSWiA. Trzeci sekretarz, Wojciech Skurkiewicz, to poseł PiS, były wiceprzewodniczący Sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Podsekretarz stanu Marek Łapiński to były szef Straży Granicznej, wyniesiony na to stanowisko przez Błaszczaka. Dodatkowo nowy jest dyrektor generalny MON - to Andrzej Jarema, który zajmował to samo stanowisko w MSWiA.
Na niższych piętrach też zmiany
Tsunami przeszło też przez departamenty. Wymieniono dyrektorów w ośmiu z 15. Nowym szefem Departamentu Administracyjnego została Marta Hołownia-Woźny (przeszła z MSWiA), Departamentu Kadr - Gabriel Brańka (również z MSWiA), Departamentu Edukacji, Kultury i Dziedzictwa - dr Paweł Hut (z MSWiA), Departamentu Kontroli - Robert Fekete (z MSWiA), Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego - Karolina Grenda (z MSWiA), Departamentu Prawnego - Jolanta Wasiluk (z MSWiA), Departamentu Spraw Socjalnych - dr Wojciech Drobny (z MSWiA) i Departamentu Wojskowej Służby Zdrowia - Aurelia Ostrowska (z MSWiA).
Ci dyrektorzy, którzy się nie zmienili, to wojskowi specjaliści - w większości zajmują swoje stanowiska od lat.
Przetasowania miały też miejsce w instytucjach podległych ministerstwu. Nowy jest między innymi szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego: zaufanego człowieka Macierewicza Piotra Bączka zmienił zaufany człowiek Błaszczaka, czyli Maciej Materka (wcześniej szef Departamentu Bezpieczeństwa w MSWiA).
Podobnie w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, skupiającej państwowy przemysł zbrojeniowy. Stanowiska stracił cały zarząd (prezes Błażej Wojnicz oraz członkowie zarządu: Robert Gut, Adam Lesiński, Maciej Lew-Mirski i Szczepan Ruman) oraz trzech członków rady nadzorczej (Piotr Sulewski, Konstancja Puławska i Karol Tatara). Ostał się tylko czwarty jej członek - sekretarz Grzegorz Domański.
Na stanowisko prezesa PGZ powołano Jakuba Skibę (były wiceszef MSWiA). Początkowo tylko pełnił obowiązki, ale w dwa tygodnie przeprowadzono konkurs i ogłoszono go jego zwycięzcą, wobec czego obecnie jest już pełnoprawnym prezesem. Do rady nadzorczej wprowadzono natomiast Wojciecha Dąbrowskiego (polityk PiS), Pawła Olejnika (dyrektor z MSWiA) i Bogdana Borkowskiego (polityk PiS).
- Powody tak szerokich zmian kadrowych mogą być dwa: brak kompetencji i brak zaufania. W wielu przypadkach jedno i drugie - twierdzi generał Różański.
Zaufani ludzie Błaszczaka
Wśród nowo mianowanych wyraźnie dominują ci, którzy wcześniej pracowali z Błaszczakiem w MSWiA. Generał Różański ocenia ich krytycznie. - To zaufani ministra, żaden nie ukończył chociażby Wyższych Kursów Obronnych (specjalne szkolenie prowadzone przez Akademię Sztuki Wojennej - red.), a nominacja generała Straży Granicznej (wspomniany podsekretarz Marek Łapiński - red.) jest policzkiem dla generalicji Wojska Polskiego - twierdzi generał.
Były komendant SG, o którym mówi prezes Stratpoints, został podsekretarzem stanu odpowiedzialnym w MON za strategię obronną, budżet i sprawy socjalne. Jego nominacja może być kontrowersyjna, bowiem zasłynął niezwykle szybkimi awansami. W grudniu 2015 roku był emerytowanym kapitanem SG, a półtora roku później już generałem SG, co jest karierą ekspresową. Normalnie zajmuje to około dekady. Kiedy spotkało się to z krytyką w mediach, Błaszczak zdecydowanie bronił swojego podwładnego. - Zasłużył na ten awans, jest doświadczonym oficerem SG, był także kontrolerem w NIK, jest dobrze przygotowany do pełnienia swojej funkcji - mówił w 2017 roku.
Zmiany kadrowe w MON dotykają jednak wyłącznie cywilów. Nie ma przetasowań wśród wojskowych pełniących wysokie funkcje, na przykład: szefa sztabu generalnego, dowódcy generalnego, dowódcy operacyjnego sił zbrojnych i dowódców rodzajów sił zbrojnych. Za czasów Macierewicza zmienili się wszyscy, choć nie w pierwszych miesiącach urzędowania.
- Oni obserwują pierwsze decyzje wobec personelu cywilnego - twierdzi generał Różański.Według niego jest możliwe, iż będzie próba przeprowadzenia rewolucji kadrowej wśród żołnierzy zawodowych na wzór tego, co się stało w policji. MSWiA pod koniec 2016 roku wydało zarządzenie, według którego osoby zaczynające służbę jeszcze w szeregach Milicji Obywatelskiej, nie mogą zajmować stanowisk kierowniczych. Wiceminister Jarosław Zieliński zapowiadał, że dotknie to około 200 funkcjonariuszy.- Wszak minister wspominał, że postawi na młodszych - mówi generał Różański.
Zwrot o 180 stopni
Równolegle do głębokiej "demacierewizacji" Błaszczak przeprowadził w szybkim tempie operację naprawienia stosunków z Pałacem Prezydenckim. Konflikt z Andrzejem Dudą był jednym z czynników, które zatopiły Macierewicza i najwyraźniej zażegnanie go było priorytetowym celem nowego ministra. - Cała ta sytuacja była chora od początku. Jak minister może być w sporze z prezydentem? - pyta generał Waldemar Skrzypczak, były wiceszef MON i dowódca Wojsk Lądowych.
Ostatecznym dowodem na zakopanie topora wojennego było wręczenie przez prezydenta nominacji generalskich pierwszego marca, w Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych". Oficerowie wyznaczeni do awansów musieli na nie czekać ponad pół roku, bowiem Pałac Prezydencki nie zgadzał się na ich potwierdzenie od ubiegłego lata.
Również pierwszego marca ogłoszono uchylenie decyzji SKW (zarządzanej do niedawna przez generała Bączka, zaufanego Macierewicza) o odebraniu prezydenckiemu doradcy, generałowi Jarosławowi Kraszewskiemu, dostępu do informacji niejawnych.
Równocześnie padły deklaracje z obu stron o gotowości do wypracowania wspólnego pomysłu na zmiany w systemie dowodzenia wojskiem. Konflikt o to, jak ma to wyglądać, był źródłem całej wojny pomiędzy prezydentem a byłym już ministrem. Kością niezgody miał być pomysł ministerstwa na powołanie inspektoratu szkolenia i dowodzenia. BBN chciał zamiast niego tworzyć dowództwo operacji połączonych. Obecnie minister i prezydent zapewniają, że wypracowano wspólną wersję reformy systemu dowodzenia, ale nie zdradzają jej szczegółów.
Macierewicz może obserwować te wszystkie gwałtowne zmiany ze swojego starego gabinetu na terenie kompleksu MON przy ulicy Klonowej, gdzie jako minister urzędował w reprezentacyjnym pałacyku. Błaszczak postanowił się z niego wyprowadzić i przenieść swój gabinet oraz swoich współpracowników do gmachu przy alei Niepodległości. Rezyduje tam obecnie całe kierownictwo ministerstwa. Oficjalnie przenosiny są spowodowane tym, że za płotem pałacyku przy Klonowej znajduje się ambasada Rosji. Ma to nastręczać istotnych problemów kontrwywiadowi i utrudniać codzienne funkcjonowanie. Dodatkowo skoncentrowanie całego kierownictwa pod jednym dachem ma usprawnić komunikację.
Pałacyk na Klonowej opustoszał. Budynek ma służyć do zadań "reprezentacyjnych".
Na mocy decyzji Błaszczaka Macierewiczowi nadal przysługuje ochrona Żandarmerii Wojskowej, co oznacza między innymi limuzynę z kierowcą.
Koniec głośnych deklaracji
Rewolucja kadrowa i naprawa relacji z prezydentem jest usuwaniem problemów spowodowanych przez poprzednie kierownictwo MON. Nie wpływa jednak na to, co powinno być najważniejsze, czyli na zwiększanie potencjału polskich sił zbrojnych. Zwłaszcza jeśli chodzi o powszechnie opóźnione zakupy nowego uzbrojenia.
Na razie widać tylko jedną wyraźną zmianę. MON znacząco ograniczyło kolejne komunikaty w sprawie tego, kiedy i jakie uzbrojenie ma zostać zakupione. Ma nie być festiwali obietnic, podobnych do tych, jakie robił Macierewicz - na przykład w kwestii śmigłowców co i rusz deklarując kolejny termin rzekomych dostaw, które nigdy się nie zmaterializowały. W lutym w wywiadzie dla telewizji rządowej Błaszczak stwierdził: "Przyjąłem sobie taką zasadę, że najpierw finalizujemy rozmowy, negocjacje i podpisujemy umowę, a potem ogłaszamy rezultaty".
Zgodnie z taką filozofią, ustały komunikaty ministerstwa na przykład w sprawie programu zakupu okrętów podwodnych Orka. Jeszcze pod koniec 2017 roku Macierewicz twierdził, że na dniach zostaną podjęte kluczowe decyzje w tej sprawie. Teraz o terminach nie ma mowy. Na początku lutego na Sejmowej Komisji Obrony Narodowej wiceminister Wojciech Skurkiewicz stwierdził jedynie, że "trwa faza analityczno-koncepcyjna" i MON jest na etapie zastanawiania się, w ramach jakich procedur właściwie nowe okręty kupić. Oznacza to cofnięcie się względem deklaracji Macierewicza, który mówił o rychłym wskazaniu zagranicznej firmy, która będzie miała dostarczać sprzęt marynarce wojennej.
Ucichły też deklaracje w sprawie programu wyrzutni rakiet dalekiego zasięgu Homar. Poprzednie kierownictwo deklarowało podpisanie umowy w 2017 roku, ale nie udało się osiągnąć porozumienia z amerykańską firmą Lockheed Martin i negocjacje utknęły w martwym punkcie. Teraz Polska Grupa Zbrojeniowa miała przygotować nowe propozycje kontraktów, w tym alternatywny z firmą izraelską, ale czeka na decyzje MON. Kiedy te zapadną, nie wiadomo.
Inaczej ma się sprawa z programem Wisła, czyli zakupem systemów Patriot. W piątek Agencja Reutera podała, że Polska i USA porozumiały się w tej sprawie i podpisanie umowy, opiewającej na kilka miliardów dolarów, ma odbyć się już 28 marca. Niedługo potem Błaszczak ogłosił, że podpisane zostały umowy offsetowe związane z zakupem patriotów.
Na tle Macierewicza, początek jest "pozytywny"
Po uspokojeniu sytuacji i załagodzeniu konfliktów Błaszczakowi pozostaje więc jedno kluczowe zadanie: przyśpieszenie modernizacji wojska i zwiększanie jego potencjału. Tego nie da się jednak zrobić w kilka miesięcy. - Nie będzie teraz żadnego nagłego przyśpieszenia - uważa generał Skrzypczak. Zaznacza, że nowe kierownictwo musi się wdrożyć. - Ci ludzie potrzebują co najmniej pół roku na okrzepnięcie na stanowiskach - dodaje wojskowy.
Przyśpieszenie modernizacji wymaga gruntownych zmian, bo obecny system zakupu sprzętu dla żołnierzy jest nieefektywny. Błaszczak zapowiedział już rewolucję w postaci powołania nowej Agencji Uzbrojenia, która ma zająć się tym problemem kompleksowo. Na osobę odpowiedzialną za jej utworzenie wyznaczył Pawła Olejnika, wspomnianego już nowego członka rady nadzorczej PGZ, wcześniej pracującego w MSWiA, a jeszcze wcześniej zarządzającego Zakładem Energetyki Cieplnej w Łodzi. Tak więc Paweł Olejnik doświadczenie w zakupach broni ma bardzo ograniczone.
Istotnym problemem dla nowego kierownictwa jest też to, że poprzednie nie przygotowało planów rozwoju i modernizacji na następne dziesięć lat, choć powinno to zrobić zgodnie z przepisami w 2016 roku. W efekcie formalnie nie wiadomo, co ma się dziać w wojsku po 2022 roku, bo tylko do tego czasu obowiązują plany z 2012 roku. - To jest kuriozalne. Dzisiaj nawet nie wiemy, jakie są prognozy finansowania programu modernizacji po 2022 roku, więc mówienie o zakupach po tym roku jest polityczną i merytoryczną niekompetencją - stwierdza generał Różański.
Błaszczakowi działania utrudnia fakt, że dwa lata urzędowania jego poprzednika odcisnęły się silnym piętnem na siłach zbrojnych. - Macierewicz kierował armią przy pomocy czystek i strachu. Chciał z niej zrobić narzędzie polityczne - mówi generał Skrzypczak i zaznacza, że za rządów byłego ministra w MON dominował "chaos". - Na tym tle mamy do czynienia ze zdecydowanie pozytywnym początkiem urzędowania jego następcy - twierdzi Skrzypczak. - Przede wszystkim atmosfera się uspokoiła. Ludzie przestali się bać szarych kopert, które były symbolem działania byłego ministra. Zawsze zawierały jakieś złe wieści - mówi generał.
- Czekam na pierwsze decyzje merytoryczne. Ważne dla mnie będzie, czy minister Błaszczak zatrzyma destrukcję wojsk operacyjnych (czyli normalnego zawodowego wojska - red.) - stwierdza generał Różański, który ma krytyczny stosunek do flagowego pomysłu poprzedniego ministra, czyli ochotniczych Wojsk Obrony Terytorialnej.