Ofiarami byli głównie cywile. Zdecydowana większość ginęła w męczarniach, płonąc żywcem lub w wyniku rozległych poparzeń. Czy Amerykanie powinni za to przepraszać? Część Japończyków, w tym ci, którzy przeżyli atomową pożogę w Hiroszimie i Nagasaki, uważają, że tak. Władzie USA jednak zajmują w tej sprawie jednoznaczne stanowisko.
Japończycy liczący na słowa "przepraszamy" zawiedli się w miniony weekend. Gdy w niedzielę Barack Obama jako pierwszy prezydent USA odwiedził symboliczne miejsce upamiętnienia ponad 100 tys. ofiar atomowych nalotów, głównie stał w milczeniu, a kiedy już przemówił, oddał hołd ofiarom, po czym mówił ogólnie o ciemnych stronach natury człowieka oraz niebezpieczeństwach wynikających z zastosowania nauki do prowadzenia wojen. Kluczowe słowo nie padło.
Przełomowy krok
Niewypowiedzenie przez Obamę przeprosin za zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki nie może być jednak zaskoczeniem. Amerykanie są konsekwentni i nawet nie wdają się w dyskusje. Choć temat przeprosin przewija się już od dekad przy okazji rocznic bombardowań, to władze USA niezmiennie stoją na stanowisku, że nie mają za co przepraszać.
Wielkim przełomem było samo pojawienie się Obamy w Hiroszimie i złożenie przez niego hołdu ofiarom nalotów atomowych. Przez 71 lat nie zdecydował się na to żaden inny urzędujący prezydent USA. Ambasador Japonii w USA Kenichiro Sasae powiedział CNN, że Biały Dom wyrażał zainteresowanie przyjazdem do Hiroszimy już od początku rządów Obamy, bo jedną z jego głównych idei w okresie pierwszej kadencji prezydentury było uwolnienie świata od broni jądrowej. Oddanie hołdu ofiarom jej jedynego użycia bojowego byłoby bardzo wymowne i pasowało do ogólnej polityki.
Przejście od chęci do czynów zajęło jednak dekadę. Można się domyślać, że było to w znacznej mierze spowodowane polityką wewnętrzną w USA. Kwestia oceny zbombardowania Hiroszimy i Nagasaki jest tam bardzo delikatnym tematem. Podobnie drażliwa ta kwestia pozostaje w Japonii i wbrew pozorom jej władzom oraz obywatelom nie zależy bardzo na tym, aby Amerykanie zaczęli się otwarcie bić w pierś za atomową pożogę.
Skutki atomowej pożogi na filmie »
Amerykanie przepraszać nie chcą
Ci przede wszystkim jednak nie mają zamiaru tego robić. Według najnowszego sondażu, wykonanego w połowie maja, 45 proc. Amerykanów jest przekonanych, że ich państwo słusznie uczyniło, używając broni jądrowej w Japonii. Tylko 25 proc. jest przeciwnego zdania. Reszta go nie ma wcale. Podobne wyniki dają sondaże regularnie przeprowadzane od końca II wojny światowej. Przeciwnicy bombardowań zawsze byli w wyraźnej mniejszości.
W USA podstawowym usprawiedliwieniem dla użycia broni jądrowej jest teoria, że skróciło to wojnę i zapobiegło inwazji lądowej na Japonię, która kosztowałaby życie setek tysięcy amerykańskich żołnierzy i milionów Japończyków. Popularności tego poglądu nie zmienia fakt, że współcześnie wielu historyków go podważa. W ich ocenie Waszyngton użył broni jądrowej głównie w celu wywarcia wrażenia na Stalinie i zniechęcenia go do podejmowania ewentualnych agresywnych kroków przeciw USA. Sama Japonia miała już być skłonna do poddania się.
Niezależna od sporu o zasadność użycia bomb atomowych jest kwestia oceny moralnej. Przeciwnicy przepraszania podkreślają, że to Japonia zaatakowała USA w 1941 r., to Japończycy postępowali niezwykle brutalnie z jeńcami wojennymi i ludnością cywilną na podbitych przez siebie obszarach i to oni dopuszczali się zbrodni wojennych.
Na tym tle jedynym dyskusyjnym z moralnego punktu widzenia działaniem Amerykanów było bombardowanie japońskich miast. Chcąc sterroryzować Japończyków i sparaliżować ich przemysł, zwykłymi bombami zamienili większość japońskich aglomeracji w pogorzeliska i zabili setki tysięcy cywili, więcej niż w Hiroszimie i Nagasaki. Choć było to działanie okrutne (zarówno bombardowania konwencjonalne jak i atomowe), to jednak wymierzone w ogólny potencjał militarny wrogiego państwa, a co za tym idzie – nigdy nie zostało uznane za zbrodnię wojenną.
W wywiadach przed udaniem się do Hiroszimy sam Obama nawiązywał do tego wątku. Stwierdził, że przywódcy muszą podejmować podczas wojny "trudne decyzje", natomiast ich oceną powinni się zajmować historycy.
Niewygodne przeprosiny
Znamienne jest to, że oczekiwanie przeprosin od Amerykanów nie jest powszechną postawą w Japonii. Według sondażu przeprowadzonego w maju przez gazetę "Japan Times", nie chce tego aż 64,9 proc. obywateli. Wśród Japończyków powszechne jest poczucie winy za II wojnę światową i świadomość okrucieństw popełnionych przez przodków. Brakuje więc moralnych podstaw do oczekiwania przeprosin.
Co najbardziej znamienne, w sondażu przeprowadzonym przez agencję Kyodo wśród ocalałych z ataku jądrowego aż 78,9 proc. respondentów odpowiedziało, że nie oczekuje przeprosin. Wyrażali natomiast wielkie oczekiwania związane z samym przybyciem Obamy i upamiętnieniem przez niego ofiar. Ich postawa jest zgodna z inskrypcją wyrytą na symbolicznym nagrobku zabitych przez bombę: "Niech dusze spoczywają tutaj w pokoju, bowiem nigdy nie popełnimy tego błędu". Słowa dobrano w ten sposób, że za błąd można uznać zarówno wszczęcie wojny przez Japonię, jak i jej zakończenie przy pomocy broni jądrowej przez USA.
Przeprosiny mogłyby też być niewygodne dla rządu Japonii. Pokazuje to jedna z depesz ambasady USA w Tokio z 2009 r., ujawniona podczas afery Wikileaks. Podczas rozmowy ambasadora USA z szefem japońskiego MSZ Mitoji Yobunaką ten drugi miał powiedzieć, że należy studzić oczekiwania opinii publicznej związane z nadchodzącą wizytą Obamy w Japonii. Pomysł odwiedzenia przez prezydenta Hiroszimy i wygłoszenie przeprosin określił jako "nawet nie podlegający dyskusji".
Japońskie władze obawiają się, że słowo "przepraszam" mogłoby poważnie nadwerężyć relacje Japonii z USA – ze względu na krytyczną reakcję znacznej części amerykańskiego społeczeństwa. Japończykom natomiast bardzo zależy na utrzymaniu bliskiego sojuszu z supermocarstwem. Co więcej, obecne władze z premierem Shinzo Abe na czele stawiają sobie za cel skończenie z polityką przepraszania za japońskie zbrodnie popełnione podczas II wojny światowej. Gdyby amerykański prezydent powiedział "przepraszam" w Hiroszimie, to jak wyglądaliby Japończycy, których Chińczycy i Koreańczycy nadal oskarżają o niedostateczną pokorę za wojenne zbrodnie?
Odwiedzając Hiroszimę, Obama najpewniej wykonał najdalej idący krok, na jaki kiedykolwiek zdecydują się Amerykanie. Być może składanie hołdu ofiarom atomowych nalotów stanie się nową tradycją i kolejni prezydenci też będą to robić w imię wzmocnienia przyjaznych relacji z Japonią. Natomiast ci, którzy liczą na słowa skruchy, zapewne nigdy się ich nie doczekają.