Tytuł: Walka na własne życzenie, czyli o relacjach Polski z Unią Europejską
Źródło: P. Tracz/KPRM
Podziel się
Rok 2017 w relacjach z Unią Europejską dla polskiego rządu do najłatwiejszych nie należał. Warszawa, pod rządami Prawa i Sprawiedliwości, spierała się w minionym roku z Brukselą na wielu frontach: od Puszczy Białowieskiej, przez politykę imigracyjną i wybór Donalda Tuska na kolejną kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej, po reformę wymiaru sprawiedliwości. Rok 2017 dla Polski w relacjach z całą Wspólnotą nie zaczął się najlepiej, dobrze się też nie skończył.
"Ten rok będzie decydujący dla Europy" – napisał w styczniu Joschka Fischer w artykule opublikowanym na łamach "Sueddeutsche Zeitung". Choć niemiecki polityk miał głównie na myśli relacje Unii Europejskiej z Rosją i Stanami Zjednoczonymi po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta, istotne miały być w tym wypadku także relacje między krajami członkowskimi. I faktycznie, wydarzenia roku 2017 skupiły się w dużej mierze na sprawach wewnętrznych Unii Europejskiej, a Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości odegrała tu jedną z pierwszoplanowych ról.
Trump szansą dla Polski?
A to rok 2016 w relacjach z Unią Europejską wydawał się być - według ekspertów - najtrudniejszym w historii obecności Polski w UE, a komentatorzy zapowiadali, że już rok 2017 powinien być ogromną szansą na powrót do normalności. Zdaniem "Wall Street Journal" przyczynić się miał do tego prezydent USA Donald Trump. W interesie Warszawy miała być bowiem naprawa stosunków z sojusznikami mającymi lepsze możliwości nacisku na Trumpa w sprawie polityki wobec Rosji.
Nowojorski dziennik pisał na początku lutego, że od objęcia władzy przez PiS w październiku 2015 roku "polski rząd wciąż jest dla Unii Europejskiej solą w oku", a choć Polska przyjęła "konfrontacyjną postawę" m.in. w kwestii relokacji uchodźców w krajach Wspólnoty i Komisja Europejska skrytykowała sytuację wokół Trybunału Konstytucyjnego, to Polska miała dobre powody, by dążyć do resetu w stosunkach z Brukselą.
Pierwsza w historii Unii
Tak się nie stało. Pierwszy z najpoważniejszych kryzysów miał miejsce jeszcze w 2016 roku i dotyczył właśnie zmian w Trybunale Konstytucyjnym. Ale to właśnie pokłosiem tego konfliktu było jedno z najważniejszych wydarzeń w relacjach z Unią Europejską w 2017 roku.
W połowie stycznia Polska stała się pierwszym w historii krajem Unii, wobec którego Komisja Europejska wszczęła trójetapową procedurę ochrony państwa prawa. Od tamtej pory KE wydawała szereg zaleceń dla polskiego rządu, a między Warszawą i Brukselą trwała nieustająca wymiana korespondencji. Tymczasem w parlamencie, wbrew opiniom Unii Europejskiej, nadal toczyły się prace nad reformą wymiaru sprawiedliwości.
- Polska chce, żeby Unia Europejska była stabilna, żeby nie była wstrząsana wszelkiego rodzaju kryzysami, Polska nie wywołuje kryzysów w Unii - powiedziała premier Beata Szydło w europarlamencie. Podkreśliła, że w Polsce nie są łamane prawa człowieka ani zasady demokratycznego państwa prawa, dlatego nie powinna być ona oceniana przez Unię.
- Dzięki za wszystkie głosy krytyczne, za wszystkie głosy, również te, które wyrażały wsparcie dla mojej ojczyzny, dla rządu. Dla nas jest to bardzo ważne. Przyjechałam tutaj do państwa, żeby podzielić się informacjami - i mam wrażenie, tak się przynajmniej starałam w swoim pierwszym wystąpieniu - aby podać szczegółowe fakty, dotyczące dwóch kwestii czyli Trybunału Konstytucyjnego i ustawy medialnej - podkreślała premier.
W relacjach z Unią Warszawie nie pomogło też stanowisko polskiego rządu w sprawie wyboru Donalda Tuska na kolejną kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej. Choć były premier miał poparcie praktycznie wszystkich krajów Wspólnoty, Polska wystawiła swojego kandydata, Jacka Saryusza-Wolskiego. Żaden z pozostałych krajów członkowskich nie poparł jednak wystawionego przez rząd Beaty Szydło polityka i Donald Tusk wygrał w marcu 27:1.
"Udział w walce przeciw europejskim wartościom czy okazanie solidarności Tuskowi: nikt nie musiał się długo zastanawiać, nawet Węgier Viktor Orban" - napisał po głosowaniu Thomas Gutschker, komentator "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Jego zdaniem z tego epizodu można się wiele nauczyć. "Dopiero (atak) Kaczyńskiego wzmocnił jego przeciwnika. (Kaczyński) był najlepszym pomocnikiem wyborczym, jakiego Tusk mógł sobie wymarzyć" - pisał Gutschker.
W Polsce wynik ten rząd starał się przedstawić jako sukces. Na lotnisku Chopina politycy Prawa i Sprawiedliwości na czele z Jarosławem Kaczyńskim powitali premier Beatę Szydło kwiatami. - Jestem osobiście bardzo, bardzo dumny z tego, że mamy takiego premiera - powiedział prezes PiS.
- Polska musiała bronić swoich interesów, nie mogła się zgodzić na kandydaturę Donalda Tuska. Dlaczego? - mówiliśmy o tym wielokrotnie - powiedziała rzecznik PiS Beata Mazurek na konferencji prasowej. Podziękowała premier Szydło za to, że "konsekwentnie i odważnie broniła stanowiska polskiego rządu". - W naszej ocenie ta decyzja nie wróży nic dobrego Europie, to zła decyzja dla Europy - powiedziała Mazurek o wyborze Donalda Tuska.
W międzyczasie Polska nadal spierała się z Unią Europejską na innych frontach, m.in. w sprawie wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej. W całej historii, która rozpoczęła się ponad rok wcześniej, chodzi o nielegalną – zdaniem ekologów i instytucji unijnych – wycinkę drzew, która może doprowadzić do degradacji obszaru Natura 2000.
Zdaniem ministra środowiska Jana Szyszki i podległych mu służb, usuwano drzewa martwe, zagrażające bezpieczeństwu i środowisku oraz drzewa zaatakowane przez kornika drukarza, co z kolei stanowi – zdaniem resortu – bezpośrednie zagrożenie dla obszaru Natura 2000. Z tymi argumentami nie zgodzili się jednak unijni urzędnicy.
Trwała kolejna wymiana pism, aż ostatecznie Komisja Europejska wszczęła przeciwko Polsce procedurę o naruszenie prawa europejskiego, a dokładniej - o nieprzestrzeganie dyrektyw ptasiej i siedliskowej. Sprawa trafiła do unijnego Trybunału Sprawiedliwości, gdzie do końca roku kilkukrotnie już odbyło się wysłuchanie obu stron konfliktu. Polsce za nieprzestrzeganie zakazu wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej grożą kary w wysokości 100 tysięcy euro dziennie.
Choć unijni urzędnicy twierdzą inaczej, "Polska w 100 procentach respektuje prawo Unii Europejskiej" - powiedział po grudniowej rozprawie minister środowiska Jan Szyszko. - W tej chwili czekamy tylko i wyłącznie na jedną rzecz, na opinię i wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie Puszczy Białowieskiej. (...) Działamy zgodnie z prawem - zapewnił szef resortu środowiska.
Polska toczy ze Wspólnotą walkę nie tylko o drzewa, ale i o ludzi. Od początku rządów Prawa i Sprawiedliwości Warszawa była przeciwna przyjmowaniu uchodźców. Wielokrotnie przedstawiciele Polski kwestionowali przyjęte wcześniej postanowienia i głośno krytykowali narzucanie krajom członkowskich jakichkolwiek liczb uchodźców, które powinny przyjąć.
- Musielibyśmy zmienić całkowicie naszą kulturę, radykalnie obniżyć poziom bezpieczeństwa w naszym kraju. Bynajmniej nie chodzi tylko o terroryzm, bo tych zagrożeń jest oczywiście więcej, co oznacza swojego rodzaju katastrofy społeczne - wyjaśniał w maju prezes PiS Jarosław Kaczyński przyczynę, dla której Polska nie przyjmie uchodźców.
Choć kilkukrotnie Unia ostrzegała Polskę oraz Węgry, Czechy i Słowację, - które podzielały zdanie rządu Beaty Szydło - nigdy wcześniej nie uruchomiła oficjalnych działań przeciwko tym krajom.
Aż do czerwca tego roku, gdy Komisja Europejska wszczęła postępowanie. We wrześniu Trybunał Sprawiedliwości odrzucił dodatkowo skargę Węgier i Słowacji oraz utrzymał prawo dotyczące przyjmowania uchodźców przez państwa członkowskie UE w ramach wcześniejszych ustaleń. Wyliczono, że gdyby Unia zdecydowała się nałożyć i wyegzekwować kary, Polska musiałaby zapłacić za nieprzyjęcie 6 tys. uchodźców ponad 1,5 miliarda euro.
W grudniu poinformowano, że Polska, Czechy i Węgry staną przed europejskim Trybunałem Sprawiedliwości za nieprzyjęcie uchodźców, a – według ekspertów – to właśnie Warszawę i Budapeszt mogą dotknąć największe kary, bo obie stolice nie przyjęły nawet jednego uchodźcy. Czesi, zanim zrezygnowali z unijnego programu, przyjęli kilkoro imigrantów. Kara może okazać się tak samo surowa, jak w przypadku Puszczy Białowieskiej, ale i tu prawdopodobne jest, że Komisja Europejska – zanim zacznie naliczać kary – przekaże Polsce listę zaleceń do wdrożenia.
- Nie będziemy deklarować przyjęcia (uchodźców), dlatego że my już przyjęliśmy Ukraińców, którzy są w Polsce. Dla nas priorytetem, najważniejszym zadaniem jest bezpieczeństwo. Takimi umotywowanymi ideologicznie koncepcjami, typu relokacja, przesiedlenie, nie będę narażał Polski i Polaków na zagrożenia - powiedział w październiku w Luksemburgu szef MSWiA Mariusz Błaszczak.
"Opcja atomowa"
Obok tych wszystkich wydarzeń przez cały rok trwała wymiana zdań na temat reformy wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Wizyty Komisji Weneckiej, opinie ekspertów i kolejne zaproszenia do dialogu z Unią Europejską - ponowione po podpisaniu przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawy o sądach powszechnych i wznowieniu prac nad ustawami o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym.
- Te ustawy znacząco zwiększają zagrożenie dla rządów prawa w Polsce. Każda z tych ustaw, jeżeli będzie przyjęta, poważnie osłabi niezawisłość polskiego sądownictwa. Zniszczą one niezawisłość sądów i sprawią, że będą one w pełni politycznie kontrolowane przez rząd. Nowe ustawy nie mają jeszcze mocy prawnej, dlatego na dzień dzisiejszy nie możemy podejmować decyzji wiążących – mówił w lipcu Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej.
Choć prezydent Andrzej Duda zawetował oba projekty ustaw przygotowane przez PiS i przedstawił swoje, Unia Europejska nadal zarzucała tym aktom prawnym łamanie konstytucji i poważne zagrożenie dla niezależności sądów. Z tymi argumentami nie zgadzał się prezydent.
Politycy partii rządzącej winą za takie rozstrzygnięcie obarczyli polityków opozycji, którzy "donoszą na nasz kraj za granicą". Jednogłośnie skrytykowali decyzję KE, ale przestrzegli też, że nie ma ona dla Polski większego znaczenia, bo w ślad za tym nie pójdą najgroźniejsze konsekwencje, czyli sankcje. Musiałyby je poprzeć wszystkie kraje członkowskie, a Węgry zapowiedziały, że nie zagłosują za takim rozwiązaniem.
Kilka godzin po ogłoszeniu decyzji Komisji Europejskiej, prezydent Andrzej Duda poinformował, że podpisze przegłosowane w Sejmie ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa.
Polska największym wyzwaniem dla Unii na 2018 rok?
Brytyjski dziennik "The Guardian" ocenił pod koniec grudnia, że konflikt pomiędzy Polską i Węgrami a instytucjami Unii Europejskiej może stanowić największe wyzwanie dla Wspólnoty w 2018 roku, nawet większe niż brexit. "Dysponując dynamicznie rozwijającymi się gospodarkami oraz mierząc się ze słabą, podzieloną opozycją, partie rządzące w obu krajach nie wydają się brać pod uwagę możliwości ustąpienia w tym sporze" - oceniła gazeta.
W artykule z prognozami na przyszły rok szef działu europejskiego "Guardiana" Jon Henley napisał, że Polska i Węgry, których integracja po rozszerzeniu Unii Europejskiej w 2004 roku "była uważana za kluczową dla rozwoju Wspólnoty po zimnej wojnie", teraz mogą stać się "pierwszymi państwami zbójeckimi" Unii Europejskiej.
"To, jak Europa poradzi sobie z państwami członkowskimi, które celowo lekceważą liberalne normy i wartości, jakie chce utożsamiać - społeczną tolerancję, szacunek dla wolności słowa, niezależność sądownictwa - może zdominować 2018 rok znacznie bardziej niż wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej" - napisał Henley.
Polski rząd zapowiada, że w żadnej z konfliktowych spraw nie jest gotów na ustępstwa.